"Czuję, że się duszę. Piłkarz pożera człowieka". Sezon zmęczonych. Im grasz więcej, tym grasz gorzej
- Czuję, że się duszę. Piłkarz we mnie pożera człowieka - tak Raphael Varane tłumaczył zakończenie gry w reprezentacji. Nie on pierwszy i nie ostatni. Napięty do granic terminarz sprawia, że piłkarze są coraz bardziej zmęczeni. Fizycznie i - może nawet bardziej - psychicznie.
- Dałem z siebie wszystko: fizycznie i mentalnie. Na najwyższym poziomie jest jak w pralce. Gra się cały czas i nigdy nie ma przerwy. Mamy przeładowane terminarze, ciągle gramy - mówił obrońca Manchesteru United. Kilka dni później strzelił samobójczego gola w meczu ligowym z Leeds. Zapewne nie ze zmęczenia, to był zwykły pech.
Ten sam mecz stał jednak pod znakiem powrotu Jadona Sancho. Skrzydłowy, który dwa lata temu kosztował 85 milionów euro, wszedł w 59. minucie, zagrał znakomicie i strzelił gola na 2:2. To był jego pierwszy ligowy występ od października i pierwsze trafienie od września. Te trzy miesiące 22-latek spędził na indywidualnych treningach i urlopie w Holandii, gdzie odbudowywał się przede wszystkim mentalnie.
Wcześniej z gorszą formą psychiczną problemy miewał Marcus Rashford. Najlepszy obecnie piłkarz United nigdy nie krył się z tym, że sekret jego formy leży w głowie, stąd też jego popularna "cieszynka" po golach, kiedy to dotyka palcem wskazującym skroni. Ostatnio często może to robić.
Wysoka forma indywidualna większości zawodników MU to efekt pracy z Erikiem ten Hagiem, ale i zaufania, które od niego czują. Manchester United to najwięcej grający klub ostatnich tygodni, bo rywalizuje nadal na czterech frontach. Trzy dni po rewanżowym meczu 1/16 finału Ligi Europy z Barceloną zagra w finale Carabao Cup z Newcastle. Za kolejne trzy dni czeka ich spotkanie 5. rundy FA Cup z West Hamem, a za następne cztery dni ligowy wyjazd na Anfield.
A jednak Ten Hag nie rotuje. Kibice i dziennikarze dziwili się, gdy na kolejne mecze, w których teoretycznie mógł odpuścić (Reading w Pucharze Anglii, rewanż z Forest w Pucharze Ligi po 3:0 w pierwszym meczu), wystawiał praktycznie niezmienioną jedenastkę. Aż Holender musiał wytłumaczyć, że tak naprawdę jego piłkarze sami wolą grać co trzy dni i że tylko w ten sposób da się zbudować automatyzmy w grze, których oczekuje.
Opłacił to jednak kontuzją Christiana Eriksena. Duńczyk, ostro faulowany przez Andy'ego Carrolla właśnie w meczu z Reading, wróci do gry najwcześniej pod koniec kwietnia. Stąd wypożyczenie "last minute" Marcela Sabitzera z Bayernu.
Trzeba być twardym
Podobne podejście ma Mikel Arteta. Menedżer Arsenalu nieraz głośno mówił, że dla niego zmęczenie nie jest wymówką. - Zawodnicy na tym poziomie muszą być twardzi. Nie mogą mówić "jestem zmęczony, nie dam rady tego zrobić". Oczywiście, że dasz radę - tak Hiszpan mówił dwa lata temu, gdy wystawiał 19-letniego Bukayo Sakę (wtedy jeszcze często na lewej obronie) w każdym kolejnym meczu.
- Zmęczenie to kwestia bardziej głowy niż ciała. Przecież gdy wszystko idzie po twojej myśli i strzelisz gola, to nigdy nie brakuje ci sił na świętowanie go. Ale gdy musisz wrócić do obrony, to jesteś zmęczony? Nie kupuję tego. Dopóki jesteś na boisku, musisz dawać z siebie wszystko do samego końca - tłumaczył swój, niemal wojskowy dryl.
Dwie najczęściej wystawiane w tym sezonie wyjściowe jedenastki należą do Arsenalu (jedna z Gabrielem Jesusem, druga z Eddie'em Nketiahem). Aż siedmiu zawodników (Ramsdale, White, Saliba, Gabriel, Xhaka, Saka i Martinelli) wyszło w pierwszym składzie w każdym meczu ligowym. U kilku z nich widać pierwszy dołek formy. A może zmęczenie?
Zobaczymy, czy w najbliższych tygodniach pewne zmiany nie okażą się niezbędne, ale i tak Arteta jest w lepszej pozycji od rywali. Ma przecież najmłodszą drużynę w lidze, która nadal jakimś cudem unika poważniejszych kontuzji i która nie ma w nogach rywalizacji na dwóch frontach w zeszłym sezonie, bo nie grała wtedy w europejskich pucharach. A tego nie można deprecjonować.
Brakuje świeżości
Według badania Howden's European Football Injury Index liczba kontuzji w najlepszych ligach Europy wzrosła w sezonie 2021/22 o 20 procent. Najwięcej kontuzji zgłoszono w Premier League (1231), potem w Bundeslidze (1205) i w La Liga (848). Najczęściej kontuzjowani są ci, którzy grają najwięcej. 114 urazów dotyczyło piłkarzy Realu Madryt, a po 97 - Bayernu Monachium i Chelsea.
Również w tym sezonie Chelsea jest zespołem najbardziej doświadczonym przez urazy. W momencie pisania tych słów - przed startem 23. kolejki - The Blues mają dziewięciu kontuzjowanych zawodników. Po ośmiu mają Manchester United, Liverpool i Chelsea. To przekłada się też na wyniki.
Przecież The Reds i The Blues to bodaj dwa największe rozczarowania tego sezonu. A jednocześnie zespoły, które w ostatnich dwóch latach rozegrały najwięcej meczów w Anglii. Trzeci pod tym względem jest Manchester City, a czwarty West Ham - te dwa zespoły też mają mniejsze (City) lub większe (WHU) problemy z ustabilizowaniem formy.
- Mamy za sobą kolejny intensywny, trudny tydzień. Brakuje nam świeżości. Wygląda na to, że jesteśmy zmęczeni. Nie tylko fizycznie, ale i mentalnie - przyznał niedawno Juergen Klopp po kolejnej porażce z Brighton.
Dla niektórych menedżerów rozwiązaniem na zmęczenie głów są transfery. Wpuszczanie do kadry świeżej krwi i żegnanie tych, którzy potrzebują nowych wyzwań. Choćby Pep Guardiola przyznaje, że to jego sposób na ciągłe utrzymywanie w drużynie głodu zwycięstw.
Pod tym względem na jednym końcu skali jest Chelsea, która zimą dokonała brutalnego "odświeżenia" składu, a na drugim chyba właśnie Klopp, który ściągnął tylko Cody'ego Gakpo i nie sprowadził żadnego nowego pomocnika, mimo dużej, medialnej dyskusji na ten temat. Na czyje wyjdzie? Przekonamy się na koniec sezonu. Sezonu ludzi zmęczonych.
Jeszcze więcej meczów
Z jednej strony jest nadzieja, że terminarz unormuje się nieco od początku sezonu 2023/24, gdy pozostawimy już za sobą konsekwencje zimowego mundialu. Z drugiej, przecież już rok później do gry wejdzie nowy, dłuższy format Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Od 2025 mamy też mieć 32-zespołowe Klubowe Mistrzostwa Świata.
Krawaciarze w FIFA i UEFA znajdują coraz to nowe sposoby na wciskanie do kalendarza większej liczby meczów, co oznacza więcej wpływów z reklam i praw telewizyjnych. Jednocześnie pozostają głusi na narzekania piłkarzy i trenerów. Możemy się więc spodziewać jeszcze więcej "plag kontuzji", jeszcze więcej transferów, jeszcze więcej zaskakujących wyników i kryzysów w najmocniej eksploatowanych drużynach. Powiedzenie "piłka nożna, spać nie można" nigdy nie było bardziej prawdziwe.