185 razy się nie udało. Oni dokonali cudu. Najlepszy mecz w historii klubu, najpiękniejsze wspomnienie Neymara
- Jeśli oni strzelili nam cztery gole, my możemy strzelić sześć. Takimi słowami Luis Enrique ponad cztery lata temu wlewał resztki nadziei w serca kibiców Barcelony. Ich drużyna w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów przegrała z PSG 0:4. Przed rewanżem na Camp Nou musiała liczyć na cud. Największy comeback w historii rozgrywek. I chociaż wszyscy doskonale kojarzą, co było później, nie sposób dziś - przy okazji kolejnej rywalizacji paryżan z katalończykami - nie wrócić pamięcią do meczu, który przeszedł do historii jako słynna La Remontada.
14 lutego 2017 roku. Paryż. Jeśli jakaś para zakochanych zdecydowała się wówczas na walentynkowy wieczór z widokiem na Wieżę Eiffla, chwilę przed północą musiała wsłuchiwać się w chóralne śpiewy miejscowych kibiców, przerywane przez padające w języku hiszpańskim wulgaryzmy. Na Parc des Princes kilkadziesiąt minut wcześniej PSG pokonało Barcelonę 4:0. Rewanż wydawał się tylko formalnością. Paryżanie jedną nogą byli już w ćwierćfinale Champions League.
“Nie mamy nic do stracenia”
- Jesteśmy dopiero w połowie dwumeczu. Jeśli oni strzelili nam cztery gole, my możemy strzelić sześć. Nie ma co jednak szaleć i myśleć o konieczności zdobycia milionów bramek. Nie mamy absolutnie nic do stracenia i bardzo dużo do zyskania. Ten zespół nigdy nie dokonał żadnej remontady, bo nie musiał tego robić. Wierzę jednak w swoją drużynę - mówił przed drugą odsłoną rywalizacji Luis Enrique, ówczesny szkoleniowiec Barcelony.
Być może faktycznie tak bardzo wierzył w swój zespół. Może było to tylko czcze gadanie. Bo przecież musiał zdawać sobie sprawę, że odrobienie takich strat będzie zadaniem z kategorii tych praktycznie niemożliwych do wykonania.
Co ciekawe, przed rewanżem UEFA przeprowadziła specjalne badanie oparte na wynikach meczów europejskich pucharów z przeszłości. Na tej podstawie oszacowała, że “Duma Katalonii” nie ma choćby 1% szans na awans. Nikt nigdy wcześniej po porażce 0:4 w pierwszym meczu nie awansował dalej. A takową próbę podejmowało 185 zespołów.
Dobrze zacząć
Jedyną nadzieją dla gospodarzy wydawało się rozpoczęcie spotkania od szybko strzelonego gola, który napędzi katalońską machinę, a gości wprawi w lekki dyskomfort. Realizację takiego planu “Blaugrana” zaczęła już w 3. minucie. Wielkim sprytem wykazał się Luis Suarez, który uprzedził Kevina Trappa. Camp Nou oszalało. Chociaż droga do odwrócenia losów dwumeczu wciąż była niezwykle daleka, nad stadionem unosił się duch wiary w taki scenariusz. “El Pistolero” szaleńczo machał ręką, chcąc szybko ruszać po kolejne trafienie, a komentujący ten mecz dla stacji “Canal+Sport” Rafał Wolski krzyczał wniebogłosy: “tego chciał uniknąć Unai Emery!”.
Gospodarze ruszyli do ataku, ale PSG, nastawione tego dnia niemal wyłącznie na przetrwanie, przez prawie 40 minut przybliżało się do awansu. Dopiero wtedy Layvin Kurzawa tak niefortunnie wybijał futbolówkę, że skierował ją do własnej bramki. Barcelona kilka minut przed przerwą dostała kolejnego kopa energetycznego. Brakowało jej już tylko dwóch trafień, by doprowadzić do dogrywki.
Pięć minut po wznowieniu gry stadion eksplodował. Thomas Meunier stracił równowagę goniąc za Neymarem, a Brazylijczyk wiedział, jak to wykorzystać. Przewrócił się po kontakcie z rywalem. Czy był faulowany? Wydaje się, że arbiter miał prawo w tej sytuacji wskazać na jedenasty metr, choć innego zdania byli oczywiście goście z Paryża. Leo Messi stanął przed szansą, by na kilkadziesiąt minut przed końcem zmniejszyć straty do zaledwie jednego gola. Nie zawiódł. Uderzył pewnie, wziął futbolówkę pod pachę i po chwili ustawił ją na środku boiska. Paryżanom zaczęły uginać się nogi.
Cisza na Camp Nou
Wydawało się, że jedyną szansą na przetrwanie będzie dla PSG uniknięcie straty kolejnego gola. W ataku gości przez większość spotkania hulał bowiem wiatr. Wtedy jednak jeden z nielicznych wypadów pod bramkę “Dumy Katalonii” okazał się zabójczy. Edinson Cavani zgarnął kozłującą piłkę i potężnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Marca-Andre ter Stegena. Będące do tej pory w ekstazie Camp Nou zamarło.
Przed momentem potrzebna była tylko jedna bramka. Teraz do awansu brakowało trzech. Na zegarze była 62. minuta. Taki wynik utrzymywał się później jeszcze prawie pół godziny. Za każdą złotówkę postawioną w tamtym momencie na awans Barcelony można było zgarnąć kilkaset złotych. Dwie minuty do końca podstawowego czasu gry. Trzy gole do strzelenia...
Neymar show
Wtedy jednak swój koncert rozpoczął Neymar. Najpierw Brazylijczyk z rzutu wolnego posłał piłkę w samo okienko bramki.
- Piękny gol na otarcie łez - powiedział wtedy wspomniany już Wolski. Nie wierzył w to, że coś może się tam jeszcze wydarzyć. I trudno mu się dziwić.
Trzy minuty później “Ney” ustawiał już jednak piłkę na jedenastym metrze. Chwilę wcześniej Messi posłał bowiem piłkę w pole karne, próbował do niej dojść Suarez, ale padł jak rażony piorunem po kontakcie z Marquinhosem. Arbiter podyktował rzut karny, choć trzeba sobie powiedzieć szczerze, że podjął bardzo kontrowersyjną decyzję. Wszyscy skupili się jednak wówczas na kontakcie obu piłkarzy w górnych partiach ciała, który faktycznie był zbyt delikatny, by spowodować upadek Urugwajczyka. Prawda jest też jednak taka, że “El Pistolero” dostał od rywala kolanem w łydkę, co rzuca na tę sytuację nieco inny cień. Warto zobaczyć to na filmie.
Dlaczego Suarez łapał się chwilę później za szyję? To pozostanie już tylko jego tajemnicą. Nie żyliśmy wtedy w czasach systemu VAR. Nikt nie mógł obejrzeć powtórki wideo. Decyzja Deniza Aytekina była ostateczna.
Neymar wykorzystał jedenastkę i Camp Nou znowu zaczęło wierzyć. Pozostało jeszcze kilka minut. Goście bronili się już ostatkami sił. W 93. minucie Emery wpuścił na murawę Grzegorza Krychowiaka, chcąc ukraść jeszcze kilkadziesiąt sekund i wzmocnić szyki obronne.
“To było niesamowite”
I wtedy stało się to. Na zegarze 95. minuta. Neymar z prawego skrzydła zszedł z piłką do środka. Do bramki było daleko, ale jego mowa ciała sugerowała, że spróbuje strzału z dystansu. On jednak niespodziewanie skierował w pole karne miękkie dośrodkowanie nad głowami obrońców. Piłka minęła zdezorientowanych zawodników PSG, ale nie minęła Sergiego Roberto. Hiszpan idealnie wkleił się w linię spalonego i heroicznym wślizgiem uprzedził wychodzącego z bramki Trappa. 6:1! Ekstaza w ekipie gospodarzy. Niedowierzanie wśród gości!
- Uważam, że to było najlepsze możliwe uczucie dla nas wszystkich. To, co poczuliśmy, kiedy strzeliliśmy szóstego gola, nigdy nie czułem czegoś takiego. To było niesamowite - mówi później Neymar, zaznaczając, że to - poza zdobyciem olimpijskiego złota - najpiękniejszy moment w jego karierze.
Mecz Barcelony z PSG przeszedł do historii jako La Remontada, a określenie to na stałe weszło do piłkarskiego słownika. “Duma Katalonii” dowiedziała się później, jak to jest być po drugiej stronie barykady, gdy wypuściła z rąk trzybramkowe zaliczki w dwumeczach z Romą i Liverpoolem. “La Gazzetta Dello Sport” pisała zaś, że 8 marca 2017 granica niemożliwego została przesunięta bardzo daleko. Po latach kibice klubu z Camp Nou uznali rewanżowe starcie z PSG za najlepszy mecz w historii Barcelony.
***
Dziś oba zespoły spotkają się ponownie. Znów w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Znów na Camp Nou. Tym razem dwumecz rozpocznie się jednak w Katalonii, a zakończy w Paryżu. W normalnych okolicznościach elementem wspólnym byłby także Neymar. Wtedy bohater Barcelony. Dziś zawodnik PSG. Brazylijczyk narzeka jednak na problemy zdrowotne. Na pewno nie zagra w pierwszym spotkaniu. Jego występ w rewanżu stoi pod znakiem zapytania.
Emocje raczej nie dorównają tym sprzed czterech lat, ale i tak powinno być ciekawie. Wraca Liga Mistrzów. Wraca futbol w najbardziej elitarnym wydaniu!