Dlaczego Polska traci tyle goli? Po analizie można złapać się za głowę. "Doskonale to widać"
Kolejna porażka z Portugalią odsłania stały problem reprezentacji Polski w ostatnim czasie. Dlaczego Polacy tracą tak dużo bramek? Pierwsza połowa dała jednak powody do optymizmu. Co spowodowało, że była tak dobra i dlaczego w drugiej połowie przebieg meczu się odmienił?
Aż ośmiu zmian w składzie dokonał Michał Probierz względem domowego meczu z Portugalią w październiku. Część tych zmian była wymuszona kontuzjami, jednak można odnieść wrażenie, że reprezentacja Polska za kadencji obecnego selekcjonera nie ma ugruntowanej pierwszej jedenastki. Ten fakt ma przełożenie na kwestie taktyczne.
Stałe jest za to ustawienie Polaków z trójką z tyłu, nie licząc ról zawodników grających w środku pola. Tym razem było to 1-3-5-2 z Piotrem Zielińskim i Kacprem Urbańskim w drugiej linii i Mateuszem Boguszem grającym za napastnikiem. Pewnym odświeżeniem był też Taras Romanczuk, który jest najbardziej defensywnie usposobionym zawodnikiem na pozycji cofniętego pomocnika.
Na skrajnych pozycjach w trzyosobowym bloku obronnym wystąpili Jakub Kiwior i Kamil Piątkowski, a więc zawodnicy, od których na papierze można wymagać najwięcej, jeśli chodzi o wprowadzenie piłki i atak pozycyjny. Są to zawodnicy wszechstronni, którzy czują się swobodnie zarówno w otwarciu podaniem, jak i atakiem przestrzeni z piłką przy nodze.
Istotnie Kiwior i Piątkowski potwierdzili wyżej wskazane zalety na boisku. To dobra dyspozycja tych dwóch zawodników - szczególnie Kiwiora - w posiadaniu piłki była jednym z głównych powodów świetnej pierwszej połowy w wykonaniu biało-czerwonych. Zawodnik Arsenalu był w stanie, z pozycji lewego środkowego obrońcy, wpływać na poczynania ofensywne, niejednokrotnie będąc ich głównym kreatorem. W kilku błyskotliwych akcjach z Zalewskim czy Zielińskim zademonstrował swój potencjał techniczny.
Po drugiej stronie rzadziej, ale jednak z powodzeniem podobne zadania wypełniał Piątkowski.
Rola skrajnych środkowych obrońców w systemie gry proponowanym przez Probierza jest kluczowa. Reprezentacja Polski zapoznaje się z tą koncepcją od mundialu w Rosji, kiedy Adam Nawałka postanowił niespodziewanie zmienić ustawienie. Wówczas jednak skrajni środkowi obrońcy trzymali się linii, co prowadziło do wielu nieefektywności i niewykorzystanych możliwości na boisku. Formacja z trójką z tyłu daje możliwość wychodzenia z linii obrony w zależności od struktury w danym momencie, a celem zawodników na tej pozycji jest te możliwości dobrze zdiagnozować, a następnie wykorzystać. W meczu z Portugalią funkcjonowało to bardzo dobrze i miejmy nadzieje, że będzie wzorem na kolejne spotkania.
Po jednej z takich akcji Kiwiora padł gol. Co prawda na 1:5, ale pewna powtarzalność z gry reprezentacji Polski została nagrodzona trafieniem, co z punktu widzenia taktycznego zasługuje na docenienie.
W reprezentacji Portugalii doszło do zaledwie jednej zmiany względem meczu październikowego. Charakterystyczny dla drużyny Roberto Martineza jest brak sztywnych ról w drugiej linii, co objawia się dużą wymiennością pozycji i nieprzewidywalnością.
Joao Neves, choć formalnie ustawiony najgłębiej spośród pomocników, miał możliwość swobodnego poruszania się po boisku, o ile oczywiście dobrze ocenił sytuację. Jest to element, który charakteryzuje również np. Real Madryt Carlo Ancelottiego - stanowi oddanie inicjatywy poszczególnym zawodnikom kosztem jasno sprecyzowanej wizji trenera.
Jest to o tyle ryzykowna idea, że w sytuacji, w której rywal wytrzymuje pierwszą falę pressingu i potrafi utrzymać się dłużej przy piłce, jest w stanie także przejąć inicjatywę w środku pola. Wynika z to braku dobrze skoordynowanej struktury po stracie piłki. To udawało się częściowo Polsce w pierwszej połowie, co oddalało Portugalczyków od bramki strzeżonej przez Marcina Bułkę.
Gdy gospodarze przenosili piłkę wyżej, brakowało z kolei pomysłu, jak rozwiązać akcję w ostatniej tercji boiska. Ich jedynym powtarzalnym sposobem było stworzenie pozycji Pedro Neto do dośrodkowania i przeładowanie na dalszym słupku. To jednak i tak nie przynosiło dużego zagrożenia, bowiem było przewidywalne.
Polacy, jak widać na obrazku, byli gotowi na takie sytuacje. Tutaj kontrolują sytuację w polu karnym, tworząc przewagę liczebną 7 vs 3, co daje im możliwość łatwego zneutralizowania dośrodkowania.
Jednak tę sytuację można rozpatrywać dwojako. Z jednej strony biało-czerwoni skutecznie bronią dostępu do własnej bramki, z drugiej strony - robią to bardzo nisko i płasko.
Po pierwsze, zmniejszają w ten sposób swoją szansę na utrzymanie się przy piłce po jej odzyskaniu. Po drugie, dają Portugalii dużo przestrzeni tuż za polem karnym na spokojne rozegranie akcji. Po trzecie, oddają rolę przypadkowi, który przy zagęszczeniu pola karnego może mieć pewne znaczenie. I rzeczywiście miał choćby wówczas, gdy Kiwior zagrał piłkę ręką i doprowadził do rzutu karnego.
Powyższy obrazek doskonale ilustruje opisany problem. Gdy jeden ze środkowych pomocników wychodzi do bocznego sektora, cała linia obrony biało-czerwonych staje się płaska. Płaska pierwsza linia i płaska druga linia. To wymarzone warunki dla technicznie grających Portugalczyków, aby rozgrywać mecz na własnych zasadach, ponieważ podczas otwarcia gry nie doświadczają wystarczającej presji ze strony rywala.
Jeśli zaś w grze obronnej reprezentacji Polski pojawiała się presja w fazie otwarcia gry przeciwnika, wówczas była ona niewystarczająco skoordynowana. Pierwsza linia pressingu mogła nawet dobrze zamykać linie podań, jednak druga linia nie była do niej odpowiednio dopasowana, przez co pojawiały się luki w środku pola.
Michał Probierz powtarza, że jego celem jest gra wysokim pressingiem. W Polsce od kilku lat oczekuje się nie tylko dobrych wyników, ale również ładnej gry, czemu obecny selekcjoner próbuje sprostać. Wysoki pressing jest, jak wiadomo, niezbędnym elementem atrakcyjnego futbolu.
Istnieje jednak różnica między chęciami a wykonaniem. Atrakcyjny futbol nie musi oznaczać tracenia wielu bramek. Wręcz przeciwnie. Niemniej, jak dotąd, Polsce nie udaje się osiągnąć tej równowagi pomiędzy “grą na tak” a skutecznością w defensywie. Czy selekcjoner będzie umiał sobie z tym poradzić? Czy jego warsztat jest dopasowany do zamierzeń?
Nie jest tak, że samo postanowienie ładnej gry wystarcza - trzeba jeszcze wiedzieć, jak ją zaprojektować tak, aby uniknąć choćby problemów faz przejściowych. Jednym z nich jest podatność na pozostawianie zbyt dużej przestrzeni w fazie przejścia z ofensywy do defensywy, co ujawniło się przy okazji trafienia Leao na 0:1.
Oczywiście pięć straconych goli stanowi jakieś statystyczne odchylenie na niekorzyść Polski. Można zakładać, że nie w każdym meczu z Portugalią w Porto biało-czerwoni straciliby tyle bramek. 14 straconych goli i zero czystych kont w Lidze Narodów stanowi jednak duży powód do niepokoju, tym bardziej, że nikt w dywizji A nie wyciągał piłki z siatki tak często.
W doskonaleniu wspomnianego projektu nie pomaga na pewno fakt wielu rotacji. Pięć meczów Ligi Narodów i cztery inne zestawienia w obronie. Taki jest bilans testów Michała Probierza. Rotacji podlega również pozycja bramkarza. Abstrahując od kwestii zgrania, taka zmienność może powodować mniejszą skłonność do ryzyka i większą potrzebę bezpieczeństwa - a to również wypłaszcza i obniża linię obrony.
Kolejnym powtarzającym się problemem reprezentacji Polski jest brak cierpliwości w rozegraniu piłki. O ile w początkowej fazie meczu wyprowadzenie piłki funkcjonowało bardzo dobrze, o tyle w drugiej połowie częstsze zaczęły być straty bezpośrednio po podaniach Bułki, którego celność podań wyniosła 57%. Dla porównania, Diogo Costa podał niecelnie tylko raz, co przełożyło się na celność o 40 punktów procentowych wyższą.
W pierwszej połowie poszczególni zawodnicy potrafili radzić sobie tyłem do bramki, w krótkim rozegraniu, o czym świadczy choćby odwrócenie się z piłką Kacpra Urbańskiego z 15. minuty. Mimo to, w drugiej połowie sposób otwarcia gry zaczął obejmować więcej długich piłek. Co było przyczyną takiej zmiany? Polacy mają coraz mniej powodów do braku wiary we własne możliwości w tym zakresie, co pokazują przykłady Piątkowskiego, Kiwiora i Urbańskiego, jednak wciąż obecny jest strach przed wymianą krótkich podań na własnej połowie.
Strach ten miał bardzo konkretne konsekwencje. Z powodu długich piłek biało-czerwonych Portugalczycy byli w stanie notować więcej szybkich odbiorów piłki, co akcja po akcji umacniało ich dominację. Pewną rolę w tym procesie odegrał Vitinha, który pojawił się na boisku po przerwie.
Zawodnik PSG zanotował dwie asysty i zasadniczo to jest najważniejsza informacja dotycząca jego występu. Jednak, patrząc głębiej, odmienił on atak pozycyjny podopiecznych Roberto Martineza. Zmienił zupełnie wektor rozegrania piłki - akcje gospodarze przestały sprowadzać się do przewidywalnych dośrodkowań Pedro Neto, a zaczęły obejmować bardziej wyrafinowane rozwiązania.
Dzięki prostej akcji podaj-biegnij, rozegranej z Bernardo Silvą, Vitinha zdołał zgubić trzech Polaków. To są elementy, które na pierwszy rzut oka mogą nie mieć znaczenia, ale ostatecznie robią największą różnicę. Vitinha opanował do perfekcji umiejętność skupiania na sobie uwagi przeciwnika i oddawania piłki wyżej ustawionym kolegom w odpowiednim momencie. Problemu nie stanowią też dla niego szybkie zmiany kierunku czy tempa akcji. Bernardo Silva czy Bruno Fernandes podejmują dużo ryzyka, a Vitinha gra tak, aby utrzymać posiadanie piłki. Można więc powiedzieć, że zawodnik PSG pełni w swojej drużynie narodowej rolę szczególną - dzięki niemu inni zawodnicy mogą wznieść się na najwyższy poziom, co doskonale pokazała druga połowa.
Dziwna w tym meczu była nie tylko sytuacja, która przytrafiła się Karolowi Świderskiemu, ale również różnice w jakości gry między połowami. O ile Portugalia zaprezentowała dużą zmienność swojej dyspozycji, o tyle niezmienny jest problem traconych goli przez Polskę i słabość jej gry w defensywie. To główne zmartwienie taktyczne Michała Probierza.