Dla jednych impreza sezonu, dla innych zbędny dodatek. Polscy tenisiści chcą przełamać olimpijską klątwę
W ostatnich miesiącach polscy tenisiści dostarczali kibicom mnóstwo radości. Czy podobnie będzie na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio? Medalowe szanse są, ale jak pokazała historia, a także czwartkowe losowanie, o chwile triumfu nie będzie w japońskiej stolicy łatwo.
Sukcesy Igi Świątek oraz Huberta Hurkacza z ostatnich 10 miesięcy rozbudziły medalowe nadzieje przed Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio. 20-latka nie ukrywała zresztą, że zmagania w Japonii to dla niej w tym sezonie cel numer jeden. Ale czy mogłoby być inaczej, skoro jej ojciec, Tomasz, sam startował w Seulu? Zmagania we wioślarstwie skończył wraz z partnerami na siódmym miejscu. Mógł czuć niedosyt, bo gdyby nie choroba jednego z kolegów, Polacy zapewne walczyliby wówczas o medal.
Teraz o olimpijski krążek, także w Azji, chce powalczyć najlepsza polska tenisistka. Gdy niespełna trzy lata temu karierę kończyła Agnieszka Radwańska, trudno było przypuszczać, że w Tokio można będzie realnie myśleć o pierwszym medalu polskich tenisistów. Ostatni rok obfitował jednak w sukcesy.
Impreza sezonu
Świątek nie ukrywa, że marzyła o grze na igrzyskach. Dla większości zawodników i zawodniczek zmagania w Tokio nie są jednak tak ważne, jak choćby turnieje Wielkiego Szlema. W porównaniu do wielu innych dyscyplin, gdzie olimpijskie zmagania są zwieńczeniem czteroletniego cyklu, konkurencja nie jest aż tak wielka. Do Japonii z różnych przyczyń nie polecieli między innymi Rafael Nadal, Dominic Thiem, Roger Federer, Matteo Berrettini, Simona Halep, Sofia Kenin czy Serena Williams.
Nie oznacza to jednak, że o medal będzie łatwo. Największe nadzieje związane są z występami Świątek, dla której olimpijski krążek byłby akurat spełnieniem marzeń. Sama przyznawała, że dla niej to impreza sezonu. W Japonii 20-latka została rozstawiona z numerem sześć. Dzięki temu mogła mieć pewność, że na wyżej notowaną rywalkę trafi najszybciej w ćwierćfinale.
Pierwszy mecz w Tokio Polka rozegra już w nocy z piątku na sobotę (o 4:00 polskiego czasu), inaugurując olimpijskie zmagania na korcie centralnym. Jej rywalką będzie Mona Barthel. Niemka najlepsze lata ma już dawno za sobą. Kiedyś była w trzeciej dziesiątce światowego rankingu, teraz okupuje miejsce w trzeciej setce.
Każdy inny wynik, niż gładkie zwycięstwo Świątek, byłby ogromną sensacją. W 2018 roku, gdy Polka przebijała się dopiero w seniorskim tenisie, pokonała Barthel bez większego problemu podczas zawodów ITF w Pradze. W przypadku wygranej 20-latki na jej drodze mogą stać Paula Badosa, Kristina Mladenovic, Elise Mertens czy Nadia Podoroska. Z pewnością można więc liczyć na ćwierćfinał, chociaż jak w przeszłości pokazywał przypadek Radwańskiej, do wszystkiego należy mimo wszystko podejść z odpowiednią rezerwą.
Miejsce w czołowej ósemce nie wystarczy jednak do medalu. W 1/4 finału czekać może Naomi Osaka - turniejowa "dwójka", jedna z głównych faworytek turnieju i reprezentantka gospodarzy, która w ojczyźnie powinna być bardzo groźna. Jednocześnie jej forma pozostaje jednak wielką niewiadomą.
Na początku sezonu 2021 Japonka wygrała wielkoszlemowy turniej Australian Open, ale kolejnych miesięcy nie mogła zaliczyć do udanych. Z Rolanda Garrosa wycofała się po pierwszej rundzie ze względu na depresję. Od tego momentu nie pojawiła się na zawodowych kortach. W Tokio jej dużym atutem miała być lokalna publiczność, ale tej ze względu na koronawirusa zabraknie.
- Wygląda, że o wejście do strefy medalowej Świątek zagra z Osaką. Z pewnością nie będzie to łatwe spotkanie - uważa Adam Romer, redaktor naczelny magazynu "Tenisklub". W drugiej części drabinki faworytkami będą liderka światowego rankingu, Ashleigh Barty, a także Aryna Sabalenka.
Właśnie z Białorusinką w pierwszej rundzie zmierzy się druga z polskich singlistek, Magda Linette. Poznanianka z pewnością nie może mówić o szczęściu w losowaniu, ale w tym sezonie ogrywała już równie silne rywalki - wspomnianą Barty oraz Elinę Switolinę. A że w tenisie podczas igrzysk wszystko jest możliwe, widzieliśmy już pięć lat temu. Wówczas po złoty medal sięgnęła Monica Puig, która nigdy wcześniej, ani nigdy później nawet nie zbliżyła się do podobnego wyniku w żadnym z najważniejszych turniejów w kalendarzu.
Najtrudniejszy pierwszy krok
Na korzystniejsze losowanie mógł liczyć także Hubert Hurkacz. Wrocławianin w Tokio został rozstawiony z numerem siedem, ale już w pierwszej rundzie czeka go trudna przeprawa. Po drugiej stronie siatki stanie bowiem Marton Fucsovics. Węgier w przeszłości dwukrotnie okazał się lepszy od naszego tenisisty, choć oba pojedynki miały miejsce dość dawno temu - w 2018 roku.
Obaj zawodnicy w tym sezonie notowali już znakomite wyniki. W przypadku Hurkacza mowa przede wszystkim o triumfie w zawodach ATP Masters 1000 w Miami oraz niedawnym półfinale Wimbledonu. Również Fucsovics pokazał się jednak na londyńskiej trawie ze znakomitej strony. Przegrał dopiero w ćwierćfinale z późniejszym zwycięzcą turnieju, Novakiem Djokoviciem.
- Uważam, że losowanie dla Polaków nie jest zbyt korzystne, Hurkacz mógł trafić lepiej. Węgier jest obecnie w dobrej formie i może być groźny - przyznał Romer. Jeżeli wrocławianin upora się z pierwszą przeszkodą, będzie mógł jednak myśleć w Tokio o naprawdę dobrym wyniku.
Problemów nie powinien sprawić mu Francisco Cerundolo lub Liam Broady. W trzeciej rundzie czekać może Asłan Karacjew, który miał znakomity początek sezonu, dochodząc między innymi do półfinału Australian Open, ale w ostatnich tygodniach prezentował się zdecydowanie słabiej. Ewentualny ćwierćfinał to z kolei prawdopodobny pojedynek z Alexandrem Zverevem, rozstawionym z numerem cztery.
W tej samej połówce drabinki co Hurkacz znalazł się także Novak Djoković. Serb to główny faworyt turnieju. Lider światowego rankingu chce dokonać czegoś, co w męskim tenisie nie udało się jeszcze nikomu - zdobyć Złotego Szlema, czyli wygrać w jednym roku cztery turnieje wielkoszlemowe oraz zmagania olimpijskie. Tej sztuki w historii dyscypliny dokonała jedynie Niemka, Steffi Graf.
Hurkacz o dobry wynik powalczyć chce również w deblu, gdzie grał będzie z Łukaszem Kubotem. Polacy zostali rozstawieni z numerem cztery, ale także nie trafili w pierwszej rundzie na łatwych rywali. Wspomniany już wcześniej Zverev oraz Jan-Lennard Struff na co dzień skupiają się głównie na grze pojedynczej, ale podczas igrzysk singliści często z sukcesami startują w deblu. W przeszłości udowadniali to między innymi Roger Federer, Stan Wawrinka oraz Rafael Nadal.
Poza tym w singlu mężczyzn zagra także Kamil Majchrzak, który w pierwszej rundzie zmierzy się z Miomirem Kexmanoviciem, a w deblu kobiet zaprezentują się Linette wraz z Alicją Rosolską, która wraca do światowego touru po urodzeniu dziecka.
Mikst może namieszać
Najkrótsza droga do medalu prowadzi przez turniej par mieszanych. W mikście wystąpi bowiem jedynie 16 duetów i dwa wygrane mecze wystarczą, aby awansować do strefy medalowej. Tutaj o przewidywania jednak najtrudniej, bo na razie nie wiadomo, którzy zawodnicy zdecydują się na start w tej konkurencji.
Jest jednak pewne, że w turnieju wystąpią Świątek oraz Kubot, którzy od dawna to zapowiadali. Ich ranking powinien pozwolić na rozstawienie z dość wysokim numerem. Rywali nasz duet pozna w najbliższy wtorek. Właśnie wtedy w Tokio odbędzie się bowiem losowanie.
20-latka wraz z najbardziej doświadczonym polskim tenisistą mogą stworzyć mieszankę wybuchową. W grze podwójnej potrzebne będzie jednak także trochę szczęścia. Przy remisie 1:1 rozgrywany będzie bowiem super tiebreak do 10 wygranych punktów. O losach awansu może więc zdecydować zaledwie kilka wymian.
Polskim tenisistom w historii IO tylko raz udało się awansować choćby do ćwierćfinału - w 2008 roku tej sztuki dokonali Mariusz Fyrstenberg oraz Marcin Matkowski. Teraz nadzieje są niemal równie duże jak w 2012 roku, gdy Radwańska startowała na londyńskiej trawie kilka tygodni po finale Wimbledonu. Pozostaje liczyć na to, że tegoroczny turniej skończy się dla Polaków zdecydowanie lepiej niż ten przed dziewięcioma laty.