Fejki zalewają rynek. Polska też już ma problem, kuriozalna historia z koszulką Legii
Zbliżają się święta, co oznacza ostatnie dni zakupowego szału. Część piłkarskich kibiców chciałaby zobaczyć pod choinką koszulkę swojego ulubionego klubu. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że w obecnych czasach trzeba mocno uważać. Na rynku pojawia się bowiem coraz więcej podróbek, dotyczy to już także Ekstraklasy.
Kto nie tego nie zna - lato, wakacje w Turcji, Egipcie czy innym kraju basenu Morza Śródziemnego. Wchodzimy na bazarek, a tam one - tak wyczekiwane przez każdego fana futbolu koszulki piłkarskie. Tak naprawdę kiedyś nawet nie trzeba było wybierać się aż tak daleko, bo najróżniejsze trykoty były do zdobycia na każdym większym polskim targowisku. Nikt nie przejmował się, skąd one pochodzą i czy herb Barcelony czy innego Manchesteru United rzeczywiście pozbawiony jest aż tylu szczegółów. Czasy się jednak zmieniły, oryginalne koszulki są dużo szerzej dostępne, a szara strefa przeniosła się w dużej mierze do Internetu.
W ostatnim czasie w sieci jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne sklepy sprzedające podrobione koszulki. Zazwyczaj młodych klientów nie obchodzi jakość koszulki ani też jej pochodzenie. Nie liczy się też miłość do ukochanego klubu i fakt, że w ten sposób taki kibic de facto go okrada. Najważniejsza jest cena. Ma być tanio, a szczęśliwy fan chce się stać posiadaczem nowego kompletu najlepiej zaraz po jego premierze. Oczywiście nie wszyscy robią to z premedytacją, jest duża grupa, która pada po prostu ofiarą oszustwa. Globalizacja futbolu i handlu pozwoliła bowiem fałszerzom na dotarcie do dużo szerszego grona odbiorców. To trend, który zauważamy coraz mocniej również w przypadku Polski.
Ekstraklasa nie jest w tyle
Jakiś czas temu rodzimy Internet obiegły zdjęcia podrobionych koszulek Legii Warszawa z tego sezonu. Pochodziły one z rzekomo chińskiego sklepu reklamującego swoje “produkty” na Facebooku. Jeden z użytkowników Twittera trochę z czystej ciekawości postanowił się skusić. Koszt całej operacji - 219 złotych za dwie sztuki z możliwością zapłaty za pobraniem - na pewno był już sam w sobie kuszący. Ta sama koszulka w oficjalnym sklepie Legii kosztuje bowiem 339 złotych. Choć paczka przyszła już po czterech dniach, co jak na wysyłkę z Chin było co najmniej ekspresowe, w środku nie było koszulki, która choć w małym stopniu przypominałaby trykot “Wojskowych”. Znalazły się tam za to dwa białe t-shirty.
- Legia jest na tyle popularnym klubem, że jej koszulki już wcześniej były podrabiane. Hitem były kiedyś te trykoty z poprzecznym pasem z sezonu, kiedy “Wojskowi” występowali w Lidze Mistrzów. Teraz po prostu pojawiły się też na chińskich portalach. Osoby ze środowiska kolekcjonerów starają się nagłośnić ten temat, bo tych przykładów pojawia się coraz więcej. W Internecie znajdziemy podróbki koszulek Lecha Poznań czy Pogoni Szczecin, ich producenci potrafią więc nieźle wybadać nasz rynek. Wraz ze wzrostem popytu ten biznes też mocno pnie się w górę - opowiada nam Artur Banach, prezes fundacji “#KitsUP” zajmującej się organizacją konwentów dla kolekcjonerów koszulek piłkarskich.
Kibice Legii, Lecha czy Pogoni mogą znaleźć podróbki na chińskich platformach. Trykoty “Kolejorza” jakiś czas temu pojawiły się też na stronie reklamującej się jako oficjalny sklep Macrona, dostawcy strojów poznańskiego klubu. Macronssale.shop imitowało całkiem wiernie stronę włoskiego producenta. Widniało na niej jego logo, a nawet grafiki klubów, które występują w sprzęcie tej firmy. Oczywiście do tego wszystkiego koszulki można było tam dostać po okazyjnej cenie, kilkakrotnie taniej niż u licencjonowanych sprzedawców. Choć dla wprawionego w bojach kolekcjonera takie oszustwo jest łatwe do wykrycia, nawet ich próbuje się w ostatnim czasie naciągnąć.
- Wiem, że chłopaki, którzy zbierają np. polskie kluby, coraz częściej mają propozycje zakupu “retro trykotów”, które w praktyce są samoróbkami - tu ktoś dokleił “Lewego” na plecach starej koszulki Lecha, tam ktoś dorzucił Bakomę i herb na koszulkę imitującą Widzew. I w przypadku zaprawionych kolekcjonerów to są raczej problemy tego typu, bo jeśli ktoś ma wprawę, to nie da się raczej naciągnąć przy zakupach online - w praktyce więc ta plaga podróbek niewiele dla nich zmienia - mówi w rozmowie z nami Mateusz Sebastian, specjalista ds. koszulkowego designu i autor “Fusbal Sztand”.
Podejrzany flamaster
Choć szemrane strony często są blokowane lub zawieszane, niektóre wracają. Tak się stało choćby w przypadku popularnej zwłaszcza wśród młodej klienteli chińskiej platformy Messi100, która zasłynęła sprzedażą podrobionej odzieży sportowej w wyjątkowo promocyjnych cenach. W takiej sytuacji mamy do czynienia zazwyczaj ze świadomą decyzją konsumencką. W okresie przedświątecznym może znaleźć się jednak sporo osób, które będą chciały zakupić dla kogoś koszulkę piłkarską, ale nie dysponują odpowiednią wiedzą. Tego typu klienci są łatwo narażeni na oszustwo - czy to w Internecie, czy nawet w realnym świecie.
- Istnieje kilka sposobów, jak można odróżnić koszulę oryginalną od podrabianej. Podstawowy polega na sprawdzeniu kodu. Większość dużych producentów ma je na wewnętrznych metkach. Kiedy wpiszemy go wyszukiwarkę i dodamy nazwę klubu, powinny pojawić się z miejsca te oryginalne koszulki. Jeśli tak się nie stanie, powinniśmy nabrać wątpliwości. Może się zdarzyć, że kod jest ok, ale nie zgadza się on z daną drużyną. Dzieje się tak w momencie, w którym fabryka podróbek udanie przechwyci pojedynczy kod. Musimy też zwrócić uwagę, czy metka nie jest w jakiś sposób oznaczona - flamastrem czy długopisem. Oryginalny producent nigdy by sobie na to nie pozwolił. Wreszcie warto również spojrzeć na detale takiej koszulki - czy zgadza się logotyp producenta, herb klubu czy inne charakterystyczne szczegóły - wylicza Banach.
Kiedy decydujemy się na zakup koszulki z niezbyt pewnego źródła, warto też posiłkować się zdjęciem oryginalnego egzemplarza, które zwykle jest dostępne w Internecie. W ostatnich latach coraz częściej zdarza się, że podrabiane są poszczególne elementy koszulki, np. “namesety”, czyli nazwiska i numery piłkarzy. Przy odpowiednim researchu je również możemy na szczęście znaleźć w sieci. Przy zakupie w Internecie sprawa jest o tyle prosta, że i tak siedzimy wtedy przed komputerem. Nieco bardziej skomplikowanym procesem jest wybranie się do któregoś z lumpeksów, który również może okazać się prawdziwym rajem dla fanów piłkarskiego designu. Tam trzeba zachować odpowiednią ostrożność.
- Pewnie niestety kilka razy trzeba się naciąć. A potem czytać, pytać i unikać pochopnych decyzji. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób można uniknąć podróbek. Najpierw należy ustalić producenta i sezon, z którego pochodzi dany trykot, a potem zaczyna się wertowanie poradników i grup. Na początek polecam wejść np. na eBay, wpisać klub i rocznik i obejrzeć szczegółowo obfotografowane najdroższe egzemplarze. Metki, necktag, materiał, stopień zużycia w stosunku do rocznika - to wszystko da się wyczytać ze zdjęcia - dodaje w rozmowie z nami Marcin Kostaszuk, poznański kolekcjoner koszulek piłkarskich.
Ćwierć miliarda straty
Problem z podróbkami z roku na rok staje się coraz większy. Zgodnie z badaniem przygotowanym przez Corsearch, w zeszłym sezonie kluby z Premier league z tytułu sprzedaży koszulek meczowych odnotowały przychód rzędu 489 milionów funtów. Natomiast do kieszeni producentów podróbek w analogicznym okresie trafiło w sumie 180 milionów. Różnica polega na tym, że podczas gdy sprzedano łącznie 10 milionów oryginalnych trykotów, w tym samym czasie na rynku nowych właścicieli znalazło aż 16,2 miliona podrobionych egzemplarzy. W samej tylko lidze angielskiej kluby straciły z tego powodu około ćwierć miliarda funtów.
- Trzeba odróżnić świadomy zakup podrabianej koszulki od nieświadomego zakupu. Jeśli sam decydujesz się na pozyskanie podróbki, poniekąd też popełniasz jakichś szereg wykroczeń. Ludzie się tym nie przejmują, bo jesteśmy trochę przyzwyczajeni do podrabianej odzieży. Na ulicach często widujemy ludzi w koszulkach marek “premium” takich jak np. Gucci, które niekoniecznie są oryginalne. Sporo tego typu produktów jest dostępnych w Internecie, choćby na Marketplace na Facebooku. Dużo bardziej obawiam się o te nieświadome zakupy. Kolekcjonerzy znają realia rynku i wiedzą, ile co powinno kosztować, ale przecież jest sporo osób, które się na tym nie znają. Chcą kupić fajny prezent, ale ten ostatecznie okazuje się podróbką - zauważa Banach.
W minionym sezonie średnia cena oryginalnej koszulki klubu z Premier League wyniosła 76,5 funta. Dla porównania, by zdobyć podróbkę, trzeba było liczyć się z wydatkiem rzędu zaledwie 11 funtów. To oznacza, że falsyfikat jest tańszy od autentyku o około 86 procent. To głównie aspekt ekonomiczny sprawia, że coraz więcej kibiców decyduje się na zakup podróbek. Tylko Anglii w zeszłym sezonie na każdą sprzedaną oryginalną koszulkę przypadło ponad półtorej sztuki podrobionej.
- Osobiście nigdy nie kupiłem koszulki piłkarskiej za więcej niż 450 złotych, a mam w szafie kilka o wartości rynkowej dwukrotnie wyższej. Dla przykładu - jestem kibicem Tottenhamu i gdybym chciał teraz kupić ich trzeci trykot w technologii meczowej, to wydałbym na niego prawie tysiąc złotych. Nigdy tego nie zrobię, bo choć domowy budżet by mi na to pozwolił, to za tyle mogę np. spędzić z rodziną weekend we Włoszech. Ale nie obrażam się na producentów, że takie dyktują ceny. Po prostu nie jestem już w tej chwili ich targetem. Nie chcę ponosić takiego wydatku, więc nie będę miał tej koszulki wcale lub nabędę ją, jeśli nadarzy się super okazja. Tak samo działa to ze smartfonami, samochodami, zegarkami czy nawet meblami - opisuje Sebastian.
Ceny porażają
W obecnych czasach wydatek związany z zakupem nowej koszulki czasem może być naprawdę ogromny. Nowy trykot w wersji meczowej z pełnym nadrukiem może kosztować nawet setki, a nawet tysiąc złotych. To cena astronomiczna, a przecież wciąż mówimy tylko o kawałku materiału z tworzywa sztucznego, najczęściej poliestru. Nie jest jednak tak, że wymarzonej koszulki nie da się dostać w lepszej cenie. Po prostu czasem trzeba trochę poczekać, bo zarówno kluby, jak i legalne strony stosunkowo szybko decydują się na obniżkę cen. Oczywiście bywa, że trzeba uzbroić się w cierpliwość. Ale tylko w ten sposób nie okradamy ulubionego zespołu czy reprezentacji.
- Kiedy decydujemy się na zakup podróbki, wspieramy zorganizowaną przestępczość. Nie pomagamy w ten sposób żadnym małym biznesom. To zorganizowani przestępcy, którzy swoim dochodem z nikim się nie dzielą. W Chinach podrabia się teraz wszystko - od wina, przez narkotyki, po koszulki. Te ostatnie są obecnie za drogie, ale to jest trochę jak z nowymi samochodami. Nowy model zawsze będzie sporo kosztować, ale jeśli poczekamy te trzy-cztery lata, będzie można go kupić już dużo taniej. Tu jest podobnie - jeśli poczekamy na Black Friday albo posezonowe promocje, dostaniemy tę samą koszulkę za część początkowej kwoty. Zastanowiłbym się za to nad cenami koszulek dla dzieci. Te są zdecydowanie za wysokie i najmłodsi szybko z nich wyrastają - uważa Banach.
Wielu kolekcjonerów uważa noszenie podrobionych strojów za hańbę. Bywa, że wytykają to innym w Internecie. Z jednej strony kibic w ten sposób rzeczywiście wspiera zorganizowaną przestępczość i okrada własny zespół. Przecież z tytułu sprzedaży koszulek producenci strojów wypłacają klubom przeważnie od 7 do 15 procent wpływów. Te pieniądze oczywiście nie wpływają na ich konta, kiedy ktoś zdecyduje się na zakup podróbki. Z drugiej strony nie wszystkich jest po prostu realnie stać na oryginalny produkt - i mogą zdecydować się na świadomy zakup podróbki z przyczyn czysto ekonomicznych. Nawet jeśli pod względem etycznym to moralnie wątpliwe.
- Ten spór wykracza poza świat kolekcjonerów i zahacza o etykę wielkich korporacji, jakimi stały się największe kluby. Dbam, by w mojej kolekcji były wyłącznie oryginały, ale też nie kupuję nigdy nowych koszulek za 100 euro. Piękny trzeci trykot Lyonu stworzony ze streetartowcem Poterem po kilku miesiącach od premiery można było kupić w sklepie klubowym za 30% ceny, więc czasem po prostu warto poczekać. Gardzę oszustami wciskającymi na OLX i Vinted podróby, ale trochę mi jednak żal małolatów, którzy mają na koszulkę sto złotych, a koniecznie chcą mieć trzeci komplet Barcy, choć nawet sklep Nike go nie ogarnia, bo im się loga Spotify pomieszały. Ten sam klub oferował kiedyś wersje budżetowe, z klejonym herbem i gorszym poliestrem, ale za stosunkowo niewielkie pieniądze. Może dlatego wolę koszulki z lat 90. gdy wzory były bardziej wariackie, a właściciele klubów mniej pazerni - podsumowuje Kostaszuk.