Daniel wprowadza trzecie pokolenie Maldinich na San Siro. Pora napisać kolejny rozdział w AC Milanie
Niedziela, 2 lutego 2020 roku. Milan remisuje 1:1 z Hellasem Verona, pomimo gry w przewadze przez niemal 20 minut. Kibice „Rossonerich” z pewnością chcieliby zapomnieć i zapomnieliby o tym spotkaniu – kolejnym frustrującym, bez historii. Jest jednak jedno „ale”. Tego dnia stało się coś wyjątkowego. I, kto wie, być może to początek kolejnej pięknej opowieści.
W 93. minucie w barwach ekipy z San Siro zadebiutował piłkarz, na którego czekali chyba wszyscy kibice klubu. Stefano Pioliemu brakowało opcji ofensywnych na ławce, więc sięgnął po młodziana z rezerw. Imię? Daniel. Można by rzec, że „zwykłe”. Nazwisko jednak sprawiło, że wielu osobom serca zabiły szybciej. Maldini. Tak, z tych Maldinich. I tutaj, moi drodzy, zaczyna się właśnie następny rozdział wspaniałej historii.
Skazany na Milan
Wejście 18-latka na murawę oznacza, że koszulkę w czerwono-czarne pasy przywdziewały już trzy pokolenia piłkarskiego rodu. Dziadek, Cesare i ojciec, Paolo, to niekwestionowane legendy Milanu. Nie dziwota więc, że wszystkie spojrzenia skierowane były na nieopierzonego młokosa, który na murawie spędził zaledwie kilka minut. Poszedł w ślady seniorów swojej rodziny. Zrobił to, czego nie mógł zrobić jego brat.
Gdy na emeryturę, po 24 latach gry dla „Rossonerich”, odchodził Paolo, jego numer zastrzeżono. Zapowiedziano, że koszulki z “trójką” nie przywdzieje nikt, poza jednym z jego synów. Taka deklaracja nie była przypadkowa – obaj bowiem szlifowali swoje talenty w klubowej szkółce. Starszy, Christian, marzył o szansie gry na lewej obronie, podobnie jak ojciec. W 2016 roku uznano jednak, że jest zbyt słaby i odszedł z klubu. Dziś, w wieku 23 lat, gra w Serie D.
Daniel dał się za to poznać jako zdecydowanie większy talent. Piął się w górę po kolejnych szczeblach młodzieżowej drabinki. Dziś jest jednym z niewielu jasnych punktów w zespole Primavery. Nawet, jeśli ta zawodzi. Po tym, jak dostał szansę w przedsezonowym meczu towarzyskim, zaczęło się oczekiwanie na oficjalny debiut. Ten z dnia na dzień stawał się coraz bardziej realny, zwłaszcza w obliczu obecnej sytuacji kadrowej.
I chociaż danie mu szansy ma oczywiste aspekty wizerunkowe, to nie można powiedzieć, że dostał ją za nazwisko. Daniel to naprawdę talent. Druga sprawa, że spoczywająca na nim presja jest ogromna, podobnie jak i zainteresowanie jego osobą. Ze strony kibiców, dziennikarzy, całego piłkarskiego świata.
Wyłamany ze schematu
Jeśli należysz do takiego piłkarskiego rodu, to musisz liczyć się z oczywistymi konsekwencjami. Nie ma możliwości, abyś nie był porównywany do ojca, dziadka, aby nie były ci wypominane korzenie, których przecież nie wybrałeś. To jednocześnie błogosławieństwo i ogromny ciężar.
Daniel ma jednak szczęście (o ile można to tak nazwać). W przeciwieństwie do swojego brata, wyłamał się z rodzinnej tradycji. Nie gra jako obrońca, biega na drugim końcu boiska. Na pozycji ofensywnego pomocnika będzie chciał pisać własną historię – przynajmniej unikając najbardziej oczywistych porównań do Paolo i Cesare. Jest po prostu innym piłkarzem. Sobą.
Ci, którzy go oglądają, znają jako skutecznego podwieszonego napastnika. Fabrizio Romano na łamach „Calciomercato” zwracał uwagę przede wszystkim na jego szybkość i umiejętność kończenia akcji. Można powiedzieć, że to przeciwieństwo „klasycznych” Maldinich, zatem z pewnością marzy o wniesieniu czegoś nowego. Kreatywności, jak widać na załączonym obrazku, mu nie brakuje.
Ucieczka od ciężaru osiągnięć taty i dziadka będzie jednak trudna. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. Milan potrzebuje bowiem pozytywów, wszyscy kibice z tęsknotą wzdychają do wielkich drużyn, które przynosiły im trofea. Drużyn, o których sile stanowili Paolo i Cesare.
Szczypta radości w sezonie rozczarowań
Pojawienie się młodego Maldiniego w kadrze drużyny niesie ze sobą nie tylko aspekty czysto sportowe. To ktoś więcej, niż kolejny talent, z którym wiązane są duże nadzieje. To łącznik z czasami wielkiego Milanu, nawet jeśli klub ostatnie mistrzostwo zdobywał, gdy Daniel miał niespełna 10 lat.
Już od kilku lat drużyna pogrążona jest w kryzysie, a wyjścia z problemów nie widać. Pojawienie się kogoś takiego daje jednak kibicom chociaż trochę okazji do uśmiechu, podobnie jak ściągnięcie Zlatana Ibrahimovicia. Nie ma chyba ani jednego fana „Rossonerich”, który nie cieszy się na samą myśl o tym, że trzecie pokolenie legendarnej rodziny gra w jego drużynie.
Takie historie zdarzają się niesamowicie rzadko. Można przytoczyć rodzinę Marcosa Alonso, który podobnie jak ojciec i dziadek zagrał w reprezentacji Hiszpanii czy Javiera Hernandeza, którego familia w podobny sposób zapisała się w historii meksykańskiej piłki. W realiach futbolu klubowego to jednak unikat. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wspaniałą spuściznę zostawili po sobie zarówno Cesare i Paolo, jak wysoki poziom reprezentowali.
Największe sukcesy klubu z Lombardii zawsze związane były z familią Maldinich. Od ponad dekady żaden z nich nie przywdziewał jednak koszulki klubu. Bez cienia przesady można ją nazwać najtrudniejszą w jego „nowożytnej” historii. I chociaż to pobożne życzenie, to naprawdę aż chciałoby się, aby wraz z pojawieniem się Daniela, Milan wrócił do swojej dawnej tożsamości – drużyny, której bali się wszyscy.
Romantyzm historii tego nastolatka jest wyjątkowy. Nie żyjemy jednak w bajce. Nie dajmy się ponieść fantazji. Niech spokojnie pisze swoją historię. Jeśli będzie ona choć w połowie tak wspaniała, jak te jego ojca i dziadka, to będzie spełniony. A my będziemy wspominać go jako kolejnego wielkiego Maldiniego.
W każdym razie – powodzenia i bez presji! Chociaż... w tym przypadku to raczej niemożliwe.
Kacper Klasiński