Drybluje lepiej od Yamala. A zaczęło się od transferu przez internet
Zaczynał od gry na ulicy, pierwszej szansy na zrobienie kariery w wielkim klubie nie wykorzystał. Zwiedził różne zakątki Europy, aż w końcu zakotwiczył w Hiszpanii. Chidera Ejuke od kilku tygodni bawi się z rywalami na Półwyspie Iberyjskim.
Sevilla tradycyjnie już zawodzi oczekiwania na starcie sezonu. Andaluzyjczycy po siedmiu kolejkach La Liga mają na koncie dwa zwycięstwa i trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Szukając pozytywów w ekipie “Los Nervionenses”, trzeba skierować swój wzrok na Chiderę Ejuke. Nowy nabytek wkroczył do drużyny bez najmniejszych oznak tremy. Nigeryjczyk w każdym meczu wychodzi na boisko po to, aby kiwnąć rywala, zaliczyć jeden udany drybling, drugi, trzeci, pokazać kilka sztuczek. To właśnie takich piłkarzy chce się oglądać w akcji.
Od Anfield do aplikacji
Historia Ejuke rozpoczyna się w Kadunie, robotniczym mieście w Nigerii. W wywiadzie dla AD.nl gracz Sevilli przyznał, że zaczął grać w piłkę, kiedy tylko nauczył się chodzić. Do 13. roku życia robił to na boso, ponieważ jego rodzina z jednej strony nie była uboga, a z drugiej jej się nie przelewało. Nigdy nie poprosił o porządne korki, ponieważ wiedział, że ten wydatek nadszarpnąłby domowym budżetem. Przełomem okazał się jeden ze szkolnych turniejów, kiedy przykuł uwagę skautów z akademii Gee-Lec. Po trzech latach otrzymał szansę sprawdzenia się w klubie z najwyższej półki. Szansę, której nie wykorzystał.
- Kiedy miałem 16 lat i mieszkałem jeszcze w Nigerii, zostałem dostrzeżony przez skauta z Anglii. Mogliśmy pojechać na testy do Liverpoolu. To był pierwszy raz, kiedy opuściłem kraj, zostaliśmy ciepło przyjęci w klubie, spędziłem tam kilka tygodni. Wydawało mi się, że poszło całkiem nieźle, ale prawdopodobnie nie byłem wystarczająco dobry. Liverpool nie zdecydował się zatrzymać mnie na dłużej. Musiałem wrócić do Nigerii, to był bardzo trudny moment. O takiej okazji marzyłem przez lata, czułem, że zawiodłem siebie, rodzinę, swojego agenta. Ale wyciągnąłem z tego lekcję. Ta stracona okazja stała się źródłem jeszcze większej motywacji - wyznał w rozmowie z Voetbal International.
Skrzydłowy rozpoczął europejską karierę w mniej prestiżowym klubie. Jako 19-latek podpisał kontrakt z norweską Valerengą. W kilku wywiadach przyznał, że rywalizacja w tak mroźnym kraju była dla niego gigantycznym wyzwaniem. Wiedział jednak, że tym razem nie może pozwolić na to, aby pokazano mu drzwi wyjściowe. Bardzo dobra gra w Skandynawii może nie przykuła uwagi topowych klubów, ale sprawiła, że Ejuke piął się w rankingach statystycznych, imponując dryblingami, kreatywnością i udanymi akcjami 1 na 1. Dzięki temu w 2019 roku trafił do Heerenveen, które znalazło go przy pomocy platformy Scisports.com. Transfer przez internet okazał się trampoliną do wielkiej kariery.
- Heerenveen od lat odnosi sukcesy, pozyskując wartościowych skrzydłowych. Sekret tkwi w połączeniu obserwacji zawodników na żywo ze szczegółowymi danymi statystycznymi i analizą wideo. Według dyrektora Gerry'ego Hamstry dane pozwalają oddzielić ziarna od plew i nadać odpowiedni kierunek bardziej szczegółowym poszukiwaniom. Latem 2019 roku Heerenveen znów chciało pozyskać skrzydłowego nastawionego na grę ofensywną, w odpowiedniej kategorii wiekowej i z potencjałem sprzedażowym. Szef skautingu Karel Brandsma natknął się na Chiderę Ejuke w naszej bazie danych. Nigeryjczyk spełniał wszystkie wymagania. To był początek historii zakończonej kolejnym wielkim sukcesem - opisał portal Scisports.com.
Za dobry na jedno imię - Jay-Jay Okocha
Przenosiny Ejuke do Heerenveen potwierdziły, że “klikanie w komputer” może być opłacalne. Holendrzy oczekiwali dynamicznego skrzydłowego nastawionego na ciągły atak i dokładnie takiego dostali. Nigeryjczyk stał się rewelacją Eredivisie, notując dziesięć bramek i sześć asyst w 29 spotkaniach. W sezonie 2019/20 przedryblował rywali 104 razy, rok później Cies Observatory uznało go za trzeciego najlepszego dryblera świata. Niezwykle przebojowy styl gry zaowocował porównaniani do Jay-Jaya Okochy, najwybitniejszego nigeryjskiego piłkarza w historii.
- Czuję się zaszczycony, widząc, że moje nazwisko jest stawiane obok tak wielkiej legendy światowego futbolu. Nie chodzi o to, że wejdę w jego buty, ale o to, że same porównania są docenieniem mojej pracy. Ja chcę nadal być sobą, rozwijać się indywidualnie i pomagać drużynie. Zawsze chcę tylko wyjść na boisko i cieszyć się futbolem - skromnie przyznał na łamach OwnGoalNigeria.com.
Heerenveen ubiło na Ejuke złoty interes. Kupili go za 2 mln euro, żeby po roku sprzedać do CSKA Moskwa z ponad pięciokrotną przebitką. Nikogo nie powinno zdziwić, że w ciągu dwóch lat spędzonych w lidze rosyjskiej też był jej najlepszym dryblerem. W tym okresie okiwał rywali 165 razy, o trzy więcej od nie byle kogo, bowiem samego Chwiczy Kwaracchelii, który występował wówczas w Rubinie Kazań. Kiedy w 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę, skrzydłowy zmienił klub. Najpierw trafił do Herthy Berlin, gdzie nie potrafił się odnaleźć. Wylądował w dysfunkcyjnej drużynie, która obrała kurs na spadek z Bundesligi. Do tego stracił cztery miesiące z powodu kontuzji kolana. W poprzednim sezonie wrócił do Beneluksu, przywdziewając barwy Antwerpii. I tam znów oczarował swoim niezmierzonym talentem.
- Zawodnikom pokroju Ejuke trzeba dać przestrzeń na wyrażanie siebie. Jego działania nie zawsze kończą się sukcesem, ale kiedy już mu się udaje, to... cholera, wszyscy widzimy, co się dzieje. Są artyści, którzy pozwalają całej drużynie płynąć. Taki jest Chidi - mówił trener Mark van Bommel dla Het Laatste Nieuws.
W Antwerpii błysnął szczególnie podczas sensacyjnego zwycięstwa 3:2 nad Barceloną. Nie strzelił wówczas żadnego gola, ale przez 90 minut generował największe zagrożenie. Zaliczył aż dziewięć udanych dryblingów, co stanowiło trzeci najlepszy wynik w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Podopieczni Xaviego tańczyli, jak im zagrano. Od niedawna Ejuke może częściej prezentować umiejętności na tle rywali z Hiszpanii.
Cyrulik sewilski
- Jestem graczem, który lubi cieszyć się grą, chce się dobrze bawić na boisku. Mogę wnieść wiele do drużyny - podania, drybling, szybkość, ciężką pracę. Nie chcę się do nikogo porównywać, ale podoba mi się sposób gry Neymara. Myślę, że jest znakomity na swojej pozycji, bardzo lubię oglądać go w akcji. Ja też wolę występować na lewym skrzydle, chociaż mogę dostosować się do gry na każdej pozycji - powiedział po podpisaniu umowy z Sevillą.
Ejuke zaczął sezon jako rezerwowy, jednak szybko pokazał, że to od niego powinno zacząć się układanie składu. W debiucie z Villarrealem rozegrał 19 minut i tyle wystarczyło, aby zaliczył sześć dryblingów. Z Getafe pięciokrotnie mijał przeciwników, z Gironą grał mniej efektownie, ale bardziej zespołowo, co przełożyło się na cztery kluczowe podania. Po piątej kolejce ligi hiszpańskiej i tak miał najwyższą średnią dryblingów na 90 minut. Wynosiła 5,8 przy zachowaniu absurdalnie wysokiej skuteczności na poziomie 71%. Dla porównania, w przypadku Lamine Yamala i Kyliana Mbappe średnia udanych dryblingów to tylko 2,8 na mecz.
- Nie ma wątpliwości, że Ejuke jest letnim nabytkiem, który najmocniej przyciąga uwagę na Sanchez Pizjuan. Jego styl gry jest odważny i bezkompromisowy, trudno przejść obojętnie wokół jego boiskowego tańca z rywalami. Już w okresie przygotowawczym ekscytował Sevillismo, kibice dziwili się, że nie dostał szansy w pierwszej kolejce. Pimienta przemyślał jednak całą sprawę i wkomponował go do pierwszego składu, którego Ejuke nie chce oddawać. Stał się punktem odniesienia w ofensywie Sevilli - opisał Alvaro Palomo z portalu Estadio Deportivo.
Po pierwszych kolejkach można było jeszcze mieć pewne obiekcje wobec Ejuke. Grał bowiem efektownie, ale nie przekładało się to na konkrety w postaci goli i asyst. 26-latek potrafi jednak punktować w klasyfikacji kanadyjskiej, co udowodnił w ostatnim meczu z Realem Valladolid. W 85. minucie zdobył bardzo ważną bramkę na wagę zwycięstwa 2:1.
Gdyby koledzy z drużyny grali na poziomie Nigeryjczyka, Sevilla pewnie byłaby w lepszym miejscu niż dolna połówka tabeli. Właśnie dlatego Ejuke powinien nadal być kształtowany jako pełnoprawny lider zespołu. Klub potrzebuje efektownego zawodnika, który każdym kontaktem z piłką potrafi wyczarować coś nieszablonowego. Może do Liverpoolu się nie przebił. Może porównania z Okochą są delikatnie na wyrost. Ale jeśli ktoś ma odgonić czarne chmury znad Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, to właśnie były gwiazdor Heerenveen i Antwerpii.