Dwukrotnie oszukał śmierć, rywalowi prawie urwał głowę. Wojownik - bohater narodu
W koszmarnym wypadku stracił znajomego, sam stanął oko w oko ze śmiercią. W FC Barcelonie się kompletnie spalił, a w kadrze bronił przez 20 lat. Do białej gorączki doprowadził wielką Brazylię, Kierana Dyera niemal skrócił o głowę. Przy tym wszystkim został legendą tureckiej piłki i symbolem ostatniego sukcesu tej reprezentacji. Jest Rustu Recberem.
Bycie ikonicznym bramkarzem to coś więcej niż tylko odbijanie strzałów jak natchniony. Do młodych generacji przemawiają również, a może przede wszystkim, inne rzeczy. Liczą się sukcesy, liczy się również to, że jesteśmy unikatowi. Santiago Canizares miał białe włosy, Ricardo bronił rzuty karne bez rękawic, Oliver Kahn emanował energią Hulka, Jose Luis Chilavert strzelał jak natchniony w swojej kolorowej bluzie, a Rustu Recber malował twarz, przywodząc na myśli wojowników pokroju Bravehearta. Turek, który wypłynął na szerokie wody dzięki Mistrzostwom Świata 2002, postacią był szaloną. Był też symbolem ostatniego wielkiego sukcesu swojej reprezentacji. Ostatniego aż do teraz, gdy "Gwiazdy Półksiężyca" ponownie mają szansę na półfinał mistrzostw Europy.
Mert Gunok, stojący obecnie między słupkami zespołu Vincenzo Montelli, jest w pewnym sensie spadkobiercą spuścizny Recbera, który również wyczyniał cuda na linii bramkowej. Nie ulega jednak wątpliwości, że pod wieloma względami 35-latek swojego rodaka nie dogoni. W pewnym sensie to dla niego dobra informacja.
Najlepszy bramkarz świata
Przygotowująca się do mundialu w 2002 roku Turcja miała pakę. Hamit Altintop, Hakan Sukur, Okan Buruk, Tugay Kerimoglu, a w bramce Rustu Recber. Golkiper już wtedy miał bardzo mocne nazwisko w świecie futbolu. Od blisko 10 lat grał dla Fenerbahce, sięgnął po cztery mistrzostwa kraju. Regularnie pojawiał się temat transferu do mocniejszej ligi, ale Recber nie zamierzał się wyprowadzać, niechętna do wyjazdu była jego żona, Isil.
Mimo solidnego składu, w pierwszej fazie eliminacji Turcja musiała uznać wyższość Szwecji. Trafiła więc do play-offów, gdzie czekała Austria. "Gwiazdy Półksiężyca" nie pozostawiły jednak żadnych wątpliwości, wygrali aż 6:0 (1:0 i 5:0) w dwumeczu. Był to najwyższy wynik w play-offach i to na całym świecie. Recber mógł spokojnie przyglądać się swoim kolegom i nie zaprzątać głowy rywalami. Na mistrzostwach świata było już inaczej.
Turcy trafili do jednej grupy z Chinami, Kostaryką, a nade wszystkim Brazylią. Uchodzili za drugą siłę, ale turniej rozpoczęli od porażki z "Canarinhos". Najpierw do siatki trafił Ronaldo, a pod koniec meczu wynik ustalił Rivaldo, który wykorzystał kontrowersyjny rzut karny. Wobec zwycięstwa Kostaryki nad Chinami zespół Senola Gulesa znalazł się pod ścianą. Obronną ręką udało się wyjść w ostatniej kolejce, dzięki imponującej wygranej nad Chinami (5:0). Recber zachował wówczas pierwsze czyste konto, ale też złapał niegroźny uraz. Najlepsze miało dopiero nadejść.
To właśnie wtedy zawodnik Fenerbahce wyrył się w masowej pamięci jako mistyczny wojownik. Pod oczami miał dwa paski ze smaru antyrefleksyjnego. W teorii miał on chronić przed odbijaniem się światła, w praktyce jego skuteczność nie została potwierdzona. Nie ulega jednak wątpliwości, że na Recbera działały nader korzystnie. Emanował czymś, co teraz określa się mianem "aury". Między słupkami latał, a kolejni rywale tylko mogli łapać się za głowę.
Przez cały turniej zachował trzy czyste konta i nikt nie miał wątpliwości, że obok Oliviera Kahna jest po prostu najlepszy. Turek notował średnio ponad pięć interwencji na mecz, powstrzymał ofensywy Japonii oraz Senegalu. W półfinale turnieju długo sam jeden trzymał w szachu Brazylię. Raz po raz wychodził z bramki i oddalał zagrożenie, a ewentualne pomyłki rekompensował kocim refleksem. Złamał się tylko raz - Nazario przedryblował kilku jego kolegów i uderzył z czuba. Miał szczęście, piłka przeszła po ręce Recbera i wpadła do siatki. Nikt jednak bramkarza nie winił, wręcz przeciwnie. Rozpoczął się szał.
Po zakończeniu mundialu Recber ostatecznie dał się przekonać. Jako brązowy medalista mistrzostw świata nie mógł narzekać na brak ofert, walczyły o niego Arsenal i FC Barcelona. Sprzyjała mu też sytuacja kontraktowa, umowa z Fenerbahce wygasała.
- Wenger miał jakąś obsesję na punkcie moich pleców, wypytywał, czy sprawiają mi problem. Powiedziałem mu, że wszystko w porządku, ale nalegał na uzyskanie drugiej opinii. Nie jestem jakimś 19-latkiem, którego może traktować w ten sposób. Powiedziałem mu, że jeśli mi nie wierzy, to może nie zawracać sobie głowy oglądaniem mnie na mundialu - wypalił zawodnik dla London Evening Standard. Wobec tego "Kanonierzy" sięgnęli po Jensa Lehmana.
Turek zaś postawił na Hiszpanię, co okazało się fatalnym wyborem. Zanim się o tym przekonał, UEFA wybrała go do XI Turnieju MŚ 2002, natomiast Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu ogłosiła trzecim najlepszym bramkarzem globu. Za jego plecami znaleźli się wówczas Jerzy Dudek, Dida, Fabien Barthez czy Gianluigi Buffon.
Kataloński zawód
Rustu Recber stał się pierwszym Turkiem, który wystąpił w koszulce FC Barcelony. Do klubu trafił w 2003 roku. Nie mówił płynnie po angielsku, hiszpańsku oraz, zero zaskoczenia, holendersku. Tym samym z ówczesnym szkoleniowcem Frankiem Rijkaardem mógł się komunikować jedynie szczątkowo. Do dzisiaj jest to uznawane za główny powód niepowodzenia golkipera w "Dumie Katalonii", chociaż stwierdzenie "niepowodzenie" to niedopowiedzenie.
Wobec uprzedzeń dotyczących Recbera szansę między słupkami dostał Victor Valdes. Hiszpan miał 21 lat, do tamtej pory grał okazjonalnie. W sezonie 2003/04 stał się jednak pierwszym wyborem sztabu szkoleniowego. Przez większość rozgrywek bardziej doświadczony zawodnik oglądał plecy młokosa. Recber nie zamierzał kryć rozgoryczenia, czuł się pokrzywdzony. Był wtedy jednym z najlepszych golkiperów na świecie, w ojczyźnie uchodził za półboga, kilkanaście miesięcy wcześniej zdobył brąz na mistrzostwach świata.
- Trudno było mi to zaakceptować, biorąc pod uwagę to, co usłyszałem. Powiedziano mi, że będę rezerwowym, bo nie mówię po hiszpańsku. To nie jest normalne, żeby bramkarz mojego kalibru nie grał z tego powodu. Język futbolu jest uniwersalny. Będę walczył o miejsce w składzie, ale jeśli sytuacja się nie zmieni, to będę musiał porozmawiać z prezydentem Joanem Laportą - stwierdził Turek, cytowany przez Sky Sports.
Sytuacja się nie zmieniła. Recber wskoczył do bramki na moment, w Pucharze UEFA bronił bez zarzutu, ale jego przyszłość przekreślił jeden mecz w La Liga. Przeciwko Racingowi zaliczył koszmarne zawody, a Rijkaard bardzo sugestywnie wyrażał swoją dezaprobatę. Rywale strzelili trzy gole, golkiper zawalił każdego z nich. Najpierw wypluł przed siebie uderzenie z rzutu wolnego, później dał się przelobować po głupim wyjściu, na koniec minął się z dośrodkowaniem. Rijkaard nie zamierzał mu wybaczać, po tamtym spotkaniu Turek otrzymał tylko jedną szansę. Łącznie wystąpił w siedmiu meczach, w następnym sezonie został wypożyczony do Fenerbahce, gdzie wrócił na swój właściwy poziom.
Katalonia okazała się do Recbera zawodem. Przez lata nie chciał opuszać ojczyzny, a gdy już to zrobił, to zderzył się ze ścianą. Nie był to jednak najgorszy moment w jego życiu.
Oszukać przeznaczenie
Rustu Recber pozycję na tureckim rynku budował w Antalyasporze. Grał tam do 1993 roku, gdy jego usługami poważnie zainteresował się Besiktas. Do transferu jednak nie doszło, gdyż młody zawodnik uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu. Jego kolega zmarł, a sam piłkarz odniósł poważne obrażenia. Miał zmiażdżone płuca, poranioną twarz, przez dziesięć dni był w śpiączce, potrzebował intensywnej opieki lekarskiej. Besiktas, przestraszony perspektywą kupienia kogoś, kto może już nigdy nie wyjść na boisko, wycofał się z transakcji. Szansę wykorzystało więc Fenerbahce, które rozpoczęło dziesięcioletnią przygodę.
Po zakończeniu kariery Recber jeszcze raz stanął do niebywale trudnej walki. I znowu się wywinął. W 2020 roku dopadł go koronawirus. Nie mógł oddychać, walczył z gorączką, przez kilkanaście dni leżał w szpitalu. Pierwszy tydzień był starciem o zdrowie tureckiej legendy. Starciem, całe szczęście, szczęśliwie wygranym.
- Mój organizm szybko zaczął reagować na leczenie i wszystko poszło w dobrym kierunku. Ale gdy ktoś pyta, czy to był mój najtrudniejszy "mecz", to odpowiadam, że zdecydowanie tak! Pierwszych siedem dni było bardzo trudnych, walczyliśmy ostro. A reszta była… piękna. Bo już było wiadomo, że walka została wygrana. Miałem wielkie wsparcie z wszystkich stron, a przede wszystkim wspaniałych lekarzy. Oni wykonali wielką pracę, po prostu wyciągnęli mnie z tej choroby - wyznał w rozmowie z Super Expressem.
Recber ponownie miał szczęście, które nie opuszczało go w zasadzie przez całą karierę. Z każdego dramatu potrafił wyjść obronną ręką, a nieudaną przygodę w Barcelonie traktował jako lekcję, a nawet spełnienie marzeń. Chroniony przez los piłkarz umykał tarapatom także na boisku. W eliminacjach do Ligi Mistrzów przebiegł kilkadziesiąt metrów i rzucił na ziemię Michaela Molsa, ikonę Rangersów. Z boiska wyleciał Holender, który chwilę wcześniej faulował Samuela Johnsona, zaś Turek obejrzał tylko żółtą kartkę. Żeby było ciekawiej, Fenerbahce awansowało wówczas do fazy grupowej, a szkoccy kibice byli rozwścieczeni.
Los uśmiechnął się do Recbera także w starciu z Anglikami w 2003 roku. W eliminacjach mistrzostw Europy golkiper najpierw skutecznie wyprowadził z równowagi wykorzystującego rzut karny Davida Beckhama, a później nieomal wysłał na wózek Kierona Dyera. Recber, który zawsze lubował się w wyjściach na przedpole, tym razem zapędził się niemal do koła środkowego. Ruszył do długiego podania rywali i próbował przeciąć tor lotu piłki. Futbolówkę kopnął nieznacznie, a z całą mocą wpakował się w twarz zawodnika Newcastle United. Znowu zobaczył żółtą kartkę, chociaż zasługiwał na wyrzucenie z boiska.
I tak cały czas. Chociaż Recber popełniał niekiedy komiczne błędy, to do historii przeszedł jako jeden z najlepszych piłkarzy w historii tureckiego futbolu. Na EURO 2008 stracił miejsce na rzecz Volkana Demirela, ale wkroczył do składu przy okazji meczu z Chorwacją. W 119. minucie wpuścił strzał Ivan Klasnicia po beznadziejnym wyjściu z bramki, ale ponownie zapamiętane zostało to, co wyczyniał w konkursie rzutów karnych. Wyczuł Lukę Modricia i Ivana Rakiticia, zaś Mladen Petricia zatrzymał bez żadnego trudu. Tym samym Turcja awansowała do półfinału mistrzostw Europy, a Recber, tym razem niespodziewanie, stał się twarzą ostatniego wielkiego sukcesu swojej reprezentacji.
W kadrze grał do 2012 roku, łącznie uzbierał 120 występów, zachował 57 czystych kont. W karierze klubowej zdobył pięć tytułów mistrzowskich, został legendą Fenerbahce. Zdarzały mu się mecze koszmarne, mecze słabe, mecze wybitne. Nie ulega przy tym wątpliwości, że, zgodnie z wróżbą Fatiha Terima z lat 90., Turcja nie miała i nadal nie ma lepszego bramkarza.