Dorastał w piekle, był ofiarą rasizmu i prześladowań, ból gasił na boisku. "Dziadziu, będę grał w Barcelonie"

Kiedy Memphisowi Depayowi przyznano tytuł największego talentu holenderskiej Eredivisie w 2015 roku, jego nagrodę stanowiło tzw. “boisko Cruyffa”, czyli bardzo ładne boisko ze sztuczną, trawiastą nawierzchnią, zbudowane przez Fundację Cruyffa, gdzie tylko chciał. Depay zdecydował ostatecznie, że powinno się je położyć w Moordrecht. To mała, rolnicza wioska, w której dorastał.
Ten tekst powstał w ramach ogólnoeuropejskiej współpracy największych mediów, pod nadzorem czołowego angielskiego dziennika, The Guardian. Nasz kraj w tym zacnym gronie reprezentuje redakcja portalu Meczyki.pl, z czego jesteśmy niezwykle dumni.
***
- Zawsze byłem tutaj na boiskach, zawsze grałem w piłkę - powiedział do mikrofonu ubrany w beżowy dres i dobraną pod kolor czapkę z daszkiem Depay, podczas otwarcia boiska latem 2019 roku. - Sami widzicie efekt.
Efekt jest taki, że Depay dorósł do roli odnoszącego sukcesy, wysuniętego napastnika reprezentacji Holandii. Gdyby nie kryzys finansowy, jaki dotknął Barcelonę, grałby u boku Lionela Messiego oraz Antoine’a Griezmanna. W Lyonie jest bezsprzecznym liderem.
Depay to jeden z najbardziej ekstrawaganckich zawodników na świecie. Ciężko uwierzyć, że dorastał w takim miejscu jak Moordrecht, graniczącym z łąkami farmerskimi i zamieszkałym przez 8 700 ludzi. To nie jest bardzo żyzny grunt dla profesjonalnych piłkarzy. Na stołówce lokalnego klubu, oprócz koszulki Depaya, wisi ta należąca do Leena van Steensela, czyli głównie rezerwowego w pierwszoligowym Excelsiorze. Kiedy wspomina się tam imię “Memphis”, nie wszyscy są pozytywni.
- Powinien podarować klubowi tysiąc piłek - powiedział pewien krępy, rozgniewany człowiek.
Nie jeden mieszkaniec skarżył się też, kiedy Depay przyjechał spóźniony swoim Bentleyem, przed towarzyszącym mu vanem z eskortą, na otwarcie wspomnianego boiska. Słynne holenderskie powiedzenie mówi, że “już zachowywanie się normalnie jest wystarczająco zwariowane”. Z drugiej strony, tamtejsze dzieci nadal rozmawiają o tamtym dniu, kiedy Depay poświęcił im czas i zagrał z nimi w piłkę. W jego obronie zawsze stanie również społeczność Molukańczyków w Moordrecht.
A okazji do tego było wiele. Spośród holenderskich piłkarzy od lat to Depay jest tym, o którym mówi się najwięcej. Jeśli nie o jego nowej linii ubrań czy rekordowo szybkiej rekonwalescencji po poważnej kontuzji kolana, to o zdjęciu z posta na Instagramie, na którym pozuje z legrysem (krzyżówką tygrysa z lwem), czy wreszcie przedstawiającego go odpoczywającego na jachcie ze szklanką whisky i naszyjnikiem wartym 100 tysięcy euro. Są też jego wypełnione biblijnymi odniesieniami wywiady, nowa cieszynka po zdobytej bramce, pojawienie się podczas demonstracji przeciwko rasizmowi w Amsterdamie, ogromny tatuaż głowy lwa na plecach czy publikacja bezlitosnej biografii.
Pod względem piłkarskim od początku kariery wyróżnia się on spektakularnymi, intuicyjnymi, “ulicznymi” akcjami, znakomitą techniką strzału i odwagą. Do wielkiego futbolu przebił się w PSV, jako lewoskrzydłowy pod wodzą Phillipa Cocu. Louis van Gaal powołał go następnie na mistrzostwa świata w 2014 roku. Tam strzelił po golu przeciwko Australii oraz Chile, ale był głównie rezerwowym w drużynie, która nieoczekiwanie zakończyła turniej na trzecim miejscu, ale nie potrafiła później zakwalifikować się na dwie kolejne, wielkie imprezy. Złote pokolenie składające się z van Persiego, Robbena, van der Vaarta czy Sneijdera pożegnało się z reprezentacją, a nowe - z Depayem, Virgilem van Dijkiem, Frenkiem de Jongiem czy Matthijsem de Ligtem - potrzebowało trochę czasu, aby wypełnić powstałą lukę.
Depay ma za sobą raczej nieszczęśliwy epizod w Manchesterze United. Z pomocą firmy specjalizującej się w analizie danych w 2017 roku wybrał Lyon jako swój kolejny przystanek. To połączenie okazało się doskonałe, podobnie jak pojawienie się rok później Ronalda Koemana na stanowisku selekcjonera reprezentacji Holandii. Koeman widział w Depayu środkowego napastnika, ze swobodą poruszania się po boisku mającą pozwolić mu podążać za intuicją i nie być ograniczonym obowiązkami defensywnymi. Jego statystyki (11 goli, 12 asyst w 19 meczach) były w erze Koemana zdumiewające. Depay jest obecnie jedynym holenderskim napastnikiem klasy międzynarodowej.
To kosmopolita oraz przedsiębiorca, który mówi (lub rapuje) mieszanką języka angielskiego i “ulicznego” holenderskiego. To dość niesamowite, że pochodzi on z cichego miasteczka Moordrecht, gdzie praktycznie nikt nie mówi ani nie zachowuje się w taki sposób; gdzie życie jest przez większość czasu ciche.
Tam nie cieszył się beztroskim dzieciństwem. Przeciwnie. Jego ghański ojciec porzucił rodzinę w pośpiechu, kiedy Memphis miał trzy lata. Jego mama wyszła po raz drugi za mąż za sąsiada w 2002 roku. Razem z ośmioletnim wtedy Memphisem wprowadzili się do jego domu, w którym mieszkało już 10 dzieci sąsiada.
To było piekło, które Depay opisał w swojej autobiografii zatytułowanej “Serce lwa” i wydanej w 2019 roku. Był stale atakowany przez współlokatorów.
- Zazwyczaj dochodziło do walk na pięści, ale wiele razy grożono mi też nożem - napisał. - Innym razem jeden chłopiec zacisnął kombinerki na moim uchu i zaczął mocno naciskać. Stale musiałem być czujny. Nazywano mnie “małpą” i “gówniarzem”.
Od tamtej pory szedł przez życie przerażony. Raz przez długi czas nie chciał wyjść spod szkolnej ławki, stracił szacunek do innych i siebie samego, wdawał się w ciągłe walki i w zasadzie nikomu nie ufał. Na dalszych stronach książki napisał, że tamten etap nauczył go, jak przetrwać.
Tylko kiedy grał w piłkę, czuł się wolny.
- Gasiłem cały ból na boisku - przyznał. - To była moja forma oderwania się od tego wszystkiego. A raczej wyzwolenie. Musiałem być najlepszy i “zjeść” na murawie wszystkich.
Zamieszkawszy z dziadkiem Keesem i babcią Jans, którzy także mieszkali w Moordrecht, Memphis odzyskał trochę życiowego szczęścia. Zwłaszcza u boku Keesa, z którym lubił wędkować. Lub podczas gry karcianej “Skip-Bo” razem z babcią. Dziadek był utalentowanym gimnastykiem i skoczkiem wzwyż. Memphis też dobrze radził sobie w gimnastyce, ale piłka nożna była jego największą pasją.
Czteroletni Memphis przewidział w rozmowie z nieżyjącym już dziadkiem, że jego kariera się rozwinie.
- Dziadziu, będę grał w Barcelonie - wyznał mu.
Taka była różnica pomiędzy Memphisem a dziadkiem Keesem, który był bardzo zadowolony ze swojego charakterystycznego, typowo holenderskiego domu, jak większość ludzi z Moordrecht.
- Memphis zawsze myślał o większych rzeczach - powiedziała babcia piłkarza.
W przerwach między wszystkimi swoimi aktywnościami, nadal lubi odwiedzić ją w Moodrecht.
- Wpadam na grę w “Skip-Bo” - zdradził. - Tak jak kiedyś.
***
Bart Vlietstra pisze dla dziennika De Volkskrant
Obserwujcie go na Twitterze @BVlietstra
Tłumaczenie: Wojciech Falenta
***
Pozostałe teksty z serii EUROekspert powstałe we współpracy z The Guardian znajdziesz TUTAJ