Ten klub to fabryka flopów? Liczby są brutalne. Następny czeka w kolejce
Zarabia na transferach setki milionów. Bardzo rzadko kwoty te oddają jednak realną wartość sprzedawanych piłkarzy. Benfica potrafi perfekcyjnie “nabierać” inne kluby na swoje gwiazdy.
Benfica regularnie eksportuje najlepszych piłkarzy do czołowych drużyn z całej Europy. W ostatnich 10 latach tylko Chelsea zarobiła na sprzedaży zawodników więcej od lizbończyków. Od 2014 roku “The Blues” zainkasowali 1,44 mld euro, a “Orły” 1,30 mld euro. Przy czym polityka transferowa obu zespołów różni się w sposób diametralny. Na Stamford Bridge sprzedają drogo, żeby kupować jeszcze drożej. W efekcie saldo transferowe w ostatniej dekadzie wynosi 990 mln euro na minusie. U wicemistrzów Portugalii jest to aż 679 mln euro na plusie. Na Estadio da Luz tabelki w excelu regularnie biją po oczach swoją zielonością. Co najważniejsze, Benfica często przytula ogromne kwoty za graczy, którzy później udowadniają, że wcale nie byli warci grzechu. Wystarczy spojrzeć na dziesięć najdroższych sprzedaży w historii klubu znad Tagu.
1. Joao Felix do Atletico za 127 mln euro
Książkowy przykład transferowego niewypału. W 2019 roku “Atleti” rozbiło bank za zawodnika, który miał zostać następcą Antoine’a Griezmanna. Z perspektywy czasu wiemy, że w buty gwiazdora najlepiej wszedł nie kto inny, ale ten sam Francuz po powrocie z Barcelony. Tymczasem Felix praktycznie nigdy nie zdołał wcielić się w rolę lidera “Rojiblancos”. W Madrycie ani razu nie zakończył sezonu z wyższą liczbą bramek niż 10. Jego dyspozycję najlepiej opisują takie terminy jak: niestabilność, apatia i sinusoidalność. Dodatkowo wahania sportowe idą w parze z trudnym charakterem, który zdaje się uniemożliwiać podporządkowanie na rzecz wyższego dobra.
- Przede wszystkim żaden z piłkarzy nie jest ważniejszy od Atletico. Żaden. Klub jest ponad nami wszystkimi. Najważniejsze są takie wartości, jak zaangażowanie, pokora i szacunek. Powtórzę jeszcze raz, nie ma nikogo ponad Atletico - mówił rok temu Simeone pytany o sytuację Felixa.
Wtedy tymczasowym rozwiązaniem stało się oddanie napastnika na wypożyczenie do Barcelony. Tam potwierdził on jednak swoje największe przywary. Pokazał, że jest piłkarzem momentów i nic więcej. Potrafił w zemście strzelić dwa gole “Rojiblancos”, żeby przez kolejne tygodnie snuć się po boisku. W efekcie “Duma Katalonii” nie zamierzała zabijać się o pozostanie wychowanka Benfiki. Przy braku jakichkolwiek opcji na stole 24-latek musiał wrócić do miejsca, w którym nie jest szczególnie mile widziany. “Cholo” ewidentnie nie darzy go sympatią, już dawno temu podpadł też kibicom na Civitas Metropolitano. Być może ostatnią szansą na odbudowanie kariery w Europie będą przenosiny do Aston Villi. Na ten ruch ma bowiem naciskać Unai Emery. “Atleti” na pewno nie odzyska jednak nawet połowy kwoty zainwestowanej w wiecznie niespełniony talent.
2. Enzo Fernandez do Chelsea za 121 mln euro
Trudniejszy przypadek do oceny. Przypięcie Fernandezowi łatki flopa byłoby nieco krzywdzące. Można jednak spokojnie uznać, że Chelsea przepłaciła za mistrza świata. Po wyłożeniu takiej kwoty na stół należałoby oczekiwać najwyższej możliwej jakości. Tymczasem Enzo mecze dobre przeplata średnimi. Nie zawsze jest do dyspozycji kolejnych trenerów, ponieważ zmaga się z przepukliną w pachwinie. Przy czym jego brak niekoniecznie odbija się na pogorszeniu wyników drużyny. Wprost przeciwnie.
W minionym sezonie ligowym “The Blues” rozegrali 11 spotkań bez mistrza świata w pierwszym składzie. Zanotowali w nich osiem wygranych, dwa remisy i jedną porażkę, co daje wskaźnik zwycięstw na poziomie 73%. Z kolei z Argentyńczykiem w wyjściowej XI ten wskaźnik spadał do 35%. Bez niego londyńczycy zdobywali po 2,55 bramki na mecz, z nim na murawie tylko 1,81. Oczywiście nie należy od razu uznać 23-latka za hamulcowego. Po prostu momentami można było odnieść wrażenie, że jego brak nie jest zbytnio odczuwalny. Do tego doszły jeszcze niedawne problemy dyscyplinarne w postaci rasistowskiej przyśpiewki, którą zaintonował po wygraniu Copa America. W efekcie przyszłość pomocnika na Stamford Bridge stoi pod znakiem zapytania. Czy gdyby Chelsea mogła cofnąć czas, jeszcze raz wydałaby na Enzo ponad 120 mln euro? Wątpliwe.
3. Darwin Nunez do Liverpoolu za 85 mln euro
Sprzedawca niespełnionych marzeń. Nikt nie wątpi w to, że Darwin dysponuje gigantycznym potencjałem. Problem w tym, że zdecydowanie zbyt rzadko z niego korzysta. Przed większością spotkań kibice Liverpoolu mogą mieć nadzieję, że to już, to ten dzień, moment, w którym, nawiązując do casusu Piotra Zielińskiego, coś przeskoczy Urugwajczykowi w głowie. Potem nachodzi jednak szara rzeczywistość, w której napastnik za grube miliony ma największy kłopot ze zdobywaniem bramek.
Nunez strzelił oczywiście 33 goli w barwach “The Reds”, aczkolwiek ten dorobek spokojnie mógł być przynajmniej dwukrotnie wyższy. Wystarczy, że wykorzystałby chociaż część sytuacji, do których dochodzi z wyjątkową łatwością. W minionym sezonie Premier League 25-latek zepsuł 27 tzw. dużych okazji. Gorszy w tej klasyfikacji był jedynie Erling Haaland, który nie wykorzystał 34 “setek”. Sęk w tym, że Norweg i tak zanotował 27 trafień, dzięki czemu został królem strzelców Premier League. Darwin skończył rozgrywki z dorobkiem 11 goli. Lepsi od niego byli m.in. Yoane Wissa czy Leandro Trossard, którzy przecież nie są znani jako wybitni snajperzy.
4. Ruben Dias do Manchesteru City za 71 mln euro
Nie wszystkie gwiazdy opuszczające Benfikę zawodzą oczekiwania. Jednym z wyjątków okazał się Ruben Dias, który w wielkim stylu ugruntował pozycję na Etihad. W ciągu czterech sezonów w barwach “The Citizens” sięgnął po cztery mistrzostwa Anglii. Ze względu na profil, styl gry i cechy przywódcze bywa porównywany do Vincenta Kompany’ego. Belg bez wątpienia pozostaje jeszcze większą legendą “Obywateli”, ale 27-letni stoper nie powiedział ostatniego słowa. Nikogo nie powinno zdziwić, jeśli w kolejnych sezonach pozostanie filarem układanki Pepa Guardioli.
- Najlepszymi transferami są piłkarze, którzy mają jakość, ale przede wszystkim potrafią grać w każdym meczu, są gotowi co trzy dni. Ruben Dias taki jest. Po meczu stawia się na siłowni o 8:30, przestrzega diety, kapitalnie się regeneruje, przez 24 godziny na dobę podporządkowuje życie piłce nożnej - chwalił Guardiola.
5. Goncalo Ramos do PSG za 65 mln euro
A miało być tak pięknie. Paryżanie sprowadzili wicekróla strzelców ligi portugalskiej, który błyszczał na arenie europejskiej i podczas mundialu w Katarze. Ramos miał zostać rasową “dziewiątką” gwarantującą kilkadziesiąt goli na sezon. Tymczasem debiutancki rok na Parc des Princes zamknął ze skromnym bilansem 14 trafień w 40 spotkaniach. W minionych miesiącach raczej nie przypominał boiskowego kilera, którym niewątpliwie był za czasów gry w Lizbonie.
- Ramos ma nosa do bramek, dobrze operuje w okolicach pola karnego. Musi jeszcze poprawić poziom zrozumienia z partnerami - opisał w maju Pedro Pauleta na łamach L’Equipe.
Czas pokaże, jak wiele szans otrzyma Ramos na poprawienie swojej sytuacji. Już pod koniec sezonu Luis Enrique stawiał na inne warianty. W najważniejszych meczach Ligi Mistrzów częściej wystawiał linię ataku z Kylianem Mbappe na środku ataku i duetem Barcola - Dembele na skrzydłach. Wychowanek Monaco oczywiście odszedł już do Realu Madryt, ale niewykluczone, że klub ściągnie w zamian Victora Osimhena. Tym samym Portugalczyk będzie musiał jeszcze mocniej walczyć o każdą minutę na boisku.
6. Axel Witsel do Zenitu za 40 mln euro
Kolejny przypadek wyciągnięcia przez Benfikę absolutnego maksimum. Warto podkreślić, że Witsel przeniósł się do Rosji w 2012 roku. Wtedy transfery na poziomie 40 mln euro wcale nie były na porządku dziennym. Zwłaszcza, że mówimy o zawodniku z dość wąskim wachlarzem umiejętności. Pewnym w obronie, ale stroniącym od gry ofensywnej. Nie przez przypadek dopiero po trzydziestce spróbował swoich sił w najlepszych ligach Europy.
7. Ederson do Manchesteru City za 40 mln euro
Uważaj na transfery z Benfiki. Chyba że jesteś Manchesterem City. Aktualni mistrzowie Anglii w zaskakujący sposób potrafią uniknąć wpadek, wybierając się na zakupy do Lizbony. Zarówno Ruben Dias, jak i Ederson, stali się absolutnie podstawowymi elementami drużyny, która kroczy od jednego sukcesu do drugiego. Naturalnie, warto podkreślić, że dalsza przygoda Brazylijczyka na Etihad stoi pod drobnym znakiem zapytania ze względu na zainteresowanie saudyjskich klubów. Według wielu źródeł “Obywatele” nie zamierzają jednak rozpoczynać negocjacji od ceny niższej niż 50 mln euro. Zysk z piłkarza, który pomógł wygrać 17 trofeów, byłby absolutnym majstersztykiem. Z kolei ewentualne pozostanie bramkarza prawdopodobnie jeszcze powiększy jego dorobek medalowy.
8. Raul Jimenez do Wolverhampton za 38 mln euro
Smutna historia. Meksykanin tuż po przeprowadzce na Molineux był ofensywnym monstrum. Samodzielnie prowadził watahę “Wilków” do kolejnych zwycięstw. Jego rozwój został jednak brutalnie zahamowany przez poważny uraz głowy. Do całego zajścia doszło w listopadzie 2020 roku, kiedy napastnik zderzył się z Davidem Luizem. Następnie pauzował przez wiele miesięcy, a po powrocie do gry już nigdy nie nawiązał do dawnej dyspozycji. W efekcie rok temu sprzedano go do Fulham za raptem 6,4 mln euro. Można tylko zastanawiać się, co by było, gdyby nie doznał paskudnej kontuzji. Koniec końców włodarze Wolves nie wyszli zwycięsko z całej sytuacji. Chociaż najmocniej trzeba współczuć samemu Jimenezowi, któremu jedna akcja wstrzymała całą karierę.
9. Nelson Semedo do Barcelony za 35 mln euro
Klasyczny transfer z Benfiki. W Lizbonie prawy defensor wyglądał na pana piłkarza. Imponował szybkością, techniką, boiskową bezczelnością. Po zmianie barw zaprezentował co najwyżej ułamek tych możliwości. W stolicy Katalonii liczono, że Portugalczyk zostanie sportowym następcą Daniego Alvesa. Tymczasem ten bardzo rzadko prezentował poziom powyżej przeciętności. Nie przez przypadek potrafił przegrywać rywalizację z Sergim Roberto, który nawet nie jest nominalnym bocznym obrońcą. “Barca” mogła jedynie cieszyć się, że po trzech latach odnotowała stosunkowo niewielką stratę, sprzedając Semedo za 32 mln euro do Wolverhampton.
10. Victor Lindelof do Manchesteru United za 35 mln euro
Szwed od siedmiu lat występuje na Old Trafford. W tym czasie nie wyrósł na zdecydowaną ostoję bloku obronnego. Jego największą blokadą pozostają nieustannie powracające urazy. Z tego powodu w ostatnich trzech sezonach ligowych wystąpił tylko w 67 ze 114 spotkań. Transfer Leny’ego Yoro i zainteresowanie Matthijsem de Ligtem sprawiają, że w nadchodzących rozgrywkach Lindelof prawdopodobnie będzie co najwyżej uzupełnieniem kadry.
Przykład stopera potwierdza idealnie funkcjonujący modus operandi Benfiki. “Orły” potrafią sprzedać gwiazdy, mając gotowych następców. Po odejściu Lindelofa pierwsze skrzypce zaczął grać Ruben Dias. Gdy Darwin przeniósł się do Liverpoolu, pełnoprawnym liderem ofensywy został Goncalo Ramos. Lizbończycy praktycznie nigdy nie muszą tęsknić za odchodzącymi filarami. W kolejce czekają już nierzadko lepsi piłkarze, którzy następnie również są spieniężani. I tak funkcjonuje transferowe perpetuum mobile.
Następny w kolejce?
Największą umiejętnością włodarzy Benfiki pozostaje zdolność przystąpienia do negocjacji w momencie, gdy konkretni piłkarze znajdują się u szczytu formy. Szczególną okolicznością są turnieje reprezentacyjne, które potrafią jeszcze windować cenę. Choćby po ostatnim mundialu sprzedano przecież Enzo Fernandeza i Goncalo Ramosa, inkasując prawie 200 mln euro.
Z kolei na niedawnym EURO kilkadziesiąt minut uzbierał Joao Neves. 19-latek prawdopodobnie zostanie kolejnym piłkarzem sprzedanym za absurdalnie wysoką kwotę. Według doniesień dziennikarzy RMC Sport czy Footmercato, PSG zapłaci za pomocnika ponad 70 mln euro. Po sfinalizowaniu tej transakcji Benfica stanie się pierwszym klubem w historii futbolu, który sprzeda sześciu zawodników za co najmniej 60 mln euro. Neves dołączy do Ramosa, Diasa, Darwina, Enzo i Felixa. Ilu z tych piłkarzy naprawdę spełniło oczekiwania? Nie będzie przesadą stwierdzenie, że tylko jeden, czyli stoper City.
Nie można oczywiście przedwcześnie twierdzić, że nowy nabytek PSG zostanie flopem. Przeszłość pokazuje jednak, że wydanie kilkudziesięciu milionów euro na obiecującego gracza z Lizbony nie musi być najlepszą inwestycją. “Orły” latają wysoko, a negocjują jeszcze wyżej.