Duńskie święto Pogoni zamieniło się w koszmar. Wyjazdowy rekord, starcia z policją i kabaret w obronie
Pogoń Szczecin z pewnością nie będzie dobrze wspominać czwartkowego meczu z Broendby w eliminacjach do Ligi Konferencji. "Portowcy" przegrali w Danii aż 0:4. Na trybunach przez długi czas panowała znakomita atmosfera, ale pod koniec spotkania i to stało się nieaktualne. Nie tak to miało wyglądać.
Z Kopenhagi, Maciej Pietrasik
Po zeszłotygodniowym remisie 1:1 można było mieć nadzieję na to, że piłkarze Pogoni Szczecin uporają się z Broendby i w Kopenhadze sprawią miłą niespodziankę. Szczególnie druga połowa, w której to "Portowcy" zdecydowanie przeważali, mogła nastrajać optymizmem.
W Kopenhadze "Duma Pomorza" mogła liczyć na wsparcie wielu fanów. Do stolicy Danii udała się grupa ponad 1100 kibiców ze Szczecina. To wyjazdowy rekord "Portowców", jeśli chodzi o spotkania w europejskich pucharach. Polskich fanów na trybunach z pewnością było zresztą jeszcze więcej, także na tych neutralnych.
W drodze na stadion można było bowiem spotkać spore grupy Polaków, którzy na co dzień mieszkają i pracują w Danii lub Szwecji. Wśród nich byli nie tylko kibice Pogoni, ale też fani Legii Warszawa czy Wisły Kraków, którzy skorzystali z okazji i przyszli zobaczyć polski zespół. Znaleźli się nawet Polacy kibicujący lokalnemu Broendby, ubrani w całości w barwy klubu z Kopenhagi.
Duński kocioł
Już przed tygodniem w Szczecinie duńscy fani dali o sobie znać na wiele sposobów. Nie tylko chóralnymi śpiewami, ale też butelkami rzucanymi w stronę kibiców z sektora rodzinnego czy piłkarzy Pogoni. Od początku było wiadomo, że w stolicy Kopenhagi będzie co najmniej równie gorąco. Atmosferę podgrzały dodatkowo słowa prezesa "Portowców", Jarosława Mroczka, który mówił między innymi o "duńskiej hołocie".
Trybuna najbardziej zagorzałych fanów Broendby, a w zasadzie jej dolna część, była wypełniona niemal w stu procentach już na ponad godzinę przed meczem. Niósł się z niej bardzo głośny doping, który tylko wzmógł się w momencie, gdy piłkarze z Kopenhagi pojawili się na murawie stadionu.
Tuż po pierwszym gwizdku kibice gospodarzy odpalili race. Niedługo później mieli powody do radości, bo po fatalnych błędach Dantego Stipicy i Luisa Maty do przerwy Broendby prowadziło 2:0. Fani Pogoni odpowiadali, jak tylko mogli, głośno wspierając swój zespół. Gdy tuż przed przerwą "Portowcy" mieli serię rzutów rożnych, z sektora gości niosły się chóralne śpiewy. Fani Broendby natychmiast je zagłuszyli, intonując przyśpiewkę z dokładnie tą samą melodią, ale rzecz jasna innym tekstem.
Gorąca końcówka
Na boisku wszystko rozstrzygnęło się w zasadzie na początku drugiej połowy. Trzecia bramka dla Broendby (strzelona notabene ze spalonego) ostatecznie przesądziła o awansie. Na trybunach naprawdę gorąco zrobiło się jednak w końcówce, gdy było już 4:0 dla gospodarzy.
Kibice obu drużyn zaczęli bowiem dążyć do konfrontacji. Fani Pogoni szarpali siatkę odgradzającą ich sektor od boiska. Do akcji wkroczyła policja, funkcjonariusze starali się nawet wejść na trybuny, ale skończyło się to bójką i szybkim wycofaniem się za ogrodzenie. Użyto także pałek i gazu łzawiącego.
Część kibiców Broendby natychmiast ruszyła w kierunku sektora zajmowanego przez Polaków. Jednemu z nich na moment udało się nawet przedrzeć przez kordon ochroniarzy, ale szybko został złapany. Starcia z policją trwały do końcowego gwizdka, a po wszystkim przeniosły się już poza trybuny.
Początkowo fani Pogoni mieli pozostać na swoich miejscach przez 40 minut od czasu zakończenia spotkania. Ostatecznie wypuszczono ich wcześniej. Na parkingu dla gości czekali już ultrasi Broendby, którzy ruszyli do ataku. Polacy nie pozostali im dłużni, a wszystko skończyło się ostatecznie ucieczką Duńczyków. W pewnym momencie na stadionie słychać było nie tylko policyjne auta i psy, ale nawet strzały z broni gładkolufowej.
Europa wciąż jest daleko
Zamiast piłkarskiego święta w Kopenhadze było więc rozczarowanie, i to pod wieloma względami. Przede wszystkim tym piłkarskim, bo błędy, jakie w pierwszej połowie popełnili Stipica i Mata, nie przystoją drużynie aspirującej do gry w Europie. Nie można powiedzieć, aby Broendby zdominowało Pogoń, ale przede wszystkim bezlitośnie wykorzystywało pomyłki, jakie na tym poziomie po prostu nie powinny się zdarzać.
Przed Jensem Gustafssonem na początku jego kadencji w Szczecinie jest więc sporo pracy. Teraz "Portowcy" mogą skupić się już tylko na rozgrywkach krajowych. Oby nie po to, aby za rok znów zakończyć przygodę z pucharami po wyjazdowych blamażach.