Drakońska kara i widmo upadku. Zasłużony klub na zakręcie, w tle układy Abramowicza
Finansowe nieprawidłowości, drakońska kara, pewny spadek, a w tle zabronione układy z Romanem Abramowiczem. Vitesse Arnhem po 35 latach żegna się z Eredivisie w atmosferze skandalu i staje na granicy upadku.
W holenderskiej elicie grają nieprzerwanie od ponad trzech dekad, ale już teraz wiedzą, że zaraz ją opuszczą. Zmagające się z poważnymi problemami finansowymi Vitesse Arnhem otrzymało potężny cios w postaci odjęcia aż 18 punktów, co przypieczętowało spadek z Eredivisie. Drakońska kara nie może jednak stanowić zaskoczenia. Prześwietlenie finansów wykazało liczne nieprawidłowości, a wśród nich m.in. szemrane interesy z byłym właścicielem Chelsea, Romanem Abramowiczem. Nawet sam zarząd klubu przyznał, że sankcje stanowiły nieuniknioną konsekwencję tego, co działo się za kulisami. Drużyna Kacpra Kozłowskiego znajduje się na zakręcie, a spadek to tylko jeden z wielu problemów. Dość powiedzieć, że właścicielem Vitesse wciąż jest objęty sankcjami rosyjski oligarcha, który od ponad dwóch lat nie może dopiąć sprzedaży.
Wbici w dno
Sezon 2023/24 już od samego początku nie układał się po myśli Vitesse. Zasłużony klub, który jeszcze niedawno występował w fazie pucharowej Ligi Konferencji Europy, z powodu trudnej pozycji finansowej stracił wielu zawodników i musiał łatać dziury wypożyczeniami oraz ściągać piłkarzy z wolnego kontraktu. O takim położeniu zadecydował fakt, że niezmiennie rządzi nim rosyjski oligarcha, Walerij Ojf. Po ataku Rosji na Ukrainę został on oczywiście objęty embargiem na terenie Unii Europejskiej, przez co holenderska ekipa została odcięta od jego pieniędzy. Bogacz jak do tej pory nie był w stanie sprzedać klubu. W efekcie ten pozostaje w stanie “zawieszenia”.
Sportowo już od startu rozgrywek ekipa Vitesse była zaangażowana w walkę o utrzymanie. W połowie kwietnia, gdy nadeszły wieści o brutalnej karze od holenderskiej federacji (KNVB), plasowała się na dnie tabeli. Odjęto jej 18 punktów. Werdykt okazał się druzgocący: przypieczętował spadek na cztery kolejki przed końcem i sprawił, że “Żółto-czarni” mieli na koncie… minus jedno oczko.
Surowy wyrok stanowił efekt śledztwa przeprowadzonego przez Guardiana oraz Bureau of Investigative Journalism. KNVB oskarżyło klub z Arnhem o niespełnienie wymogów licencyjnych i stwierdziło naruszenia o “wyjątkowej powadze i skali”. Vitesse miało nie współpracować z pracownikami federacji, przedstawiając fałszywe informacje oraz zatajając istotne fakty. Federacja wykazała jednak pewien stopień litości - nie wycofała klubowi licencji na grę w drugiej lidze. Dzięki temu jego los, przynajmniej częściowo, został złagodzony.
- Choć to czarny dzień dla wszystkich, którzy są związani z Vitesse, taka jest bezlitosna rzeczywistość. Taka kara była nieunikniona. Z drugiej strony, co chcę bardzo podkreślić - jesteśmy bardzo szczęśliwi z powodu szansy, jaką otrzymaliśmy poprzez utrzymanie naszej licencji - stwierdził tymczasowy dyrektor generalny klubu, Edwin Reijntjes.
Przekręty Abramowicza
Wspomniany wcześniej Ojf nie jest najbardziej znanym rosyjskim bogaczem powiązanym ze sprawą. Istotną rolę w scenariuszu opisanym podczas dziennikarskiego śledztwa odgrywa były właściciel Chelsea - Roman Abramowicz. Ekipę z Arnhem często kojarzono z “The Blues”, nazywając ją nawet złośliwie “drużyną B” londyńczyków z uwagi na liczne wypożyczenia młodych zawodników do Holandii. W żółto-czarnych barwach występowali m.in. Nemanja Matić, Mason Mount czy Dominic Solanke. Łącznie przez lata powędrowało tam aż 29 graczy Chelsea. Jak się okazuje, te powiązania zakulisowo miały również charakter finansowy.
Jeszcze przed “panowaniem” Ojfa, w 2010 roku, klub z Arnhem kupił gruziński biznesmen Merab Żordania, a dzięki jego środkom udało się go znacznie rozwinąć. Trzy lata później Vitesse przejął Aleksandr Czigriński, który w 2018 roku sprzedał udziały Ojfowi, członkowi rady nadzorczej. I u Żordanii, i Czigrińskiego w tle pojawiało się nazwisko Abramowicza.
Czigriński to współpracownik człowieka, którego fundusze pomogły zbudować potęgę Chelsea. Żordania z kolei prawdopodobnie wystąpił tylko w roli “słupa” dla Czigrińskiego. Całą operacją miał zarządzać właśnie Abramowicz. Jego firmy zasilały budżet Vitesse pożyczkami. Bureau of Investigative Journalism wylicza, że tylko do 2015 roku ich wartość wyniosła niebagatelną dla klubu tej wielkości łączną wartość 117 milionów euro, a pieniądze wpływały z Belize, Islandii, Luksemburgu czy Wysp Dziewiczych. Takie praktyki stanowiły pogwałcenie zasad finansowania klubów.
Plotki o związkach Vitesse z Abramowiczem pojawiły się już w momencie przejęcia klubu przez Żordanię. Zgodnie z informacjami Guardiana postanowiono je wówczas sprawdzić, jednak nie znaleziono wystarczających dowodów na ich potwierdzenie. Kolejne dochodzenie przeprowadzono w latach 2014-15 i efekt był podobny. Dopiero niedawny wyciek dokumentów, otrzymanych przez gazetę z anonimowego źródła, ujawnił, że spekulacje rzeczywiście okazały się prawdziwe. Piłkarskie władze w Holandii uruchomiły więc odpowiednie procedury. Oskarżeni nie potrafili obalić przedstawionych dowodów i w kwietniu znajdujący się już w bardzo słabej sytuacji finansowej klub został ukarany.
Pękła “bańka” euro
Vitesse spada zatem z Eredivisie po 35 latach. Pogrążony w kryzysie zasłużony zespół, o reputacji miejsca, gdzie młodzi, utalentowani zawodnicy mogą rozwinąć skrzydła - swego czasu Martina Odegaarda wysyłał tam Real Madryt - staje na zakręcie. Choć mowa o drużynie, która ma ugruntowaną pozycję na krajowej scenie (od 2010 roku sześciokrotnie grała w Europie, siedem lat temu wygrała Puchar Holandii), jej przyszłość to wielki znak zapytania. Relegacja stanowi bowiem tylko część problemów Vitesse.
Kadra, która nawet bez uwzględnienia kary plasowałaby się w tabeli na przedostatnim, spadkowym miejscu, latem może zostać jeszcze bardziej osłabiona. Odejdą piłkarze wypożyczeni, m.in. stanowiący bardzo ważne ogniwo Kacper Kozłowski, a przyszłość kolejnych będzie zależeć od sytuacji finansowej. Powrót do elity z Eerste Divisie nie musi okazać się sprawą prostą, nawet pomimo sporej, jak na jej realia, marki.
Niemniej, w Arnhem już planują kolejny sezon. Latem stery przejmie zwolniony w grudniu z Lecha Poznań John van den Brom. Holender jest związany z klubem, bo prowadził już Vitesse ponad dekadę temu, a na przełomie wieku spędził tam ponad cztery lata jako piłkarz. Gdy ogłoszono jego zatrudnienie, wygłosił on apel do kibiców.
- Zdaję sobie sprawę z aktualnej sytuacji i widzę, że walczymy o utrzymanie licencji. Jestem jednak przekonany, że wszystko się ułoży. Razem ze wszystkimi w klubie przywrócimy Vitesse tam, gdzie jego miejsce. Naprawdę jestem o tym przekonany. Dlatego podpisuję umowę teraz - mówił. - Ten wspaniały klub nie może zniknąć. Dlatego wzywam każdego mieszkańca Vitesse, aby wsparli klub, jak w ostatnią niedzielę. Pokażcie, że Vitesse żyje. Dlatego wraz z mieszkańcami zacznę kampanię crowdfundingową. Zaangażuj się, pokoloruj region na żółto-czarno i wymyśl własne inicjatywy. Vitesse potrzebuje wszystkich. Dla żółto-czarnych!
- Mamy nadzieję, że przyciągając Johna van den Broma, wyślemy jasny sygnał: pomimo wszystkich perypetii, w przyszłym sezonie będziemy spodziewać się profesjonalnej piłki nożnej w Arnhem. Tym lepiej, że będziemy to robić z doświadczonym trenerem, utożsamiającym się z naszymi barwami, jakim jest John. Pomaga klubowi, gdy najmocniej tego potrzebuje. Miejmy nadzieję, że inni pójdą za jego przykładem - wtórował mu Reijntjes.
Najbliższy czas zapowiada się jako walka o przyszłość klubu. Choć w drodze postępowania zakończonego karą punktową nie zadecydowano o odebraniu Vitesse licencji na grę na najwyższych poziomach w kraju, wciąż musi przejść weryfikację, by otrzymać ją na kolejne rozgrywki. Ekipa z Arnhem znalazła się w położeniu, o jakim żaden kibic wolałby nawet nie myśleć. Stoi nad przepaścią. Nic nie jest pewne. No, może poza tym, że droga do odbudowy będzie wyboista. Bo w takim położeniu nie może być inaczej. Kluczowe będzie wsparcie lokalnej społeczności. Zbiórka na rzecz “Żółto-czarnych” mocno przekroczyła już milion euro. A kwota dalej rośnie.