Dziurawy Manchester City. Tam Guardiola potrzebuje wzmocnień. Te ostatnie to katastrofa
W nowym sezonie w każdej drużynie potrzebny jest jakiś impuls, a już tym bardziej po wielkim sukcesie. Jeden czy dwóch zawodników, którzy wejdą do składu i dadzą coś ekstra, zmotywują innych, wywrą presję do jeszcze większego zaangażowania. Tymczasem Manchester City to personalnie słabsza drużyna niż rok temu. Najbardziej cierpi na tym środek pola. Guendogan wróć, aż chce się rzec…
Środkowa część boiska to pozycja, która w Manchesterze City kuleje. W zasadzie trzyma ją w ryzach jednoosobowa maszyna w postaci najlepszego środkowego pomocnika świata.
Rodri, Rodri, Rodri...
Można się kłócić, czy bardziej w tym sezonie nawala obrona (słaba forma Rubena Diasa), czy pomoc. Personalnie najbardziej widać osłabienie w drugiej linii, gdzie bez Rodriego nie ma drużyny. Ciągle widoczny jest brak Ilkaya Guendogana i jego timingu przy wejściach w pole karne. Kalvin Phillips nie odpalił, Matheus Nunes i Mateo Kovacić to na razie dwa nieporozumienia, Rico Lewis został trochę zepchnięty na boczny tor, a Kevin De Bruyne długo był kontuzjowany. Pierwszym, drugim i trzecim najlepszym pomocnikiem jest Rodri, który musi mieć przy sobie jakiś talizman szczęścia, bo nie przegrywa meczów. To lider.
To też jedyny niezastąpiony gracz w składzie. Wypadł John Stones? Jakoś, gorzej, bo gorzej, ale dał radę wypełnić tę lukę Manuel Akanji. Nie ma Erlinga Haalanda? Też udało się z tym poradzić. Brakuje passów Kevina De Bruyne? Do tego w klubie zdążyli się przyzwyczaić, że Belg jest raczej wartością ekstra, a nie tym, na którego można liczyć przez rok. Gdy jednak Rodri dostał zawieszenie za czerwoną kartkę, to Manchester City nagle zgłupiał i zamienił się w drużynę pod wodzą Marka Hughesa z sezonu 2008/09. Hiszpan w czterech meczach był zawieszony. To trzymeczowy ban za czerwoną kartkę z Nottingham i pauza za pięć żółtych. Wyniki:
- Newcastle - Manchester City 1:0 (Puchar Ligi)
- Wolverhampton - Manchester City 2:1 (Premier League)
- Arsenal - Manchester City 1:0 (Premier League)
- Aston Villa - Manchester City 1:0 (Premier League)
- Wolverhampton - Manchester City 2:1 (Premier League)
- Arsenal - Manchester City 1:0 (Premier League)
- Aston Villa - Manchester City 1:0 (Premier League)
Pierwszego nie bierzemy pod uwagę do analizy, bo to puchar, który wiąże się z mniejszymi lub większymi rotacjami i wolnym dla najlepszych. Być może Rodri i tak by odpoczywał. Z Wolverhampton środek pola stworzyli: Matheus Nunes, Mateo Kovacić i Julian Alvarez. Dziś, przy braku formy Argentyńczyka, takie trio byłoby piłkarskim samobójstwem. Wtedy w sumie też było... Nunes nie wyszedł na drugą połowę, bo "spalił " się przed byłą drużyną i niewiele mu wychodziło. Z Arsenalem trójka w środku wyglądała inaczej: Rico Lewis, Bernardo Silva, Mateo Kovacić. To był z kolei "popis" Chorwata, który dwa razy powinien wylecieć z boiska z czerwoną kartką. Guardiola stracił też po tym zaufanie do Rico Lewisa, który nie gwarantował spokoju. Jedynie Bernardo Silva się obronił, ale co też miał zdziałać sam?
Mecz z Aston Villą, oczywiście także bez Rodriego, był zaś najgorszym za kadencji Pepa Guardioli, przynajmniej w City. Miał tych meczów już w sumie 452, no i potrafił przegrać na przykład 0:4 z Evertonem, 2:5 z Leicester City, 0:3 z Liverpoolem w Champions League, ale naprawdę jakościowo żadne z tych spotkań nie było tak fatalne, jak to na Villa Park. Tak jakby przyjechał trzecioligowiec na przygodę w Pucharze Anglii, a nie mistrz kraju. Wstydliwie wyglądający środek pola stworzyli: Manuel Akanji, John Stones, Julian Alvarez i Rico Lewis. Stones pełnił rolę odwróconego bocznego obrońcy, natomiast Akanji był typowym defensywnym pomocnikiem i praktycznie się ze tej pozycji nie ruszał. To okazało się fatalnym pomysłem, ponieważ John McGinn, Douglas Luiz i Boubacar Kamara wchodzili tędy jak przez masło.
Matheus Nunes, czyli wielkie nic
Za chwilę koniec lutego, sezon ligowy to już rewanże, w Lidze Mistrzów mamy play-offy. To chyba odpowiedni czas na weryfikację poszczególnych "wzmocnień" City z letniego okienka. Na wstępie mowa była o koniecznym impulsie, co w przypadku zdobywcy potrójnej korony jest jeszcze bardziej istotne. Porównajmy to z Arsenalem, gdzie Declan Rice stanowi tzw. gamechanger. Nie wiadomo, czy zapewni tytuł, ale dał właśnie ogromny impuls, coś nowego, oczekiwaną jakość. Liverpool w tym sezonie jest rozkładany przez kontuzje, ale do pewnego momentu najjaśniej błyszczał i największe wrażenie robił Dominik Szoboszlai, także nowy nabytek. Ponadto przemeblowany tam został cały środek pola.
W Manchesterze taki impuls w tej formacji mieli dać Mateo Kovacić i Matheus Nunes, ewentualnie Kalvin Phillips, z uwagi na to, że często pierwszy sezon w City większość ma słaby (Bernardo, Grealish, Cancelo, Rodri, Sane, Ake). Obydwaj nowo kupieni pomocnicy są jednak gorsi niż wszystkie transfery Liverpoolu tj.: Wataru Endo, Ryan Gravenberch, Alexis MacAllister i Dominik Szoboszlai, nie mówiąc już o Declanie w Arsenalu, bo to już wstyd w ogóle porównywać...
Nunes szanse otrzymywał. Wspomniano już jego zjazd do “bazy” przeciwko Wolverhampton. Jeszcze bardziej irytował, gdy niedawno dostał szansę gry z Evertonem. Wszyscy tylko czekali kiedy w końcu wejdzie za niego Kevin De Bruyne. Tam akurat słabo, jak na siebie, wypadł też Rodri, który choćby dał się cztery razy przedryblować. Statystyki “pana nic”, czyli Portugalczyka, to z kolei zero wszystkiego w defensywie (odbiorów, przechwytów, fauli), jeden udany drybling na cztery, 13 strat (w niecałą godzinę), zero udanych dośrodkowań, zero strzałów i tylko 80% celnych podań. No to jak tym przekonać Guardiolę? Jak trener ma cię wystawić z mocnymi zespołami, skoro odbijasz się od Evertonu, gdy twój zespół ma w pierwszej połowie 75% posiadania piłki?
Do tej pory Nunes zagrał poprawnie w dokładnie sześciu meczach, dokładnie tylu. To oba starcia z Crveną Zvezdą w Champions League, spotkanie z Young Boys też w Lidze Mistrzów, dobry występ z Nottingham Forest, gdy Rodri otrzymał czerwoną kartkę i trzeba było uspokoić grę, spotkanie z Urawa Red Diamonds w KMŚ i ostatnio nieźle mu poszło w lidze z Burnley, gdzie zaliczył asystę, miał aż cztery kluczowe podania, wygrał połowę bezpośrednich pojedynków i nie wdawał się w nieudane dryblingi. Zwróćcie jednak uwagę na jakość tych przeciwników. No jednak nie po to dyrektor sportowy Txiki Begiristain wyłożył na stół ponad 53 miliony funtów, żeby Portugalczyk popisywał się zagraniami w fazie grupowej Ligi Mistrzów ze słabiakami (z całym szacunkiem). Impuls miał być raczej w meczach z Liverpoolem, Arsenalem, Tottenhamem czy Manchesterem United...
Warto jeszcze dodać kilka zdań o kiepskiej formie Juliana Alvareza, w tym sezonie środkowego pomocnika. Jesienią był świetny w tej roli, bo nikt się po nim tego nie spodziewał. Chwilowo to on zastępował Kevina De Bruyne. Teraz jednak pomiędzy nim a resztą pomocników zostaje ogrom miejsca. Można śmiało grać za plecami Alvareza. Było to widoczne głównie w meczu z Chelsea, gdzie obok Rodriego w pierwszym składzie wyszli Kevin De Bruyne i Julian Alvarez. Balans w tym przypadku był bardzo zły. Rodri mógł tylko rozkładać ręce, bo brakowało mu jakiegoś pracusia. Chelsea z łatwością kontrowała, wykorzystywała wolne miejsce, formacje nie były szczelne.
Kovacić i Phillips też słabi...
O Kalvinie Phillipsie nie ma sensu się powtarzać. Cały czas aktualny pozostaje artykuł z października ubiegłego roku (znajdziecie go TUTAJ, gdy Anglik dostał szansę pod nieobecność Rodriego, jednak poruszał się na boisku jak wóz z węglem, nie napędzając praktycznie żadnych akcji. Wszystko robił "bezpiecznie". Pogrążyło go spotkanie Carabao Cup z Newcastle United, w którym trener City dał mu 90 minut na zaprezentowanie umiejętności. Później jedynie strzelił pożegnalnego karnego z Crveną Zvezdą i celebrował gola w taki sposób, jakby był jego pierwszym i ostatnim. Phillips, kupiony za 42 miliony funtów, jest być może największą pomyłką klubu, odkąd ten został przejęty przez szejków w 2008 roku. Jakąś konkurencją byłby dla niego ewentualnie Eliaquim Mangala.
Nawet Wilfried Bony zaznaczył się bardziej, miał jakieś przebłyski. Phillips nie wie co to przebłyski. Zasłynął jedynie przybraniem na wadze po mundialu i tym, że czuł się jak g*wno (sam to przyznał), gdy Guardiola go publicznie zrugał. Trudno sobie w ogóle przypomnieć coś dobrego związanego z tym piłkarzem. W tej chwili kompromituje się on w West Hamie. Kibice “Młotów” w social mediach zastanawiają się już, co za “kwiatka” do siebie przygarnęli. Niedawno Phillips wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Jest wolny, spóźniony, apatyczny, nie nadąża za innymi. Dość jednak o Phillipsie, bo jego nie warto już analizować w kontekście Manchesteru City. Wiemy, że nie ma w tym klubie przyszłości, no ale przez półtora roku blokował miejsce tym, na których Guardiola mógłby liczyć. Był zerową alternatywą.
Mateo Kovacić to także rozczarowanie. Do Manchesteru przeniósł się za 25 milionów funtów. Na początku jego przygody mówiło się, że trener City chce z niego zrobić nowego Ilkaya Guendogana, który będzie popisywał się świetnym timingiem i nagle zacznie zdobywać więcej bramek, choć przecież wcześniej tego nie robił. No to ile ma tych bramek w Manchesterze? Uwaga, aż jedną. Z Urawa Red Diamonds w Klubowych Mistrzostwach Świata. Nie żeby to był jakiś wybitny snajper, bo nigdy nim nie był, ale dość śmiesznie wygląda ten pomysł ze zrobienia z niego nowego Guendogana. Ile ma asyst? Otóż też jedną, w Pucharze Anglii z Huddersfield podał do Phila Fodena przy golu na 5:0.
To jednak mimo wszystko mniejsze rozczarowanie niż Matheus Nunes, bo przynajmniej gra przeciętnie, ale w takim klubie potrzebne jest coś ekstra. Sama poprawność to za mało. Ostatnio Kovacić także został trochę wrzucony do plecaka. Miał co prawda drobny uraz, przez który nie pojechał do Kopenhagi, ale w lidze z Burnley wszedł w 87. minucie, z Brentford w 86. minucie i w drugim zaległym spotkaniu z Brentford w 89. minucie. To wszystko mecze ze stycznia. Chorwat na 100% nie znaczy w zespole tyle, ile od niego oczekiwano. W Manchesterze grają cały czas ci sami zawodnicy, co rok temu. Impuls zapewnił jedynie Jeremy Doku, który w 2023 roku robił prawdziwe show, jednak także i on zaczął być ostatnio coraz częściej podwajany i ma już większy problem w robieniu przewagi.
Podsumowując problemy w środku pola City:
- Phillips jest skreślony
- Nunes i Kovacić to nieudane transfery
- Rico Lewis trochę stracił zaufanie Pepa
- Phil Foden nie będzie głęboko grającym pomocnikiem
- Bernardo Silvy szkoda marnować tylko na harówkę
- Julian Alvarez zostawia za plecami za dużo miejsca
- Manuel Akanji nie gwarantuje poziomu Johna Stonesa w tej roli
To dlaczego jest tak dobrze?
To dobre pytanie, bo skoro Manchester City ma takie personalne problemy w środku pola i nie ma tam kim grać, to dlaczego w tabeli wygląda to tak dobrze? Proszę zapytać Rodriego w pierwszej kolejności i jego końskiego zdrowia.
Pep ma też pracusia Bernardo Silvę, który potrafi obstawić kilka pozycji. To zadaniowiec. Dostaje na kartce cel do zrealizowania i można na nim polegać. Częściej gra co prawda na prawym ataku/skrzydle w systemie 4-2-3-1, ale kiedy trzeba, to zawsze ogarnie też środek pola, co zdarzało się wiele razy w tym sezonie. Jego obecność jest nieoceniona (screeny pochodzą z portalu WhoScored).
Pep ma też pracusia Bernardo Silvę, który potrafi obstawić kilka pozycji. To zadaniowiec. Dostaje na kartce cel do zrealizowania i można na nim polegać. Częściej gra co prawda na prawym ataku/skrzydle w systemie 4-2-3-1, ale kiedy trzeba, to zawsze ogarnie też środek pola, co zdarzało się wiele razy w tym sezonie. Jego obecność jest nieoceniona (screeny pochodzą z portalu WhoScored).
Dlaczego Manchester City ma też tyle punktów i walczy o mistrzostwo? Bo przepycha zwycięstwa kolanem, charakterem, niejednokrotnie po męczarniach. Nie są to swobodne wygrane. Kto wie, czy "The Citizens" zdobyliby trzy punkty, gdyby ostatnio nie poślizgnął się Kristoffer Ajer? Chelsea też powinna być skuteczniejsza i zgarnąć trzy punkty. Erling Haaland przełamał Everton dopiero w 71. minucie. Brentford prowadziło u siebie 1:0, ale wtedy geniuszem błysnął Phil Foden. Akurat hat-tricka ustrzelił z pozycji fałszywego lewego skrzydłowego. Gdy odpali się jego heatmapę z tamtego spotkania, to świeci się praktycznie w jednym miejscu na zielono.
W 2024 roku Manchester City ma osiem wygranych i jeden remis. To na pewno nie jest oznaka żadnego kryzysu i w ogóle nie chodzi o to w tym artykule, by go szukać. Po prostu te zwycięstwa nie są tak przekonujące, a indywidualności przykrywają personalne braki. To wręcz niesamowite, że Guardiola jest w stanie w kolejnym sezonie z rzędu tak zmotywować swoich podopiecznych, choć tak naprawdę tylko Jeremy Doku dał jakikolwiek nowy impuls w sezonie 2023/24, co też objawia się nieraz podaniem do niego i wezwaniem "zrób coś chłopie". Środek pola to jednak pozycja, która ewidentnie wymaga odświeżenia, ale nie Phillipsami, Nunesami i Kovaciciami, tylko kimś, kto wywoła efekt "wow", jak Dominik Szoboszlai albo Declan Rice.