Dekada upadku Wisły Kraków. Od polskiego hegemona do ligowego przeciętniaka. Wszystko zmienił jeden gol?

Dekada upadku. Od polskiego hegemona do ligowego przeciętniaka. Wszystko zmieniła jedna bramka?
Norbert Barczyk / PressFocus
Niemal dokładnie dziesięć lat temu Wisła Kraków po raz ostatni mogła świętować tytuł mistrza Polski. Chwilę później była też o krok od wymarzonej Ligi Mistrzów, ale gol Ailtona z 87. minuty rewanżowego spotkania z APOEL-em Nikozja zepchnął ją w przepaść. W efekcie klub z Reymonta mógł nie tylko zapomnieć o wejściu do raju, ale i poturbował się tak mocno, że rany liże do dziś. Dekadę po tamtych wydarzeniach ledwo utrzymał się w Ekstraklasie. Przez cały ten okres choćby raz nie zagrał w europejskich pucharach.
- Byliśmy tutaj przez te kilkanaście minut w niebie, w raju - mówił Mateusz Borek, komentujący rewanżowy mecz Wisły z APOEL-em. Raj ostatecznie nie wpuścił Wisły do środka. Na wiele lat wysłał ją za to do piekła. “Biała Gwiazda” nie grała wtedy tylko o zapewnienie sobie pięknej przygody w najbardziej elitarnych rozgrywkach. Grała o życie i swoją przyszłość, bo wcześniej grupa zarządzająca klubem poszła va banque. Albo Champions League i wielka kasa, pozwalająca załatać budżetowe dziury, albo ogromne problemy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wyprzedaż

Nie udało się. Nagle hurtowo zaczęto pozbywać się piłkarzy. Sprzedano jedynie Maora Meliksona, choć i tak wydawało się, że będzie można zarobić na nim dużo więcej. Resztę oddawano za darmo. Byle tylko zeszli z listy płac. Swoje kłopoty finansowe zaczęła mieć też Tele-Fonika, czyli firma właściciela Wisły - Bogusława Cupiała. Grunt pod klubem, który całkowicie zdominował polską ligę w pierwszej połowie XXI wieku, zaczął palić się coraz mocniej.
Wisła nie weszła do Ligi Mistrzów, ale zaliczyła przynajmniej udaną przygodę z Ligą Europy. Mimo falstartu ostatecznie zajęła drugie miejsca w grupie i z rozgrywkami pożegnała się dopiero po dwumeczu 1/16 finału ze Standardem Liege. Mało kto spodziewał się pewnie wtedy, że później “Biała Gwiazda” przez minimum dekadę nie pojawi się w pucharach. Proces rozkładu następował jednak błyskawicznie.

Do trzech razy sztuka?

Cupiał prowadził tonący okręt do 2016 roku. Później się poddał. Oddał go w ręce, jak się później okazało, oszusta - Jakuba Meresińskiego. Gdy wyszło na jaw, że nowy właściciel klubu ma dość szemraną przeszłość, związaną m.in. z fałszowaniem świadectwa maturalnego, a tak właściwie to nie posiada nawet pieniędzy na finansowanie Wisły, akcji “ratowania” podjęło się Towarzystwo Sportowe Wisła. Problem w tym, że po czasie na światło dzienne wyszły prawdziwe motywacje ludzi, którzy zaczęli rządzić klubem. Gdy pieniędzy z powodu trudnej sytuacji finansowej Wisły nie otrzymywali m.in. piłkarze, zarząd klubu z Marzeną S. i Damianem D. na czele wypłacał sobie, swoim bliskim i znajomym ogromne kwoty. Sprawa ostatecznie trafiła nawet do sądu. Byłym członkom zarządu zarzuca się m.in. działanie na szkodę klubu i wyprowadzenie z niego ok. 10 milionów złotych.
Na przełomie 2018 i 2019 roku “Biała Gwiazda” była o krok od upadku. Misji ratowania klubu podjęli się jednak Jakub Błaszczykowski, Jarosław Królewski i Tomasz Jażdżyński, choć grupa osób zaangażowana w walkę o utrzymanie Wisły przy życiu była znacznie większa. Dziś klub działa już na stałe pod przewodnictwem wspomnianej trójki. Czy sytuacja “Białej Gwiazdy” się poprawiła? Organizacyjnie i finansowo na pewno tak. Sportowo klub wciąż jednak dołuje. I niewiele wskazuje na to, by mogło się to szybko zmienić.

Szczytem piąte miejsce

Przez dekadę “Biała Gwiazda” zmagała się z szeregiem problemów mało sportowych. Zmiany właścicielskie, długi, wierzyciele, sprawy sądowe. Gdzieś w tle ciągle była jednak Wisła Kraków wychodząca na murawę. Czasami personalnie lepsza, czasami gorsza. Najczęściej jednak mocno rozczarowująca. Polska liga charakteryzuje się tym, że czasami im w klubie gorzej - tym lepiej. Sprawy “z góry” nie zawsze przekładają się na murawę. I faktycznie Wisła miewała momenty, gdy grała najpiękniejszą piłkę w Polsce. Problem w tym, że - no właśnie - były to tylko momenty. Które najczęściej zamieniały się absurdalne serie porażek. Od sezonu 2011/12 “Biała Gwiazda” kończyła ligowy sezon na następujących miejscach:
  • 2011/12 - 7. miejsce
  • 2012/13 - 7. miejsce
  • 2013/14 - 5. miejsce
  • 2014/15 - 6. miejsce
  • 2015/16 - 9. miejsce
  • 2016/17 - 6. miejsce
  • 2017/18 - 6. miejsce
  • 2018/19 - 9. miejsce
  • 2019/20 - 13. miejsce
  • 2020/21 - 14. miejsce (jedna kolejka do końca)
Trudno o lepszy przykład ligowego średniaka. Przynajmniej tak można było określać Wisłę od sezonu 2011/12 do kampanii 2018/19. Regularność w zajmowaniu miejsc gdzieś blisko środka tabeli była konkretna. Ostatnio jest jeszcze gorzej, bo drugi sezon z rzędu “Biała Gwiazda” grała o utrzymanie. Szczytem możliwości w opisywanym okresie okazało się więc zajęcie piątego miejsca. Nawet raz Wisła nie była w stanie wywalczyć awansu do europejskich pucharów. A nie jest to jakaś wielka sztuka, bo w tym samym czasie dokonało tego - drogą ligi lub Pucharu Polski - aż 14 zespołów: Legia Warszawa, Lech Poznań, Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław, Ruch Chorzów, Piast Gliwice, Zawisza Bydgoszcz, Jagiellonia, Zagłębie Lubin, Cracovia, Arka Gdynia, Górnik Zabrze, Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin.

Pucharowe kompromitacje

Puchar Polski to zresztą temat na osobny wątek. No bo skoro przez tyle lat nie szło w lidze, to może chociaż w formacie “przegrywający odpada” udało się coś osiągnąć? No nie bardzo.
  • 2011/12 - półfinał (odpadnięcie z Ruchem Chorzów)
  • 2012/13 - półfinał (odpadnięcie ze Śląskiem Wrocław)
  • 2013/14 - 1/8 finału (odpadnięcie z Lechią Gdańsk)
  • 2014/15 - 1/16 finału (odpadnięcie z Lechem Poznań)
  • 2015/16 - 1/16 finału (odpadnięcie z Ruchem Chorzów)
  • 2016/17 - ćwierćfinał (odpadnięcie z Lechem Poznań)
  • 2017/18 - 1/8 finału (odpadnięcie z Koroną Kielce)
  • 2018/19 - 1/32 finału (odpadnięcie z Lechią Gdańsk)
  • 2019/20 - 1/32 finału (odpadnięcie z Błękitnymi Stargard)
  • 2020/21 - 1/32 finału (odpadnięcie z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski)
Początkowo było jeszcze blisko, ale ostatnie lata to już prawdziwa katastrofa klubu z Reymonta. Nie idzie w lidze. Nie idzie w Pucharze Polski. “Biała Gwiazda” wpadła w dziurę, z której nie może wygrzebać się od wielu lat. I co gorsza - sportowo z roku na rok wygląda to coraz gorzej. Dziś w zespole z Reymonta na palcach jednej ręki można policzyć piłkarzy jakkolwiek wartościowych. Przez tę dekadę przewijali się w Wiśle tacy zawodnicy jak Semir Stilić, Carlitos, Jesus Imaz, Pol Llonch czy Petar Brlek. Chociaż zespół z nimi w składzie nie osiągał sukcesów, ich trzeba było uznać za ligowych kozaków. Dziś światła w tunelu nie widać. Klub z Krakowa to zbieranina piłkarzy szarych, całkowicie przeciętnych. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy prezentują niezłą jakość. Pierwszy do głowy przychodzi tu chyba Michal Frydrych.
Dołożyć można do tego konflikt z Aleksandrem Buksą, który był nadzieją na to, że Wisła pierwszy raz od lat sprzeda kogoś za duże pieniądze. Dziś już wiemy - nie sprzeda, choć nie ma co jednoznacznie oceniać, z czyjej winy. Żeby tego było mało, co rusz na ławce trenerskiej pojawia się ktoś nowy. Gdy wydaje się już, że chociaż na tym polu jest odpowiednia osoba, wszystko zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Peter Hyballa wszedł do Ekstraklasy w znakomitym stylu. Popracował kilka miesięcy i wczoraj pożegnał się z klubem. Od momentu zwolnienia Roberta Maaskanta, który prowadził zespół we wspomnianym meczu z APOEL-em, “Biała Gwiazda” miała - licząc także pełniących tę funkcję tymczasowo Sobolewskiego, Kmiecika i Broniszewskiego - 14 trenerów. Poza wspomnianą trójką: Probierza, Kulawika, Smudę, Moskala, Pawłowskiego, Wdowczyka, Ramireza, Carrillo, Stolarczyka, Skowronka i Hyballę. Czas szykować się na kolejnego. Karuzela nie zwalnia.
I tak to leci w tym Krakowie. Światła w tunelu nie widać. Plany odbudowy wielkiej Wisły póki co pozostają jedynie w sferze marzeń sympatyków klubu z Reymonta.

Przeczytaj również