Trójkąt Lewandowski - Milik - PIątek to szaleństwo. Brzęczek musi zagrać odpowiedzialnie [El. EURO 2020]

Kibice chcą 3 środkowych napastników, choć to szaleństwo. Brzęczek musi postawić na jakość i odpowiedzialność
MediaPictures.pl / shutterstock.com
Spotkanie z Austrią, inaugurujące eliminacje do przyszłorocznych mistrzostw Europy, zbliża się wielkimi krokami. Do pierwszego gwizdka pozostała doba, ale mimo to wciąż nie milkną echa dyskusji dotyczącej taktyki, którą powinien zastosować Jerzy Brzęczek.
Lawina dywagacji nt. formacji „Biało-czerwonych” to swego rodzaju nowość. Ostatnich kilka lat w kadrze upłynęło pod znakiem niezmiennego systemu 4-4-2. Za kadencji Adama Nawałki jedynymi wątpliwościami były wybory personalne.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przyjście Jerzego Brzęczka oraz niespodziewany wystrzał skuteczności trzech polskich "dziewiątek" spowodowały jednak, że od tygodni w narodzie toczy się debata - postawić na klasyczne 4-4-2 czy posłać na boisko wszystkich zawodników w formie, nie zważając na taktykę?

Skąd taki pomysł?

Cała idea desygnowania do gry trzech środkowych napastników powstała prawdopodobnie z powodu marazmu w jaki popadli polscy reprezentanci na innych pozycjach. Brak klasowych skrzydłowych oraz chroniczny niedobór środkowych pomocników odpowiedzialnych zarówno za defensywę, jak i kreację, sprawił problemy, z którymi kadra boryka się od wielu miesięcy.
Z kolei gdy już pojawili się zawodnicy, których spokojnie można zaliczyć do grona topowych, to niestety, ale na jednej, już dobrze obsadzonej pozycji, czyli środku napadu. Pojawiła się zatem idea otoczenia Roberta Lewandowskiego, będącego oczywiście fundamentalną postacią reprezentacji, dwoma pozostałymi snajperami, którzy zachwycają skutecznością w tym sezonie – Milikiem i Piątkiem.
Nie można ukrywać, że nasza reprezentacja znajduje się obecnie w dołku w porównaniu z chociażby rokiem 2016, gdy Adamowi Nawałce udało się stworzyć znakomity kolektyw, a zawodnicy na niemal każdej pozycji znajdowali się w szczytowych momentach swoich karier.
Fatalny mundial oraz niezbyt udany start Jerzego Brzęczka na stanowisku selekcjonera mogłyby sugerować, iż dobrobyt w kadrze bezpowrotnie minął, ale czy na pewno jest tak źle, że trzeba sięgać po drastyczne metody pokroju gry trzema napastnikami?

Za dużo „dziewiątek” w barszczu

Zwolennicy zastosowania tej taktyki w zbliżających się meczach eliminacyjnych, wiedząc, ze tego typu ustawienie wydaje się być szalone, od razu poczęli szperać w annałach historii futbolu podobnych zagrywek.
Z pomocą przybył Diego Simeone, który przy okazji ostatniej kolejki La Ligi postanowił zastosować manewr gry z trzema teoretycznie środkowymi napastnikami.
Wydawałoby się, że skoro tak znakomity szkoleniowiec, jak „Cholo” zdecydował się na tego typu taktykę, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby miało to miejsce również podczas meczu Polaków z Austrią.
Do myślenia dają jednak dwa aspekty – wynik i charakterystyka zawodników. Atletico, które po raz pierwszy w tym sezonie odeszło od klasycznego ustawienia 4-4-2 przegrało sobotni mecz przeciwko Athletikowi Bilbao 0:2. Eksperyment Simeone poszukującego antidotum na nieskuteczność swojej drużyny w ostatnich tygodni zakończył się niepowodzeniem.
Naturalnie nie oznacza to, że wystawienie trzech środkowych napastników stanowi zapowiedź rychłej klęski, ale trudno być optymistą z perspektywy polskiego kibica obserwując to, co wydarzyło się w zeszły weekend na San Mames.
Tercet ofensywny „Los Colchoneros” składał się z zawodników, którzy są o wiele lepiej przystosowani do gry w tego typu ustawieniu niż polscy napastnicy. O ile Morata i Costa to raczej typowe lisy pola karnego, tak już Antoine Griezmann teoretycznie bez problemów może występować na skrzydle, gdzie grał chociażby przy okazji przygody z Realem Sociedad.
W praktyce zakończyło się to jednak klęską wiceliderów z Madrytu, co może pozwoli niektórym uzmysłowić, że zwiększona liczba napastników wcale nie gwarantuje polepszenia skuteczności.
Nadzieję na powodzenie tego typu ustawienia mogłaby dawać postawa kadry Urugwaju sprzed kilku lat. W 2011 roku podopieczni Oscara Tabareza wygrali turniej Copa America, a ów sukces był w dużej mierze zasługą trzech snajperów – Suareza, Forlana i Cavaniego.
Jest to jeden z niewielu dowodów na to, że umieszenie trzech bombardierów w jednym składzie może zdać egzamin, ale tu znów warto skupić się na charakterystyce napastników. Oscar Tabarez mógł sobie pozwolić na wystawienie swoich wszystkich najlepszych napastników, ponieważ wszyscy trzej idealnie się uzupełniali.
Suarez był tzw. target-manem, który skupiał na sobie uwagę środkowych obrońców, Cavani trzymał się bliżej lewego skrzydła, do czego był przyzwyczajony dzięki grze w Napoli, a później w PSG u boku Zlatana. Najbliżej środka występował Forlan i to wszystko zdawało egzamin, ale problem w tym, że w Polsce mamy takich trzech „Forlanów” i żadnego zawodnika, który mógłby pełnić rolę fałszywego skrzydłowego. Dlatego lepiej postawić na klasykę.

Renesans 4-4-2

Pomysł umieszczenia w wyjściowym składzie Milika, Piątka i Lewandowskiego był spowodowany przede wszystkim niedoborem kadrowiczów w formie na innych pozycjach, ale o tego typu problemach można było rozpisywać się kilka miesięcy temu.
Na przestrzeni ostatnich tygodni wielu reprezentantów udowadnia, że w tej drużynie narodowej nadal drzemie potencjał, a radykalne środki w postaci wrzucania do jedenastki zawodników bez troski o kształt formacji jest bezsensowne.
Gra z trzema „dziewiątkami” miała stanowić odpowiedź na mankamenty starzejących się skrzydłowych, którzy zawiedli np. w trakcie turnieju w Rosji. W trakcie ubiegłorocznych zgrupowań można było dojść do wniosku, że choćby kariera Kamila Grosickiego powoli zmierza ku końcowi. Skrzydłowy Hull City sporadycznie łapał się do kadry meczowej „Tygrysów”, a w meczach reprezentacji wyglądał co najwyżej poprawnie.
I gdy już wydawało się, że „Grosik” nie będzie już w stanie grać na poziomie reprezentacyjnym, nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji i powrót 30-latka do fenomenalnej dyspozycji.
Sadzanie Grosickiego, który przeżywa najlepszy okres od wielu lat, na ławce rezerwowych byłoby ogromnym błędem Jerzego Brzęczka, zatem zamiast eksperymentować z trzema środkowymi napastnikami, lepiej po prostu spróbować odbudować coś, co działało w ostatnich latach.
Szczególnie, że Grosicki nie jest jedynym zawodnikiem, który daje solidne argumenty za ustawieniem drużyny w dobrze nam znanym systemie 4-4-2. Po drugiej stronie boiska mógłby z powodzeniem występować Piotr Zieliński, który wreszcie dorósł do gry na najwyższym poziomie.
24-latek pod wodzą  Ancelottiego stał się graczem, który może zagrać niemal na każdej pozycji w drugiej linii – od boku przez środek aż po rolę defensywnego pomocnika. Na tę chwilę wydaje się, że Zieliński najbardziej przydałby się właśnie do gry przy linii, a pozostałe dwie pozycje w środku pola byłyby wówczas przeznaczone dla niezbędnego Krychowiaka i, nadal brylującego w Leeds, Klicha.

Zgubne eksperymenty

Desygnowanie do gry Milika, Piątka i Lewandowskiego nie jest zbyt sensowne głównie z powodu problemów z dalszym ułożeniem jedenastki. Wystawienie trzech środkowych pomocników sprawiłoby, że szanse na zagrożenie stwarzane przy linii spadłyby niemal do zera. Postawienie na skrzydłowych otworzyłoby rywalom drogę do atakowania środkiem, którego strzegłby osamotniony defensywny pomocnik.
Balans z trzema „dziewiątkami” jest wręcz niemożliwy do osiągnięcia, a ewentualne ofensywne korzyści w żadnym stopniu nie niwelują podjętego ryzyka. Przykład Atletico pokazał, że zbyt duża liczba napastników wcale nie zwiększa szans na zdobycie bramki.
Ta sama analogia odnosi się do defensywy, z którą Polacy mieli ogromne problemy w trakcie ubiegłorocznego mundialu. Plany Adama Nawałki pokrzyżował uraz lidera defensywy – Kamila Glika. Aby strata tak ważnego elementu obrony nie była boleśnie odczuwalna w skutkach zdecydowano się na eksperyment w postaci gry trójką obrońców – Piszczkiem, Bednarkiem i Pazdanem. Efekty wszyscy dobrze znamy.
Tego typu przykłady można by mnożyć, ale wniosek jest jeden – problemów na danej pozycji nie da się wyeliminować nadmiarem zawodników. Kluczem do sukcesu jest jakość i przede wszystkim pomysł na grę.

Personalia, a taktyka

Być może właśnie o tak istotnym elemencie zapominają kibice domagający się ustawienia 4-3-3, które ich zdaniem byłoby skutecznym samograjem. Oczywiście, że niebywała forma naszych trzech środkowych napastników napawa optymizmem, ale trzeba zachować umiar.
Polskie trio należy do światowej czołówki, ale ich postawa w klubie nie zapewni „Biało-czerwonym” punktów w meczach z Austrią i Łotwą. Podstawą będzie skutecznie ustawienie drużyny i maksymalizacja liczby stworzonych okazji, które spokojnie wykończy któryś z dwójki wystawionych napastników.
Na całe szczęście podobnego zdania jest sam selekcjoner, który ostatnimi czasy zwracał uwagę na to, co powinno być priorytetem w trakcie zbliżających się meczów eliminacyjnych.
Podczas spotkań w ramach Ligi Narodów Jerzy Brzęczek decydował się na eksperymenty z wąskim ustawieniem środka pola, grą z Zielińskim w roli „dziesiątki”, ale okres przygotowawczy dobiegł końca.
Z Austrią i Łotwą selekcjoner bezwzględnie musi posłać do gry najlepszy możliwy skład w najlepszym możliwym ustawieniu, czyli 4-4-2. Nieudany rok 2018 w wykonaniu naszej reprezentacji potwierdził, że Polska nie może sobie pozwolić na rezygnację ze skrzydeł, a próby naprawy mankamentów zmianą formacji zwykle kończą się jeszcze większą klęską.
Jerzy Brzęczek z pewnością miał lub nawet nadal musi borykać się z ogromnym bólem głowy przy okazji tworzenia jedenastki na wieczorny mecz, ale wszelkie dywagacje związane z ofensywą powinny dotyczyć tego, czy postawić na Milika czy na Piątka.
Kwestia systemu gry nie powinna zaprzątać głowy selekcjonera, ponieważ tylko i wyłącznie w formacji 4-4-2 wszyscy zawodnicy mogą zaprezentować pełnię swoich umiejętności. A przecież chodzi właśnie o to, aby cała reprezentacja stanowiła kolektyw. Trzech napastników, nawet znajdujących się w spektakularnej formie, meczu nie wygra. Jedenastu zawodników, idealnie się uzupełniających, ma za to ogromne szanse na powodzenie.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również