FC Barcelona - Real Madryt. Zdrajca Luis Figo, historyczne "manity" i mecze o wszystko [ZAPOWIEDŹ]
Już dziś odbędzie się prawdziwy mecz meczów, matka wszystkich wydarzeń sportowych, najbardziej emocjonujące wydarzenie na futbolowej mapie klubowej - El Clasico. Barcelona, na oczach prawie 100 tysięcy widzów zgromadzonych na Camp Nou i setek milionów przed telewizorami, podejmie swojego odwiecznego wroga, Real Madryt. Za kilka godzin napisany zostanie kolejny rozdział najbardziej pasjonującej historii w dziejach europejskiej i światowej piłki.
O starciach między “Dumą Katalonii”, a stołecznymi “Królewskimi” można by rozprawiać godzinami, wymieniając kolejne udane rajdy Ronaldinho, Zidane’a, bomby z dystansu Roberto Carlosa czy Rivaldo, parady Zubizaretty, Casillasa, rywalizację Messiego z Cristiano Ronaldo itd.
Dziś jednak skupimy się wyłącznie na kilku “Klasykach”, które w ostatnich latach najbardziej zapadły w pamięć kibicom. Oto krótka podróż w przeszłość tej pięknej rywalizacji między dwoma największymi klubami świata. Ruszajmy, lub już nieco wczuwając się w klimat tego starcia: Vamos!
Współczesny Judasz Iskariota
Z pewnością najbardziej pamiętnym spotkaniem pomiędzy tymi ekipami w pierwszych latach XXI w. było to rozegrane 23 listopada 2002 roku. Ale, o dziwo w przypadku tak jakościowych drużyn, nie ze względu na poziom sportowy. Na boisku widzowie obejrzeli 0-0, ale wynik odgrywał kwestię drugo-, jak nie trzeciorzędną. Liczył się tylko jeden człowiek. Jeden zdrajca. Luis Figo. "Katalonia nie zapomina, Juda$zu" - głosił jeden z wielu transparentów przygotowanych "w prezencie" dla Portugalczyka.
Wyobrażacie sobie, aby nagle Sergio Ramos przeszedł do Barcelony, albo Leo Messi zasilił szeregi Realu Madryt? Nie? No cóż, nie dziwię się. Sympatycy “Blaugrany” zapewne również nigdy nie uwierzyliby, że ich dotychczasowy kapitan, symbol odrodzenia klubu nagle odejdzie z Camp Nou i to do Realu Madryt.
Luis Figo jeszcze kilka dni przed historycznym transferem pozował w nowej koszulce Barcelony, był zwarty i gotowy do rozpoczęcia kolejnego sezonu w stolicy Katalonii, ale potajemnie już miał podpisany wstępny kontrakt z “Los Blancos”. Działacze “Blaugrany” z Joanem Gaspartem na czele nie mogli odrzucić rekordowych wówczas 60 milionów euro. I tak oto Figo został żywym symbolem zdrady, obłudy.
Fani “Dumy Katalonii” oczywiście zgotowali Portugalczykowi gorące przywitanie. Już podczas pierwszego El Clasico na Camp Nou w nowych barwach Figo został “przywitany” lawiną butelek, monet, zapalniczek, wyzwisk oraz świńską głową, o której też wspominaliśmy we wczorajszym tekście, zahaczającym nie tylko o kontrowersje i skandale wokół El Clasico. Najbardziej bolesny mógł być jednak transparent kibiców o treści “Nienawidzimy Cię, bo tak bardzo Cię kochaliśmy”.
Bernabeu docenia
Rana pozostawiona na Camp Nou przez kapitana i boiskowego lidera goiła się przez kilka lat. Wszak w okresie 2000-2005 Barcelona nie dołożyła do swej pokaźnej gabloty żadnego trofeum. Lekiem na całe zło katalońskiego klubu okazał się być dopiero zakup Ronaldinho, który skutecznie wydostał “Blaugranę” z kilkuletniego marazmu.
Brazylijczyk przywrócił Barcelonie uśmiech, radość z gry oraz przede wszystkim czystą piłkarską jakość. Najlepszy dowód na to mogliśmy oglądać 19 listopada 2005 roku, gdy liderująca wówczas Barcelona przyjechała na Santiago Bernabeu.
To właśnie wtedy rodziła się wielka ekipa Franka Rijkaarda, która kilka miesięcy później sięgnęła po mistrzostwo i Ligę Mistrzów. Wielkim krokiem do zdobycia ligowego tytułu było okazałe zwycięstwo nad odwiecznym rywalem z Madrytu. “Blaugrana” zdemolowała Real aż 3:0, a niewątpliwym architektem tego sukcesu był najlepszy piłkarz w tamtym okresie, jedyny i niepowtarzalny Ronaldinho.
“Dziesiątka” Barcelony raz po raz katowała bezradną defensywą “Królewskich” kolejnymi rajdami. Zakładam, że Sergio Ramos pewnie nadal ma koszmary senne z pędzącym na skrzydle Brazylijczykiem w roli głównej. Wyczyny Ronaldinho docenili nawet kibice “Los Blancos”, którzy po drugim golu R10 wstali i...zaczęli bić mu brawo. Na taki okaz szacunku ze strony madryckiej publiczności w późniejszych latach zasłużył tylko Andres Iniesta.
Szpaler wstydu
Futbol nie lubi stagnacji, zatem już 3 lata po pamiętnej deklasacji ze strony Ronaldinho i spółki rolę się odwróciły i to Real dokonał wendety na podopiecznych Rijkaarda. Sezon 2007/08 na Półwyspie Iberyjskim został całkowicie zdominowany przez stołeczną ekipę, która w cuglach zdobyła mistrzostwo.
Przypieczętowaniem tytułu madrytczyków było wiosenne El Clasico, które przeszło do historii ze względu na konieczność oddania przez Barcelonę hołdu nowym mistrzom Hiszpanii. Drużyna z Katalonii przed spotkaniem musiała ustawić szpaler, który był tylko początkiem gehenny tamtego wieczoru.
Real postanowił jeszcze bardziej popsuć humor Barcelonie, potwierdzając różnicę klas również na boisku. Plan “Królewskich” wypalił w 100%, ponieważ zmietli oni “Dumę Katalonii” z murawy Bernabeu, wygrywając aż 4:1. Sneijder, Higuain i van Nistelrooy urządzili sobie trening strzelecki z niezbyt wymagającymi przeszkodami.
Pogrom urządzony przez odwiecznego rywala skłonił działaczy Barcelony do pożegnania się z Rijkaardem i otwarcia nowej karty w historii klubu, na którego czele stanął Pep Guardiola. Czas pokazał, że zatrudnienie go było jedną z najlepszych decyzji w historii “Dumy Katalonii”.
“Piątka” i do domu
Już w pierwszym sezonie pracy na Camp Nou Guardiola udowodnił, że jest jednym z najwybitniejszych trenerów w dziejach współczesnego futbolu. Drużyna prowadzona przez jeszcze niedoświadczonego Katalończyka zdobyła potrójną koronę, odzyskując prym w Hiszpanii, jak i w całej Europie.
Do historii z pewnością przeszło wiosenne El Clasico, w którym Barcelona zdewastowała Real aż 6:2. Kibice zgromadzeni na Bernabeu musieli oglądać kolejne rajdy Henry’ego, “ciasteczka” Xaviego, który zanotował 4 asysty, trafienia Puyola, Messiego i Pique. To jednak nie był najbardziej jednostronny “Klasyk” zaserwowany przez ekipę Pepa.
Jeszcze lepiej “Blaugrana” zagrała 2 sezony później w meczu domowym przeciwko drużynie prowadzonej przez Jose Mourinho. Wszyscy kibice i eksperci ostrzyli sobie pazurki na wyrównane starcie, ponieważ obie drużyny w ligowej tabeli dzielił zaledwie jeden punkt. Boisko pokazało jednak, jak wielka przepaść dzieliła wówczas Barceloną i Real Madryt.
Katalończycy wygrali 5:0, nie dając absolutnie żadnych szans “Królewskim”, a cały mecz to festiwal wspaniałych akcji Xaviego, Iniesty, Messiego, Villi, Pedro i pozostałych członków katalońskiego dream-teamu. To był prawdziwy szczyt stylu gry wdrażanego przez Guardiolę, “peak” tiki-taki, mecz z gatunku idealnych.
Do historii przeszła celebracja jednego z najbardziej gorliwych anti-madridistów, Gerarda Pique, który pokazał kibicom “manitę” z hiszp. “piątkę”. I nie była to jedyna okazja do świętowania zwycięstwa w taki sposób przez katalońskiego stopera.
W zeszłym sezonie Barcelona po raz kolejny odprawiła Real z bagażem pięciu goli. Tym razem “Duma Katalonii” nie zdołała zmiażdżyć madrytczyków w aż tak druzgocący sposób, jak w 2010 r. jednak wynik tego spotkania i tak przeszedł do historii. Zwłaszcza, że podopieczni Valverde dokonali tego wyczynu bez udziału kontuzjowanego wówczas Leo Messiego. Twarzą tego wielkiego triumfu został zdobywca hat-tricka, Luis Suarez.
Winą za tę porażkę został z kolei obarczony Julen Lopetegui, który musiał ustąpić ze stanowiska. Następcą 53-letniego Hiszpana został Santiago Solari, który raczej nie będzie miło wspominał El Clasico. W trzech meczach przeciwko Barcelonie Argentyńczyk zanotował 1 remis i 2 porażki, w tym jedną w wymiarze 0:3, gdzie znów brylował Suarez.
Bilans ostatnich spotkań Realu Madryt z Barceloną ogólnie nie jest zbyt korzystny dla klubu ze stolicy. Ostatni raz “Królewscy” odnieśli triumf nad rywalami z Katalonii w 2017 roku, w ramach spotkania o Superpuchar Hiszpanii. Zinedine Zidane będzie musiał znów znaleźć patent na Barcelonę, jeśli Real myśli o przerwaniu złej passy w “Klasykach”.
Mecz o wszystko
A nie zaskoczę nikogo, jeśli napiszę, że jest o co grać, ponieważ stawką tego spotkania jest upragniony fotel lidera La Liga. Obecnie na szczycie tabeli panuje status quo, zarówno Barcelona, jak i Real zgromadziły na swych kontach po 35 oczek. Zwycięzca dzisiejszego starcia zapewni sobie chwilowy komfort.
Na szali znajdzie się także “żółta koszulka” lidera w wyścigu o Trofeo Pichichi, nagrodę dla najskuteczniejszego strzelca na hiszpańskich boiskach. W tej klasyfikacji również mamy do czynienia z prawdziwym constansem na najwyższym poziomie. Leo Messi i Karim Benzema zdobyli po 12 bramek, dystansując pozostałych napastników. Dziś oczy wszystkich będą skierowane na tych, jak to mawiają Hiszpanie, “goleadorów”.
Stawka tego meczu jest, nieco nawiązując do kultowego serialu, większa niż życie. Barcelona i Real znają się jak łyse konie i od dekad toczą zażarte pojedynki, które bezpośrednio ważą o losach tytułów mistrzowskich. Na taki mecz, jak dziś raczej nie trzeba nikogo dodatkowo zachęcać.
Dla każdego fana dobrej, lub wręcz wybitnej piłki obecność przed odbiornikiem jest po prostu obowiązkowa. Już o 20:00 na Camp Nou rozlegnie się pierwszy gwizdek rozpoczynający 90-minutowy spektakl w iście gwiazdorskiej obsadzie. Let’s get ready to El Claaaasico!
Na naszej stronie od 19:00, a więc już godzinę przed meczem, będziecie mogli śledzić relację LIVE z dzisiejszego hitu.
Mateusz Jankowski