Fatalny Hazard nie jest pierwszy. Oto inne wielkie gwiazdy, które zawodziły po hitowym transferze
Eden Hazard znów jest kontuzjowany i będzie pauzował przez ponad miesiąc. Powiedzmy to sobie wprost: wygląda na to, że Real Madryt wyrzucił ponad 100 mln euro w błoto, kupując Belga z Chelsea. Ale 30-latek to nie pierwszy gwiazdor, który po wielkim transferze przepadł w nowych barwach, zawodząc na całej linii. Szlaki przetarło mu kilka innych, głośnych nazwisk.
Upragniony transfer do stolicy Hiszpanii był dla Edena Hazarda spełnieniem marzeń. Cieszył się również Florentino Perez, który wyobrażał sobie budowę odświeżonego Realu wokół Belga. Bez Cristiano Ronaldo - to właśnie w buty rok wcześniej pozostawione przez Portugalczyka miał wejść gwiazdor Chelsea. Jeden z najlepszych zawodników Premier League poprzedniej dekady. W pewnym momencie czołowy piłkarz na świecie. Jego przyjazd do Hiszpanii z kilkoma kilogramami nadwagi kwitowano uśmiechem. W Madrycie głaskano go i cierpliwie czekano, aż dojdzie do pełni sił.
Minęło półtora roku, a Real nadal czeka na prawdziwą, londyńską wersję Edena. Przez kilkanaście miesięcy Belg błysnął może parę razy, co i tak odeszło w niepamięć. Znacznie częściej klub informuje o kolejnych dolegliwościach zdrowotnych Hazarda. Tu koronawirus, tam wieczna nadwaga, ale przede wszystkim - uraz za urazem. Jak nie udo, to staw skokowy. Jak nie staw skokowy, to pęknięta kość strzałkowa. A ostatnio regularne kontuzje mięśniowe. Tak jak ta ostatnia, która chyba przelała czarę goryczy. Zamiast szykować się do nadchodzącego boju z Hueską, 30-latek znów wypadł z gry. Według doniesień hiszpańskich dziennikarzy - nawet na dłużej niż miesiąc. Tragikomedia.
Ponad 100 mln euro w błoto. Tyle pieniędzy wydał Florentino Perez na belgijskiego atakującego. Portal “Transfermarkt” podaje cenę 115 mln, ale w zeszłym roku media z ojczyzny piłkarza Realu ujawniły, że prawdziwa kwota transakcji wyniosła, razem z bonusami, nawet 160 mln. Za zawodnika, który w 35 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach uzbierał 4 gole i 7 asyst. A ostatni pełny mecz w barwach “Los Blancos” rozegrał, uwaga, 440 dni temu.
Nieprawdopodobny flop. Zanosi się na to, że kupno Hazarda będzie (jest?) najgorszym transferem w historii futbolu, biorąc pod uwagę zapłaconą sumę, oczekiwania i końcowy efekt. A na pewno numerem jeden, jeśli chodzi o ruchy z udziałem wielkich gwiazd, które po zmianie klubu mocno zawodziły. Belg to nie pierwszy - a pewnie i nie ostatni - znakomity gracz cieniujący po drogiej i głośnej przeprowadzce z zespołu X do zespołu Y.
Kto przetarł szlaki reprezentantowi “Czerwonych Diabłów”? W XXI w. było przynajmniej kilku takich piłkarzy z naprawdę wysokiej półki. Ale, szczerze mówiąc, żaden z nich, biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, nie okazał się tak fatalną pomyłką, jak Eden Hazard.
***
Gaizka Mendieta (Lazio <- Valencia) LIPIEC 2001
Zaczynamy, chronologicznie, od transakcji sprzed niemal dwóch dekad. Hiszpan odchodził z Walencji w glorii chwały. “Nietoperze” właśnie miały za sobą dwa finały Ligi Mistrzów z rzędu, a urodzony w Bilbao pomocnik grał w ich zespole pierwsze skrzypce. Lazio wyłożyło za niego, w przeliczeniu, 48 mln euro - na tamte czasy kwotę z kosmosu. Wtedy to był trzeci najdroższy transfer w historii dyscypliny. W stolicy Włoch mieli ambitne plany. “Biancocelesti” chcieli odzyskać scudetto z rąk odwiecznego rywala - Romy - i wreszcie osiągnąć sukces w Europie.
Jak wyszło? Katastrofalnie. Rzymianie nie zakwalifikowali się nawet do Ligi Mistrzów. Mendieta rozegrał 20 meczów w Serie A, był właściwie bezużyteczny, a po roku odszedł na wypożyczenie do Barcelony. Do Italii przyjeżdżał w roli supergwiazdy. Wyjeżdżał jako kompletny niewypał. A Lazio do dziś nie wróciło na poziom sprzed 20 lat, kiedy to rozbijało bank, kupując Mendietę, a wcześniej - jeszcze drożej - Hernana Crespo.
Andrij Szewczenko (Chelsea <- Milan) LIPIEC 2006
Prawie 44 mln euro (według niektórych źródeł - 35 mln) zapłaciła Chelsea Milanowi za ukraińskiego snajpera. Roman Abramowicz widział “Szewę” w roli absolutnego lidera ataku “The Blues” na lata. Bo choć Andrij zbliżał się do trzydziestki, to był w wybornej formie strzeleckiej. Nic nie zwiastowało katastrofy. W sezonie poprzedzającym transfer do Anglii napastnik strzelił 28 bramek w Serie A i Lidze Mistrzów. Rok wcześniej - 23. Dwa lata wcześniej - znów 28.
Po przeprowadzce do Londynu magia Szewczenki prysła. W debiutanckich rozgrywkach Premier League zdobył ledwie 4 gole. Trafiał w pucharach, ale nijak się to miało do zapowiedzi władz “The Blues” i samego zawodnika. Ukrainiec nigdy nie osiągnął oczekiwanego poziomu w niebieskiej koszulce. Po dwóch sezonach wrócił do Włoch na wypożyczenie powrotne. Karierę w Chelsea zakończył z dorobkiem 77 występów, 23 goli i 11 asyst. Ale w lidze angielskiej nie dobił nawet do 10 bramek.
Pozostając w temacie ekipy ze stolicy Anglii, nie sposób nie wspomnieć o Fernando Torresie. Pobytu Hiszpana na Stamford Bridge na pewno nie można traktować w kategorii takiego rozczarowania jak “Szewy” lub Hazarda w Madrycie czy Mendiety w Rzymie. Ale kupiony za prawie 60 mln euro “El Nino” także nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W 172 spotkaniach zdobył 45 goli i zaliczył 35 asyst. Nikt nie zabierze mu słynnej bramki z Barceloną z kwietnia 2012 r. Ani doprowadzenia Chelsea do zwycięstwa w Lidze Europy rok później. Spodziewano się jednak po nim dużo, dużo więcej.
Robinho (Man. City <- Real Madryt) WRZESIEŃ 2008
Projekt wielkiego Manchesteru City dopiero raczkował, gdy w klubie pojawił się Robinho. W Anglii wierzono, że utalentowany Brazylijczyk będzie jednym z fundamentów budowy nowego, groźnego, lepszego City. Nie bez przyczyny wyłożono za niego 43 mln euro. Skończyło się na tym, że w Madrycie mogli odetchnąć z ulgą, bo ubili na Robinho świetny interes. Pozbyli się problemu i jeszcze na tym zarobili. W Premier League wychowanek Santosu zaliczył jeden, pełny sezon. Prawdę mówiąc - naprawdę niezły, bo okraszony 14 golami i 5 asystami.
Kłopot w tym, że na tym popisy Robinho dobiegły końca. W kolejnych rozgrywkach w 10 spotkaniach do siatki nie trafił ani razu, następnie doznał kontuzji i bez żalu został oddany na wypożyczenie do ojczyzny. Gdy kilka miesięcy później, w sierpniu 2010 r. po zawodnika zgłosił się Milan, nikt w Manchesterze się nie wahał. I to pomimo tego, że “Rossoneri” zapłacili za niego dwa razy mniej, niż wcześniej Anglicy Realowi. Dziś 37-letni dawny gwiazdor ma na koncie wyrok 9 lat więzienia za udział w zbiorowym gwałcie. A choć w “pudle” nie siedzi, to o profesjonalnej piłce raczej powinien zapomnieć.
Kaka (Real Madryt <- Milan) LIPIEC 2009
Kupiony za 67 mln euro, oddany za darmo po czterech latach do tego samego klubu. To najlepiej opisuje przygodę Kaki na Santiago Bernabeu. Brazylijczyk przychodził jako wielka gwiazda. W Madrycie miał wejść na jeszcze wyższy poziom. Błyszczeć razem z Cristiano Ronaldo. Portugalczyk faktycznie został legendą “Los Blancos”, ale Kakę w 2013 r. żegnano bez żalu. Choć nie było też tak, że nic zespołowi nie dawał. Wykręcił wynik 29 goli i 39 asyst w 120 spotkaniach.
Na papierze to całkiem przyzwoity rezultat. Tyle że nie na kogoś, kto kosztował tak horrendalnie wielkie pieniądze i był typowany na wieloletniego lidera drużyny. W przypadku Kaki kluczowy okazał się drugi sezon w Madrycie, kiedy to stracił kilka miesięcy gry z powodu urazu kolana. Następnie z miesiąca na miesiąc spadał w hierarchii, występował mało regularnie, aż finalnie pokazano mu drzwi. Ogromne rozczarowanie.
Philippe Coutinho (Barcelona <- Liverpool) STYCZEŃ 2018
Wędrujemy do bardziej aktualnych czasów. Jeśli widzimy dziś fatalną sytuację finansową FC Barcelony, to możemy się zastanowić, czy wydawanie 145 mln euro na Coutinho było dobrym pomysłem. Ale, z drugiej strony, w momencie transferu ten ruch całkowicie się bronił. Gwiazdor Premier League miał wnieść do ofensywy “Barcy” powiew świeżości. Czekano na jego współpracę z Leo Messim. Zanotował niezły start - 7 goli i 6 asyst w pierwszej rundzie w lidze hiszpańskiej. I tyle. Kolejny, pełny sezon zakończył z bilansem 5+2, a grał w niemal dwukrotnie większej liczbie spotkań.
Najlepiej ostatnimi czasy wyglądał na… wypożyczeniu w Bayernie, gdzie choćby upokorzył “Blaugranę” w Lidze Mistrzów. Symboliczne. Drugie życie na Camp Nou też na razie nie idzie po myśli filigranowego zawodnika. Pod wodzą Ronalda Koemana ma na koncie ledwie 2 bramki i 2 asysty, a od kilku tygodni leczy kontuzję. W tym sezonie nie dobił nawet do 1000 minut spędzonych na boisku. Przed Coutinho ostatnie miesiące na udowodnienie, że trzy lata temu Barcelona nie popełniła ogromnej, największej w dziejach klubu pomyłki transferowej. Większej niż kupno Antoine’a Griezmanna czy Ousmane Dembele.
Alexis Sanchez (Man. United <- Arsenal) STYCZEŃ 2018
Kilkanaście dni po przeprowadzce Coutinho do Hiszpanii, Londyn na Manchester zamienił Alexis Sanchez. Ku niezadowoleniu fanów Arsenalu i radości kibiców “Czerwonych Diabłów”, czołowy piłkarz Premier League postąpił tak, jak kilka lat wcześniej Robin van Persie. W przeciwieństwie jednak do Holendra zupełnie się na Old Trafford nie sprawdził. Pieniądze, którego na niego przeznaczono, można było równie dobrze rozrzucić na stadionie kibicom. Albo, wzorem Marcusa Rashforda, obecnego lidera zespołu, przekazać potrzebującym. A zupełnie poważnie - Sanchez w barwach United zdobył 5 goli. Każda jego bramka kosztowała MU 7 mln. Chilijczyk zawodził, pobierał ogromną pensję i zmagał się z kontuzjami. Gdy odchodził do Interu, nikt za nim nie płakał. A oddany został za darmo.