Naklejkowa bitwa na EURO 2024. Legendarny producent w odwrocie. Tęsknicie?

Naklejkowa bitwa na EURO 2024. Legendarny producent w odwrocie. Tęsknicie?
screen youtube Łukasz Musioł
Piotrek - Przyborowski
Piotrek Przyborowski16 Jun · 11:30
Chyba każdy fan futbolu chociaż raz w życiu je kolekcjonował lub przynajmniej miał w rękach. Naklejki piłkarskie są nieodłącznym elementem wielkich turniejów. Przed EURO 2024 doszło jednak do istotnej zmiany. Ta podzieliła zarówno rynek, jak i kolekcjonerów.
Koszulki, szaliki, figurki, plakaty… świat piłki nożnej jest przesiąknięty najróżniejszymi typami gadżetów kolekcjonerskich. Do nich należą również naklejki, które od dziesięcioleci zbierane są na całym świecie nie tylko przez tych najmłodszych kibiców. Naklejkowy biznes kręci się w najlepsze, a obok tradycyjnych już albumów wydawanych przy okazji startu np. nowego sezonu Ligi Mistrzów, prawdziwym must-have dla każdego fana piłkarskiego są kolekcje związane z wielkimi turniejami. Ten, który swą premierę miał przy okazji EURO 2024, podzielił jednak całe środowisko.
Dalsza część tekstu pod wideo
Oto bowiem po blisko 50 latach współpracy UEFA definitywnie zerwała swój związek z firmą Panini. Ta już kilka lat temu straciła licencję na wydawanie albumów Ligi Mistrzów na rzecz amerykańskiego Topps. Teraz przybysze zza Oceanu poszli o krok dalej i przejęli od Włochów również mistrzostwa Europy. Panini w tym jednak przypadku nie pozostało dłużne rynkowemu rywalowi i postanowiło się mu przeciwstawić. Tym samym zaognił się już i tak mocny spór pomiędzy oboma przedsiębiorstwami. Na nim najbardziej cierpią oczywiście ich klienci, czyli kibice, którzy tym razem już głośno wyrażają swoje niezadowolenie.

Długoletnia wojna

Panini to na europejskim rynku firma wręcz legendarna. Pierwszy album poświęcony EURO wydała w 1977 roku, siedem lat po wyprodukowaniu pierwszej kolekcji dedykowanej mundialowi. Od tego czasu przez niemal pięć dekad firma z Modeny przygotowywała kolejne serie z myślą o mistrzostwach Europy. Ta długa współpraca zakończyła się przed tegorocznym czempionatem w Niemczech, kiedy to UEFA zdecydowała się sprzedać licencję największemu konkurentowi Panini, czyli Topps.
- Już od jakiegoś czasu było wiadome, że naklejki na tegoroczne EURO stworzy Topps. Panini straciło bowiem licencję, a Amerykanie podpisali kontrakt na dwa najbliższe turnieje. Dla mnie, z punktu widzenia kolekcjonera, nie jest ważne, kto wydaje kolekcję, bo niezależnie od producenta i tak zbieram wszystko, co tylko wychodzi. Znam jednak takich kolekcjonerów, dla których jest to ważne, bo jakość naklejek w zależności od firmy je wydającej potrafi się różnić - mówi w rozmowie z nami Łukasz Musioł, youtuber prowadzący kanał poświęcony piłkarskim kartom i naklejkom.
Topps powstało jeszcze przed II wojną światową, więc jest starsze od włoskiego konkurenta. Pierwotnie zajmowało się produkcją przede wszystkim gadżetów baseballowych. Firma ta na rynku europejskim obecna jest dopiero od lat 90., kiedy to wcieliła w swoje szeregi Merlin Publishing. To z kolei angielskie wydawnictwo pierwotnie założone przez… byłych pracowników Panini. Już sam ten fakt był zarzewiem konfliktu, który trwa już od wielu lat i dotyczy rywalizacji na różnych płaszczyznach, takich jak między innymi marketing czy jakość wydawanych produktów.
- Topps i Panini rywalizują ze sobą na różnych płaszczyznach od wielu lat i jest to widoczne zarówno w cenach, jakości produktów, liczbie kart i naklejek do zebrania czy rzadkości ich występowania. Każda z firm stara się zaciekawić kolekcjonerów różnego rodzaju nowościami - ekskluzywnymi kartami czy limitowanymi naklejkami z autografami bądź kawałkami koszulek. To wszystko na pewno mocno działa na wyobraźnię kolekcjonerów. Posiadanie w swojej kolekcji autografu Messiego czy kawałku koszulki Ronaldo jest przecież sporą frajdą - zauważa nasz rozmówca.

“Główki” zamiast koszulek

Najnowsza odsłona tej amerykańsko-włoskiej wojny dotyczy właśnie kolekcji wydanej przy okazji EURO 2024. Po tym, jak się okazało, że to Topps wyprodukuje album na ten turniej, Panini zdecydowało się na niektórych rynkach na publikację konkurencyjnej serii, wykorzystując przy tym swoje indywidualne kontrakty z poszczególnymi związkami piłkarskimi czy samymi zawodnikami. I tak na przykład w kioskach i księgarniach w Anglii do kupienia są naklejki z serii “England 2024”, która zawiera wizerunki piłkarzy niedostępnych w albumie Topps.
Ze względu na umowy Panini, w oficjalnym albumie EURO 2024 zabrakło choćby takich graczy jak Phil Foden, Bukayo Saka czy John Stones. Uwzględnieni w nim zostali natomiast dużo mniej znani piłkarze: grający ostatnio na wypożyczeniu z Leicester w Middlesbrough Luke Thomas czy będący dopiero tuż po debiucie w reprezentacji Rico Lewis. Żadnego z tych graczy Gareth Southgate nie zabrał do Niemiec. Problem dotyczy również strojów piłkarzy. W przypadku między innymi właśnie Anglii, ale także Niemiec, Hiszpanii, Francji i Włoch, w albumie od Topps ukazane są jedynie “główki” zawodników - bez strojów, których prawo do publikacji pozostaje w rękach Panini.
- Topps wypuścił kolekcję kart i naklejek dedykowanych EURO 2024 już ponad jakieś dwa miesiące temu. Jeśli chodzi o naklejki, to mamy dostępną zwykłą wersję oraz np. edycję przeznaczoną na rynek szwajcarski. Z kolei w przypadku kart obok standardowej kolekcji, którą można dostać w zwykłych sklepach i kioskach, producent stworzył też jej lokalne wariacje, które dostępne są w sklepach jednego ze sponsorów turnieju, ale tylko w wybranych krajach, takich jak Szwajcaria, czy także Włochy, Cypr, Czechy i Grecja - wylicza Musioł.
Owy dyskontowy sponsor EURO, czyli niemiecki Lidl, już wcześniej był partnerem UEFA i wypuszczał przy okazji mistrzostw okolicznościowe koszulki. Przy okazji tegorocznej edycji turnieju w jego sklepach dostępny jest szerszy asortyment. Obok oficjalnych naklejek są to m.in. zestawy niemieckich stadionów do złożenia, gwizdki, flagi, stroje, a nawet… boisko, które można samemu złożyć w domu i zagrać na nim mecz. W sprzedaży są też rzecz jasna naklejki, oczywiście te z oficjalnej serii UEFA wyprodukowanej przez Topps.

Droga zabawa

Kibice oczywiście są zadowoleni z szerokiego asortymentu dostępnego w szerszej dystrybucji, niż miało to miejsce podczas poprzednich mistrzostw. Kolekcjonerzy naklejek czują jednak duży zawód z powodu zamieszania wywołanego rywalizacją Panini i Topps. Zebranie całego albumu wiąże się przecież z niemałym wydatkiem, a co dopiero w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z dwoma konkurencyjnymi kolekcjami. Szacuje się, że w Wielkiej Brytanii koszt zebrania obu albumów, biorąc pod uwagę występowanie powtórek, wynieść może nawet około tysiąca funtów.
- Nie zapominajmy jednak, że na dany turniej piłkarski może być wyprodukowanych kilka innych wersji, zawierających charakterystyczne dla siebie elementy. Zdarza się, że mamy osobne wydanie nordyckie, węgierskie czy greckie. Kolekcjonerzy często w trakcie jednej edycji danego turnieju muszą zmierzyć się więc ze zbieraniem kilku oddzielnych albumów. To z kolei nie jest już do końca takie łatwe zadanie, bo ciężko zdobyć naklejki z innego kraju, a i ceny potrafią być zaporowe - mówi Musioł.
Cena jednej saszetki z sześcioma naklejkami w Polsce wynosi natomiast pięć złotych. To spory wzrost, biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka lat temu podobne pakiety można było dostać w cenie dwukrotnie niższej. Większym problemem dla polskich fanów może być jednak to, że Topps zdecydował się przygotować album jeszcze przed zakończeniem baraży. W związku z tym reprezentacji Polski poświęcone jest w nim dużo mniej miejsca niż innym uczestnikom ME.
- Musimy pamiętać o tym, że cena odgrywa bardzo istotną rolę. Tańsze produkty cieszą się oczywiście większym zainteresowaniem. Zauważyłem to zresztą po wyświetleniach filmów na moim kanale. Te dotyczące tzw. produktów kioskowych notują o wiele lepsze liczby niż wideo na temat boksa, za który trzeba zapłacić ponad tysiąc złotych. Nie ma się jednak co dziwić, bo kolekcjonerom dużo łatwiej jest też dostać po prostu te produkty, aniżeli ściągać ich droższe wersje spoza kraju za trzy- lub czterocyfrowe kwoty - zauważa nasz rozmówca.

Do ostatniej naklejki

Topps podpisał z UEFA kontrakt do 2028 roku, czyli na obecne i kolejne EURO, które odbędzie się w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Biorąc pod uwagę gospodarzy następnych ME, możemy się spodziewać zaostrzenia rywalizacji na rynku kolekcjonerskim. Amerykański wydawca dwa lata temu został wykupiony przez firmę Fanatics, która ma mocarstwowe plany w stosunku do rynku europejskiego. Panini nie pozostaje dłużne i aktualnie prowadzi również z Amerykanami walkę na sali sądowej w sprawie legalności owego przejęcia Topps.
- Obie te wielkie firmy chcą uzyskać prymat na rynku, więc zawsze będą rywalizować o klientów i w tym przypadku raczej nic się tu nie zmieni. Nawet jeśli któryś z tych producentów traci jakąś licencję, to po czasie wypuszcza na rynek coś zupełnie nowego. Tak było z Panini, kiedy straciło na rzecz Topps prawa do wydawania kolekcji poświęconej Lidze Mistrzów. Włosi w kolejnym roku wprowadzili serię FIFA 365, która przyjęła się świetnie i teraz będziemy świętować dziesięciolecie jej wprowadzenia - mówi Musioł.
Nic dziwnego, że w świecie, w którym każdy chce swoją część piłkarskiego tortu, podobny podział dotknął również rynku naklejkowego. Mimo straty licencji Panini nie wydaje się być w tym wyścigu firmą, która dała za wygraną. Topps na razie może się irytować, ale pewnie za dwa lata, kiedy to Włosi wydadzą oficjalny album z okazji mundialu (Panini wciąż współpracuje bowiem z FIFA), zapewne Amerykanie również będą chcieli na to w jakiś sposób odpowiedzieć. Szczególnie że przecież te MŚ odbędą się u nich w domu. Ta rywalizacja wydaje się nie mieć końca, co ma swoje zarówno plusy, jak i minusy.
- Z mojej perspektywy to niekończącą się opowieść i bardzo mnie cieszy to, że rynek ciągle serwuje nam coś nowego. Dzięki temu mamy co zbierać i możemy emocjonować się, czy uda się zebrać całą kolekcję co - aż do ostatniej karty bądź naklejki. Myślę, że dane nam będzie do końca świata zbierać I kolekcjonować różne serie, bo nic tak nie cieszy jak pasja, której poświęcamy swój czas i pieniądze. W ten sposób po prostu robimy to, co kochamy. Dlatego więc myślę, że ani Panini, ani Topps, nie upadnie. Jeśli któraś straci jakąś licencję, wymyśli coś nowego - wszystko po to, aby przede wszystkim, aby zainteresować tym ludźmi - podsumowuje nasz rozmówca.

Przeczytaj również