"Dar niebios" dla Liverpoolu? To może pomóc mu wrócić na właściwie tory. "Klopp czeka jak mało kto"

"Dar niebios" dla Liverpoolu? To może pomóc mu wrócić na właściwie tory. "Klopp czeka jak mało kto"
Xinhua / Pressfocus POLAND ONLY !!!
To nie jest udany sezon Liverpoolu. Zespół Juergena Kloppa plasuje się w środku ligowej tabeli i regularnie zalicza kolejne wpadki. Rozwiązanie problemów “The Reds” wydaje się trudnym zadaniem. Pomóc w tym mogą jednak nietypowe okoliczności.
Nie takiego startu sezonu spodziewali się kibice Liverpoolu. Ich ulubieńcy po 11 spotkaniach zajmują ósmą pozycję w tabeli Premier League i tracą aż 12 punktów do przewodzącego w niej Arsenalu oraz aż siedem oczek do miejsc premiowanych awansem do Ligi Mistrzów. Odnieśli zaledwie cztery ligowe zwycięstwa, tracili punkty z beniaminkami - Fulham i Nottingham Forest. Niedawna wygrana z Manchesterem City, pogrom Bournemouth aż 9:0 czy awans z grupy Ligi Mistrzów tylko przypudrowują kiepską sytuację. Te zastrzyki pozytywnej energii szybko prysły. Fani czują, że oglądają inny zespół, niż w ostatnich latach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przed hitowym starciem z City drużyna Juergena Kloppa rozgromiła szkockich Rangersów, a następnie, po ograniu mistrza Anglii, pokonała jeszcze West Ham United. Trzy triumfy z rzędu szybko jednak zostały przyćmione porażką z zajmującym ostatnie miejsce w tabeli Forest. “The Reds” znowu byli apatyczni, zupełnie pozbawieni wyrazu. A przyczyny takiego stanu rzeczy trudno jednoznacznie zdiagnozować.
- Start Liverpoolu jest jak katastrofa lotnicza czy budowlana. Nigdy nie ma tylko jednej przyczyny, a nakłada się wiele czynników, które razem powodują tragedię. Morderczy poprzedni sezon, w którym Liverpool rozegrał każdy możliwy mecz, dochodząc do finału wszystkich pucharów. Kwestie mentalne po kolejnym nieudanym finiszu w Premier League i niepowodzeniu w Lidze Mistrzów. Fakt, że Klopp wraz z resztą kadry trenerskiej prawdopodobnie przesadził w okresie przygotowawczym z wielkością obciążeń. To, że Liverpool obecnie nie ma głównego lekarza, co jest absurdem… Ale najważniejszy powód to jednak polityka zarządzania właścicieli, FSG, w minionych latach. Trener zbudował zespół światowej klasy małym kosztem i nie uzyskał wsparcia od władz klubu - mówi nam Jakub Schulz, kibic "The Reds", redaktor portalu "Angielskie Espresso".
Trudno znaleźć lekarstwo na to, co się dzieje z Liverpoolem. Kloppowi w pracy bardzo przeszkadzają urazy piłkarzy, a kluczowe ogniwa zespołu są kompletnie pod formą. Niemiecki trener musi więc czekać na mundial w Katarze jak mało kto. Przerwa w rozgrywkach spowodowana turniejem zdaje się nadchodzić dla niego w odpowiednim momencie.

Zdziesiątkowana kadra

Początek rozgrywek w wykonaniu Liverpoolu stoi pod znakiem poważnych problemów z kontuzjami. Nie sposób zaprzeczyć temu, że Klopp ma naprawdę ograniczone pole manewru. W ostatnim spotkaniu ligowym, wspomnianej już sensacyjnej porażce z Nottingham, z opcji ofensywnych dostępni byli tylko Mohamed Salah, Roberto Firmino oraz młodziutcy Harvey Elliott i Fabio Carvalho. Szkoleniowiec w końcówce gonił wynik, zmieniając Brazylijczyka na Alexa Oxlade’a-Chamberlaina. To chyba najlepiej obrazuje jego problemy.
W aktualnym sezonie aż 63-krotnie zdarzało się, że jeden z graczy Liverpoolu omijał mecz Premier League z powodu kontuzji. To oznacza, że szkoleniowiec zespołu z czerwonej części Merseyside średnio musiał liczyć się z absencją niemal sześciu piłkarzy na jedno spotkanie. To musiało odbić się na dyspozycji drużyny. Wystarczy spojrzeć na listę graczy niedostępnych na spotkanie na City Ground.
Aktualnie z gry wyłączonych jest aż ośmiu zawodników. W tym gronie znajdują się drugi i trzeci w hierarchii środkowy obrońca: Joel Matip i Ibrahima Konate, trzech piłkarzy ofensywnych: Diogo Jota, Luis Diaz i Darwin Nunez (Mohamed Salah w obecnej dyspozycji prawdopodobnie powinien usiąść na ławce, lecz uniemożliwia to brak alternatywy) czy najważniejszy zawodnik środka pola: Thiago Alcantara.
Efekty widać jak na dłoni po jedenastkach desygnowanych przez Kloppa. Przeciwko Forest katastrofalnie ostatnio spisującego się Trenta Alexandra-Arnolda zastępował na prawej obronie wiekowy James Milner. Najczęściej to miejsce zajmowałby Joe Gomez, lecz musiał wybiec na murawę na środku defensywy, w roli partnera Virgila van Dijka, i przy okazji zagrał tragicznie. O ataku pisaliśmy już wcześniej. Menedżer musiał kombinować i na pewno nie mógł czuć się komfortowo. Nie pierwszy raz w obecnych rozgrywkach.
- Futbol Kloppa bardzo eksploatuje zawodników, a do tego dochodzą liczba spotkań w poprzednim sezonie oraz brak głównego lekarza w sztabie. Jak mówiłem, prawdopodobne, że sztab trenerski zbyt mocno “przykręcił śrubę” w presezonie. Do tego mamy aspekt mentalny związany z dwoma niepowodzeniami na samym finiszu rozgrywek - zwraca uwagę Schulz. - Gegenpressing to przede wszystkim kondycja, ale także motywacja, by doskakiwać do rywala bez przerwy przez 90 minut. Po tak długim okresie gry bez poważnych zmian w kadrze duża część składu może czuć wypalenie. Dodatkowo wielu zawodników kończy trzydziestkę i regres fizyczny jest nieunikniony, a duża część kadry to zawodnicy podatni na urazy.

Zdrowi w kryzysie

Gdy przychodzi kryzys i poważne problemy kadrowe, nadchodzi pora, aby liderzy zespołu wyszli przed szereg i pociągnęli go do przodu. Na Anfield to się jednak nie stało - powód jest prosty: najważniejsi gracze drużyny znajdują się pod formą, o ile sami nie pauzują. Przy okazji zwycięstwa z Manchesterem City imponował Virgil van Dijk, Thiago i Fabinho zaliczyli dobre zawody w środku pola, a w kluczowej sytuacji nie zawiódł Mohamed Salah. Niestety, był to jeden z niewielu meczów, w których kilka najważniejszych ogniw zagrało.
W wielu spotkaniach obnażane są defensywne braki Trenta Alexandra-Arnolda. Fabinho naprawdę często wygląda na zagubionego, Salah frustruje brakiem skuteczności, a Van Dijk, imponujący w poprzednich umiejętnością "pociągnięcia" za sobą partnera ze środka obrony, nie daje stabilności, z jakiej go znamy. Wydawać by się mogło, że najistotniejsze elementy drużyny jednocześnie złapały mniejszy lub większy kryzys, a to oddziałuje oczywiście na resztę piłkarzy.
Jeszcze przed startem sezonu Klopp twierdził, że "ma w kadrze czterech najlepszych środkowych oraz dwóch bocznych obrońców na świecie, nie mówiąc o bramkarzu". Tę wypowiedź aktualnie można obronić tylko w przypadku Alissona. Ostatnie występy Alexandra-Arnolda czy to, co pokazał Joe Gomez z Nottingham Forest, sprawiają, że takie słowa są wyśmiewanego przez kibiców rywali. W obecnej sytuacji Niemiec nie ma jednak pola manewru, żeby ich zastąpić. James Milner na prawej obronie nie jest rozwiązaniem godnym długoterminowego zaufania. Konate i Matip pauzują. Personalia to problem, ale kłopoty są bardziej złożone - w układance Kloppa wszystko to bowiem naczynia połączone.
- Katalizator regresu to czarna dziura w środku pola. Kreacja nigdy nie była najmocniejszą stroną tej formacji "The Reds" pod wodzą Kloppa, ale teraz zawodnicy nie są w stanie efektywnie pressować oraz nie asekurują defensorów - tłumaczy problem redaktor "Angielskiego Espresso". - To uniemożliwia grę wysoką linią obrony, bo zespół naraża się na kontry. Obrońcy nie są przyzwyczajeni do gry niską linią, co powoduje liczne błędy i nieporozumienia. Trent Alexander-Arnold zostaje wystawiony na pożarcie. Anglik nie może skupić się na kreacji, a bez niego, przy takiej grze środka pola, atak jest pozostawiony sam sobie i w ofensywie zespół wygląda topornie. Nie bez powodu jedyny zawodnik, który utrzymał formę, to Alisson.
Najlepsi zawodnicy obrony czy ataku nie są w stanie załatać deficytu jakości wynikającej z wyrwy w środku pomocy spowodowanej kryzysem jej liderów. W dużej mierze dlatego, że sami nie mają zwyczajowego wsparcia w swoich formacjach. Wszystko zaczęło sypać się jednocześnie. Przed ekipą z Anfield pojawia się jednak światełko w tunelu.

Dar od niebios?

Mundial na przełomie listopada i grudnia daje małe nadzieje na poprawę sytuacji. Ten okres da szansę na odciążenie zmagających się w ostatnich tygodniach z wieloma nadchodzącymi jeden po drugim problemami Matipa czy Konate, czy szansa na duży postęp w rehabilitacji ważnych graczy z ofensywy. Juergen Klopp prawdopodobnie będzie miał do dyspozycji zdecydowanie szerszą talię kart, gdy po MŚ Premier League wróci do rywalizacji w Boxing Day. Czyżby zatem nietypowy termin turnieju stanowił zastrzyk optymizmu dla Liverpoolu?
- Oczywiście. Diaz i Jota będą mieli czas na wyleczenie urazów, a sztab trenerski otrzyma niezwykle cenny czas na przeanalizowanie problemów i ich rozwiązanie. Do tego Salah nie zakwalifikował się na mundial i dostanie okazję na odnalezienie zagubionej formy. Musimy jednak pamiętać, że Klopp dostał już raz dłuższy okres przerwy “w prezencie” po śmierci królowej Elżbiety i nie wpłynął on w żaden sposób na słabą formę zespołu - zwraca uwagę Schulz.
Niewykluczone więc, że dłuższa pauza w rozgrywkach Premier League przyniesie na Anfield poprawę. Jeśli uda się odbudować formę i regularność kluczowych piłkarzy, powinna to być formalność. Jeśli nie, będzie to sygnał ostrzegawczy. Coraz więcej osób zwraca bowiem uwagę na fakt, że kadra "The Reds" od kilku lat niespecjalnie się rozwija, a jedynie starzeje. Zamiast dodawać nowe wartościowe ogniwa, są one wymieniane, a problematyczni, nieregularni czy podatni na urazy rezerwowi wciąż są w zespole.
Nasz rozmówca twierdzi, że Klopp zbytnio przywiązuje się do nazwisk. Dowód tego może stanowić fakt, iż jeden z głównych powodów odejścia współtwórcy imponującego projektu sportowego z Anfield, dyrektora sportowego Michaela Edwardsa, miał stanowić upór Niemca, by zaoferować nowy, czteroletni kontrakt Jordanowi Hendersonowi. Pojawiają się już nawet teorie mówiące o "syndromie siódmego sezonu" jego zespołów, wypalonych właśnie wymagającą filozofią trenera i brakiem "powiewu świeżości".
W drugiej, pomundialowej części rozgrywek poznamy zapewne odpowiedź na pytanie, czy w czerwonej części Merseyside zmagają się tylko z chwilowym spadkiem formy, czy rzeczywiście nadchodzi swoisty koniec cyklu. Niezależnie od scenariusza - priorytet będzie stanowić uratowanie przyzwoitego wyniku. Bez tego kolejne lata mogą okazać się naprawdę wymagające, zwłaszcza dla posiadających duże ambicje kibiców.
- Brak Ligi Mistrzów byłby katastrofą ze względów finansowych, kiedy weźmiemy pod uwagę model zarządzania FSG. Klub jest de facto samowystarczalny, a właściciele nie inwestują w celu poprawy składu. Budżet w takim wypadku zostałby niesamowicie uszczuplony, a potrzeba rewolucji kadrowej. Druga kwestia to mniejsza atrakcyjność dla celów transferowych. Liverpool wciąż łudzi się, że latem uda się pozyskać Jude’a Bellinghama, chociaż najprawdopodobniej Anglik trafi do Realu. Obecny skład nie ma już zbyt wiele sezonów na najwyższym poziomie w perspektywie, a dwie kampanie zmarnowano na okresy “przejściowe” - tylko z nazwy, bo stały one pod znakiem pasywności w poczynaniach transferowych - podsumowuje Schulz.
Niemniej, trudno zaprzeczyć, że mistrzostwa świata to dla Liverpoolu, przynajmniej na papierze, korzystne zrządzenie losu. Mogą okazać się szansą na przegrupowanie i zebranie sił. Takiej w "normalnym", szalenie intensywnym sezonie klubowym by nie było. I zapewne taką nadzieją żyją sympatycy 19-krotnych mistrzów Anglii.

Przeczytaj również