Austria - Polska. Na lewej obronie nie zagra... lewy obrońca. Dylemat Brzęczka: Bereszyński czy Jędrzejczyk?

Na lewej obronie na pewno nie zagra... lewy obrońca. Dylemat Brzęczka przed meczem z Austrią
MediaPictures.pl / shutterstock.com
To pytanie nurtuje polskiego kibica od lat. Zadawane niemal za każdym razem kiedy zbliża się mecz reprezentacji Polski. Kto na lewej obronie? Rozmyślanie o tym po raz kolejny znów wywołuje nieprzyjemny dreszczyk obaw, bo na dzisiejsze spotkanie z Austrią ponownie mamy tam poważną lukę. Jerzy Brzęczek ma nad czym myśleć, bo jego (nie)powołania na tę pozycję budzą lekkie kontrowersje.
Na przestrzeni kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat trudno znaleźć klasowego lewego obrońcę naszej Kadry. Za „Orłów Górskiego” był Zygmunt Anczok i Adam Musiał, a ostatnim, który przez wielu uznawany jest za rasowego lewego defensora, był Dariusz Wdowczyk.
Dalsza część tekstu pod wideo
Od tego czasu nie było nikogo, kto zadomowiłby w zespole na dłużej i był jego ważnym ogniwem. Bardzo często potem biegał tam ktoś „z przypadku”, czyli prawy lub środkowy obrońca, a nawet lewy pomocnik. Próbowano już kiedyś m.in. Stefana Majewskiego, Michała Żewłakowa, Pawła Golańskiego czy nawet Jacka Krzynówka. Marek Koźmiński też był raczej lewym pomocnikiem.
Pamiętamy także Tomasza Rząsę czy Grzegorza Bronowickiego, a na Euro 2016 zagrał tam przecież Artur Jędrzejczyk. Wszyscy byli prawonożni i nie do końca przystosowani do gry w tej roli. Nieliczny nominalny lewy obrońca ostatnich lat - Kuba Wawrzyniak nigdy nie należał przecież do najpewniejszych punktów naszego zespołu. Często powtarzał, że zastępuje piłkarza, którego nie ma.
Obecnie mamy ten sam problem, bowiem jedynym lewonożnym piłkarzem, który gra regularnie w klubie i prezentuje reprezentacyjny poziom jest Maciej Rybus. Jednak dość często, w ważnych momentach jest kontuzjowany i kolejni trenerzy nie zawsze mogą z niego skorzystać. On też jest przecież przykładem zawodnika, któremu rola na boisku została zmieniona, bowiem zaczynał karierę jako skrzydłowy.
Ze względu na uraz nie ma go na zgrupowaniu i w rezultacie pozostał Brzęczkowi w odwodzie jedyny naturalny lewy defensor - Arkadiusz Reca, który nie mieści się nawet na ławce rezerwowych Atalanty Bergamo. Na tej, jakże wrażliwej stronie, zobaczymy zatem któregoś z „prawych” - Bereszyńskiego lub Kędziorę albo środkowego obrońcę Artura Jędrzejczyka. Nie za duży wybór.

Jaroszyński w domu

Z pewnością dość zastanawiającą decyzją Brzęczka jest brak powołania Pawła Jaroszyńskiego, grającego na co dzień w Chievo. Być może nie jest za szybki i nie ma zbyt dużo argumentów w ofensywie, ale przede wszystkim gra regularnie w klubie, mając coś, co jest niezmiernie istotne na boku defensywy – rytm meczowy.
Brzęczek bardziej ceni Recę, który z pewnością posiada większy potencjał motoryczny, jednak ma w tym sezonie rozegranych niewiele ponad 100 minut! Dla porównania Jaroszyński ma ich na swym koncie 1179, jest solidny w defensywie, nie łamie linii i przede wszystkim jest wybiegany. Można nie mieć obaw, że „spuchnie”, tak jak Reca w spotkaniu z Włochami.
Można kręcić nosem, że Jaroszyński gra w ostatnim zespole Serie A, który jest głównym kandydatem do spadku i kadrze się pewnie nie przyda. Jednak mimo wszystko trzeba przyznać, że gra na co dzień przeciwko napastnikom jednej z najsilniejszych lig Europy i często zbiera niezłe noty. Czy nie zasłużył na szansę od Brzęczka, na dodatek w obliczu takich kłopotów oraz wiadomej wcześniej absencji Rybusa?
Gros fachowców twierdzi, że zasłużył, bo to na dziś jedyny nominalny lewy obrońca, który gra i który mógłby się drużynie przysłużyć, szczególnie w defensywie. Reca najpewniej nie wyjdzie w pierwszym składzie, więc Jaroszyński mógłby być naprawdę celnym strzałem.

Na kłopoty... przesunięty Bereszyński

Brzęczek ma zapewne spory ból głowy. Wystawiając tam Bartka Bereszyńskiego, jednocześnie nieco osłabi pozycję prawego obrońcy, na której gracz Sampdorii mógłby się przydać najbardziej. Można wówczas desygnować Tomasza Kędziorę, jednak bądź co bądź, wydaje się, że nie będzie tak produktywny jak „Bereś”.
Wariant kolejny: trener może obu graczy zamienić, a więc Bereszyński zagra na swojej ulubionej stronie boiska, natomiast zawodnik Dynama Kijów wystąpi po lewej stronie. Kędziora jednak nie grał zbyt często przy lewej linii bocznej i przy dużej presji może się pogubić. Większą pewność na pewno ma Bereszyński, który często był alternatywą wówczas, kiedy jeszcze w kadrze grał Łukasz Piszczek.
Następną opcją jest wystawienie tam Artura Jędrzejczyka, który co prawda świetnie spisał się na Euro 2016, jednak ostatnimi czasy jego dyspozycja nie jest za wysoka, a w klubie gra przecież w środku obrony. Na pewno w walce o górne piłki „Jędza” się przyda, ale jego szybkość oraz dynamika w ataku będą niewystarczające, a podświadome przekładanie piłki na prawą nogę będzie przez rywali szybko odczytane.
Jeszcze jedną alternatywą jest Robert Gumny, jednak mało prawdopodobne, aby Brzęczek dał szansę debiutantowi w tak ważnym meczu. Z całym przekonaniem ma ogromny potencjał, ale wyjście w podstawowej jedenastce, na dodatek na nieswojej pozycji, byłoby nazbyt ryzykowne, a woda dla 20-latka mogłaby okazać się za głęboka.

Kto na ochotnika?

Brzęczek musi przeanalizować taktykę gry z Austrią i wybrać najlepszą z opcji. Którą? Tego nie wie nikt, bo pomysłów jest tyle, ilu kibiców piłki nożnej w Polsce. Wydaje się jednak , że najbardziej prawdopodobnym wariantem jest para Bereszyński-Kędziora, tylko nie wiadomo jeszcze który z nich obsadzi tę najbardziej newralgiczną od dawien dawna pozycję.
Rzecz jasna, że lewonożny gracz najlepiej tam pasuje. Lepiej funkcjonuje przy linii i zawsze będzie naturalnie biegł do dośrodkowania. Zawodnik prawonożny musiałby mieć naprawdę dobrze ułożoną słabszą nogę, żeby celnie dorzucić piłkę w pole karne. Takich jest niewielu. Przeważnie będą przekładać futbolówkę na lepszą stronę, a solidny obrońca po kilku minutach meczu to wyczuje.
Dzisiaj nie ma wyjścia – ktoś tam będzie się musiał „przemęczyć”. Nie oczekujmy zbyt wiele w ofensywie, wystarczy dużo jakości przeważnie w obronie i to na pewno będzie dużym plusem. No chyba, że Jerzy Brzęczek wprawi wszystkich w osłupienie i wystawi Arka Recę, a ten później zaliczy dwie asysty. Nie mielibyśmy wtedy nic przeciwko temu:)
Paweł Chudy

Przeczytaj również