FC Barcelona go przerosła. Dziś jest królem w zaskakującym miejscu. "Spektakularny"
Barcelony nie podbił, następcą Iniesty nigdy nie zostanie. Zamiast tego znalazł miejsce na ziemi, gdzie deklasuje każdego napotkanego rywala. Riqui Puig zjada MLS na śniadanie, obiad i kolację.
Jako polscy kibice coraz częściej zerkamy na piłkarskie wydarzenia w Los Angeles. Praktycznie co kilka dni możemy bowiem podziwiać popisy Mateusza Bogusza. Raz zanotuje asystę, po chwili dołoży piękne trafienie z dystansu. LAFC nie jest jednak najlepszą drużyną w MLS. Ba, na razie ustępuje miejsca nawet we własnym mieście. W Konferencji Zachodniej rządzi LA Galaxy prowadzone przez rewelacyjnego Riquiego Puiga. W niedawnych derbach wychowanek Barcelony znów pokazał, że przerasta ligę amerykańską. Jego zespół w pewnym momencie przegrywał już 0:2, ale wtedy pomocnik posłał dwie asysty oraz fantastycznego gola. Można jedynie zazdrościć Hugo Llorisa, który obserwował show rywala z pierwszego rzędu.
- Każdy zawodnik gra w piłkę po to, aby występować w takich meczach. Ja nie gram dla pieniędzy, gram dla takich doświadczeń. Dziś czułem się jak małe dziecko - podsumował po wygranych derbach.
Między wygnaniem a szansą
Od opuszczenia Europy przez Puiga minęły już ponad dwa lata. W 2022 roku definitywnie dano mu do zrozumienia, że nie odniesie sukcesu w Barcelonie. Już wcześniej widać było, że gra w barwach “Blaugrany” nieco go przerasta. Wyróżniał się świetną techniką, chęcią do gry ofensywnej, ale brakowało w tym wszystkim balansu. Pod względem inteligencji taktycznej był surowy, co rzutowało na liczbie szans, które otrzymywał od poszczególnych trenerów. Na Camp Nou ani razu nie przekroczył bariery 600 minut rozegranych w lidze. Quique Setien stawiał na niego sporadycznie, Ronald Koeman rzadko, a Xavi prawie wcale. Przed startem sezonu 2022/23 były pomocnik osobiście zadzwonił do Riquiego, aby poinformować go, że ma nawet nie stawiać się na treningach przed okresem przygotowawczym. Drzwi “Dumy Katalonii” zostały zamknięte.
- Najbardziej boli mnie, że nie udało mi się odnieść sukcesu pod wodzą Xaviego. Pochodzę z Terrassy, nasze rodziny się znają, jesteśmy blisko. Ale czasem tak się zdarza, jesteśmy zawodnikami, musimy szukać innych rozwiązań. Brak możliwości trenowania był jednak dla mnie bardzo bolesny. Przyleciałem do USA, szukając minut i pewności siebie. Myślę, że to znalazłem. Na poziomie osobistym jestem teraz bardzo szczęśliwy - wyznał w rozmowie z Relevo.
O ile opuszczenie Camp Nou nie było żadną niespodzianką, o tyle wybór następnego klubu mógł wzbudzić niemałe zaskoczenie. Rzadko zdarza się bowiem, aby młody piłkarz z potencjałem tak szybko decydował się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Łatka ligi emerytów i rencistów jest oczywiście krzywdząca i nie do końca zgodna z prawdą. Niemniej jednak, uzdolniony 22-latek z Barceloną w CV pewnie mógł zdecydować się na inny kierunek. Ale ruszył na podbój Miasta Aniołów i nie żałuje.
Gwiazda ligi
Riqui nie tracił czasu, udowadniając, że stać go na to, aby zdominować ligę amerykańską. Pod względem indywidualnym od początku przygody w Los Angeles prezentował się po prostu kapitalnie. W miarę regularnie strzela piękne gole, dokłada do tego mnóstwo asyst, prawie w każdym meczu ma najwięcej kontaktów z piłką. Trener Greg Vanney oddał mu kierownicę drużyny i powiedział: “Prowadź”. A Puigowi tylko tyle wystarczyło do szczęścia.
- Kiedy Riqui dostaje piłkę, zmienia się dynamika całej drużyny. On potrafi niesamowicie napędzać akcje, gra nabiera innej szybkości. Posiada wyjątkowy talent i jest ekstremalnie konkurencyjnym zawodnikiem. To centralna postać naszego zespołu - chwalił Vanney. - Myślę, że Riqui jest jednym z najbardziej utalentowanych graczy, którzy występują na kontynencie. To spektakularny piłkarz i świetny kolega z drużyny - wtórował "Chicharito" na łamach Goal.com.
Początkowo indywidualne popisy nie do końca przekładały się na sukcesy drużynowe. W debiutanckim sezonie jego zespół odpadł w ćwierćfinale play-offów, przegrywając z LAFC. Znacznie gorzej zakończyły się minione rozgrywki, w których LA Galaxy zajęło przedostatnie miejsce w fazie zasadniczej na Zachodzie. Trudno było jednak obwiniać za to Puiga, który robił, co mógł. Zaliczył wówczas dziewięć goli i osiem asyst, wybrano go graczem roku w klubie. Fatalna postawa całej drużyny nie była spowodowana zadyszką lidera, a prawdziwą plagą kontuzji. W ataku wypadł Javier Hernandez, który miał być gwarantem goli. W defensywie z urazami zmagali się Martin Caceres, Jalen Neal i Lucas Calegari, co doprowadziło do utraty 67 bramek w sezonie. Był to najgorszy wynik całej ligi. Ale tamten sezon to już przeszłość.
Włodarze LA Galaxy wiedzieli, że Hiszpan zasługuje na to, aby otoczyć go lepszymi piłkarzami. Dlatego przed startem rozgrywek zainwestowano w Josepha Paintsila i Gabriela Peca, których ściągnięto za odpowiednio 9,3 mln euro oraz 8,5 mln euro. Były to dwa najdroższe transfery w historii klubu. Cena nie gra jednak roli, kiedy sprowadza się jakościowych zawodników. A nowe nabytki błyskawicznie złapały wspólny język z liderem. Puig, Paintsil i Pec regularnie maltretują obrony rywali, dzięki czemu doczekali się nawet własnego przydomka. Killer P’s - tak w Ameryce mówi się na zabójcze trio z Miasta Aniołów.
- Gra u boku Riquiego jest bardzo łatwa. Mamy ze sobą świetne połączenie na boisku. Czuję się tak, jakbyśmy byli w jednym zespole od lat - przyznał ostatnio Paintsil, który w tym sezonie MLS brał już udział przy zdobyciu 17 bramek.
Kierunek: mistrzostwo
Puig stał się dobrem narodowym amerykańskiej ligi. W tym sezonie zanotował aż 11 bramek i siedem asyst w 26 spotkaniach MLS. Koszulki z jego nazwiskiem są piątymi najlepiej sprzedającymi się spośród piłkarzy w Stanach Zjednoczonych. Regularnie występuje w tzw. All-Star Game, które stały się kluczowym elementem kultury sportu w USA.
- W tym sezonie strzelam dużo goli, dokładam do tego asysty. Po prostu mocno angażuję się w grę drużyny i jestem bardzo szczęśliwy. To jeden z najlepszych okresów w całej mojej karierze - stwierdził cytowany przez mlssoccer.com.
Gra 25-latka nie ogranicza się do kolekcjonowania punkcików w klasyfikacji kanadyjskiej. Od niego zależy praktycznie cała gra LA Galaxy. W tym sezonie wykonał aż 2131 podań, podczas gdy żaden inny zawodnik w MLS nie dobił do granicy 2000. Jest liderem rozgrywek pod względem zagrań w ofensywną tercję (303, drugi Artur ma ich 197) i w liczbie podań progresywnych (375, drugi Carles Gil tylko 252). Wykonuje średnio 2,3 udanego dryblingu na mecz przy skuteczności wynoszącej 63%. Strzela, podaje, kreuje, mija rywali, kontroluje grę. W skrócie, prowadzi zespół do możliwego mistrzostwa. Jego zespół zdominował Konferencję Zachodnią, przygotowując sobie odpowiednie fundamenty przed nadchodzącymi play-offami. Przy czym sam awans, powtórzmy jeszcze raz, że wywalczony w wielkim stylu, trzeba rozpatrywać w kategorii sukcesu. Przed startem sezonu eksperci typowali bowiem, że Puig i spółka będą ligowym średniakiem. Po niedawnym triumfie nad LAFC 25-latek przypomniał nietrafione przewidywania.
Wróci do Europy?
Oczywiście przy ocenie Puiga trzeba brać poprawkę na jakość całej MLS. Oszałamiające liczby nie sprawiają, że nagle mówimy o jednym z najlepszych pomocników świata. Sporo akcji bramkowych LA Galaxy potwierdza bowiem, że rozgrywkom w USA wciąż brakuje wiele do poziomu topowych lig europejskich. W Hiszpanii Riqui jeszcze nie przyjął piłki, a już miał na sobie rywala albo dwóch. W Ameryce może podprowadzić akcję, przebiec niekryty kilkadziesiąt metrów, po czym zaserwować partnerowi asystę na srebrnej tacy.
- Jestem tu od ponad dwóch lat i muszę przyznać, że Los Angeles to fantastyczne miejsce, bardzo komfortowe do życia. Mogę w spokoju grać w golfa, aby się wyciszyć, mogę wyjść na obiad i nikt mnie nie zaczepia. Tutaj piłka nożna jest czwartym sportem, więc ludzie nawet nie wiedzą, że mogą mijać piłkarza. W Barcelonie czasami za tobą chodzą, jesteś śledzony, nie możesz wyjść w spokoju na drinka. To przeszkadzało. Oczywiście, że w Hiszpanii jest inna liga, inna piłka. Tam grasz z najlepszymi, a tutaj jest trochę inaczej. Ale jestem usatysfakcjonowany, ponieważ podjąłem dobrą decyzję - mówił dla dziennika Sport.
Piłkarz oczywiście zdaje sobie sprawę, że rywalizacja na amerykańskich boiskach jest znacznie łatwiejszym wyzwaniem w porównaniu z grą w lidze hiszpańskiej. Być może spokój ducha i możliwość regularnego błyszczenia na tle słabszych rywali wystarczą jednak, aby czuł się spełniony. Chociaż sam zainteresowany nie ukrywa, że jeszcze kiedyś chciałby spróbować swoich sił na Starym Kontynencie.
- Prowadzimy z klubem rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu. Ale osobiście ze względów ambicjonalnych chciałbym kiedyś wrócić do Europy. Muszę przyznać, że czuję się tutaj bardzo komfortowo, cieszę się futbolem, z czym wcześniej miałem pewne problemy. Ale kiedyś chciałbym wrócić - przyznał kilka miesięcy temu na łamach agencji EFE.
Na razie plany o powrocie trzeba odłożyć na później. W maju LA Galaxy mogło odtrąbić ogromny sukces. Klub doszedł do porozumienia w sprawie przedłużenia kontraktu Puiga, który zgodził się pozostać w Stanach aż do końca 2027 roku. Wtedy będzie miał już 28 lat, zatem teoretycznie może osiągnąć wówczas szczyt formy. Ale na razie skupia się na możliwości kontynuowania kariery w drużynie, która jako jedyna na niego postawiła.
- Czuję się niesamowicie ceniony, trener zapewnia mi ogromne zaufanie, podobnie koledzy z drużyny. Jestem ważną częścią klubu. Poszukiwania takiego poczucia przynależności gdzieś w Europie wydaje mi się teraz odległym tematem. Jeśli to możliwe, chcę zostać tutaj przez kilka kolejnych lat i wywrzeć znaczący wpływ na klub - powiedział, kiedy już parafował nową umowę. - Jesteśmy niesamowicie szczęśliwi z powodu zatrzymania Riquiego na dłużej. To elitarny pomocnik, który z pewnością pozostanie kluczowym elementem zespołu. Przedłużenie kontraktu z takim zawodnikiem jest potwierdzeniem naszych dążeń do budowy drużyny z mistrzowskimi aspiracjami - podsumował Will Kuntz, dyrektor generalny LA Galaxy.
Czasem szczęścia szukać trzeba bardzo daleko. Będąc w La Masii, Riqui pewnie marzył o podboju Camp Nou, pójściu w ślady największych pomocników, którzy zapisali się w historii Barcelony. Swoje miejsce na piłkarskiej mapie świata odnalazł jednak 10 tys. kilometrów dalej. Królem Los Angeles pozostaje LeBron James z Lakers. Ale piłkarsko to właśnie Puig niepodzielnie rządzi w Mieście Aniołów.