Dotykanie... genitaliów, kąpiel z krokodylami i tarzanie się w błocie - najdziwniejsze rytuały piłkarzy
- Każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać może – mawiał w filmie "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" Franek Dolas. No właśnie, czy rzeczywiście są sposoby, aby dopomóc fortunie? Tego zdania jest i było wielu znanych piłkarzy. Pewnie nieraz słyszeliście o graczach, którzy przed spotkaniem mają w np. zwyczaju zbić piątkę z resztą drużyny.
To jednak nic przy rytuałach, które przygotowaliśmy dla was poniżej.
Sukces to powtarzalność
Z takiego założenia wychodził John Terry. Angielski obrońca posiadał kilka ciekawych przedmeczowych rytuałów. Przyznawał, że jest bardzo przesądny, więc jeśli dana rzecz przyniosła mu szczęście, to dodawał ją do swojej listy. Otwierał ją klubowy autokar, w którym Terry siadał zawsze na tym samym miejscu. W kwestii muzyki Anglik motywował się niezmiennie jednym, konkretnym kawałkiem Ushera.
Powtarzalność obrońcy dotyczyła także ochraniaczy na golenie, których potrafił nie zmieniać przez kolejne dziesięć lat, aż do momentu ich zniszczenia. Ostatni z rytuałów byłego piłkarza Chelsea dotyczył stadionowej łazienki. Terry korzystał zawsze z tego samego pisuaru. Anglik wolał poczekać w kolejce, niż szybciej załatwić potrzebę fizjologiczną w innym pisuarze.
Nie odbiegając od tematu łazienki, należy przywołać postać Davida Jamesa. Angielski bramkarz wyróżniał się bowiem nie tylko fryzurami, które zmieniał często przez swoją długą karierę. Przed meczem James z nikim nie rozmawiał i czekał, aż klubowe łazienki opustoszeją. Wtedy oddawał się swojemu rytuałowi, który polegał na spluwaniu na ściany.
- Wielu piłkarzy ma obsesyjną rutynę, która wykracza daleko poza normę - podkreślał golkiper.
No cóż, powinien chyba spojrzeć do słownika, aby zapoznać się ze słowem hipokryzja.
Bliski lub bardzo bliski kontakt z kolegą
Większość kibiców pamięta z pewnością reprezentację Francji, która w 1998 r. sięgnęła na własnym podwórku po mistrzostwo świata. Środkowy obrońca Laurent Blanc przed każdym spotkaniem podchodził do bramkarza Fabiena Bartheza, aby ucałować jego łysinę. Patrząc na końcowy rezultat trzeba przyznać, że w przysłowiowym "buziaku na szczęście" rzeczywiście może być wiele prawdy
Na nieco bliższy kontakt z rodakiem miał decydować się Paul Gascoigne. Anglik był ważną postacią reprezentacji "Lwów Albionu", która dotarła do półfinału MŚ 1990 r. "Gazza" twierdził, że szczęściu przynosiło mu… dotykanie przyrodzenia Lesa Ferdinanda. Wszystko miało wziąć początek przed jednym ze spotkań reprezentacyjnych. Gascoigne uznał, że Ferdinand posiadał dużo większe przyrodzenie, wobec czego zapytał kolegę, czy może je dotknąć.
Chwilę później na murawie radził sobie znakomicie. Wobec tego dla dobra kraju, przed każdym kolejnym meczem "Lwów Albionu" obaj panowie mieli zapewniać sobie chwilę prywatności. Co nie dziwi, Ferdinand podważył po latach teorię "Gazzy". Jeśli jednak była ona prawdziwa, to z pewnością wpisuje się w zdecydowanie najdziwniejsze przedmeczowe obyczaje.
Szamani, klątwy i złe duchy
Przesądy mogą być tragiczne w skutkach, o czym świadczy historia piłkarzy z Zimbabwe. W 2008 r. trener drugoligowego Midlands Portland Cement kazał 17 zawodnikom wykąpać się w rzece Zabezi. Ten rytuał miał na celu obmyć piłkarzy ze złych duchów i przynieść szczęście w kolejnym meczu.
Szkoleniowiec nie wziął jednak pod uwagę, że we wspomnianej rzece pływały również krokodyle. W konsekwencji dla jednego z zawodników była to ostatnia kąpiel w życiu. Wymysły trenera doprowadziły nie tylko do tragedii, ale również co na pewno nie dziwiło, do porażki w najbliższym meczu.
Pozostajemy w Afryce i cofamy się do 1969 r. Wtedy reprezentacja Australii udała się do Mozambiku, aby rozegrać mecz kwalifikacji MŚ przeciwko Rodezji (dzisiejsze Zimbabwe). Ówczesny kapitan "Kangurów" Johnny Warren przyznał w swojej autobiografii, że jego zespół zwrócił się o pomoc do miejscowego szamana.
Ten przeklął przeciwników Australijczyków, zakopując kości przy słupkach ich bramki. Piłkarze z Antypodów wygrali spotkanie, ale nie zapłacili szamanowi, który domagał się za tę usługę 1000 dolarów. Wobec tego rzucił on klątwę na drużynę "Kangurów", która później przez wiele lat nie mogła zakwalifikować się na żaden Mundial.
Przełamanie nastąpiło dopiero na turnieju w Niemczech w 2006 r. Warren udał się wcześniej ponownie do Mozambiku, aby błagać o zniesienie klątwy. Nowy szaman kazał Australijczykowi usiąść na boisku, które przyniosło mu szczęście w 1969 r. Następnie zabił kurę i spryskał jej krwią pole gry. Później kazał Warrenowi wytarzać się w błocie, które znajdowało się na murawie. Wierzcie lub nie, ale po tym rytuale zespół "Kangurów" natychmiast zakwalifikował się do MŚ w 2006 r.
Wiara w Boga kluczem do zwycięstwa
Zupełnie inną postawę od bohaterów wyżej wspomnianych historii prezentują Neymar i Giovanni Trapattoni. Brazylijczyk przed każdym spotkaniem odbywa krótką rozmowę i modlitwę ze swoim ojcem. Napastnik nie ukrywa, że jest osobą bardzo religijną i wierzy, że ten nawyk przynosi mu szczęście.
Trapattoni jako człowiek głęboko wierzący miał szczególny zwyczaj w czasie prowadzenia reprezentacji narodowej, a później również Irlandczyków. Przed każdym spotkaniem włoski trener wylewał wodę święconą na własną ławkę rezerwowych.
Głodny nie jesteś sobą
Hasło reklamowe batonów Snickers znajdowało swoje odzwierciedlenie wśród znanych piłkarzy. Pierwszym przykładem może być Wayne Rooney. Chociaż Anglik przyznawał, że nie jest osobą przesądną, to zawsze przed pierwszym gwizdkiem jadł miskę płatków śniadaniowych. Szczególnie upodobał sobie jedną markę.
- Zwykle przed meczem jem płatki śniadaniowe, najczęściej są to Coco Pops. Mam tu na myśli normalną wersję, a nie księżyce i gwiazdki – zaznaczał angielski snajper.
Na temat słodkich rzeczy mógł powiedzieć coś również George Best. Przed każdym meczem Irlandczyk z Północy zjadał całą tabliczkę czekolady. Twierdził, że dodawało mu to pozytywnej energii. Irlandzki gwiazdor słynął z bardzo ekstrawaganckiego stylu życia, który obejmował m.in. alkoholizm. Złe nawyki odbiły się bardzo negatywnie na jego zdrowiu.
Aby nie zrobiło się za słodko, przejdziemy do teraz do soli, której używał prezydent Pisy, Romeo Anconetani. Przed każdym domowym meczem Włoch wysypywał tę przyprawę na murawę. Im ważniejsze było spotkanie, tym więcej soli używał Anconetani. W hitowym starciu z lokalnym rywalem Ceseną, na Arena Garibaldi zostało wysypanych aż 26 kg "białej śmierci".
Skleroza oznacza klęskę
Johan Cruyff jest dowodem na to, że złamanie przedmeczowego rytuału może oznaczać klęskę. Słynny Holender miał w zwyczaju szturchnąć w brzuch własnego bramkarza, a następnie przejść przez boisko i wypluć gumę w kierunku bramki przeciwnika. Napastnik przyznawał, że był w stanie skoncentrować się na grze dopiero po zakończeniu tej rutyny. Podczas finału Pucharu Europy w 1969 r. Cruyff zdał sobie sprawę, że zapomniał o swojej gumie do żucia. Wszystko skończyło się fatalnie, ponieważ jego Ajax uległ Milanowi 1:4.
Film dla dzieci jako chillout
Wielu piłkarzy przyznaje, że przed spotkaniem słucha motywujących kawałków takich "Eye Of The Tiger" i "Remember The Name". Ich przeciwieństwo stanowił Malwin Kamara. Były gracz m.in. MK Dons, Cardiff City, Port Vale, Huddersfield i Grimsby oglądał zawsze film "Willy Wonka I Fabryka Czekolady".
- Muszę obejrzeć go przed każdym meczem. Wprowadza mnie w odpowiedni nastrój. Od dziecka był to mój ulubiony film. Ukaja nerwy i przynosi mi szczęście – przyznawał Kamara.
Wiele sposób i różne efekty
Oczywiście przesądów znanych piłkarzy jest znacznie więcej, ale niemożliwym jest umieszczenie ich wszystkich w jednym artykule. Wspomnieć można jeszcze chociażby Gary'ego Linekera, czy też Adama Nawałkę. Anglik był bardzo przesądny w czasie rozgrzewki, kiedy celowo nie uderzał w światło bramki. Uważał, że w ten sposób mógł się "wystrzelać" i później zawodzić w trakcie meczu.
Z kolei Nawałka przesądów miał kilka. Najbardziej znany z nich dotyczył autobusu, który przewoził reprezentantów Polski. Pojazd nie mógł się cofnąć nawet na militer, ponieważ mogłoby to oznaczać porażkę w meczu.
Po wynikach sami możecie ocenić, które z wymienionych rytuałów miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. A może sami macie nietypowe obyczaje, którym jesteście wierni przed grą w piłkę? Podzielcie się w nimi w komentarzach. Mamy jednak nadzieję, że nie są podobne do zagrywek "Gazzy" lub Davida Jamesa.
Mateusz Sztukowski