Dajmy Sousie pracować w spokoju. To już jest nie do zniesienia. Selekcjoner gwarantuje tej kadrze rozwój

Dajmy Sousie pracować w spokoju. To już jest nie do zniesienia. Selekcjoner gwarantuje tej kadrze rozwój
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Paulo Sousa znajduje się obecnie w ogniu krytyki ze strony części dziennikarzy oraz byłych reprezentantów kraju. Tylko dlaczego? Selekcjoner zapracował na zaufanie, nie na ciągłe poddawanie w wątpliwość każdego jego posunięcia. I kibice wydają się to rozumieć. Portugalczyk to szkoleniowiec, który w szerszej perspektywie zagwarantuje reprezentacji Polski sukcesywny rozwój.
Polska to bardzo trudny i niewdzięczny teren dla narodowego selekcjonera. Świeższa historia przyzwyczaiła nas do tego, że niezbyt często liczymy się w walce o najwyższe piłkarskie cele. Oczekiwania zawsze mamy jednak ogromne, a błędy kolejnych szkoleniowców skrupulatnie i sukcesywnie wytykane są palcami. Rozliczanie trenera z wyników jest oczywiście rzeczą zupełnie normalną i na dłuższą metę właściwą. Jednak jak to w życiu bywa, receptę na sukces stanowi złoty środek. W tym przypadku wypośrodkowanie między rozliczaniem Sousy przez wyniki, a wiarą w długofalowy proces przemiany kadry w drużynę, która może konkurować z topowymi ekipami Europy czy świata.
Dalsza część tekstu pod wideo

Presja większa niż kiedykolwiek

Wielu narzekających na pracę Portugalczyka kibiców oraz topowych dziennikarzy zdaje się już zapominać, w jak trudnym i niespodziewanym momencie Zbigniew Boniek odprawił z kwitkiem Jerzego Brzęczka, by przekazać pieczę nad narodową reprezentacją Paulo Sousie. Nie wracam do tego jednak po to, by na nowo otwierać debatę, czy Brzęczkowi należało się poprowadzenie kadry na EURO 2020. Zmiana była potrzebna, nie ma co do tego wątpliwości. Nastąpiła po prostu nieco za późno. W konsekwencji dostaliśmy bardzo słaby turniej “Biało-czerwonych” i nadal trwające liczne rozważania na temat słuszności zakontraktowania portugalskiego szkoleniowca.
Zatrzymajmy się jednak na chwilę i sprawdźmy, jak radzili sobie na starcie poprzednicy Sousy. Weźmy pod lupę dziesięć pierwszych spotkań ostatnich pięciu ostatnich selekcjonerów.
  • Franciszek Smuda - 4 zwycięstwa / 2 remisy / 4 porażki
  • Waldemar Fornalik - 4 zwycięstwa / 2 remisy / 4 porażki
  • Adam Nawałka - 5 zwycięstw / 3 remisy / 2 porażki
  • Jerzy Brzęczek - 4 zwycięstwa / 3 remisy / 3 porażki
  • Paulo Sousa - 3 zwycięstwa / 4 remisy / 3 porażki
Na pierwszy rzut oka debiutancki okres Sousy wydaje się najgorszy z powyższych. I jeśli chodzi o czyste statystyki, rzeczywiście tak można to odebrać. Początki bywają trudne, a nie każdy szkoleniowiec dostawał drużynę tak szybko przed dużym turniejem.
Wymieniam jednak poprzednich selekcjonerów nie bez przyczyny. Przypomnijcie sobie bądź spróbujcie wyszukać w internecie podobny poziom szumu medialnego w kontekście potencjalnego zwolnienia selekcjonera do tego, który wywołał blamaż narodowej kadry na EURO 2020. Niczego na taką skalę jak dotąd nie było. Wielu dziennikarzy czy byłych reprezentantów Polski, zamiast dać w spokoju Sousie pracować, w sposób pośredni lub bardzo bezpośredni wskazuje Portugalczyka jako winnego wszystkich potknięć drużyny. Przykładem niech będą plotki o potencjalnym przejęciu kadry przez Stanisława Czerczesowa, które przewijają się w internecie do dzisiaj.
Nie ma wątpliwości, że Paulo Sousa mierzy się z większymi oczekiwaniami ekspertów czy kibiców w dużej mierze dlatego, że jest obcokrajowcem. Co tu dużo mówić, stwierdzenia “polska myśl szkoleniowa” nie bez kozery używa się w kontekście sportowym głównie ironicznie. A od zagranicznego specjalisty wymaga się więcej. I patrząc na ostatnie niezłe wyniki oraz styl, w jakim zdołaliśmy zatrzymać Anglię na Narodowym, można mieć wrażenie, że od Paulo Sousy to “więcej” dostaniemy. Dajmy mu jednak na to czas i przestrzeń.

Kibice kontra eksperci

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nawet w tak krótkim czasie, Paulo Sousie udało się zdobyć coś, czego Jerzy Brzęczek nie uzyskał aż do samego zwolnienia - zaufanie kibiców. Portugalczyk jest kapitalnym mówcą, a z jego wypowiedzi płynie bardzo istotny wniosek, którego od lat brakowało na trenerskiej ławce. On po prostu zna się na rzeczy. Selekcjoner naszej kadry z przekonaniem wypowiada się o zagadnieniach taktycznych, uwypukla siłę drzemiącą w odpowiedniej mentalności, a na dodatek z szacunkiem oraz podziwem wypowiada się o polskich wartościach. To po prostu ktoś, kto jest świadomy miejsca, w którym się znajduje. Trudno się dziwić, że opinia publiczna reprezentuje w większości barwy teamu Sousa.
Widać, że Portugalczyk dysponuje warsztatem trenerskim. ale przede wszystkim selekcjoner zdaje się być odpowiednią, dobrą osobą. Wizerunek w sporcie jest obecnie kluczowy. A na tym polu Sousa reprezentuje poziom, jakiego nie było nigdy przedtem. I podczas, gdy mnóstwo kibiców reprezentacji przychylnie spogląda na postać obecnego selekcjonera, wielu dziennikarzy czy byłych zawodników poddaje w wątpliwość wiele posunięć Portugalczyka. Prym w tym wiedzie Dariusz Dziekanowski, który ostatnio twierdził https://www.meczyki.pl/newsy/paulo-sousa-znow-w-ogniu-krytyki-mam-watpliwosci-czy-potrafi-ulozyc-zespol/174886-n, że Paulo Sousa nie potrafi ułożyć zespołu, a dziś zarzucił mu… grę rezerwowym składem z San Marino, przy okazji narzekając na wystawienie w roli pół prawego środkowego obrońcy Roberta Gumnego. Być może “Dziekan” nie wie, że to dla Gumnego ostatnio naturalna pozycja.
Nietrafiona wydaje się także być wypowiedź Mateusza Rokuszewskiego, redaktora naczelnego “Weszło”, z ostatniego odcinka “Stanu Futbolu”, którego zdaniem Sousa “trochę się obraża” za pytania o pierwszy mecz z San Marino, kiedy to “kopciuszek” potrafił stworzyć zagrożenie pod polską bramką i zdobył nawet gola.
- Trochę obraża się Paulo Sousa, gdy słyszy pytania o tamten mecz i o tamten okres meczu. Wczoraj na konferencji prasowej dwa razy się uniósł, abstrahując od tego, czy były to dobrze sformułowane pytania.
Rokuszewskiemu od razu przerwał Sebastian Mila, pytając, czy te pytania były dobrze sformułowane.
A no trzeba powiedzieć, że nie były. A dość żywiołowa reakcja selekcjonera reprezentacji nie jest w mojej ocenie nieprofesjonalna, a w stu procentach ludzka i zrozumiała.
Szczególnie, że Sousa dodał:
- Sposób, w jaki wypowiada się pan o San Marino, jest przeciwny do tego, który chcę wpoić zawodnikom. Mi chodzi o szacunek. Musimy traktować przeciwników z szacunkiem, gdyż we współczesnej piłce każda drużyna może strzelić, dobrze się zaprezentować oraz wygrać mecz. Kluczem jest więc szacunek, pełne skupienie i odpowiednia mentalność. W ten sposób każdy z osobna, a więc i cała drużyna może dobrze wykonać powierzone jej zadanie.
I tu nasuwa się pytanie, czy Paulo Sousa obraża się i unosi, czy rzeczowo, lekko zirytowany, odpowiada na pytanie. Stawiam na opcję numer dwa.

Dajmy fachowcowi pracować

Powiedzmy sobie szczerze i otwarcie. Selekcjoner reprezentacji Polski zasługuje na więcej szacunku. Paulo Sousa prowadzi słuszną, choć dość niewygodną narrację o budowaniu drużyny w długofalowym procesie. To piłkarski truizm, ale jakże prawdziwy. Naszemu zespołowi pod wodzą Portugalczyka można zarzucić brak konsekwencji, potknięcia ze słabszymi zespołami i swego rodzaju nieobliczalność w kwestii wyników. Gdy jednak spojrzymy na okres od początku jego zatrudnienia aż do chwili obecnej, zorientujemy się, że mamy tutaj wszystko, by z optymizmem przyglądać się rozwojowi całkiem obiecującego projektu. Dajmy specjaliście nieco czasu. W końcu, jak sam mówi “błędy są częścią procesu”. Brzmi jak świetna wymówka lub życiowa prawda, która może doprowadzić do osiągnięcia celu. I gdzie tak naprawdę leży prawda? Oczywiście zależy, kogo spytacie - część dziennikarzy czy byłych reprezentantów kraju, jak Dziekanowski, czy może wielu kibiców.

Przeczytaj również