FIFA znów bezkarna. Eksperci są zgodni. "Wiemy, że to skompromitowana i skorumpowana organizacja, ale..."

Agresja Rosji na Ukrainę dla większości świata jest czynem haniebnym. Są jednak państwa, dla których wojna za naszą wschodnią granicą może być paradoksalnie opłacalna. Z pewnością do tej grupy należy Katar, gdzie za niespełna osiem miesięcy rozpocznie się piłkarski mundial.
2 grudnia 2010 roku, Zurych, Szwajcaria. To właśnie tego dnia w siedzibie FIFA jej ówczesny prezydent Sepp Blatter ogłosił dwóch kolejnych gospodarzy najważniejszego turnieju piłkarskiego na świecie. Rosja pokonała łączone kandydatury hiszpańsko-portugalską, holendersko-belgijską oraz tę angielską. Katar zdystansował Australię, Japonię, Koreę Południową oraz Stany Zjednoczone. Nowe i nieznane rynki wyparły te stare i ograne. Cywilizacyjny Zachód poległ ze Wschodem.
Chyba nikt nie mógł jednak wtedy przypuścić, co wydarzy się w ciągu kolejnych ośmiu lat. Z jednej strony słyszeliśmy o kolejnych przykładach łamania praw człowieka w Katarze, z drugiej najpierw mieliśmy do czynienia z wojną w Donbasie, a teraz z atakiem Rosji na resztę Ukrainy. Gospodarzy poprzedniego i nadchodzącego mundialu łączy więcej, niż by się mogło wydawać, a zapowiadana od niedawna przez oba te państwa współpraca w zakresie sportu może sprawić, że piłkarski Zachód będzie miał naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Zwieńczenie drogi
W zeszłym roku minęło pół wieku od momentu uzyskania przez Katar niepodległości. Ten maleńki kra wielkości województwa świętokrzyskiego wcześniej przez kilkadziesiąt lat pozostawał brytyjskim protektoratem. W pierwszych dekadach od chwili odcięcia pępowiny od Londynu w kontekście globalnym głównie słyszano o nim przy okazji konfliktów zbrojnych w rejonie Zatoki Perskiej. Rządzący tam od XIX wieku i mający spore aspiracje ród Al-Sanich doskonale zdawał jednak sobie sprawę z tego, że by przebić się do świadomości świata, potrzeba czegoś więcej, czegoś o globalnym zasięgu - sportu.
- Mundial dla Kataru jest pewnym zwieńczeniem drogi, jaki ten kraj odbył od początku lat 70. XX wieku. Przez ten czas ewoluował, rozwijał się, z czasem zaczął budować relacje z innymi państwami oraz organizacjami. Następnie zaczęły pojawiać się imprezy sportowe, np. Igrzyska Azjatyckie, mistrzostwa świata w piłce ręcznej czy mistrzostwa świata w lekkiej atletyce. Mistrzostwa świata w piłce nożnej wieńczą pół wieku rozwoju Kataru i są ostatecznym potwierdzeniem globalnych aspiracji tego kraju. W swoim regionie Katar jest już bowiem istotnym graczem, lecz teraz właśnie to państwo wchodzi na globalną arenę polityczną - mówi w rozmowie z nami Mieszko Rajkiewicz z “Instytutu Nowej Europy”.
Organizacja imprezy rangi mistrzostw świata z miejsca sprawiło też, że Katar znalazł się na świeczniku bardziej niż najprawdopodobniej kiedykolwiek wcześniej. Doniesienia na temat fatalnego traktowania migrantów pracujących przy budowie stadionów, oskarżenia o niewolnictwo oraz pozostająca nielegalną w tym kraju homoseksualność. Gospodarze tegorocznego mundialu od momentu przyznania im prawa do organizacji tej imprezy musieli i w dalszym ciągu muszą odpierać naprawdę poważne zarzuty. Mimo że aktualne skupienie się całego świata na tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, jest więc Katarowi do pewnego stopnia “na rękę”, niesie również dla Kataru pewne wizerunkowe zagrożenia.
- W porównaniu do rosyjskich działań na Ukrainie, “grzeszki” Kataru wypadają blado, ale z drugiej strony wojna uwrażliwiła zachodnie społeczeństwa. Przy okazji zajmowania majątków rosyjskich oligarchów powiązanych z rosyjską polityką, pojawiło się sporo głosów, że przecież katarskie pieniądze też są brudne i że też nie powinno ich w futbolu być. Do tego mieliśmy kompromitujące opóźnianie decyzji FIFA o wykluczeniu Rosji z baraży, co rykoszetem odbiło się też na wizerunku Kataru. Dla krytyków mundialu w Katarze i aktywistów zajmujących się prawami człowieka to będzie paliwo - mówi nam Michał Banasiak, były dziennikarz “Polsat News” i wysłannik redakcji zagranicznej “TVP”, obecnie współpracujący z “Instytutem Nowej Europy”.
Sojusz miałby sens
To, że aktywiści będą dalej zajmować się sprawą Kataru, jest niemal pewne. Pytanie, jak, a może czy w takiej sytuacji powinni zareagować inni “aktorzy” tegorocznych MŚ - poszczególne związki, politycy, sponsorzy. W przeszłości byliśmy już przecież świadkami bojkotów na arenie sportowej - zarówno podczas Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980, jak i również cztery lata później w Los Angeles.
- Sojusz najważniejszych europejskich federacji i groźba bojkotu z ich strony mogłaby realnie przynieść jakiś skutek. Gdyby na przykład Anglia, Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania czy Portugalia zgodnie ogłosiły kilka lat temu, że nie wezmą udziału w mistrzostwach świata w Katarze, to FIFA musiałaby podjąć jakieś działania. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Teraz też nie wierzę w ogóle w powstanie takiego frontu anty-FIFA czy anty-Katar - uważa Rajkiewicz.
W ostatnich miesiącach najgłośniej na temat potencjalnego bojkotu mundialu w Katarze wypowiadała się Norwegia. To również prezeska tamtejszej federacji, Lise Klaveness, zabrała ponownie głos w tej sprawie podczas trwającego właśnie kongresu FIFA. Być może Skandynawowie w swoich działaniach po cichu liczą na podobną współpracę i solidarność poszczególnych europejskich federacji tak, jak to miało ostatnio miejsce w przypadku rosyjskim klubom i reprezentacji.
- To bardzo życzeniowe myślenie. Kiedy FIFA zwlekała z wyrzuceniem Rosji z baraży, obserwowaliśmy, jak federacje piłkarskie jednoczą się w oddolnym buncie i jedna po drugiej zapowiadają, że z Rosją grać nie zamierzają. I gdyby FIFA obstawała przy swoim, to moglibyśmy mieć bojkot na tym polu. Skoro Rosja ostatecznie została zawieszona, ten argument jednak odpada. Norwegia chce bojkotu z uwagi na to, że gospodarzem jest Katar, ale to jest całkowicie nieprawdopodobne na tym etapie. Katar został w świecie piłkarskim zaakceptowany jako gospodarz, drużyny rozglądają się już za bazami na miejscu. Głosy jak ten norweski są odosobnione. Norwegom zresztą o tyle łatwiej protestować, że się nie zakwalifikowali - zauważa Banasiak.
FIFA jest monopolistą
W tej chwili niewiele wskazuje więc na to, by cokolwiek miałoby stanąć na przeszkodzie przed tym, by 21 listopada na stadionie Al Bayt gospodarze zainaugurowali piłkarskie zmagania. Znając “elastyczność” FIFA, mundial w Katarze zapewne odbędzie się, nawet jeśli Ukraina wciąż będzie trapiona wojną, a już na pewno nie będzie ona zawracać sobie głowy kolejnymi doniesieniami na temat katarskich organizatorów. Szczególnie, że sam Katar w tej kwestii również tą elastycznością się cechuje.
- Katar stać na organizację takiej imprezy - i z finansowego, i logistycznego punktu widzenia. Choć to zbliżenie jest w toku, trzeba pamiętać, że Katarowi również bardzo mocno zależy na zbliżeniu ze światem zachodnim. Katar chce się pozycjonować jako kraj łączący Zachód i Wschód w sensie politycznym. Jednocześnie chce mieć kontakty gospodarcze z krajami Wschodu i Zachodu. W przestrzeni sportowej będzie starał się również utrzymywać kontakty z każdą możliwą stroną, co oznacza potencjalne organizowanie wydarzeń sportowych zarówno z izolowaną sportowo Rosją, jak i państwami zachodnimi - podkreśla Rajkiewicz.
Gdy Rosja i Białoruś zostały wykluczone z tegorocznych Igrzysk Paraolimpijskich, zorganizowały swoją własną zastępczą imprezę. W przypadku futbolu na podobne rozwiązanie nie ma jednak raczej co liczyć. Katar zdaje sobie sprawę z tego, że musi być w tej sytuacji pewnego rodzaju kameleonem. FIFA natomiast doskonale wie, że choć jej reputacja w ostatnich latach znacząco zmalała, wciąż nikt nie znalazł złotego środka na to, jak można by uzdrowić światową piłkę nożną.
- Ile złego by o FIFA nie mówić, to wciąż jest monopolistą, jeśli chodzi o rozgrywki międzynarodowe na świecie, a monopol bardzo trudno przełamać. Widzieliśmy to przy okazji projektu Superligi, który miał być alternatywą dla rozgrywek UEFA. Wtedy nawet kibice stanęli po stronie federacji. Psioczymy na FIFA, wiemy, że to skompromitowana i skorumpowana organizacja, ale jednocześnie nie ma jak wpłynąć na jej reformę i FIFA to wykorzystuje - mówi Banasiak.
- Powierzenie organizacji MŚ Rosji i Katarowi można potraktować jak manifest: i tak nic nam nie zrobicie. I tak nie macie alternatywy. Jako kibice czekamy na mistrzostwa, gdziekolwiek by ich nie rozegrać. I niezależnie do jak absurdalnie dużej liczby uczestników nie zostaną powiększone - podsumowuje.