Drwale? Kierowcy ciężarówek? Lech się może śmiać. Wygrał dla całej polskiej piłki. "Jak magnes dla kibiców"
Lech nie pokonał Bodo wyłącznie dla siebie. Wygrał dla całej polskiej piłki. A John van den Brom może z uśmiechem szukać po szafach tych, którzy dopiero co sugerowali jego zwolnienie.
Zanim “Kolejorz” w czwartkowy wieczór przy Bułgarskiej odniósł historyczne zwycięstwo, nie mogłem się nadziwić, trafiając w sieci na sporo przedmeczowych komentarzy tonujących nastroje. Nie tonujących pozytywne nastroje, a po prostu tę całą wielką otoczkę towarzyszącą spotkaniu z norweską drużyną. Opinie typu: okej, jasne, przejście Bodo to byłby sukces, ale to nadal jedynie 1/16 Ligi Konferencji, więc bez przesady, nie były odosobnione.
Może i są to trzecioligowe europejskie rozgrywki, lecz nie brakuje w nich poważnych zespołów. Poza tym, jakiekolwiek umniejszanie lechitom jest absurdem. “Kolejorz” zapisał się w historii polskiej piłki jako pierwszy od 32 lat zespół, który wiosną nie wypadł za burtę europejskich pucharów już na samym starcie. Pozostanie w grze minimum do 16 marca. Kibice dalej mogą przeżywać tę fantastyczną przygodę, w której ogranie Bodo stanowi kolejny akt poznańskiego spektaklu, po widowiskowych wygranych z Austrią Wiedeń czy Villarrealem na jesieni.
A że teraz nie było widowiskowo? No nie było. Co z tego? Nie musiało być.
- “Kolejorz” osiągnął założony cel. Więc o ile dwa strzały przez 90 minut mogą razić w oczy, o tyle ten remis trzeba docenić. Bez zachwytu - pisałem po remisie w Norwegii. - Wynik rewanżu da nam odpowiedź na pytanie, czy warto było rozegrać pierwsze spotkanie w taki, a nie inny sposób. To będzie realna weryfikacja planu van den Broma na ten dwumecz.
Zamknęli usta
Szczególnie, że w ostatnich dniach media obiegły sugestie, by rozważyć przyszłość Holendra w razie niepowodzenia przeciwko Bodo. Dodajmy, kuriozalne sugestie - po udanej jesieni i mimo wszystko spokojnej w kontekście ponownego awansu do pucharów sytuacji w tabeli, nawet jeśli runda rewanżowa “Kolejorza” w kraju przebiega pod znakiem nieskuteczności powodującej straty punktów.
- Lech z van den Bromem nie ma przyszłości - pisał Kamil Kosowski na łamach “Przeglądu Sportowego”. - Potencjał piłkarzy jest niewykorzystany. Najlepszy strzelec ubiegłego sezonu ma obecnie dziewięć trafień na koncie. Nie jest to wynik, który powoduje dumę. Mikael Ishak powinien mieć tych goli dwa razy więcej. On sam jednak nie gra, jemu te sytuacje ktoś musi wypracować, a tego też brakuje - dodawał.
Trener i kapitan Lecha odpowiedzieli byłemu piłkarzowi Wisły Kraków w najlepszy możliwy sposób.
- Lech ma tak duży potencjał, że trener z Holandii po prostu musi robić różnicę. (...) John van den Brom chyba nasłuchał się za dużo polskiej myśli szkoleniowej. Przesiąkł naszą mentalnością. Nie da się tego słuchać. (...) Za przeproszeniem Kaczor Donald lepiej by poprowadził ten zespół - to z kolei wypowiedź Sylwestra Czereszewskiego.
Łatwo jest popadać w skrajności, zabłysnąć kontrowersją. Tego typu wypowiedzi szokowały mnie jednak o tyle mocno, że przecież mistrzowie Polski zasłużyli na kredyt zaufania. Zasłużyli końcówką ubiegłego sezonu ligowego, gdy efektownie wyprzedzili Raków Częstochowa w momencie, jak wszyscy spisywali ich na stracie. Zasłużyli udanym występem w fazie grupowej, przypieczętowanym koncertem z Villarrealem. Zasłużyli cennym remisem w Bodo, gdzie wcześniej gospodarze odsyłali z kwitkiem znacznie większe firmy niż Lech. Jak się okazuje, bezbramkowy wynik w Norwegii nie był, cytując jednego z redaktorów, “żenadą i kompromitacją, niegodną mistrza Polski”. Piłkarze z Poznania udowodnili w rewanżu, że nie są “drwalami, kierowcami ciężarówek i pracownikami firm przeprowadzkowych”.
Jak magnes
Udowodnili, że przede wszystkim potrafią być zespołem dobrze zorganizowanym w defensywie, zjednoczonym, z atutami z przodu. Przy Bułgarskiej widzieliśmy, że tutaj naprawdę jeden piłkarz wskoczy za resztą w ogień, że rezerwowy wchodzący na boisko nie obniży jakości (świetna zmiana Filipa Dagerstala). Nie potrzeba do tego efektownej gry. Tłumy i tak zostały porwane, stadion w Poznaniu “grał” razem z drużyną. Ponad 30 tysięcy osób przeżyło emocjonujący wieczór. Sądzę, że kibice od pierwszej minuty spotkania mieli głęboko w nosie, jak wyglądało starcie w Bodo. Ważny był wynik dający dużą szansę na awans, wykorzystaną przez Mikaela Ishaka i jego kompanów.
Takie wieczory, mecze i wyniki są potrzebne polskiej piłce. Nie tylko Lechowi. W ten sposób klub może przyciągnąć nowych fanów, także poza Wielkopolską. Dwie dekady temu za sprawą popisów w Europie jak magnes działała Wisła Kraków. Teraz “Kolejorz” może spełniać podobną misję. Ba, myślę, że już ją spełnia. Wygrywa dla dobra biało-czerwonego futbolu, latami poniewieranego na arenie międzynarodowej. Przejście Bodo było cholernie ważne. Gratulacje, lechici. Gratulacje, trenerze van den Brom. Dokonujecie - nie, nie jest to groteska - wielkich jak na nasze warunki rzeczy. A wierzę, że to nie jest Wasze ostatnie słowo.