Filar drużyny problemem Juergena Kloppa. Czas na zmianę warty w Liverpoolu? "Mocno obniżył loty"
Od lat stanowi kluczowe ogniwo układanki Juergena Kloppa, zakłada nawet opaskę kapitańską Liverpoolu. Jordan Henderson ostatnio jednak stanowi problem ekipy “The Reds”. Wcześniej gwarantował stabilizację, teraz wnosi chaos. Niewykluczone, że nadchodzi czas na zmianę warty.
Jeżeli z opaską kapitańską na ramieniu prowadzisz kolegów z zespołu do pierwszego od trzech dekad mistrzostwa kraju i wygrywasz Ligę Mistrzów, to bez dwóch zdań można stwierdzić, że zapisałeś się w historii klubu. Dlatego Jordan Henderson będzie zapewne długo wspominany przez kibiców “The Reds”. Piłkarz, którego latami uznawano za absolutnie kluczowe ogniwo ekipy Juergena Kloppa, a w 2019 roku został wybrany najlepszym angielskim zawodnikiem, ostatnio jednak znacznie obniżył loty.
Niedawne występy Anglika pokazują, że nadchodzi czas, by wychowanek Sunderlandu stracił miejsce w podstawowej jedenastce Liverpoolu. Wcześniej wprowadzał do środka pola stabilizację. Teraz niesie raczej chaos i niedokładność. A tego w walce o najwyższe cele należy unikać.
Przeszedł wszystko
Hendersona uważano za wielki talent już na samym starcie jego kariery. Gdy grał dla Sunderlandu, bacznie obserwowali go skauci Manchesteru United. Sir Alex Ferguson wspominał nawet, że poważnie rozważał pozyskanie go, lecz ten zakup odradził mu sztab medyczny. Doradcy twierdzili, że środkowy pomocnik biega w sposób, który… może doprowadzić do poważnych problemów z kolanami.
Szkot posłuchał i odpuścił. Rok temu przyznał, że naprawdę imponowały mu umiejętności młodego zawodnika i czuje, że “stracił okazję do pozyskania naprawdę świetnej osoby”. Młodziana ściągnął Liverpool. Od tamtej pory minęła już ponad dekada, a reprezentant Anglii napisał kawał historii na Anfield.
Był obecny, gdy zespół zaczynał wygrzebywać się z kryzysu na początku poprzedniej dekady, pracował z Sir Kennym Dalglishem, Brendanem Rodgersem i Kloppem, w międzyczasie otrzymując opaskę kapitańską. Jako kapitan święcił z drużyną ostatnie wielkie sukcesy. Na murawę w koszulce Liverpoolu wybiegł ponad 400 razy. To już jedna z legend - może nie największych, ale takich na pewno godnych zapamiętania.
W historii każdej legendy nadchodzi jednak trudniejszy moment. Taki, w którym wiele się nie układa. Spada forma, pojawiają się błędy i problemy. Od pewnego czasu z takim okresem zmaga się 31-latek. I wydaje się, że tak zagubionego Hendersona nie oglądaliśmy chyba nigdy.
Można wysnuć przypuszczenie, że podłoże problemów leży w wydarzeniach sezonu 2015/16. Do tej kampanii spisywał się naprawdę świetnie, wyglądał na prawdziwego lidera, lecz na jej starcie przyplątał się uraz pięty i konieczna okazała się operacja. Następnie doszło pęknięcie jednej z kości prawej stopy. A po powrocie na murawę zdarzył się uraz kolana. Po tym “rwanym” okresie pomocnik wrócił zmieniony.
Spekulowano, że ból stopy i dyskomfort może u niego powodować nieuleczalne zapalenie tkanki łącznej w okolicach pięty. Od tamtej pory był już trochę innym piłkarzem, mniej zdecydowanym, nie aż tak pewnym, jak wcześniej, choć zdarzały mu się lata niezłe ‐ jak te, ukoronowanie sukcesami. Od dwóch lat oglądamy jednak jego stały regres.
Zagubiony
Kibice oglądający niedawny mecz ligowy z Burnley mogli momentami łapać się za głowę. Wracający po drobnym urazie kapitan Liverpoolu zupełnie nie mógł odnaleźć się na murawie. Zaliczał niesamowicie wiele niedokładnych zagrań. Ustawiał się źle, brakowało mu dynamiki. Występ przeciwko “The Clarets” nie był pierwszym takim w obecnym sezonie. Z doświadczonym zawodnikiem ewidentnie dzieje się coś złego.
Skuteczność podań na poziomie około 50%, 20-krotne oddanie posiadania rywalom - takie statystyki to zaprzeczenie powszechnie komplementowanego jeszcze dwa lata temu Hendersona. Gracz, którego wybrano najlepszym angielskim piłkarzem 2019 roku, który za sezon 2019/20 dostał nagrodę dla zawodnika sezonu wg Football Writers Association oraz kibiców swego klubu, stanowi wtedył uosobienie stabilizacji w środkowej strefie boiska.
Sir Kenny Dalglish, wspominając wyjazd na mecz Blackburn - Sunderland, gdzie oglądał nastoletniego jeszcze pomocnika, mówił o nim, że “na boisku był tylko jeden zawodnik, próbujący zagrać przemyślane podania”. I właśnie tym odznaczał się Anglik przez lata. Może i nie rzucał się w oczy, ale dobrze wiedział, gdzie posłać piłkę, aby zachować odpowiedni balans ryzyko-bezpieczeństwo. To właśnie utrzymanie futbolówki i odpowiedzialność stanowiły jego największe atuty.
Mecz z Burnley to zaś wręcz wyolbrzymienie ostatnich bolączek “Hendo”. Regres widoczny jest już od dłuższego czasu. W bieżącym sezonie ligowym zszedł z dokładnością swoich podań do 82%, to jego najgorszy wynik w ciągu ostatnich pięciu lat. Ba, portal statystyczny “FBref.com” wyliczył, że lepiej wypada aż 53% (tak, ponad połowa!) pomocników w pięciu najmocniejszych ligach Europy. A mówimy o przecież o piłkarzu jednego z najmocniejszych klubów na kontynencie.
Jeżeli chodzi o kadrę “The Reds”, gorsze statystyki pod tym względem mają tylko James Milner i Alex Oxlade-Chamberlain, choć należy pamiętać, że wpływ na ich wynik mogą mieć występy na innych pozycjach, odpowiednio boku obrony i w ataku.
Potrzeba pewności
Klopp od zawodników środka pola oczekuje raczej stabilizowania sytuacji na boisku i asekurowania bocznych stref, gdy za kreowanie gry biorą się boczni defensorzy. To właśnie Andrew Robertson i Trent Alexander-Arnold przejmują u niego ten tradycyjny obowiązek środkowych pomocników.
Nie oznacza to jednak, że centralna strefa boiska nie jest istotna w systemie 4-3-3 preferowanym przez Niemca. Poczynania piłkarzy linii pomocy mogą czasami pozostawać niedostrzeżone, ale Georginio Wijnaldum, Henderson i Fabinho byli absolutnie kluczowi zarówno w mistrzowskiej kampanii Premier League, jak i wygranej w Lidze Mistrzów. To oni pozwalali zachować odpowiedni balans na murawie i kontrolować boiskowe wydarzenia.
Odpowiedni doskok do rywala, przechwyt i odpowiedzialne rozprowadzenie futbolówki z możliwym rozpoczęciem akcji zaczepnej - to właśnie najważniejsze zadania środkowych pomocników Kloppa. Anglik dwa lata temu wydawał się nie do wyjęcia z podstawowej jedenastki, ale teraz wygląda w każdym z tych elementów gorzej niż Thiago Alcantara, który ostatnio naprawdę zaczyna przypominać samego siebie z czasów Bayernu, a także Naby Keita. Fabinho, najbardziej cofniętego z tercetu, w tych porównaniach należy raczej pominąć z uwagi na delikatnie bardziej defensywną rolę.
Ale już wspomniani Hiszpan i Malijczyk są dużo bardziej dynamiczni i “zdecydowani” od 31-latka. Temu, jak się wydaje, brakuje lekko pary. Gdy intensywność jest zbyt duża, ma problemy z realizacją powierzonych mu zadań. W małych przestrzeniach się gubi. Widać to, zwłaszcza gdy potrzeba szybkiego, instynktownego odegrania piłki do partnera. U Hendersona włącza się wtedy tryb “byle gdzieś oddać”. Gdzie? On chyba sam nie do końca wie. Wygląda to momentami pokracznie.
Pora na zmianę?
W aktualnych rozgrywkach wychowanek Sunderlandu jest najczęściej grającym pomocnikiem z talii kart Juergena Kloppa. To zresztą dobrze znany obrazek - Niemiec od początku przygody na Anfield ufa obecnemu kapitanowi “The Reds”. Jeżeli jednak spojrzymy na wyniki zespołu, gdy Anglik wychodzi w podstawowej jedenastce i porównamy to z jego konkurentami, możemy zauważyć, że również pod tym względem wypada słabo na tle Keity i Thiago.
Klopp na razie stronił od wystawiania ich razem od pierwszej minuty. Najczęściej z nimi wystawiał Fabinho oraz Hendersona, ewentualnie Jonesa lub Oxlade’a-Chamberlaina, a w początkowej fazie sezonu również młodego Harveya Elliotta. Nastolatek niedawno wrócił po kontuzji i ponownie pojawia się na liście dostępnych opcji. Możliwe, że w obliczu spadku formy kapitana, niemiecki menedżer postanowi spróbować czegoś nowego i zaproponować inne zestawienie linii pomocy. Odrobina odpoczynku mogłaby okazać się odpowiedzią na problemy Hendersona. Wszak trudno zakładać, że zapomniał, jak gra się w piłkę.
Może to nadmierna intensywność w połączeniu z kontuzjami, jakie przydarzyły się w środku pola Liverpoolu i utrudniły rotację, sprawiły, że Anglik zaczyna się gubić. Jego najgorsze występy przypadają bowiem właśnie na najbardziej “rwane”, dynamiczne spotkania lub starcia z zespołami odznaczającymi się wybieganiem i siłą fizyczną - np. walecznym Burnley.
Niemniej, Jordan Henderson z pewnością musi liczyć się z tym, że będzie skrupulatnie obserwowany przez kibiców i dziennikarzy. Gdzieś zaginął gracz, na którym Klopp przez kilka lat opierał swój zespół. Nie daje tego, co dawniej. I chyba nadchodzi pora na zmianę w środku pomocy.
***
Za konsultację merytoryczną dziękuję Jakubowi Schulzowi z “Angielskiego Espresso”.