FC Barcelona ośmieszona, Joan Laporta znów zaszokował. "To byłby cios ostateczny"
Jaki Nowy rok, taki cały rok. Jeśli stare porzekadło się sprawdzi, FC Barcelonę czeka naprawdę trudny okres. Sylwestrowe zamieszanie z Danim Olmo podsumowuje sposób zarządzania klubem przez Joana Laportę.
31 grudnia prawie cały świat odliczał do północy. Wyjątkiem byli kibice Barcelony, którzy w tym samym czasie mogli nerwowo klikać F5, czekając na nowe wieści w sprawie Daniego Olmo i Pau Victora. Tylko do końca poprzedniego roku obowiązywała tymczasowa rejestracja tej dwójki w lidze hiszpańskiej. Włodarze “Dumy Katalonii” wiedzieli o tym od sierpnia, jednak zostawili temat na ostatnią chwilę. I wszystko wskazuje na to, że się przeliczyli.
- Barcelona nie przedstawiła żadnej alternatywy, która, zgodnie z przepisami kontroli ekonomicznej La Liga, pozwalałaby na rejestrację jakiegokolwiek zawodnika od 2 stycznia 2025 roku - poinformowały w Sylwestra ligowe władze.
Komunikat ten oznaczał, że w świetle prawa Olmo i Victor nie powinni mieć prawa do reprezentowania barw “Blaugrany” w najbliższych sześciu miesiącach. Przepisy w hiszpańskiej piłce jasno zakazują dwukrotnego rejestrowania tego samego zawodnika w tym samym zespole w obrębie jednego sezonu. Barcelonie, która w określonym terminie nie znalazła sposobu na stałą rejestrację swoich piłkarzy, pozostała ostatnia deska ratunku. We wtorkowy wieczór hiszpańskie media podały, że zwróciła się do Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej (RFEF) z prośbą o pomoc. Dziennik Marca podawał, że zdaniem “Barcy” wspomniany zapis zabraniający dwukrotnego przyznania licencji w tym samym sezonie jest przestarzały. Moi Llorens z ESPN podkreślał jednak, że federacja raczej nie wykona żadnego ruchu, który byłby sprzeczny z ustaleniami ligi hiszpańskiej. Ostateczna decyzja ma zostać podjęta do 3 stycznia, ale wyrok właściwie już zapadł.
Na trytytki
Kłopoty związane z Danim Olmo nie są żadnym novum. Przypomnijmy bowiem, że piłkarz ten przegapił pierwsze spotkania Barcelony w tym sezonie, chociaż był w pełni gotowy do gry. Dopiero przed trzecią kolejką znaleziono sposób na rejestrację zawodnika, za którego zobowiązano się zapłacić 55 mln euro. Podkreślmy to. Klub, który zmaga się z problemami finansowymi, nie dysponuje wystarczającym miejscem w budżecie płacowym, postanowił dokonać gigantycznego transferu, nie mając jasno sprecyzowanego planu. W sierpniu rozwiązaniem okazał się dopiero długotrwały uraz Andreasa Christensena. Skorzystano wówczas z artykułu 77 przepisów ligi hiszpańskiej, który mówi, że absencja wynosząca minimum cztery miesiące umożliwia wpisanie innego zawodnika w miejsce tego poszkodowanego. Zastrzeżenie dotyczy tego, że można skorzystać jedynie z 80% pensji zajmowanej przez kontuzjowanego gracza. W Finansowym Fair Play Olmo wskoczył zatem za Christensena. Niedługo potem Wojciech Szczęsny na tej samej zasadzie został wpisany “w miejsce” Ter Stegena. Przy czym Polak jest upoważniony do gry do końca sezonu. Licencja mistrza Europy wygasła wraz z początkiem tego roku.
- Oczywiście, że czekam na Daniego. Czekałem też na niego w ostatnim meczu. To rzeczy, na które nie mam wpływu ani ja, ani zawodnik. Ufam klubowi, oczywiście, że każdy piłkarz, który nie może grać, może być niezadowolony. Ale Dani zna powody, jestem pewien, że kiedy znajdzie się na liście powołanych, będzie gotowy na 100% - stwierdził Flick po dwóch kolejkach ligi hiszpańskiej.
Olmo zadebiutował w trzeciej serii gier i od razu został bohaterem. W meczu z Rayo Vallecano wszedł w drugiej połowie, po czym odmienił obraz drużyny. Podsumowaniem znakomitego występu było strzelenie decydującego gola na 2:1. W kolejnych tygodniach ofensywny pomocnik, co nie powinno nikogo dziwić, miewał problemy zdrowotne, ale kiedy już grał, to raczej na solidnym poziomie. Przez moment zapomniano o tym, że Barcelona rozwiązała jego sprawę w perspektywie krótkoterminowej.
27 i 30 grudnia wydano negatywne wyroki w sprawie przedłużenia rejestracji Olmo. Katalońskie media już wcześniej informowały, że sąd nie przychyli się do roszczeń wysuwanych przez Barcelonę. Decyzja nikogo nie powinna dziwić, wydawało się, że nawet klub był na to gotowy. Właśnie, wydawało się. Planem B Joanem Laporty była transakcja związana ze sprzedażą lóż VIP na remontowanym Camp Nou. Swego czasu dziennik Sport sugerował, że “Blaugrana” może zarobić nawet 200 mln euro za oddanie luksusowych miejsc na 20 lat. Później kwota przewijająca się w mediach spadła o połowę. Sęk w tym, że znów posługiwano się tylko wirtualnymi sumami.
Mundo Deportivo podało, że La Liga oczekiwała od wicemistrzów Hiszpanii potwierdzenia co najmniej dwóch gwarancji płatności za wspomniane loże. “Barca” miała na podorędziu tylko jedno. I tu wracamy do wspomnianego komunikatu władz o “braku alternatywy umożliwiającej zarejestrowanie jakichkolwiek zawodników”. Nie ma pieniędzy, nie ma miejsca w Finansowym Fair Play. Idąc dalej, nie ma rejestracji, a zawodnicy do końca sezonu nie mogą zostać ponownie wpisani do gry w tym samym klubie.
- Jeśli rejestracje nie zostaną zaakceptowane z powodu braku jednej z dwóch gwarancji płatności, sytuacja Barcelony będzie zła. Bardzo zła. Byłby to ogromny cios dla klubu, a zwłaszcza dla administracji Joana Laporty. Moim zdaniem to byłby cios ostateczny - podkreślił Albert Fernandez, dziennikarz Gol Play. - Joan, igrając z ogniem, pewnego dnia się poparzysz. Sytuacja Olmo i Victora potwierdza sposób prowadzenia klubu polegający na rozwiązywaniu problemów w ostatniej chwili. To modus operandi Joana Laporty. Prezes żyje, stojąc w wodzie po szyję - wtórował Luis Rojo z dziennika Marca. - To jest nie do przyjęcia. Bez względu na ostateczne rozstrzygnięcie. Nie do przyjęcia - dodał Achraf Ben Ayad, kolejny dziennikarz zajmujący się Barceloną.
Kadencja obłudy
Co najgorsze, “Barca” przyzwyczaiła już wszystkich do panicznych działań na ostatnią chwilę. Latem 2021 roku do północy deadline day dopinano oddanie Antoine’a Griezmanna do Atletico i sprowadzenie w zamian Luuka de Jonga z Sevilli. Pół roku później w ostatnim dniu zimowego okienka zakontraktowano Pierre’a-Emericka Aubameyanga. Na starcie sezonu 2022/23 Jules Kounde został zarejestrowany z opóźnieniem. Półtora roku temu na koniec letniego mercato wypożyczono Joao Felixa i Joao Cancelo. W międzyczasie klub spóźnił się z papierologią dotyczącą transferu Juliana Araujo. W efekcie Meksykanin przez pół sezonu nie mógł grać.
Laporta balansował na krawędzi i w przeszłości potrafił uniknąć upadku w przepaść. Wygląda jednak na to, że w końcu poniesie porażkę, o którą prosił się już dawno temu. Prezes zbyt mocno chciał przedstawić całemu światu, że “Barca” wyszła już z kryzysu, pogrzebała błędy poprzedników i wszystko zmierza ku lepszemu. Sytuacja z Olmo i Victorem udowadnia, że klub nie był przygotowany na odmowę z każdej strony. A w przypadku tak poważnej kwestii, jak zarejestrowanie zawodnika za 55 mln euro, nie można pozostawiać żadnego marginesu na błąd. Katalończycy powinni przygotować plan, który pozwoli zapisać mistrza Europy na 120%. Nie zrobiono tego. Sąd nie wydał zgody. Wirtualna sprzedaż lóż VIP na niedokończonym Camp Nou nie została zaakceptowana przez ligę.
Remedium nie okazał się też słynny już kontrakt z Nike. Barcelona faktycznie przedłużyła współpracę z amerykańską marką odzieżową do 2038 roku. Fernando Polo informował, że zespół łącznie zainkasuje 1,4 mld euro, z czego 150 mln euro stanowi premia za podpis. Barcelona chciała, aby bonus ten został za jednym zamachem wliczony jako przychód zwiększający swobodę w zakresie Finansowego Fair Play. Włodarze La Liga zaksięgowali jednak premię, rozkładając ją na czas trwania kontraktu. W efekcie do tegorocznego budżetu dopisano nieco ponad 10 mln euro. Za mało, żeby zmieścić Olmo i Victora.
- Chcemy uwzględnić wszystkie możliwości dotyczące rejestracji zawodników. Odwołujemy się do faktu, że pensja Ter Stegena wystarczyłaby do zapisania Daniego i Pau Victora. Kiedy podpiszemy kontrakt z Nike, najwyższy w historii futbolu, co stanie się faktem w najbliższych dniach, zapewni nam to powrót do spełnienia wymogów Finansowego Fair Play - mówił w grudniu Laporta, cytowany przez dziennik Marca.
Słowa sternika zostały zweryfikowane w mgnieniu oka. Ani kontrakt z Nike, ani bufor finansowy wytworzony przez uraz Ter Stegena nie wystarczyły do rozwiązania sprawy dwóch zawodników. Być może RFEF rzuci koło ratunkowe, naginając przepisy dotyczące rejestracji. Madrycki AS oraz inne media zgodnie podają, że najprawdopodobniej tak się nie stanie, ponieważ federacja nie zwykła sprzeciwiać się postanowieniom ligi hiszpańskiej. Nawet optymistyczny z perspektywy Barcelony scenariusz nie sprawi jednak, że wszyscy zapomną o całym tym chaosie. W mediach społecznościowych już trendują hasztagi #LaportaOUT i inne nawołujące do dymisji. Trudno ocenić, czy ten pożar da się ugasić.
Barcelona w oczach świata
Olmo już 1 stycznia miał prawo uruchomić specjalną klauzulę w kontrakcie. Zapis ten umożliwiał mu natychmiastowe odejście w przypadku braku rejestracji. Pomocnik mógłby zmienić barwy na zasadzie wolnego transferu, a Katalończycy byliby zobowiązani do wypłacenia mu całej pensji obiecanej do 2030 roku. Sytuacja ze złej przemieniłaby się w katastrofalną. Na tę chwilę sam zawodnik nie wykazał jednak chęci opuszczenia miasta Gaudiego, a na inaugurację 2025 roku dodał emotikony w barwach “Blaugrany”, uspokajając nieco skołatane serca kibiców.
- Dani podjął decyzję o pozostaniu w Barcelonie. Chce grać w tym klubie, nie rozważamy żadnej innej opcji - zaznaczył Andy Bara, agent Olmo, w rozmowie z Fabrizio Romano.
Olmo najprawdopodobniej, ale zaznaczmy, że nie na 100%, zostanie w Barcelonie. W ostatnich tygodniach wychowanek La Masii wielokrotnie podkreślał, że powrót do piłkarskiego domu był spełnieniem jego marzeń. Jeśli zaistnieje taka potrzeba, może zgodzi się nawet przesiedzieć pół roku i wznowić grę dopiero w przyszłym sezonie. Jednocześnie nikt nie powinien mieć mu za złe, gdyby jednak stracił cierpliwość, skorzystał z furtki i odszedł. Piłkarska jakość sprawia, że na pewno nie narzekałby na brak ofert z drużyn, które byłyby w stanie zarejestrować go bez większych ceregieli.
Niezależnie od przyszłości pomocnika, “Barca” poniesie konsekwencje swojej niekompetencji. Inni piłkarze widzą przecież, w jaki sposób zarządza się klubem. Joan Laporta próbuje stworzyć pozory normalności, dokonując wielkich transferów w stylu ściągnięcia króla strzelców EURO 2024. Ale prędzej czy później wychodzi na to, że Barcelony nie stać na takie ruchy, więc po prostu nie powinna ich dokonywać.
- Dziś stać nas na sprowadzenie zawodnika pokroju Nico Williamsa. Moglibyśmy poradzić sobie z zakontraktowaniem gracza na tym poziomie - powiedział Laporta w lipcu na antenie Catalunya Radio. - Przybycie Daniego jest dowodem na to, o czym mówiłem kilka miesięcy temu. "Barca" była gotowa pozyskać zawodnika na tak wysokim poziomie. Powrót do zasady 1:1 umożliwi ostateczną rejestrację bez większych problemów - to już słowa prezesa z września, przywoływane przez Barcauniversal.com. - Nigdy nie powiedzieliśmy, że ściągniemy Nico. Powiedzieliśmy, że możemy przeprowadzić operację tego pokroju i uznaliśmy Olmo za ważniejszego zawodnika - dodał podczas niedawnego Walnego Zgromadzenia.
Wspomniany Nico Williams w ostatnich tygodniach był ponownie łączony z Barceloną. Ale obserwując całą operę mydlaną, na pewno trzy razy zastanowi się nad opuszczeniem San Mames. Cóż z tego, że Katalończycy np. latem byliby w stanie wysupłać na skrzydłowego 60 mln euro, skoro zapewne nie mieliby przygotowanego miejsca w budżecie płacowym. Może klub znów liczyłby na kontuzję innego zawodnika, sprzyjający wyrok sądu lub łaskawość ligi, która zaakceptuje ekonomiczne obietnice bez pokrycia. Dziś kupujemy, jutro myślimy o konsekwencjach. Tak działa Laporta. I tak wpędza prowadzoną przez siebie markę w niekończącą się spiralę absurdu.
- Według źródeł bliskich Nico to nie jemu brakowało chęci do gry w Barcelonie. Wręcz przeciwnie. Nico szalał na punkcie możliwości dołączenia do "Barcy". Nie obchodziło go PSG i inni, mówił, że nie opuści Athletiku dla żadnego innego klubu poza Barceloną. Ale niepewna sytuacja ekonomiczna "Barcy" sprawiła, że odłożył to marzenie na kolejny rok. Nie wiedział, czy mógłby zostać zarejestrowany - informował w lipcu Xavi Hernandez Navarro, kataloński dziennikarz. Wszystko się potwierdziło.
A Xavi ostrzegał
Z perspektywy czasu widzimy, że nie tylko Nico Williams wykazał się rozsądkiem. Należy też przypomnieć słowa Xaviego Hernandeza, które kosztowały go posadę. W kwietniu ubiegłego roku “Barca” ogłosiła zatrzymanie trenera, po czym po miesiącu wydano komunikat zapowiadający koniec współpracy. Hiszpańskie media informowały, że Laporta zmienił zdanie ze względu na publiczną diagnozę Xaviego, który nie ukrywał, że klub znajduje się w kryzysie.
- Będziemy próbowali rywalizować z Realem Madryt, ale kibice muszą zrozumieć, że sytuacja jest bardzo trudna. Przede wszystkim na poziomie ekonomicznym. Sytuacja finansowa nie ma nic wspólnego z tym, co było 25 lat temu. Nie możemy wyjść i powiedzieć: "Chcę tego zawodnika, tego i tamtego". Nie funkcjonujemy w takich samych warunkach, jak inne kluby, które są w korzystnej sytuacji ekonomicznej. To nie znaczy, że nie chcemy rywalizować i być konkurencyjni. Ale kibic musi zrozumieć, że taka jest obecnie sytuacja Barcelony. Potrzebujemy stabilności i czasu. Ale postaramy się rywalizować - mówił Xavi, cytowany przez Goal.com, podczas konferencji prasowej przed meczem z Almerią.
Następnie został on zwolniony, po czym zatrudniono Hansiego Flicka. Ten chwilowo przywrócił radość, która została przygaszona serią bolesnych wpadek w listopadzie i grudniu. Mamy teraz początek stycznia i położenie Barcelony jest gorzej niż niepokojące. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w najbliższych dniach zapadnie decyzja uniemożliwiająca rejestrację Olmo i Victora. Podkreślamy, że taki wyrok byłby zgodny z obowiązującymi w Hiszpanii regułami. “Barca” może stać się pierwszym klubem płacącym 55 mln euro za zawodnika, który rozegrał 15 meczów, po czym przysługuje mu prawo odejścia przy jednoczesnym zatrzymaniu pieniędzy obiecanych do 2030 roku. Gdyby to nie działo się naprawdę, nikt nie uwierzyłby w taki obrót spraw.
Na początku roku Barcelona stoi przed wieloma wyzwaniami na polu czysto sportowym. W sobotę zmierzy się z Barbastro w Pucharze Króla. Cztery dni później zagra z Athletikiem w półfinale Superpucharu Hiszpanii, mając na oku potencjalny mecz o tytuł z Realem Madryt. W styczniu podopiecznych Hansiego Flicka czekają jeszcze zmagania w lidze hiszpańskiej i Lidze Mistrzów. Kibice zdrowo prowadzonego klubu powinni skupiać się właśnie na tym. Na kalendarzu, nadchodzących rywalach, szansach na trofeum etc. Joan Laporta i spółka sprawili jednak, że boiskowa rywalizacja staje się tylko dodatkiem do codziennego serialu komediowego, w którym zwroty akcji zaskakują wszystkich. Z głównymi bohaterami na czele.