"Byłem zaskoczony, że Real pozwolił mu odejść". Fenomen z Serie A gotowy do podboju Europy

"Byłem zaskoczony, że Real pozwolił mu odejść". Fenomen z Serie A gotowy do podboju Europy
Lisa Guglielmi / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 19:16
O Como mówiło się przede wszystkim za sprawą głośnych transferów weteranów. W ekipie Cesca Fabregasa wylądowali między innymi Andrea Belotti, Raphael Varane, Sergi Roberto, Pepe Reina, Alberto Moreno czy Dele Alli. To jednak nie oni z tego przepastnego zaciągu okazali się najważniejsi.
Przyjęło się, że we włoskiej piłce nie ma wielkich pieniędzy. Szczególnie mniejsze kluby oglądają każde euro z dwóch stron, stronią od wydawania dużych kwot. To właśnie przedstawiciele Serie A najczęściej proponują dziwne układy transferowe, rozbijanie płatności na kilkanaście rat, uwzględnianie sporej części sumy w postaci bonusów. Tego rozwiązania szukają nawet najwięksi - Juventus wydał 51 milionów za Douglasa Luiza z Aston Villi, ale w rozliczeniu wysłał Samuela Ilinga-Juniora oraz Enzo Barrenechea za łącznie 22 miliony.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jednocześnie jednak w całym sezonie 2024/25 tylko w Premier League przeznaczono więcej pieniędzy na odstępne. Serie A niemal dobiła do 1,3 mld euro, podczas gdy pozostałe ligi, nie licząc wspomnianych Anglików, nawet nie przekroczyły miliarda. Wielka w tym zasługa "Starej Damy", Milanu, Atalanty, Romy, Napoli, ale też Como. Beniaminka, który wydał więcej niż broniący tytułu Inter.

Szał ciał

O ile teoria o ogólnej biedocie w Serie A to nie do końca prawda, o tyle beniaminki faktycznie potrafią zaciskać pasa. Parma przeznaczyła na wzmocnienia 50 milionów euro, co uplasowało ją w środku stawki. Jeszcze mniej, bo nieco ponad 21 milionów, wydała Venezia. Bardziej oszczędne w całej lidze okazały się jedynie Hellas Verona, Lecce, Cagliari, Monza i pogrążone w problemach Empoli. Como tymczasem wyłożyło blisko 97 milionów - ściągnęło aż 30 piłkarzy. Nie, to nie żart.
Było to możliwe dzięki właścicielom klubu z Lombardii. "I Lariani" znajdują się w rękach PT Djarum, indonezyjskiego molocha zajmującego się między innymi produkcją wyrobów tytoniowych. Szacuje się, że dorobek braci Roberta Budiego Hartono i Michaela Bambanga Hartono, stojących na czele klubu, sięga 48 miliardów dolarów. Naprawdę mają pieniądze, aby bawić się w futbol. W innym razie nad Como tak prędko nie trafiłby Cesc Fabregas, który w Serie B zakończył swoją piłkarską karierę. W innym razie mniejszościowym udziałowcem nie zostałby sam Thierry Henry, chociaż sam Francuz co innego uważa za główną wartość beniaminka.
- Długo czekałem na zaangażowanie się w projekt taki jak Como. Klub z ambicjami, ale co najważniejsze, taki, który wyznaje te same wartości co ja - że klub i jego lokalna społeczność muszą żyć w harmonii. Dla mnie klub piłkarski jest niczym bez swojej lokalnej społeczności. Teraz jednak często widać, jak komercja zrywa tę szczególną więź, a dusza klubu zostaje utracona - przekazał Henry w oficjalnym oświadczeniu.
Como, owszem, doprowadziło do rozwoju regionu, jeszcze podniosło i tak wysoką wartość turystyczną. Sam Henry zaangażował się w lokalny browar produkujący piwo filtrowane przez jedwab. Pod względem wydatków na piłkarzy próżno jednak stwierdzać, aby beniaminek wzbogacał Włochy. Wśród 30 sprowadzonych zawodników znajdziemy zaledwie pięciu ściśle związanych z Półwyspem Apenińskim. Żaden z nich nie ma mniej niż 25 lat, a łącznie kosztowali 23,5 miliona. "I Lariani" koncentrują się na innych rynkach.
Nie chodzi wcale o weteranów, chociaż to ich nazwiska najbardziej przemawiały do masowej świadomości. Sergi Roberto, Dele Alli czy Pepe Reina pozwolili na rozkręcenie marketingu, lecz na boisku liczy się przede wszystkim młodsza generacja. Generacja szeroko reprezentowana, wszak beniaminek sięgnął w dwóch okienkach po 11 graczy U23. Ponad 33% całego zaciągu stanowiła melodia, która miała wybrzmieć w przyszłości.
Kilku postanowiło jednak wyjść przed szereg.

Strzały w dziesiątkę

W tym sezonie Serie A Como strzeliło 33 gole. Za 20 z nich odpowiada dwóch piłkarzy - Nico Paz oraz Assane Diao. Obaj, jak łatwo się domyślić, to zawodnicy niezwykle młodzi. Paz urodził się w 2004 roku, Diao w 2005. Mimo tego już w momencie transferów mieli spore doświadczenie w grze na wysokim poziomie. Diao uzbierał bagatela 47 występów dla Realu Betis, natomiast Paz ośmiokrotnie otrzymał szansę w pierwszej drużynie Realu Madryt, którego jest wychowankiem.
Było jasne, że skrzydłowy i napastnik są obdarzeni wielkim talentem, ale, przynajmniej w teorii, nie kosztowali wielkich pieniędzy. Senegalczyka ściągnięto za 12,5 miliona, natomiast za Argentyńczyka - którego "Królewscy" początkowo zamierzali wypożyczyć - zapłacono raptem sześć milionów. Real zapewnił sobie przy tym prawo pierwokupu, zaczynające się od ośmiu milionów w 2025 roku, a kończące na dziesięciu w 2027. Szkopuł w tym, że Pazowi nie spieszy się do powrotu na Santiago Bernabeu.
- Jego celem wciąż jest pozostanie w Como na jeszcze jeden sezon, nie ma co do tego wątpliwości. Zaadaptował się w drużynie bardzo dobrze, jest szczęśliwy i uwielbia współpracę z Fabregasem - powiedział ojciec dwukrotnego reprezentanta Argentyny.
Como też będzie zależało na tym, aby Paza i Diao zatrzymać nieco dłużej. Bracia Hartono nie mają ciśnienia, aby młode gwiazdy sprzedawać, finansowo są przecież ubezpieczeni. W tym wypadku istotniejsze wydaje się więc budowanie marki, a niewiele rzeczy działa lepiej niż roztaczanie aury miejsca znakomicie rozwijającego piłkarzy. "I Lariani" śmiało mogą do tego miana predestynować.
Squawka wyliczyła, że w tym sezonie Diao zdobył więcej bramek niż jakikolwiek inny nastolatek w pięciu najlepszych ligach Europy. Paz był zaś drugim najmłodszym po Laminie Yamalu z przynajmniej pięcioma golami i asystami. W całej Serie A żaden gracz U21 nie miał większego wpływu bezpośredniego na bramki zdobywane przez swój zespół. Takiego młodego duetu nie ma na całym Starym Kontynencie.
- Byłem zaskoczony, że Real pozwolił Nico odejść. Dla mnie już wtedy wydawał się piłkarzem z czołówki. Jeśli Real nie zechce go odkupić, to nie sprzedamy go nawet za 50 milionów. Chcemy budować przyszłość z tymi piłkarzami - powiedział Fabregas, cytowany przez DefensaCentral. - Nie jesteśmy nastawieni na spekulowanie piłkarzami. Oczywiście, Manchester United może przyjść i zaproponować 40 milionów za Diao, ale to nie znaczy, że on odejdzie. Celem pozostaje budowanie zespołu z graczami, którzy nam pasują - dodał Hiszpan, tym razem cytowany przez Metro.

Spokojna przyszłość

Como wydaje się poukładane od najniższych szczebli aż po sam szczyt. Właściciele dbają nie tylko o klub, ale i lokalną społeczność. Nawet przebudowa Stadio Giuseppe Sinigaglia ma koncentrować się na utrzymaniu jego łączności z sąsiadującym jeziorem. Planowane są również inwestycje dotyczące mody, stylu życia. Wielosektorowe podejście do sprawy siłą rzeczy powinno pozytywnie rezonować na "I Lariani".
W kwestii samej drużyny najważniejszy pozostaje jednak spokój. Chociaż Fabregasa łączy się między innymi z Romą lub RB Lipsk, to raczej mało prawdopodobne, aby Hiszpan miał ochotę do porzucenia otwartego projektu, który zapewnia mu cieplarniane warunki. Szkoleniowiec już na samym starcie otrzymał dużą wolność, bez żadnego problemu sprowadził do zespołu pięciu rodaków. Nie musi również martwić się o to, że młode gwiazdy na pewno zostaną sprzedane, bo w przeciwnym razie stan finansów będzie alarmujący.
Fabregas, jako jeden z nielicznych trenerów, przejmuje się jedynie wynikami. Te zaś są bardzo dobre. Como celowało w utrzymanie w Serie A, a na pięć kolejek przed końcem jest już tego w zasadzie pewne. Ba! Istnieje spora szansa na najlepszą od 37 lat lokatę. W 1988 roku "I Lariani" uplasowali się na dziesiątej pozycji, teraz tracą punkt do znajdującego się tam Torino. Całkiem niezły początek wielkiego projektu.

Przeczytaj również