Czuł się lepszy od klubu, chciał grać u gigantów. Rynek zweryfikował

Czuł się lepszy od klubu, chciał grać u gigantów. Rynek zweryfikował
Paul Chesterton / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński03 Sep · 12:56
Czuł, że przerósł klub. Wygłaszał na jego temat dziwaczne komentarze. Mimo wsparcia Brentford, gdy sam został zawieszony za bukmacherkę, Ivan Toney zaczął grać w mediach na transfer. Ostatecznie jednak chyba się przecenił. Wielkie marki się nie zgłosiły i wylądował w Arabii Saudyjskiej. Skomplikowana relacja Anglika z “The Bees” kończy się inaczej, niż sobie wyobrażał.
Jeszcze półtora roku temu wydawało się, że Ivan Toney wyląduje w jednym z czołowych angielskich klubów. Sam piłkarz też był chyba tego praktycznie pewien. Wtedy jednak nadeszło zawieszenie za grę u bukmachera, spadek formy i zamiast wielkiego transferu - przeprowadzka do Arabii Saudyjskiej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Naturalnie, 28-latek podpisał bajeczny kontrakt, ale sam głośno mówił o czymś więcej. Mówił w sposób, który mógł budzić zaskoczenie wielu kibiców i budować obraz zawodnika nie tyle pewnego siebie, co wręcz aroganckiego. Ostatecznie rynek go zweryfikował. Oferty z najwyższej półki nie nadeszły. Toney, gdy mówił o Brentford, prezentował zaskakujący brak szacunku do pracodawców i emanował przekonaniem, że przerasta ten klub. To, jak potoczyły się jego losy, można uznać za lekki prztyczek w nos.

Trudna droga na szczyt

Toneyowi nie można odmówić tego, że aby naprawdę zaistnieć w Premier League, musiał zaliczyć naprawdę niełatwą drogę. Choć już jako nastolatek został w 2015 roku kupiony z czwartoligowego Northampton Town przez Newcastle United, odbił się od St James’ Park. Kilka razy zagrał tam ogony, ale potem głównie wędrował po wypożyczeniach do trzeciej ligi. Zaliczył wyjazdy do Barnsley, Shrewsbury Town, Scunthorpe United czy Wigan Athletic. Po trzech latach został wreszcie sprzedany. Dom znalazł - oczywiście - w League One. I to wtedy zaczęła się jego wspinaczka po ligowej drabince.
22-letniego wówczas napastnika, który udowodnił, że potrafi zagwarantować kilkanaście bramek na trzecim poziomie rozgrywkowym, ściągnęło Peterborough United. W debiutanckim sezonie Ivan strzelił 23 gole we wszystkich rozgrywkach. W kolejnych przebił to osiągnięcie - o jedno trafienie - w samej tylko lidze. I to pomimo faktu, że sezon zakończono 11 kolejek wcześniej z powodu pandemii koronawirusa! Wygrał Złotego Buta, znalazł się też w najlepszej jedenastce sezonu. Choć nie pomógł drużynie w wywalczeniu awansu, już niedługo miał przeskoczyć na wyższy poziom.
Latem 2020 roku rekordowe dla Peterborough pięć milionów funtów wyłożyło na niego Brentford. Pytał o niego podobno również Tottenham, ale “Koguty” widziały w nim tylko zmiennika. Ówczesny drugoligowiec chciał z kolei, żeby Toney został główną strzelbą zespołu. Obie strony trafiły w dziesiątkę. Już debiutancka kampania pozwoliła Anglikowi zdobyć rozgłos. Strzelił aż 31 bramek, pobił tym samym rekord Championship i poprowadził “The Bees” do pierwszego w ich historii awansu do Premier League.
Sam napastnik w wieku 24 lat wreszcie wszedł do niej “na poważnie” i radził sobie świetnie. Najpierw 12 goli, potem 20 i trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców. Takie wyniki musiały robić wrażenie. Toney stał się niekwestionowanym liderem ekipy z Londynu. Dał się poznać jako godny zaufania strzelec i jeden z najlepszych wykonawców rzutów karnych na świecie. Wdarł się też do reprezentacji Anglii, stawiając kropkę nad “i” w swej podróży z niższych lig na piłkarski szczyt.

Człowiek-kontrowersja

Postać Anglika - poza zdobywanymi bramkami - szybko zaczęła kojarzyć się kibicom również z kontrowersyjnym zachowaniem. Kontrowersyjnym szczególnie w stosunku do klubu, stanowiącego dla niego platformę do wejścia na wyżyny. Pierwszy zastanawiający incydent miał miejsce zaledwie półtora roku po transferze do Brentford. W sieci pojawił się filmik, na którym napastnik powiedział… “j*bać Brentford”.
Szybko odezwały się głosy niezadowolenia i krytyki. No i trudno się dziwić, bo takie słowa swoim pracodawcy są co najmniej kontrowersyjne.
- Filmik został ucięty i zmieniony, ale muszę zaakceptować to, jak go odebrano i rozumiem, że nie powinienem znaleźć się w takiej sytuacji. Wyjaśniłem trenerowi, co się stało i go przeprosiłem. Chciałbym też przeprosić kibiców Brentford. Doceniam to, że wspieracie drużynę i muszę powiedzieć, że uwielbiam grać dla klubu i dla was - napisał potem piłkarz na Twitterze.
Nie minęły jednak dwa miesiące, a w prasie znowu pojawiły się nagłówki informujące, że Toney wbija szpileczkę własnemu klubowi. Ponownie chodziło o nagranie. Tym razem zawodnik, zapytany o to, gdzie gra, odparł, że jego klub to “nic ciekawego”. I choć tutaj oczywiście nie musiał mieć nic złego na myśli, bo jego rozmówca ewidentnie niespecjalnie znał się na futbolu (przecież nawet go nie poznał, więc istnieją duże szanse, że niekoniecznie musiał słyszeć o prawdopodobnie najmniejszej wówczas drużynie Premier League), to w połączeniu z sytuacją z “f*ck Brentford” rysowało to bardzo niekorzystny wizerunek.
Pół roku później, jesienią 2022 roku, atmosfera wokół napastnika zaczęła robić się naprawdę gęsta. Anglik został oskarżony o złamanie zasad dotyczących zakazu gry u bukmachera. Lista zarzutów ostatecznie osiągnęła aż 262 pozycje. Toney stawiał m.in. na porażki swoich zespołów, choć akurat w tych konkretnych spotkaniach sam nie grał. Pomimo faktu, że prowadzono w jego sprawie dochodzenie, zadebiutował w reprezentacji. W końcu wreszcie spotkała go kara. Federacja chciała zawieszenia na 15 miesięcy. Stanęło na ośmiu. Za okoliczności łagodzące uznano współpracę z wymiarem sprawiedliwości oraz fakt, że zdiagnozowano u niego uzależnienie od hazardu. Kara weszła w życie w maju 2023 roku. Wcześniej zawodnika łączono z Chelsea czy Arsenalem, lecz wyrok przekreślił wszelkie szanse na wymarzony transfer. Toney miał wrócić do gry dopiero w połowie następnego sezonu. Nikt nie zapłaciłby przecież grubej kasy za gracza w takiej sytuacji.

Kopniak mimo wsparcia

Gdy po ośmiu miesiącach pauzy w styczniu 2024 roku kara dobiegła końca, Brentford zrobiło z tego prawdziwe show. Iluminacje i muzyka na stadionie, posty w mediach społecznościowych. Bez wątpienia powrót Toneya był wielkim wydarzeniem. Jeszcze przed wyczekiwanym spotkaniem z Nottingham Forest trener Thomas Frank zapowiadał, że Anglik wyprowadzi zespół z tunelu z opaską kapitańską na ręku. Tymczasem Anglik w mediach… grał na transfer z klubu, który okazywał mu ogromne wsparcie. Oczywiście, podziękował za zaufanie w trudnym okresie, ale zdecydowanie więcej uwagi przykuły jego inne słowa, brzmiące jak apel do wspominanych wcześniej zainteresowanych drużyn.
- To oczywiste, że chcę grać dla topowego klubu, każdy zresztą chce walczyć o tytuły. Więc jeśli już w styczniu nadejdzie czas, że ktoś zapłaci odpowiednią kwotę, to kto wie? Głównie skupiam się jednak na tym, co robię na boisku i pozwalam reszcie spraw ułożyć się w tle - stwierdził w rozmowie ze Sky Sports.
28-latek wrócił do gry z przytupem. W pierwszych pięciu meczach trafił do siatki czterokrotnie. Potem jednak się zaciął i w kolejnych 12 występach, do końca sezonu, nie strzelił choćby jednej bramki. Pomimo tego nikt nawet nie myślał, by usiadł na ławce, grał praktycznie wszystko. A on dalej sugerował, że chciałby się wyrwać z Brentford.
- Wszystko się ułoży. Jeśli Brentford miałoby mnie sprzedać, to niech zarobią dużo, a ja wyląduję w Madrycie i będzie fajnie - stwierdził, gdy w Sky zapytano go o idealny scenariusz na lato.
Pewność siebie na pewno pomogła mu w drodze, jaką przeszedł z peryferiów angielskiej piłki do Premier League. Z biegiem czasu jednak jego zachowanie zaczęło już stawać się aroganckie i zaczęły to dostrzegać również media, coraz częściej zwracające uwagę na kolejne sugestie, że przerasta swą drużynę i czeka na ofertę z większego klubu. Zwiększała się też liczba fanów angielskiej piłki patrzących na niego coraz bardziej krzywym spojrzeniem.

Nie tak to miało wyglądać

Pomimo skandalu z bukmacherką i słabej formy w drugiej części sezonu Toney znalazł się w kadrze Anglii na EURO. Trzykrotnie wszedł z ławki, w tym w przegranym z Hiszpanią finale. Zaliczył też asystę przy zwycięskim golu Harry’ego Kane’a w dogrywce spotkania ze Słowacją. Po turnieju mógł więc wrócić do klubu w dobrym nastroju. Tym bardziej że w mediach cały czas przewijały się te same plotki. Arsenal, Chelsea, a także Manchester United miały rozważać złożenie oferty za Anglika. Wreszcie miało stać się to, o co głośno prosił w mediach, ale realne propozycje z topu nie nadchodziły. Tymczasem lider Brentford zagrał w tylko jednym letnim sparingu i nie znalazł się w kadrze meczowej na pierwsze ligowe mecze w nowym sezonie. W klubie podjęto decyzję, że to dobry moment na rozstanie, bo jego umowa wygasała po zakończeniu rozgrywek.
Ostatecznie wielkie ambicje Toneya spaliły na panewce. Zgłosiło się po niego saudyjskie Al-Ahli, do którego przeniósł się wreszcie w ostatni dzień okienka lig TOP5. Londyńczycy zarobili 40 milionów funtów, on sam ma inkasować ponad 300 tysięcy funtów tygodniowo. Pomimo bajecznych zarobków można czuć, że liczył na coś innego.
Sugestie, że Brentford stało się dla niego za małe, przypominanie, że jest gotów, żeby zgłosiła się po niego ligowa czołówka. Wszystko to po to, aby wylądować w rozwijającej się wciąż Saudi Pro League. Z jednej strony mnóstwo zarobi i będzie mógł spotkać się na murawie z Cristiano Ronaldo czy Riyadem Mahrezem, z drugiej głośno mówił o chęci walki o największe trofea, a prestiż gry na Bliskim Wschodzie jest nieporównywalnie niższy. Rynek zweryfikował ambicje Anglika.
Pożegnanie z Brentford, w którym powtarzał, że zawdzięcza mu niesamowicie wiele, że to wspaniały klub z cudownymi kibicami, brzmi… trochę pusto, gdy zestawi się je z jego dziwacznymi komentarzami. Porównując wypowiedzi o wielkich ambicjach z obecną sytuacją, można zaryzykować stwierdzenie, że Toney poniósł przynajmniej częściową porażkę. I mieć poczucie, że los trochę pokarał go za arogancję oraz przesadne przekonanie o własnej klasie. Ostatecznie nie doczekał się przecież Madrytu czy walki o trofea w Anglii - tego, na co naprawdę czuł się gotowy.
Na jego postać można spojrzeć z dwóch stron. Z jednej popisał się zaskakującą szczerością, dotyczącą osobistych celów. Z drugiej - mógłby wykazać się większym szacunkiem dla zespołu, który dał mu wielkie szanse na rozwój. Na koniec Brentford udało się na nim zarobić świetną kasę, więc powodów do żalu raczej nie ma, lecz Toney kilkukrotnie mógł wzbudzić swym zachowaniem pewien niesmak. A klub i tak zawsze traktował go jak gwiazdę. To była dziwna relacja, przynajmniej według piłkarskich standardów. Najważniejsze jednak, że obie strony na niej skorzystały. Bo temu zaprzeczyć nie można. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ten mariaż zaczął się cztery lata temu, jeszcze na zapleczu Premier League.

Przeczytaj również