Dwa niewypały Lecha Poznań w słynnym klubie. Kiedyś strzelały tam legendy, teraz oni
Obaj przez kilka miesięcy reprezentowali Lecha. Obaj okazali się w Poznaniu kompletnymi niewypałami. Dziś natomiast dzielą szatnie w klubie, który nieco ponad dekadę temu dochodził do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Dioni i Roko Baturina, bo o nich mowa, mają odpowiadać za strzelanie goli dla słynnej Malagi.
Jako pierwszy na Bułgarskiej zameldował się Dioni. Latem 2018 roku “Kolejorz” sprowadził go z hiszpańskiego CF Fuenlabrada, gdzie mierzący 184 cm wzrostu napastnik zdobywał bramkę za bramką. W dwóch ostatnich sezonach przed przenosinami do stolicy Wielkopolski wpisywał się na listę strzelców aż 47 razy w tamtejszej trzeciej lidze.
Lech mógł więc wierzyć, że urodzony w Maladze snajper odnajdzie się na polskich boiskach. Rok wcześniej z tego samego poziomu rozgrywkowego do Ekstraklasy trafiał przecież Carlitos Lopez, który potem zrobił prawdziwą furorę nad Wisłą, gdzie trwała zresztą moda na sprowadzanie piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego.
Krótka i nieudana przygoda
Dioni miał całkiem ciekawe CV, bo wcześniej reprezentował znacznie bardziej znane kluby. W barwach Deportivo La Coruna rozegrał kilka spotkań na poziomie La Liga, grał dla Leganes czy Cadiz, a nawet zaliczył epizod jako piłkarz Udinese Calcio, choć tam nie doczekał się debiutu w pierwszym zespole.
- Statystyki ma nawet lepsze niż Carlitos w Hiszpanii. Łączy ich spryt w polu karnym - mówił w rozmowie z Super Expressem ówczesny skaut Lecha, Andrzej Juskowiak.
Dioni nie okazał się jednak w Polsce nowym Carlitosem. Chociaż podpisał kontrakt na dwa lata, już po kilku miesiącach musiał pakować walizki. Nie potrafił przebić się na dobre do składu, w którym mocną pozycję miał Christian Gytkjaer. Czasami Hiszpan przegrywał rywalizację także z Pawłem Tomczykiem, w efekcie czego wiele spotkań spędzał na trybunach.
Przez pół sezonu Dioni rozegrał dla “Kolejorza” zaledwie 217 minut. Nigdy nie wyszedł w pierwszym składzie, nie strzelił gola, nie zanotował asysty. Został pożegnany bez żalu na początku stycznia 2019 roku. Z podkulonym ogonem wrócił wówczas do trzeciej ligi hiszpańskiej, gdzie potem spędził prawie pięć lat. Znów czuł się tam jak ryba w wodzie.
Gwiazda Malagi
Świetna dyspozycja Hiszpana, który po zakończeniu całkowicie nieudanej przygody z Lechem przez kolejne cztery i pół roku zdobył 60 bramek, nie uszła uwadze klubu z jego rodzinnego miasta. Malaga CF, bo o niej mowa, zaprosiła Dioniego na pokład. Kilka miesięcy przed 33. urodzinami wrócił on tam, gdzie kilkanaście lat wcześniej spędził krótki czas jako junior.
Były napastnik Lecha zasilił klub z bogatą historią, ale pogrążony w kryzysie. Malaga była akurat świeżo po degradacji do trzeciej ligi. Dioni pomógł jej natomiast w szybkim powrocie na zaplecze elity. W sezonie zasadniczym strzelił osiem goli, a jedno kluczowe trafienie dorzucił w finale baraży.
Szczebel wyżej Hiszpan też nie spuszcza z tonu. Co prawda “Boquerones” po 25 kolejkach zajmują dopiero 15. miejsce, ale on - mimo 35 lat na karku - daje radę. Zdobył już sześć bramek i zaliczył trzy asysty, co daje mu miano zarówno najlepszego strzelca drużyny, jak i lidera klubowej klasyfikacji kanadyjskiej.
- Dioni jest promykiem światła w Maladze. Jest jedyną osobą, która zachowuje spokój. Za każdym razem, gdy piłka przechodzi między jego nogami, gra staje się lepsza. Nie potrafię sobie wyobrazić, gdzie byśmy teraz byli, gdyby nie on. Gdyby strzelił tego gola, warto byłoby postawić mu pomnik. Musimy polegać na Dionim - pisze jeden z kibiców Malagi na X, dołączając film ze znakomitą akcją indywidualną Hiszpana.
A jego pamiętacie?
Co natomiast ciekawe, do pomocy Dioni ma innego zawodnika z przeszłością w Lechu Poznań. Od początku sezonu na wypożyczeniu do Malagi przebywa bowiem Roko Baturina, 24-letni napastnik z Chorwacji, który w stolicy Wielkopolski spędził cztery ostatnie miesiące 2021 roku. Delikatnie rzecz ujmując, furory przy Bułgarskiej nie zrobił. Częściej występował w klubowych rezerwach, a dla pierwszej drużyny rozegrał trzy mecze, spędzając na murawie łącznie… 104 minuty. Nie zadebiutował nawet w Ekstraklasie. Grał wyłącznie w spotkaniach Pucharu Polski.
Jeśli więc Dioni był w Poznaniu sporym niewypałem, Baturina okazał się jeszcze większym. Gdy przychodził do Lecha, można było wiązać z nim pewne nadzieje. Sezon wcześniej w barwach Ferencvarosu, który pozyskał go z Dinama Zagrzeb za 700 tysięcy euro, grał nawet w Lidze Mistrzów. Wystąpił m.in. w meczu z FC Barceloną, a w sezonie ligi węgierskiej ustrzelił 10 goli.
“Kolejorz” nie brał zatem kota w worku, ale Chorwat, który miał wzmocnić rywalizację w ataku Lecha, nie otrzymał jakiegokolwiek kredytu zaufania. Nie do ruszenia był już wówczas Mikael Ishak, natomiast w roli zmiennika szwedzkiego napastnika, Maciej Skorża widział przede wszystkim Artura Sobiecha.
Baturina błyskawicznie, po zaledwie czterech miesiącach, rozstał się z Lechem. Jak potoczyły się potem jego losy? Na pół roku wrócił do Ferencvarosu, gdzie jednak tym razem nie zaistniał. Potem odżył nieco na wypożyczeniach do NK Maribor i Racingu Santander, po czym za 600 tysięcy euro sprowadziło go Gil Vicente z portugalskiej ekstraklasy.
Baturina spędził tam połowę sezonu 2023/24, miał kilka przebłysków, by wspomnieć choćby o meczu z dużo wyżej notowaną Bragą, przeciwko której strzelił gola i zaliczył asystę, ale w dłuższej perspektywie nie okazał się znaczącym wzmocnieniem. Gil Vicente wysyła go więc na kolejne wypożyczenia. W rundziej wiosennej poprzedniej kampanii Chorwat znów grał dla Racingu, a od kilku miesięcy na podobnej zasadzie reprezentuje właśnie Malagę.
“Poznański” duet
O ile jednak Dioni faktycznie okazał się dla “Boquerones” solidnym wzmocnieniem, Baturina na razie wniósł do zespołu niewiele. Zaczął sezon w podstawowym składzie, zaliczył nawet asystę w debiucie, ale potem stopniowo jego pozycja w drużynie słabła. Dziś jest głównie zmiennikiem i dostaje od szkoleniowca kilka czy kilkanaście minut na mecz. Jedynego gola strzelił 21 grudnia 2024 roku w meczu ze Sportingiem Gijon. Trafił na 1:0, ale bohaterem i tak okazał się… Dioni. Hiszpan wszedł w drugiej połowie, a w ostatnich minutach spotkania ustrzelił dublet i zapewnił Maladze cenny triumf. Pół żartem, pół serio było to więc zwycięstwo imienia niewypałów transferowych Lecha Poznań.
Historia ta pokazuje też, jak wiele w świecie futbolu może zmienić się na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat. Niegdyś Malaga straszyła w ataku Ruudem van Nistelrooyem, Javierem Saviolą czy Roque Santa Cruzem. Dziś posyła w bój snajperów, którzy nie przebili się nawet w Polsce.