FC Barcelona znów ryzykuje, Ronald Koeman może tego żałować. Małżeństwo z miłości, ale nie rozsądku

Stało się nieuniknione. Quique Setien zapłacił głową za niewybaczalne pasmo kompromitacji, a jego następcą został Ronald Koeman, dotychczasowy selekcjoner Holandii. Czego oczekiwać po legendarnym obrońcy, który jako zawodnik spędził w stolicy Katalonii sześć lat? I dlaczego ta decyzja może odbić się czkawką zarówno z perspektywy klubu, jak i samego trenera?
Kryzysowe sytuacje wymagają błyskawicznej reakcji, co obserwujemy właśnie na Camp Nou. Haniebna porażka z Bayernem sprawiła, że “Duma Katalonii” musi na nowo zdefiniować pewne kwestie i ruszyć w przyszłość z odświeżonym projektem. Odeszli już Setien i dyrektor sportowy Eric Abidal. A najważniejsze pytanie, które zapewne kiełkuje w głowach sympatyków “Blaugrany”, brzmi: czy Ronald Koeman to rzeczywiście właściwy kandydat na to stanowisko? Trudno w tym momencie udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
DNA Barcelony
W przypadku żadnej innej drużyny termin “DNA” (nie mylić z dnem) nie pada tak często. Sukcesy ekip Johana Cruyffa oraz Pepa Guardioli sprawiły, że na Camp Nou wymaga się nie tylko wyników, ale także przyjemnej dla oka gry. I właśnie dlatego kilka miesięcy temu zatrudniono wyznawcę tzw. Cruyffizmu, czyli Quique Setiena. Hiszpan drastycznie zawiódł, więc teraz “Barca” stawia na kogoś, kto miał bezpośredni kontakt z legendarnym Holendrem. 28 lat temu tandem Koeman-Cruyff po raz pierwszy poprowadził Barcelonę na europejski piedestał.
- Ja i Pep znamy idee Johana, jak nikt inny. Obaj graliśmy w jego drużynie i wiemy, że był to wspaniały okres. Stawialiśmy na ofensywny futbol, jakiego świat dotąd nie widział. Pep jeszcze ulepszył pomysły Cruyffa - mówił swego czasu nowy szkoleniowiec Barcelony. Wszystko to brzmi pięknie i górnolotnie, ale ile w tym prawdy, a ile próby zakłamywania rzeczywistości. No właśnie.
Problem jest taki, że pomysły, które do niedawna nazywano rewolucyjnymi, dziś zaczynają nieco trącić myszką. W ostatnich dniach i ekipa z Camp Nou, i Manchester City Guardioli doznali upokarzających klęsk w Lidze Mistrzów. Futbol idzie do przodu, a filozofia na zasadzie tysiąca i jednego podania przestaje przynosić efekty. Już Setien miał ożywić gnuśny zespół, który zawodził pod okiem Ernesto Valverde. Huczne zapowiedzi powrotu do barcelońskich korzeni zakończyły się katastrofą. Czy Koeman okaże się lepszym wyborem? Niekoniecznie. Przebieg jego menedżerskiej kariery to na razie jedna wielka sinusoida.
Trener dwóch twarzy
Mimo że Holender zaczął trenować już w 1999 r., to lista jego osiągnięć nie prezentuje się imponująco. Większość namacalnych sukcesów odnosił na rodzimym podwórku, gdzie wygrywał mistrzostwo na ławce Ajaxu oraz PSV. Ostatnim trofeum, które podniósł, był Superpuchar Holandii wywalczony z AZ Alkmaar. Jedenaście lat temu. Koeman zdobył też pewne doświadczenie w La Liga, jednak epizodu w Valencii (2007-2008) nie może zaliczyć do udanych. Na Estadio Mestalla wytrwał tylko kilka miesięcy, a pożegnał się po porażce 1:5 z Athletikiem Bilbao. “Nietoperze” zajmowały wówczas wstydliwe, szesnaste miejsce w tabeli. Warto dodać, że grali tam wtedy m.in. młody David Silva, Fernando Morientes, David Villa czy Juan Mata. Gigantyczny potencjał został zmarnowany w koncertowy sposób.
O wiele lepiej szło mu w Premier League, gdzie zaskoczył wszystkich podczas przygody z Southampton. Koeman prowadził “Świętych” przez dwa lata i aż trudno uwierzyć, że zajął kolejno siódmą i szóstą lokatę. Holender udanie wypromował takich graczy, jak Sadio Mane, Graziano Pelle czy Virgil van Dijk. Stoper Liverpoolu w rozmowie ze “Sky Sports” nie szczędził mu pochwał.
- Głównym powodem, dla którego zdecydowałem się na transfer do Southampton, była osoba Koemana. Mieliśmy wtedy fantastyczny zespół i zawsze będę miło wspominał ten okres - mówił van Dijk.
To, co perfekcyjnie działało na St. Mary’s, nie sprawdziło się w Evertonie. W klubie z Merseyside nie przyjęła się filozofia oparta na posiadaniu piłki i atakach pozycyjnych w zgodzie z holenderską myślą szkoleniową. Atak nie funkcjonował, obrona przeciekała, a menedżera zwolniono w październiku 2017 r.
Zdrada “Oranje”
Nagle pojawiła się niepowtarzalna okazja objęcia własnej narodowej reprezentacji, której jako piłkarz był niepodważalnym filarem. Po odejściu Louisa van Gaala “Oranje” radzili sobie tragicznie, o czym świadczy brak awansu na Euro 2016 i MŚ 2018. Ronald Koeman niespodziewanie okazał się lekiem na całe zło. Selekcjoner wdrożył własny styl i z powodzeniem przeprowadził wymianę pokoleniową. Zresztą na Camp Nou spotka się z jednym z dotychczasowych liderów swojej kadry.
Niesmak musi budzić jednak moment, który wybrał na zmianę pracodawcy. Wakat w Barcelonie nie pojawia się codziennie - chociaż ostatnio coraz częściej - jednak trzeba przypomnieć, że 56-letni szkoleniowiec obiecał poprowadzić drużynę narodową w trakcie przyszłorocznych Mistrzostw Europy.
- To prawda, że otrzymałem ofertę od Barcelony, jednak mam kontrakt z reprezentacją i chcę ją poprowadzić na Euro. Obecnie tylko to się dla mnie liczy. Nie wiem co stanie się w przyszłości. Mam w kontrakcie zapis, który pozwala mi odejść po turnieju, ale na razie o tym nie myślę - stwierdził kilka tygodni temu w wywiadzie dla “Catalunya Radio”. Obiecanki, cacanki, a Holendrzy się cieszyli.
Taka decyzja dziwi, biorąc pod uwagę brak stabilizacji w katalońskim klubie. Wedle medialnych doniesień Josep Maria Bartomeu planuje zwołać przedwczesne wybory prezydenckie, które miałyby odbyć się w marcu. Nowy sternik Barcelony może zechcieć gruntownych zmian i nowej twarzy na stanowisku trenera. Porzucanie Holandii dla niepewnej pracy jest po prostu lekkomyślne. Od razu przypomina się przypadek Julena Lopeteguiego, który chciał złapać dwie sroki za ogon. Po paru miesiącach był skończony zarówno w kadrze, jak i na Santiago Bernabeu. Szykuje się powtórka z rozrywki?
Ronald Koeman stąpa po cienkim lodzie i naprawdę trudno zrozumieć jego postępowanie. Z kolei kibice Barcelony raczej nie mają powodów do wyciągania szampanów z zamrażarek. Tak naprawdę nie wiemy, czy na Camp Nou wreszcie ujrzymy symptomy poprawy, czy też kolejny zapalony wyznawca dziedzictwa Cruyffa okaże się niewypałem. Koeman może okazać się kołem ratunkowym, jak i przysłowiową brzytwą. Tonąca Barcelona musi liczyć na cud.