Wielki dzień polskiej piłki. Ekstraklasowy Taniec z Gwiazdami! Kto sięgnie po "kryształową kulę"?
Niedzielny "Taniec z Gwiazdami" to propozycja, którą każdy Polak kiedyś w telewizji obejrzał. Dzisiaj lata świetności tego programu powoli mijają, choć oglądalność dalej jest na zadowalającym poziomie, skoro produkowane są kolejne edycje. Przenosząc to na sportową niwę, to w niedzielę w ekstraklasie mamy odmianę tego formatu w piłkarskiej krasie. Gra może nie idzie o kryształową kulę jak w telewizyjnym show, ale po niedzieli będziemy wiedzieć, kto będzie zdecydowanie bliżej statuetki za mistrzostwo Polski.
Najpierw na "parkiet" wyjdzie para o numerach 2 i 5. Wicelider tabeli, czyli do bólu pragmatyczny zespół z przebłyskami jakości swoich piłkarzy (jak ostatnio Brunes czy Lopez), który szczególnie lubi obce parkiety. Tym razem jednak do Częstochowy wpadnie ona - Legia Warszawa, która uwielbia warszawski parkiet szczególnie w środowe lub czwartkowe wieczory, gdzie błyszczy wieczorową porą. Gorzej jednak idzie już poza Warszawą, bo w całym sezonie legioniści w delegacjach wygrali tylko trzy razy - z Koroną, Zagłębiem i Lechią.
Z kolei danie główne i taniec wieczoru odbędzie się w Białymstoku. W końcu obrońca tytułu spotka się z głównym pretendentem, gdzie w pierwszej fazie sezonu owy pretendent nie dał żadnych złudzeń, kto obecnie jest w ekstraklasie lepszy. Jednak jeśli pretendent chce nieco przymknąć drzwi do ponownego triumfu Jagiellonii, to musi powtórzyć wynik sprzed nieco ponad roku, kiedy jako pierwszy w poprzednim sezonie wygrał w Białymstoku 2:1. Ostatecznie Jagiellonia i tak została mistrzem, ale w przypadku powtórki takiego wyniku, podobny scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny.
O pozycję lidera vol. 1
Wracając już stricte do piłki. To pierwsze "galaktyczne" starcie pomiędzy Rakowem i Legią jest pełne podtekstów. Szczególnie przez obecność na ławkach dwóch zdecydowanie najbardziej charyzmatycznych postaci trenerskich - Marek Papszun kontra Goncalo Feio. To, co dzieje się czasami wokół tego drugiego, bywa niezdrowe. Jednak Portugalczyk sam często dokłada do pieca swoimi wypowiedziami.
Szczególnie przed starciem Rakowa z Legią przypomina się słynna wypowiedź Feio na temat... Piotra Obidzińskiego. Trener Legii wziął udział w konferencji prasowej po pierwszym starciu z Rakowem Częstochowa (0:1) i w jej trakcie portugalski szkoleniowiec dwukrotnie zapytał: ”Kto?”, kiedy dziennikarz zaczął mówić właśnie o Obidzińskim, prezesie klubu spod Jasnej Góry.
Takie zagranie jasno pokazało sporą niechęć do Obidzińskiego, który w środowisku piłkarskim nie uchodzi za szczególnie lubianą osobę, ale jednak taka wypowiedź dość mocno pokazała (i chyba to na celu miał Feio), jakie ma podejście do prezesa Rakowa.
Przed ostatnim starciem w Warszawie także gorąco było na temat szpiegowania, czyli potencjalnego wysyłania dronów przez Raków nad Legia Trening Center, co wyśmiewali ludzie związani z Rakowem. Jaka była prawda? Tego się nie dowiemy, ale w środowisku nie jest tajemnicą, że Raków jest drużyną najbardziej próbującą wywęszyć, jak kolejny rywal przygotowuje się do ligowego starcia.
Zresztą trudno wiązać z przypadkiem sytuację, kiedy w meczu Lecha z Rakowem na lewej obronie pierwszy raz w historii swojej gry w "Kolejorzu" wybiegł Joel Pereiera. Dziwnym trafem Raków od początku wiedział, jak się ustawić i neutralizować ten pomysł. Cytując polskiego klasyka: "co za przypadek...". Szczególnie że w sztabie Rakowa pracuje teraz Artur Węska, czyli były trener rezerw Lecha Poznań w poprzednim sezonie.
Przed niedzielnym meczem mieliśmy tylko jedną "szpileczkę". Marek Papszun dość sprytnie - jak to ma w zwyczaju - wykorzystał konferencję prasową i pytanie dziennikarza do skupienia uwagi na czymś zupełnie innym niż wątki piłkarskie. W dość jasny sposób zdyskredytował swojego byłego podopiecznego, poniekąd mówiąc poważnie, ale też żartując.
- Trener Feio jest wybitnym nauczycielem wszystkich szkoleniowców i Polaków. Słyszę też, że zdobywał jakieś trofea, więc myślę, że to głównie jego zasługa - mówił trener Rakowa, który dobrze wie, że Portugalczyk ma na swoim koncie okrągłe zero trofeów.
Mecz o 17.30 jest potencjalnym starciem o strącenie Lecha z fotelu lidera. Po efektownym triumfie 3:0 nad Piastem Gliwice w miniony weekend to Raków jest faworytem (w Częstochowie od powrotu Rakowa do ekstraklasy Legia jeszcze nie zwyciężyła), a jeśli wygra, to przynajmniej do startu meczu w Białymstoku będzie liderem oraz kontynuatorem obecnej passy czterech zwycięstw z rzędu, czym obecnie nikt w lidze nie może się pochwalić.
Jednak obecnie atak z tylnego siedzenia to coś, co lubi Raków. Bowiem presja jest na Lechu, czasami nawet na Jagiellonii, a Papszun po wygranej w Poznaniu powtarzał, że "Raków to mały klub, który nie ma takich aspiracji mistrzowskich". Jedno trzeba przyznać. Trener Rakowa do perfekcji ma opanowane zdejmowanie presji ze swojej drużyny.
Jednak tutaj presja będzie na Rakowie ze względu na bycie faworytem. Nie tylko, że jest wyżej w tabeli, ale też nie grał w tygodniu 120 minut. Legia była piękna w czwartkowy wieczór, ale czy będzie taka sama w niedzielę w zupełnie innym anturażu? Wygrana Legii w Częstochowie byłaby dużą sensacją. Jednak nie spodziewajmy się efektownego meczu, bo kluczową kwestią w temacie tego meczu może odegrać defensywa, bo Raków w całym sezonie traci tylko 0,58 gola na mecz! Smaczku dodaje też sytuacja Vladana Kovacevica, który najprawdopodobniej niedzielny mecz zacznie na ławce rezerwowych.
O pozycję lidera vol. 2
Jednak wszystkie karty w swoich rękach ma Lech Poznań. Lider tabeli od 19 kolejek, od połowy sierpnia. Mimo że przewaga nie jest duża (jednopunktowa nad Rakowem i dwupunktowa nad Jagiellonią), to jednak na tym etapie sezonu każdy punkt waży więcej. I to Lecha trzeba uznać za faworyta starcia w Białymstoku, mimo fantastycznej serii trenera Adriana Siemieńca na własnym stadionie.
Tylko w tym roku Jaga zagrała u siebie pięć razy. Pięć meczów wygrała i bilans goli robi wrażenie, bo wynosi 16-1! Tylko Baćka Topola była w stanie pokonać Abramowicza w Białymstoku.
Lech ma nieco szczęścia, jeśli chodzi o momenty na trafianie kluczowych rywali. Jagiellonia w pierwszej rundzie? W trakcie kryzysu. Raków w pierwszej rundzie? Jeszcze w fazie głębokiej przebudowy. Legia? Po meczu z Dynamem Mińsk i bez Goncalo Feio na ławce. Pogoń wiosną? Po najważniejszym starciu w 2025 roku, czyli pucharowym starciu z Piastem. Jagiellonia obecnie? Po największym europejskim sukcesie w historii klubu, czyli awansu do ćwierćfinału Ligi Konferencji.
Lech jest wypoczęty, kluczowi piłkarze nie mają urazów (gotowy na mecz jest Daniel Hakans, zabraknie jedynie Gisliego Thordarsona), z Jagiellonią nie przegrał od sześciu spotkań (pięć zwycięstw, jeden remis), a dwa ostatnie wyjazdy na Podlasie zakończyły się wygrana lechitów. Dodatkowo "Kolejorz" chce udowodnić, że w tym sezonie jest najlepszy, a nigdzie nie ma lepszego terenu, by to zrobić, niż stadion rozpędzonego mistrza Polski.
Argumenty są po stronie "Kolejorza", jednak Jagiellonia jest nieobliczalna. Mecz z Lechem kończy dla niej łańcuch meczowy grania co 3-4 dni. Ewentualna porażka ekipy Adriana Siemieńca w pewien sposób wyłączy ją z walki o tytuł, bo strata do Lecha wyniesie wtedy pięć punktów i gorszy bilans bezpośrednich meczów.
O ile Legia z walki o tytuł już jest wyłączona, o tyle Lech może zgasić światło w Białymstoku i utrzymać przewagę nad Rakowem. Pięć punktów na dziewięć meczów przed końcem sezonu nie jest liczbą sporą, ale jednak przy tak równym punktowaniu Rakowa i Lecha, to odrobienie tych strat przez mistrzów Polski będzie niezwykle trudne.
O ile w Częstochowie nie spodziewajmy się wielkiego meczu, o tyle zupełnie inaczej może być w Białymstoku. W ostatnim meczu 25. kolejki zmierzą się dwie z trzech najskuteczniejszych drużyny tego sezonu – Lech strzela średnio 1,92 gola na mecz, a Jagiellonia 1,88.
Jedno jest pewne - niedziela 16 marca - będzie wspominana przez cały sezon, a na pewno na jego końcu. Ten, kto podniesie w maju trofeum za mistrzostwo Polski, nie może zejść w niedzielę z parkietu pokonany.