Dojdzie do klęski faworytów? Szalony finał sezonu w Fortuna I Lidze. "Może być kilku przegranych"

Finałowa kolejka Fortuna I Ligi zapowiada się wyśmienicie. Ostatnie, sensacyjne wyniki sprawiły, że walka o awans do Ekstraklasy i baraże będzie się toczyć do samej mety. W grę wchodzą naprawdę zaskakujące rozstrzygnięcia. Dojdzie do klęski faworytów?
Podczas gdy przewodzący tabeli ŁKS mógł cieszyć się z upragnionego awansu, kibice Ruchu Chorzów i Wisły Kraków przeżyli w miniony weekend emocjonalny rollercoaster. Skończyło się tym, że “Biała Gwiazda” wyszła z niego bardziej poturbowana. Obfitująca w niespodzianki 33. kolejka Fortuna I Ligi wywróciła dotychczasowy stolik wokół podium. A mimo że na samym szczycie zachowano status quo, temperatura przed finałem sezonu została rozgrzana do czerwoności.
Ruch bez ruchu
Zaczęło się od planowanego zwycięstwa Podbeskidzia z Sandecją, a następnie klasycznego meczu Arki Gdynia w ubiegły piątek. Klasycznego, czyli takiego, w którym arkowcy dominowali, stwarzali sporo sytuacji bramkowych, powinni wysoko prowadzić, po czym finalnie stracili punkty. Jak trafnie ocenił Adam Marciniak z ŁKS-u: typowa Arka - była lepsza i nie wygrała. I to nie wygrała właśnie z ŁKS-em, który dzięki wywalczonemu w końcówce remisowi w Gdyni mógł fetować awans do Ekstraklasy. Trener Kazimierz Moskal przyznał po ostatnim gwizdku, że nie styl odgrywał najważniejszą rolę, a osiągnięcie założonego celu. Wprawdzie mocno pomógł w tym Hubert Adamczyk (pudło sezonu?!), ale koniec końców łodzianie oszaleli z radości.
ŁKS zasłużył na awans równą i solidną grą przez cały sezon. Nie był wymieniany w gronie faworytów do czołowej dwójki, a jednak zapracował na sukces, za co i piłkarzom, i sztabowi należą się ogromne brawa. W ostatniej kolejce przeciwko Odrze Opole nowy beniaminek Ekstraklasy może już grać bez presji. Jest co świętować przy alei Unii.
Presja będzie za to towarzyszyć wszystkim tym, którzy są w tabeli za ŁKS-em - aż do miejsca ósmego włącznie. To m.in. efekt tego, co wydarzyło się odpowiednio dzień i dwa po remisie Arki z drużyną Kazimierza Moskala.
Najpierw porażkę poniósł wicelider z Chorzowa. Ruch zmarnował szansę, by zrobić wielki krok w kierunku elity, przegrywając w derbach z GKS-em Katowice. Gdyby ktoś obejrzał starcie przy Bukowej bez wiedzy na temat układu tabeli, mógłby pomyśleć, że to GieKSa walczy o Ekstraklasę, a “Niebiescy” pałętają się w środku stawki. Wprawdzie gospodarze zapewnili sobie trzy punkty w samej końcówce, lecz było to w pełni zasłużone zwycięstwo. GKS miał więcej z gry, sprawiał lepsze wrażenie, kreował sytuacje bramkowe. Ruch zaś już od pierwszych minut grał bardzo nerwowo. Tu mylił się Szywacz, tam Sadlok, przy golu rywali zagapił Tomasz Wójtowicz. Właściwie już do przerwy mogło być po meczu. W drugiej połowie goście wyglądali nieco lepiej, wyrównali, ale sprowokowali porażkę bardzo słabym występem.
Klęska Wisły
Przegrana Ruchu stworzyła wielką szansę dla Wisły Kraków. “Biała Gwiazda” grała u siebie z pewnym utrzymania Zagłębiem Sosnowiec. Do wskoczenia przed ostatnią kolejką na drugą pozycję potrzebowała wygranej. I długo zanosiło się na realizację założonego planu. Gol strzelony po kilkudziesięciu sekundach spotkania ustawił ten mecz. Wisła może nie grała najlepszej piłki w rundzie, ale wydawało się, że kontroluje boiskowe wydarzenia. Do czasu. W drugiej połowie wiślacy zostali skarceni za brak podwyższenia wyniku. Najpierw Zagłębie zaskoczyło ich po krótko rozegranym rzucie rożnym. Niedługo później - po błyskawicznym wznowieniu gry po rzucie wolnym na swojej połowie, z której poszło długie podanie pod pole karne. Podopieczni Radosława Sobolewskiego wyglądali na zaskoczonych takim obrotem spraw. Przy stanie 1:1 mieli jeszcze okazje bramkowe, po czym zaraz znów to rywale cieszyli się z gola. Sosnowiczanie wykorzystali apatię, chaos i brak skupienia gospodarzy. Marcin Malinowski mógł fetować kolejne duże zwycięstwo w roli trenera Zagłębia. Wcześniej ograł bowiem i Ruch, i ŁKS, i Podbeskidzie.
- Po szybko strzelonej bramce wkradło się myślenie, że już to mamy, że wygrana łatwo przyjdzie. To nas mogło uśpić, zgubić. Nie zachowaliśmy koncentracji w kluczowych momentach. Nie dobiliśmy rywala. Efekt był taki, że dostaliśmy bramkę na 1:1. Czuliśmy, że jeszcze jest sporo czasu. Zamiast jednak grać swoje i o tę drugą bramkę powalczyć - były ku temu okazje - to gdzieś tej koncentracji zabrakło i padł gol na 1:2. Po nim byliśmy w takim szoku, że ciężko było się pozbierać - szczerze mówił Igor Sapała w programie pierwszoligowym na naszym kanale Youtube (TUTAJ).
Pomocnik Wisły przyznał, że jego zespół miewał już w tej rundzie problemy, gdy mógł szanować remis, a za wszelką cenę wolał iść na całość. I w efekcie kończył bez punktów, nawet jednego. Osiem ostatnich kolejek to cztery porażki “Białej Gwiazdy”. Dość sporo, choć było jasne, że wiślacy nie dadzą rady iść jak burza przez całą rundę.
- Był to trudny mecz z Zagłębiem i trudny czas po tym meczu. Ale myślę, że szybko się pozbieraliśmy. Trener Sobolewski chciał nam uświadomić, że jeszcze nic nie przegraliśmy. Musimy patrzeć pozytywnie, mamy wszystko do wygrania - zauważył Sapała.
O awans bezpośredni Wiśle może być jednak bardzo trudno. Sensacyjna porażka z Zagłębiem nie tylko nie pozwoliła na przeskoczenie w tabeli Ruchu, ale przede wszystkim zrzuciła krakowian aż na piąte miejsce. To mocno komplikuje sprawę pod kątem baraży, które w takim wypadku graliby na wyjeździe (ewentualny finał u siebie tylko w razie awansu tamże szóstej drużyny). Na dziś w półfinale play-offów jechaliby do Niepołomic, gdzie niedawno przegrali 0:2. Igor Sapała ma jednak jasne stanowisko w tej kwestii
- Jeśli chcemy awansować do Ekstraklasy, to nie możemy obawiać się barażów i np. meczu z Puszczą Niepołomice na wyjeździe - podkreślił.
"Kopciuszek" w natarciu
Przed Puszczą w tabeli jest jeszcze Bruk-Bet. Był czas, że Termalica zwolniła tempa, traciła dystans do Ruchu i Wisły, ale ostatnio znów lepiej punktuje. Komplety z Sandecją i Resovią pozwoliły jej wrócić do walki o bezpośredni awans. Zespół z Niecieczy, podobnie jak Wisła, nadrobił straty po słabszej jesieni. Z drugiej strony, też ma swoje mankamenty. W Rzeszowie długo grał w przewadze, a jednak dość się natrudził, by wygrać, trudno mówić o jego przekonującym zwycięstwie. Resovia prowadziła do przerwy, także przy stanie 1:1 miała stuprocentową sytuację. Jak zauważył ekspert “Polsatu Sport” Tomasz Łapiński, Bruk-Bet to drużyna nierówna. I to nie tyle na przestrzeni rundy, co jednego meczu czy nawet połowy. Podopieczni Radoslava Latala potrafią zagrać kwadrans na poziomie ekstraklasowym, pięknie grając na jeden, dwa kontakty, z polotem budując akcje ofensywne, po czym poziom nagle drastycznie spada. Na pewno dużym plusem Bruk-Betu jest czysta jakość piłkarska poszczególnych zawodników. Z drugiej strony, nie wszystkie elementy w grze defensywnej dobrze funkcjonują, widać też różnicę w grze u siebie, a na obcych stadionach.
Zgodził się z tym kapitan Termaliki, Tomasz Loska. Jednocześnie przyznał on, że w rundzie rewanżowej jego zespół radzi sobie bardzo dobrze i jest mocny.
- Po słabej pierwszej rundzie wiosną fajnie ruszyliśmy. Ostatnia kolejka, a my dalej gramy o coś. O coś wielkiego. (...) Mamy bardzo dobrą, jakościową drużynę, dobrych piłkarzy. Zdarzało się, że problemem Termaliki była urozmaicona narodowościowo szatnia, a teraz ta ekipa się wyklarowała. Po spadku z Ekstraklasy trzon zespołu, poza Piotrem Wlazło, został. Było na czym budować. Są efekty, do końca walczymy o awans. Myślę, że kadrę mamy lepszą niż wtedy, gdy awansowaliśmy dwa lata temu - stwierdził bramkarz.
W teorii najsłabszym składem z czołówki dysponuje Puszcza. Zawodnicy z Niepołomic rozgrywają jednak fantastyczny sezon i udowadniają, że papier wszystko przyjmie, ale prawdziwa weryfikacja następuje na boisku. Pieniądze zaś nie odgrywają najważniejszej roli, bo gdyby tak było, to obchodzący stulecie istnienia klub wlókłby się w ogonie stawki.
- Płacimy mało. Od strony finansowej jesteśmy jednym z ostatnich wyborów w lidze. Przed tym sezonem mieliśmy nawet sytuacje, w których przegrywaliśmy rywalizację o zawodników z klubami drugoligowymi. Natomiast była to też dla nas informacja, że jeśli nie jesteśmy w stanie sprostać oczekiwaniom finansowym zawodnika, który woli iść do drugiej ligi, to on nie pasuje do Puszczy. W dużej mierze są tu piłkarze, którzy chcieli tu być, coś osiągnąć. No i osiągnęli coś w tym roku - podkreślił prezes niepołomickiej ekipy, Marek Bartoszek.
Awans Puszczy byłby gigantyczną sensacją. Na przeszkodzie ku temu nie stoją kwestie formalne, bo “kopciuszek” z Małopolski otrzymał licencję na grę w elicie. I to nie na swoim boisku, a… Stadionie Miejskim w Krakowie. Obiekcie Wisły. To byłby plot twist, gdyby przy Reymonta znów zawitała Ekstraklasa, tyle że bez “Białej Gwiazdy”, a z dzielną drużyną Tomasza Tułacza. Trener ten jest ewenementem na skalę krajową, bo pracuje w klubie już blisko osiem lat. Efekty widać gołym okiem.
- Trener Tułacz to świetny, uczciwy człowiek, który zna się na swojej robocie - komplementował go prezes Bartoszek.
Nie można wykluczyć, że obaj zaraz będą świętować epokowy sukces Puszczy. To byłaby piękna, romantyczna historia.
Szalony finał
Wszystko rozstrzygnie się w ostatniej kolejce, zaplanowanej na sobotę 3 czerwca na 17.30. Rozgrywany w formule Multiligi finał jest doskonałym podsumowaniem emocji, które towarzyszyły nam w ostatnich dziesięciu miesiącach. Ten najlepszy i najciekawszy sezon Fortuna I Ligi od lat zakończy się z przytupem.
Ruch, który w przypadku wygranej awansuje do Ekstraklasy bez oglądania się na innych, zagra u siebie z GKS-em Tychy. Czekająca na potknięcie “Niebieskich” Termalica podejmie Arkę Gdynia, a Puszcza Chrobrego Głogów. Wisła jedzie z kolei na niełatwy teren do Łęcznej. Wydaje się, że paradoksalnie to zespół z Niepołomic ma najwygodniejszego przeciwnika. Chrobry wiosną wygląda słabo, punktuje słabo i gdyby nie lepsza jesień, drżałby o utrzymanie. Marek Bartoszek przestrzegał jednak przed dopisywaniem Puszczy trzech punktów. Każdy może się potknąć nawet w najbardziej nieoczekiwanym momencie i kuriozalnych okolicznościach. W końcu to esencja pierwszej ligi.
Tuż przed metą głównym faworytem do bezpośredniego awansu jest jednak Ruch. Inni muszą nasłuchiwać wieści z Chorzowa, ale też sami przede wszystkim wykonać plan w stu procentach. A oto nie będzie łatwo np. Bruk-Betowi. Ten, co przytomnie zauważył Tomasz Loska, jako jedyny z czołowej piątki, gra bowiem z rywalem wciąż walczącym “o coś”. Arka, co rusz wykładająca się na własne życzenie, nadal może liczyć na baraże. Warunek? Osiągnie korzystny dla siebie wynik w Niecieczy przy jednoczesnej stracie punktów przez Stal Rzeszów. Stal zagra na własnym terenie ze zdegradowaną Skrą. Z kolei na wpadkę i gdynian, i rzeszowian liczy atakujące z ósmego miejsca Podbeskidzie, któremu przyjdzie rywalizować z Resovią.
Siedem drużyn przystąpi więc do ostatniej kolejki grając o wysoką stawkę. Przegranych może być kilku. Zapowiada się absolutnie szalone sobotnie późne popołudnie. Oto rozkład jazdy uwzględniający te najważniejsze mecze:
Nie pozostaje nic innego, jak zaprosić do śledzenia finału sezonu. Najlepiej razem z nami. Na Meczyki.pl uruchomimy tekstową relację LIVE, zaś na naszym kanale Youtube specjalny program wokół Mulitligi. Powinno być naprawdę gorąco!