Duże zmiany w Arsenalu. Drużyna zachwycona nowym talentem. "Spadł Artecie z nieba"

Duże zmiany w Arsenalu. Drużyna zachwycona nowym talentem. "Spadł Artecie z nieba"
Pedro Porru/SPP / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiWczoraj · 12:00
Lewa obrona Arsenalu w tym sezonie widziała już sześciu różnych piłkarzy, ale ostatnio nieoczekiwanie coraz mocniej rozgaszcza się tam 18-letni Myles Lewis-Skelly. Koledzy z drużyny nazywają go „Young King”, a kibice mają nadzieję, że to początek odważnego stawiania na wychowanków. Mikel Arteta dotąd rzadko albo prawie w ogóle nie zagłębiał się w dobrodziejstwa akademii Hale End.
Jest jednym z niewielu graczy Premier League, którzy żółtą kartkę dostali jeszcze przed debiutem w lidze. Lewis-Skelly zaraz potem skradł nagłówki w Daily Mail i The Sun, bo dziennikarze szybko wyłapali, że to on w trakcie wrześniowego spotkania z Manchesterem City (2:2) przekazywał polecenia Mikela Artety dla Davida Rayi. Bramkarz Arsenalu miał wtedy symulować uraz i grać na czas. Lewis-Skelly dołożył rękę do tego procederu, a potem zagrał nawet minutę. Erling Haaland w zadymie po meczu pytał: “Kim ty w ogóle jesteś dzieciaku?”. Kto by pomyślał, że trzy miesiące później ten dzieciak przebije się do podstawowego składu wicemistrza Anglii.
Dalsza część tekstu pod wideo

Grzebanie w szafach

Arsenal dotąd rzadko stawiał na wychowanków. W poprzednim sezonie w lidze wystawił tylko dwóch, jeśli weźmiemy pod uwagę graczy poniżej 21. roku życia. Pierwszy to oczywiście Bukayo Saka, który niedawno odhaczył występ nr 250 w koszulce Arsenalu. Drugim jest Ethan Nwaneri- pierwszy debiutant w “The Gunners” urodzony już po wybudowaniu stadionu Emirates. Jego historię szerzej przybliżyliśmy TUTAJ. Spośród wszystkich zespołów Premier League tylko Fulham tak rzadko zagląda do akademii.
Mikel Arteta zbudował czwarty najmłodszy skład ligi (średnia 25,1 lat), ale zwykle opiera się na graczach sprowadzonych z innych klubów. Znamiennym przykładem jest 19-letni prawy obrońca Reuell Walters, który aż 21 razy siedział na ławce Arsenalu i nigdy nie zadebiutował w Premier League. Był tam też choćby na meczu Ligi Mistrzów z PSV Eindhoven w poprzednim sezonie, kiedy Arteta zabrał trzech wychowanków, miał już zapewniony awans, a i tak żadnego z tej trójki nie wpuścił. Wspomniany Walters ostatecznie w lipcu został sprzedany do Luton.

Przełom Artety

W poprzednim sezonie Ethan Nwaneri rozegrał tylko 13 minut w lidze, a Arteta po meczu z West Hamem (6:0) otwarcie przyznał, że to piłkarze na ławce rezerwowych namówili go, by dał szansę niespełna 17-latkowi. Wielu graczy, jak Reiss Nelson, Eddie Nketiah, czy Emile Smith Rowe swoje debiuty dostawali jeszcze przed kadencją Artety. Potem u Baska szybko przylgnęła do nich etykietka graczy rezerwowych, grających tak rzadko, że w ostatecznie musieli zmienić kluby. Dlatego teraz, kiedy furorę robi Lewis-Skelly, możemy mówić o małym przełomie. Arteta przemianował go z lewoskrzydłowego na lewego obrońcę. Zachęca go, by schodził do środka pola i szukał przewag w dryblingu, a 18-latek robi to niezwykle chętnie i odważnie.
Kiedy w listopadzie zagrał w wyjściowym składzie przeciwko Monaco (3:0), Arteta ściągnął go w 64. minucie, ale nie dlatego, że był słaby, tylko z powodu zarządzania jego energią. Wychowanek Arsenalu miał udział przy bramce na 1:0, gdy minął rywala w środku pola i posłał prostopadłą piłkę do Gabriela Jesusa, który chwilę potem wyłożył ją Bukayo Sace. Niektórzy piłkarze od razu ruszyli do młodego, by pogratulować mu akcji. Jeszcze tego samego wieczora statystycy OPTA podali, że Lewis-Skelly był najmłodszym graczem w wyjściowym składzie “The Gunners” od czasów Alexa Oxlade’a Chamberlaina w 2011 roku.

Śladami Saki

Arsenal w tym sezonie ma spory problem ze znalezieniem stałości po lewej stronie boiska. Ricardo Calafiori zbyt często jest kontuzjowany, więc bywały spotkania, gdy na przeciwległą stronę wędrował Jurrien Timber. Ostatnio w Pucharze Ligi z Southampton (2:1) Arteta wypróbował tam wracającego po urazie Kierana Tierneya. Czasem wskakiwali tam Ołeksandr Zinczenko albo Jakub Kiwior, ale dopiero Lewis-Skelly wniósł dynamikę, której szuka Arteta. W ostatnich meczach ligowych z Evertonem (0:0) i Crystal Palace (5:1) wychodził w podstawowym składzie. Zagrał na tyle dobrze, że spokojnie może to miejsce utrzymać.
Takiego wychowanka Arsenal nie miał od czasów Bukayo Saki, który zadebiutował w 2018 roku pod wodzą Unaia Emery’ego, a potem mocno urósł podczas epizodu Freddiego Ljungberga. Lewis-Skelly wychował się w dzielnicy Islington, niedaleko stadionu. Do klubu trafił już jako 8-latek i już sześć lat później został włączony do zespołu U-18. W klubowych kręgach zasłynął świetnym młodzieżowym Pucharem Anglii w sezonie 2022/2023, gdy Arsenal dotarł do finału. Rundę wcześniej, w półfinale, strzelił zresztą zwycięską bramkę w ostatniej minucie przeciwko Manchesterowi City (2:1). Co ciekawe, grał wtedy na pozycji defensywnego pomocnika.

Silne otoczenie

Jego dużym atutem jest wsparcie rodziny i fakt, że matka Marcia ma licencję FIFA i mocno zagłębia się w świat agentów. To ona reprezentuje interesy 18-latka, w międzyczasie będąc też właścicielką platformy internetowej No1Fan.club. Strona to została stworzona z myślą o rodzicach młodych graczy, którzy mogą dzielić się wiedzą i brać udział w specjalnych warsztatach. Matka Lewisa-Skelly’ego prowadzi też podcast Behind the Boots, w którym rozmawia z rodzicami dużo bardziej znanych graczy, np. z ojcem Alexa Iwobiego. Pierwsze transferowe oferty dla syna dostawała, gdy ten miał 11 lat. To wtedy mocniej zainteresowała się tematem pomocy młodym zawodnikom, widząc jak zagmatwane i trudne jest to środowisko.
Mikel Arteta na razie studzi emocji kibiców, którzy już teraz widzą w młodym piłkarzu przyszłą gwiazdę zespołu. Bask często ściąga go ok. 60 minuty, ale sam fakt, że ma w kadrze gracza tak wszechstronnego, jest jego ogromnym atutem. Za moment z klubem pożegnają się Tierney i Zinczenko. Tak naprawdę 18-latek spadł Artecie z nieba, pokazując, że czasem naprawdę warto sprawdzić, co ciekawego bulgocze pod pokrywką akademii Hale End. Winda kariery nigdzie nie pędzi tak szybko jak w piłce i Lewis-Skelly właśnie się o tym przekonuje.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również