Dlatego Lech Poznań zostanie mistrzem Polski. Cztery argumenty za dominacją "Kolejorza"
Przed rozpoczęciem rundy wiosennej PKO Ekstraklasy Lech Poznań ma cztery punkty przewagi nad Pogonią Szczecin i wydaje się murowanym kandydatem do mistrzostwa Polski. Argumentów za takim rozstrzygnięciem jest przynajmniej kilka.
Na potrzeby tego tekstu zapomnijmy na chwilę o ostatnich latach, które były dla kibiców Lecha bardzo rozczarowujące. Drużyna kilka razy potrafiła wywrócić się na ostatniej prostej, gdy droga do mistrzostwa lub Pucharu Polski wydawała się autostradą bez bramek. Na tej podstawie zawsze można by kwestionować szanse Lecha.
Skorża wie jak zdobywać mistrzostwo
Przełomowym momentem było zatrudnienie w kwietniu ubiegłego roku Macieja Skorży. To nie cudotwórca, co pokazały wyniki pierwszych kilku meczów, gdy trener po niektórych wyczynach mógł się łapać za głowę, ale z czasem gra drużyny wyraźnie się poprawiła.
Na polskim rynku jest jednym z najbardziej doświadczonych szkoleniowców. Dużo widział, dużo mógł się nauczyć, potrafi się też zmieniać, co podkreślało wiele osób, które wcześniej miało z nim okazję już w Lechu współpracować. Poprzednią kadencję zakończył w negatywnej atmosferze, skłócony i skonfliktowany. Teraz już tak impulsywnie nie działa.
Wie też przede wszystkim, jak w Polsce zdobywać tytuły. Trzy razy był mistrzem kraju, za każdym razem z innym klubem. Zna presję, wymagania i nie wygląda na kogoś, kto miałby się przestraszyć oczekiwań w roku stulecia Lecha Poznań.
Mądre ruchy w zimowym oknie transferowym
Skorża nie może narzekać na współpracę z zarządem i dyrektorem sportowym. Zimą drużyna nie została osłabiona. Co prawda Jakub Kamiński podpisał kontrakt z Wolfsburgiem, ale do Niemiec przeniesie się dopiero po zakończeniu sezonu. Jak informował nasz dziennikarz, Tomasz Włodarczyk, Lech odrzucił też w grudniu ofertę Dinama Zagrzeb za Lubomira Satkę.
To pokazuje jasny kierunek transferowy i ambicje. Zima była po to, żeby jeszcze kadrę wzmocnić. Nowym skrzydłowym został Kristoffer Velde, a więcej opcji w ataku da wypożyczony Dawid Kownacki. W drużynie nie ma problemów zdrowotnych, co oznacza, że niemal na każdej pozycji toczy się zażarta walka o miejsce w podstawowym składzie. Klub jest też dobrze zabezpieczony w kwestii młodzieżowca: tę rolę może spełniać aż trzech zawodników: Kamiński, Michał Skóraś, a także Filip Marchwiński, który w zimowych sparingach pokazał się z dobrej strony.
Umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach
To coś, co przez lata było przekleństwem Lecha. Wystarczył gorszy mecz, jedno niepowodzenie i drużyna szybko wpadała w wir kolejnych porażek. W kilkanaście dni była w stanie zaprzepaścić ciężką pracę z całego sezonu.
Jesienią jednak udowodniła, że z trudnych momentów potrafi wychodzić. Już na początku, gdy inaugurację zremisowała u siebie z Radomiakiem, wytworzyła się negatywna aura, już niektórzy zaczęli spisywać sezon na straty. Później Lech złapał jednak serię czterech zwycięstw z rzędu, potrafił też wygrać, gdy jako pierwszy tracił gola. Nawet jak się mecz nie układał, jak np. z Pogonią Szczecin, to na koniec potrafił w 90. minucie uratować remis.
Przyjechał też na Łazienkowską i bez skrupułów ograł słabą Legię oraz zremisował na wyjeździe z Rakowem Częstochowa, mimo że przegrywał już 0:2. Po porażce w słabym stylu z Jagiellonią Białystok w następnej kolejce bardzo pewnie, 4:0, wygrał u siebie ze Śląskiem Wrocław. Pojedynczych wpadek nie da się pewnie uniknąć, ale wreszcie nie przekładają się one na długie serie rozczarowujących rezultatów.
Statystyki nie kłamią
W tym, że Lech jest liderem nie ma żadnego przypadku. Wygrał zdecydowanie najwięcej (12) meczów, strzelił najwięcej i stracił najmniej goli. Również bardziej skomplikowane statystyki są korzystne.
Drużna Skorży ma najwyższe expected goals w PKO Ekstraklasie - 36,12 (wszystkie dane za Ekstrastats). To aż cztery więcej niż druga w zestawieniu Pogoń Szczecin. Podobnie jest w przypadku goli oczekiwanych straconych - u Lecha wynoszą one 15,41 i to najlepszy wynik w lidze.
Co ważne, Lech nie jest zależy od jednego zawodnika. Jeśli dodać gole i asysty, to najlepszy w tym względzie Mikael Ishak w procentowym udziale w bramkach całej drużyny jest dopiero na 10. miejscu. Miał wpływ na 46 proc. goli strzelonych przez Kolejorza. Najbardziej zależny jest Raków Częstochowa, w którym Ivi Lopez miał udział w 58 proc. trafień.
Zespół Skorży oddaje też zdecydowanie najwięcej, średnio ponad 18, strzałów na mecz. Za to bramkarze Lecha, co do których jest zresztą sporo uwag, być może to najsłabiej obsadzona pozycja w drużynie, statystycznie muszą interweniować najrzadziej w lidze.