Dla Legii wskoczyłby w ogień. Takich piłkarzy naprawdę już nie produkują
Artur Jędrzejczyk nie jest poetą. Nie wiem również nic na temat jego talentów wokalnych. Jestem jednak przekonany, że gdyby Jędrzejczyk muzykiem został, to jego pierwszym numerem byłby cover "Dla Ciebie" Myslovitz. Bo on naprawdę zrobi wszystko dla Legii.
W Lidze Konferencji Jędrzejczyk nie odgrywał zbyt dużej roli. Zaliczył epizody z Djurgarden i Realem Betis, nieco dłużej pograł z Dinamem Mińsk. Nagle jednak przyszło spotkanie z Molde, a "Jędza" znów o sobie przypomniał. Zrobił to w charakterystycznym dla siebie stylu.
Mam pełne przekonanie, że nie byłoby awansu warszawiaków, gdyby nie były reprezentant Polski. Weteran, mający 37 lat na karku, wskoczył do składu kosztem mającego problemy Radovana Pankova i niedoświadczonego Jana Ziółkowskiego. Jednocześnie, dopiero drugi raz w tym sezonie, zaczął ze Stevem Kapuadim u boku w ustawieniu na czterech obrońców.
I dowiózł. Dowiózł niczym za dawnych lat.
Znakomicie zneutralizował krewkiego Kristiana Eriksena. Dołożył swoją cegiełkę do imponującej liczby dziesięciu strzałów zablokowanych przez Legię. Bardzo dobrze poradził sobie w rozegraniu, to po jego podaniu Paweł Wszołek ruszył i znakomicie obsłużył Ryoyę Morishitę. Ogólnie Jędrzejczyk grał z celnością podań na poziomie 85%, co było drugim wynikiem w całej Legii. Lepszy, i to nieznacznie, był jedynie Ruben Vinagre.
Oczywiście na tym skończyć się nie mogło. Niemal idealny występ legendy został zaburzony przez czerwoną kartkę, którą "Jędza" zobaczył, gdy już siedział na ławce. Ale czy na pewno?
Dla Legii wszystko
Nie ma wielu "mądrych" czerwonych kartek i ta Jędrzejczyka też się nie zalicza do tego elitarnego grona, nie zrozumcie mnie źle. A jednak jestem w stanie w jakiś sposób ją zrozumieć, a nawet wytłumaczyć. Wzięła się z gorącej krwi, braku ogłady, ale przede wszystkim poczucia obowiązku względem Legii.
Gdyby dla stołecznych trzeba było wskoczyć w ogień, to "Jędza" by wskoczył. Gdyby trzeba było zbierać polne kwiaty, to "Jędza" szukałby tych najrzadszych. Gdyby, parafrazując innego klasyka, trzeba było główkować cegłówką, to "Jędza" by główkował. Gdy więc trzeba było ruszyć do ratowania młodszego kolegi z zespołu, to "Jędza" ruszył.
W tym momencie ktoś może zarzekać się, że przecież wcale nie trzeba, że weteran powinien pohamować, choćby ze względu na otrzymane wcześniej napomnienie, bo czerwona w takim momencie to absolutna głupota. Jest w tym sporo racji, ale świat Artura Jędrzejczyka chyba działa na innych regułach. W nim kwestią nadrzędną pozostaje bardzo pojemny termin: honor Legii.
A to, że w konsekwencji próby jego obrony nie zagra w pierwszym meczu z Chelsea? Małe piwo.
- Co wydarzyło się poza boiskiem? Różne przepychanki. Jeśli dostałem czerwoną kartkę, to nie wiem, dlaczego zawodnicy Molde, którzy też ruszyli z ławki, nie obejrzeli żółtych czy czerwonych kartoników. Ale to nieważne, najważniejsza jest drużyna, trzeba bronić chłopaków. Nie pozwolę, by ktoś startował do nas, tym bardziej do mojego młodszego kolegi - mówił Jędrzejczyk, cytowany przez Legia.net.
Ewenement
Ma rację Goncalo Feio, gdy określa Jędrzejczyka mianem unikatu. To w istocie nie jest piłkarz wyciągnięty z taśmy produkcyjnej. Legendy kształtują się w inny sposób, a nie ulega wątpliwości, że 37-latek należy do grona legend Legii. I to tych największych.
Weteran zbliża się do magicznej bariery 400 meczów z "L" na piersi, już teraz zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów, jeśli chodzi o liczbę występów. Wszystko wskazuje na to, że niebawem wskoczy na miejsce drugie, Jacek Zieliński spotkań uzbierał 404. Później do wyprzedzenia zostanie jedynie Lucjan Brychczy z 452 meczami na koncie.
Niewykluczone, że Jędrzejczyk o to powalczy. Byłaby to rzecz niebywała, bo wywalczona nie tyle gigantycznymi umiejętnościami, co mitycznymi zaangażowaniem, pracowitością oraz serduchem. Kombinacja tych czynników potrafi zdziałać cuda nawet we współczesnym futbolu. Ale to dobrze. Nie odzierajmy go z emocji stanowiących jego korzeń. Nie odzierajmy go z Jędrzejczyków będących definicjami grania podwórkowego.
Kontrakt stopera obowiązuje wprawdzie tylko do końca bieżącego sezonu, ale przedłużenie wydaje się obowiązkowe. To nie tylko wciąż porządny piłkarz, ale przede wszystkim kapitan. Czasami to rzecz najważniejsza ze wszystkich. Tak jak Legia jest najważniejsza dla Artura.