Faza grupowa MŚ pełna podtekstów. "Są żądni zemsty. Poprzednim razem była afera"
Podczas mundialu w Katarze rozegrane zostaną 64 mecze. Wiele z nich będzie kipiało od emocji nie tylko ze względów stricte sportowych. Niektóre rywalizacje mają bowiem drugie dno. Są pełne podtekstów i wzajemnych animozji. To właśnie im bliżej przyjrzymy się w tym artykule.
- Niektórzy uważają, że piłka nożna jest sprawą życia i śmierci. Jestem rozczarowany takim podejściem. Mogę zapewnić, że to coś o wiele ważniejszego - powiedział kiedyś były trener piłkarski, Bill Shankly.
Choć słowa te przez dość częste powtarzanie mogą uchodzić dziś za nieco wyświechtane, mają w swoim wydźwięku sporo racji. To nie tylko piłka. To nie tylko mecz. To nie tylko sportowa rywalizacja. W tle bardzo często jest coś więcej. Czasami nierozwiązane konflikty, innym razem utrwalane przez lata animozje między klubami czy narodami. W niektórych przypadkach prywatne “porachunki” czy pamiętne wydarzenia z przeszłości (także te boiskowe), które wyryły w kimś na tyle trwały ślad, że przy kolejnym spotkaniu boisko może zmienić się w pole bitwy.
Takich meczów z podwójnym dnem, na różnych płaszczyznach, będzie w Katarze przynajmniej kilka.
USA - Iran
Chociaż wiele osób lubi powtarzać o “niemieszeniu polityki ze sportem”, jest to po prostu niemożliwe. Te światy przenikały się, przenikają i będą się przenikały. A podczas nadchodzącego mundialu przekonają się o tym m.in. reprezentacje USA oraz Iranu, które zagrają w jednej grupie. Oba kraje zerwały stosunki dyplomatyczne w 1980 roku, a atmosfera między nimi zagęściła się jeszcze w ostatnich latach.
Ostatnio spore zgrzyty wywołała choćby informacja, że Iran dostarcza Rosji drony bojowe i pociski, co spotkało się z natychmiastową reakcją Stanów Zjednoczonych.
- Władze w Teheranie są bardzo mocno antyamerykańskie, a to naturalną koleją rzeczy pcha je w objęcia Kremla - mówi w rozmowie z portalem “polska-zbrojna.pl” dr Jakub Gajda, politolog i iranista z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Stosunki Iranu i USA uległy wyraźnemu pogorszeniu w 2018 roku.
- W Iranie panuje głębokie rozczarowanie faktem, że w 2018 roku ówczesny prezydent Donald Trump wycofał się z zawartego trzy lata wcześniej porozumienia nuklearnego. Zakładało ono stopniowe znoszenie sankcji w zamian za odstąpienie przez Teheran od wzbogacania Iranu. Trump stwierdził, że Iran tego układu nie przestrzega, stanowiąc zagrożenie dla USA oraz ich sojuszników, po czym jednym gestem przekreślił wieloletnie dyplomatyczne wysiłki. Przepadły też liczne kontrakty, które irańskie przedsiębiorstwa zdążyły podpisać w Europie. Kiepskie od wielu dekad relacje na linii Iran-USA sięgnęły wówczas dna - tłumaczy dr Gajda.
Serbia - Szwajcaria
Można mieć małe deja vu. Cztery lata temu podczas mundialu w Rosji w jednej grupie spotkały się Brazylia, Serbia i Szwajcaria. Teraz los znów skojarzył ze sobą te trzy zespoły. O ile starcia z udziałem “Canarinhos” będą bardzo ciekawe ze względów sportowych, mecz Serbów ze Szwajcarami może zyskać temperaturę wrzenia także z innego powodu.
Gdy nieco ponad cztery lata temu Szwajcaria pokonała Serbię 2:1, gole strzelali dla niej Xherdan Shaqiri i Granit Xhaka. Obaj mają albańskie korzenie. Pierwszy z wymienionych urodził się ponadto w Kosowie, natomiast rodzice pomocnika Arsenalu pochodzą z tego kraju. Ojciec Xhaki był niegdyś więziony w byłej Jugosławii za kampanię na rzecz niepodległości Kosowa.
Serbia do dziś nie uznaje niepodległości Kosowa, a stosunki między oboma krajami są napięte. Nie jest też żadną tajemnicą, że sympatią nie pałają do siebie Serbia i Albania. Poróżnia ich m.in. właśnie kwestia Kosowa. Gdy reprezentacje tych dwóch krajów spotkały się w 2014 roku podczas eliminacji do EURO 2016, atmosfera na stadionie w Belgradzie była zaogniona do granic możliwości. Trwały regularne zamieszki, które w końcu sprawiły, że arbiter musiał przedwcześnie zakończyć mecz. Albania wygrała walkowerem, a później awansowała na turniej we Francji. Serbia została ukarana także odjęciem trzech punktów.
Znając już minimalnie szerszy kontakt bałkańskich konfliktów, możemy więc wrócić do tamtego pamiętnego meczu Szwajcarii z Serbią. Xhaka i Shaqiri po zdobytych bramkach pokazali gest dwugłowego albańskiego orła z flagi tego kraju. Ponadto Shaqiri miał na bucie kosowską flagę. Serbowie uznali gesty obu piłkarzy (uważane za nacjonalistyczne) za zniewagę. Domagali się stanowczej reakcji FIFA. Ostatecznie Xhaka i Shaqiri uniknęli zawieszenia. Musieli jedynie zapłacić po 10 tysięcy franków kary.
Teraz Serbia i Szwajcaria ponownie spotkają się w fazie grupowej mundialu. Zagrają w trzeciej kolejce, a więc spotkanie może mieć jeszcze większy ciężar gatunkowy. Wydaje się bowiem, że to między tymi zespołami (w grupie są jeszcze Brazylia i Kamerun) powinna rozstrzygnąć się walka o drugie miejsce i awans. Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że w składzie “Helwetów” ponownie pojawią się zapewne Shaqiri i Xhaka.
Ghana pamięta rękę Suareza
W normalnych okolicznościach starcie Ghany z Urugwajem nie wzbudzałoby zapewne wielkich emocji. Przynajmniej poza tymi dwoma krajami. Wszyscy doskonale pamiętają jednak wydarzenia z 2010 roku. To wtedy reprezentacje te spotkały się ze sobą w ćwierćfinale mundialu rozgrywanego po raz pierwszy na afrykańskiej ziemi. Konkretnie w RPA.
Przedstawiciele Czarnego Lądu tuż przed końcem pierwszej połowy wyszli na prowadzenie za sprawą Sulleya Muntariego, wtedy zawodnika Interu Mediolan. W 55. minucie wyrównał Diego Forlan. Wynik 1:1 utrzymał się nie tylko do końca podstawowego czasu gry, ale również dogrywki, choć w jej końcówce działy się rzeczy niebywałe. W 120. minucie Ghana miała rzut wolny z bocznego sektora boiska. Po dośrodkowaniu najpierw strzał oddał Stephen Appiah, a po chwili dobitki próbował Dominic Adiyiah. Futbolówka zmierzała już do bramki obok bezradnego bramkarza, Fernando Muslery, ale tuż przed linią bramkową ręką wybił ją… Luis Suarez. Słynny napastnik posunął się do ostateczności. Zagrał jak golkiper. Otrzymał oczywiście czerwoną kartkę, a Ghana zyskała rzut karny.
Później losy tamtego ćwierćfinału potoczyły się w szalony sposób. Jedenastki nie wykorzystał Asamoah Gyan i do rozstrzygnięcia potrzebny był konkurs rzutów karnych. Wtedy Gyan trafił już do siatki, ale mylili się jego koledzy - młodzi Jonathan Mensah i wspomniany już Adiyiah. Urugwaj awansował więc do najlepszej czwórki turnieju, a zachowanie Luisa Suareza z ostatnich sekund dogrywki przeszło do historii.
- “Ręka Boga” teraz należy do mnie. To ta moja jest prawdziwa! To ja jestem autorem najlepszej obrony na tym turnieju - mówił później szczęśliwy Suarez, który jak nikt inny na tamtym turnieju podzielił kibiców i obserwatorów. Jedni podeszli do jego instynktownego zachowania z końcówki dogrywki ze zrozumieniem. Inni nie szczędzili mu słów krytyki i uważali, że zachował się bardzo nie fair.
Ghana straciła wtedy szansę na historyczny wynik podczas mundialu. Teraz, 12 lat później, dostanie w końcu okazję do rewanżu. Mecz z Urugwajem znów może mieć duży ciężar gatunkowy, bo odbędzie się w trzeciej kolejce fazy grupowej. Czy będzie decydował o losach jednych i drugich? Czas pokaże. Suarez wciąż jest w kadrze i ponownie będzie chciał zostać sennym koszmarem Ghany.
Kontrowersyjna Złota Piłka
Po raz pierwszy w historii na gruncie reprezentacyjnym spotkają się Robert Lewandowski i Leo Messi. Będzie to też pierwsze starcie obu zawodników na murawie od ubiegłorocznej gali Złotej Piłki, na której główną nagrodę odebrał - według wielu osób niezasłużenie - Argentyńczyk. Polak musiał obejść się smakiem. Zajął w głosowaniu drugie miejsce, a na pocieszenie dostał od “France Football” nagrodę dla najlepszego strzelca w Europie, przypominającą złotego andruta.
Triumfujący Messi przemawiał ze sceny i chwalił Lewandowskiego. Między oboma piłkarzami z pewnością nie ma złej krwi, ale wiemy doskonale, że brak najcenniejszego indywidualnego trofeum wyjątkowo boli napastnika Barcelony, a wówczas jeszcze Bayernu Polak zaliczył wtedy dwa kapitalne sezony. Raz nagrody nie otrzymał, bo “France Football” w ogóle odwołało plebiscyt. Za drugim razem przegrał właśnie z Messim, który co prawda triumfował w Copa America, ale zaliczył bardzo słabe wejście do PSG i pod względem liczb oraz stabilności formy nie mógł równać się z “Lewym”.
Pod koniec listopada polski napastnik dostanie więc pierwszą szansę, by odgryźć się koledze z Argentyny. Będzie miał jednak niezwykle trudno. Jego rywal ma bowiem “trochę” mocniejsze grono reprezentacyjnych kolegów. My liczymy jednak, że “Albicelestes” wcale nie rozprawią się z biało-czerwonymi tak łatwo, a kapitan naszej kadry pokaże na tle mistrza Ameryki Południowej swoją klasę.
Niemcy z kompleksem Hiszpanii
“Znowu ta Hiszpania” - mogli pomyśleć po losowaniu grup Niemcy. Nikt w ostatnich latach tak mocno nie dał się im we znaki. Co prawda patrząc na całą historię, to nasi zachodni sąsiedzi mają lepszy bilans, ale w XXI wieku “La Roja” regularnie wygrywała najbardziej istotne spotkania.
Zaczęło się od pamiętnego finału EURO 2008, w którym jedynego gola strzelił Fernando Torres, dając Hiszpanom pierwszy z trzech wywalczonych w latach 2008-2012 pucharów na reprezentacyjnej scenie. Niemcy stracili tym samym szansę na czwarte w swojej historii mistrzostwo Europy.
Dwa lata później obie reprezentacje spotkały się ponownie. Tym razem w półfinale mistrzostw świata. I znów lepsza okazała się Hiszpania. Znów wygrała 1:0. Tym razem po golu Carlesa Puyola. Kto wie, czy ta porażka nie była wówczas dla podopiecznych Joachima Loewa nawet bardziej bolesna. Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że dopną swego cztery lata później.
W kolejnych trzech meczach Niemcy już z Hiszpanami nie przegrali, ale były to dwa mecze towarzyskie i zremisowane (1:1) starcie w Lidze Narodów. Do historii przeszło z kolei spotkanie rozegrane 17 listopada 2020 roku, a więc niemal dokładnie dwa lata temu, też we wspomnianej Lidze Narodów. “La Roja” całkowicie upokorzyła wtedy reprezentację Niemiec, wygrywając 6:0. Nie był to może mecz mistrzostw Europy czy mistrzostw świata, ale wynik i tak poszedł w świat. Była to najwyższa porażka w historii reprezentacji Niemiec podczas spotkania o stawkę. Licząc także mecze towarzyskie, nasi zachodni sąsiedzi tylko raz przegrali wyżej. 0:9 z Anglią. W 1909 roku.
Niemcy i Hiszpania są murowanymi faworytami do wyjścia ze swojego grupy, bo zmierzą się jeszcze z Japonią i Kostaryką. Ale kto wie, nawet zajęcie drugiego miejsca może mieć konsekwencje w postaci trudniejszego rywala w 1/8 finału. Jest więc o co grać. Czas pokaże, czy Hiszpania znów okaże się lepsza.