El. ME. Alaba, Arnautović i... to tyle. Austrii nie należy lekceważyć, ale nie do końca ma czym straszyć
Cztery miesiące musieli czekać wszyscy kibice kadry na powrót swoich ulubieńców na murawę i ekrany telewizorów. Cztery długie zimowe miesiące, które (na nasze szczęście) polscy piłkarze starali się nam jak najbardziej umilić, ładując bramkę za bramką w Serie A i Bundeslidze. Wieczorem czeka nas jednak prawdziwy sprawdzian - wyjazdowe spotkanie z najsilniejszym grupowym rywalem, reprezentacją Austrii. Czy „Biało-czerwoni” powinni bać się przeciwnika?
W rankingu FIFA Austriacy plasują się tylko 2 miejsca za nami, okupując 22. lokatę. Na mundialu nie byli od 1998 roku, a na EURO w XXI wieku zameldowali się dwukrotnie. Pierwszy raz „z automatu”, gdyż jako współorganizator mieli zagwarantowane miejsce w turnieju, a po raz drugi zrobili to niecałe 3 lata temu, kończąc występy na fazie grupowej.
Nasi rywale próbują odbudować swoją dawną piłkarską potęgę, a pierwszym prawdziwym testem są właśnie eliminacje do Mistrzostw Europy. Na papierze Austriacy prezentują się nad wyraz solidnie i niedocenianie ich może mieć dla polskich piłkarzy bardzo przykre skutki już na początku ich drogi do EURO 2020.
Gwiazdy i solidne zaplecze
Niekwestionowaną gwiazdą drużyny Franco Fody jest lewy obrońca Bayernu Monachium, David Alaba. Klubowy kolega Roberta Lewandowskiego w narodowych barwach jest graczem kompletnym, który może zagrać na każdej pozycji w składzie (za wyjątkiem bramki, chociaż patrząc na jego wszechstronność wcale nie jesteśmy tego tak pewni).
Jego dorobek w kadrze to 67 występów (a przecież ma dopiero 26 lat), 13 bramek i aż 16 asyst. W środku pola rozegrał w narodowej koszulce 48 spotkań, w roli bocznego pomocnika 16, a na nominalnej pozycji lewego obrońcy… 3.
Nie ma sensu szczegółowo rozdrabniać się nad występami Alaby, ale warto wspomnieć, że te 48 spotkań na środku pomocy moglibyśmy dalej dzielić na role defensywnego, środkowego i ofensywnego pomocnika.
W swojej karierze Austriak zgromadził już 7 tytułów mistrza Niemiec, 4 puchary i superpuchary tego kraju, po jednym trofeum za Ligę Mistrzów, Klubowe Mistrzostwa Świata oraz Superpuchar UEFA. Do tego dorzucił skromne 6 zwycięstw w głosowaniu na najlepszego piłkarza kraju. Patrząc na jego dotychczasowe osiągnięcia - zdecydowanie zasłużenie.
Drugim austriackim piłkarzem, obok którego nie można przejść obojętnie jest Marko Arnautović. Piłkarz West Hamu zapewne liczył na występ w polskiej kadrze Łukasza Fabiańskiego, któremu strzela bramki każdego dnia na boisku treningowym, ale jak już ujawnił selekcjoner Brzęczek, „Fabian” usiądzie dziś na ławce rezerwowych.
Arnautović co prawda nie uzbierał w karierze tyle trofeów co jego czarnoskóry rodak, może się jednak pochwalić zdobyciem mistrzostwa i pucharu Włoch, tytułem piłkarza roku 2018 w Austrii, a przede wszystkim zwycięstwem w Lidze Mistrzów w barwach Interu Mediolan.
Co prawda we włoskie tytuły Austriak serbskiego pochodzenia miał bardzo nikły wkład (raptem 3 spotkania), ale nikt ich już z CV nie wymaże. Arnautović w swojej karierze grał już we wspomnianych Włoszech oraz w Niemczech, Holandii i Anglii, w której aktualnie przeżywa chwilowy kryzys.
Większość z pozostałych piłkarzy powołanych do austriackiej kadry to solidni gracze z niemieckiej Bundesligi (aż 14!) oraz rodzimej ligi (6). Znaczna część z nich stanowi o sile swoich klubowych drużyn, więc Polacy powinni mieć się na baczności. Nie tylko my mamy zawodników w topowych ligach Europy.
Austriacy nam niestraszni
A przynajmniej nie w ostatnim czasie. Ostatnią przegraną zanotowaliśmy ćwierć wieku temu (co ciekawe jedną z bramek zdobył wtedy Jerzy Brzęczek), a od tego momentu wygraliśmy z nimi dwukrotnie i odnotowaliśmy jeden remis.
Remis, którzy wszyscy kibice potraktowali jak porażkę. Ostatni mecz Polska - Austria miał miejsce podczas naszego pierwszego EURO w historii, czyli w roku 2008. Bohaterami tego spotkania byli Artur „Borubar” oraz „Roker Perejro”.
Od czasu, w którym Howard Webb został narodowym antybohaterem minęło już 11 lat. Historia najnowsza umieszcza Austriaków jako „drugi garnitur” Europy (z koszyka z takim właśnie numerem losowani byli nasi rywale), którzy poprzednie rozgrywki Ligi Narodów rozgrywali w dywizji B.
W grupie z Irlandią Północną i Bośnią i Hercegowiną Austria zajęła 2. miejsce, zaliczając tylko jedną porażkę (0:1 z BiH). Od kiedy selekcjonerem jest Franco Foda (niespełna 1,5 roku) jego podopiecznym udało się pokonać m.in. Niemców, Rosjan czy Urugwajczyków. A mamy wrażenie, że te ekipy są jednak półkę wyżej niż nasza reprezentacja…
Panie trenerze, jak grać?
Jerzy Brzęczek prowadzi kadrę już od ponad pół roku i w tym czasie nie zaznał jeszcze smaku zwycięstwa. Spotkania w ramach Ligi Narodów oraz mecze towarzyskie miały być poligonem doświadczalnym dla byłego trenera Wisły Płock, a czas prawdziwych sprawdzianów miał nadejść z początkiem eliminacji do Euro. Czyli tu i teraz.
O ile początki selekcjonera były utrudnione ze względu na brak formy i regularnej gry wielu reprezentantów, o tyle teraz selekcjoner może cierpieć co najwyżej bóle głowy z nadmiaru bogactwa. Szczególnie tego ofensywnego.
O takim komforcie Franco Foda może co najwyżej pomarzyć. Poza wymienionym wcześniej Arnautovicem, w kadrze Austriaków znajduje się jeszcze 2 piłkarzy zakwalifikowanych jako „napastnicy”.
Karim Onisiwo jest piłkarzem niemieckiego Mainz i najlepiej pasuje do niego określenie „dwunasty zawodnik”. Raz pierwszy skład, raz ławka, raz na skrzydle, raz na szpicy. W tym sezonie uzbierał łącznie 19 występów w lidze, w których 4 razy ustrzelił rywali. W reprezentacji, pomimo 27 lat na karku, rozegrał ledwie 2 spotkania.
Drugi z napastników jest bardzo dobrze znany, choć już nieco zapomniany. 35-letni Marc Janko najlepsze lata kariery ma już za sobą (w szwajcarskim Lugano, gdzie obecnie występuje zagrał w 10 spotkaniach i ani razu nie trafił do siatki rywali) i powołany został z powodu swojego doświadczenia oraz braku innych konkurentów.
W tej sytuacji Austriakom nie pozostaje nic innego, jak gra swoim klasycznym ustawieniem, tzw. diamentem, czyli 4-5-1. Być może trener Foda zdecyduje się na delikatną modyfikację, ponieważ z przyczyn zdrowotnych nie może w dzisiejszym meczu skorzystać z Gregortischa, Lienharta, Wolfa i Burgstallera. Poza Wolfem wszyscy grają w niemieckiej Bundeslidze, więc ich absencja działa na naszą korzyść.
Cóż, w ofensywie Austria nie ma za dużego wyboru. Ale w futbolu nieobecność jednego gracza jest szansą dla drugiego. Dodatkowo trzeba pamiętać, że gospodarzom zawsze pomagają ściany. Jeśli jednak Polacy przełożą wreszcie indywidualne umiejętności na grę zespołową, to o wynik możemy być spokojni. Trzymamy kciuki i czekamy na pierwsze od 9 miesięcy zwycięstwo!
Adrian Jankowski