Cztery filary. Tak Arteta odbudował Arsenal. "Nie zważał na status. Kiedy trzeba, był bezwzględny"
Dokładnie rok temu po trzech kolejkach Arsenal nie tylko miał zero punktów, a także zero strzelonych goli. Wydawało się, że Mikel Arteta może stracić pracę, ale nie po raz pierwszy podczas pracy na Emirates się obronił. Dwanaście miesięcy później jego drużyna, również po trzech kolejkach, ma komplet punktów i jest liderem Premier League.
Arteta pracuje w Arsenalu od grudnia 2019 roku. Zaczął zatem trzeci pełny sezon i zarazem pierwszy, w którym wydaje się, że każdy wynik poza obecnością w czołowej czwórce będzie porażką. Wybraliśmy cztery najważniejsze czynniki, które zdecydowały, że Arsenal może być przykładem na to, jak odbudowywać klub.
Bezwzględność wobec gwiazd
Leno - Maitland-Niles, Sokratis, Luiz, Saka - Torreira, Xhaka - Nelson, Ozil, Aubameyang - Lacazette
Tak wyglądała wyjściowa jedenastka na mecz z Bournemouth, w którym Arteta debiutował. Dodatkowo z ławki weszli Mustafi, Guendouzi, a także Willock. Trzy lata później na regularną grę w pierwszym składzie szansę mają tylko Saka oraz Xhaka.
Najbardziej spektakularnym pożegnaniem za kadencji Hiszpana było rozwiazanie kontraktu z Ozilem. Niemiec przedłużył umowę jeszcze za czasów Arsene Wengera, w teorii miał być to prezent dla kolejnych szkoleniowców, ale okazało się, że to bardziej była niedźwiedzia przysługa. Już Unai Emery miał do Ozila sporo zastrzeżeń, często sadzał go na ławce rezerwowych, ale wydawało się, że akurat Arteta znajdzie wspólny język i wykorzysta niedawnego kolegę z drużyny.
Tak się jednak nie stało. Od początku postawił bardzo wysokie wymagania, oczekiwał, że cały zespół będzie podążał w tym samym kierunku. Z Ozilem były natomiast kłopoty, nie chciał się zgodzić na obniżkę pensji podczas pierwszej fali pandemii i lockdownu, publicznie proponował, że zapłaci tygodniówkę klubowej maskotce, która też miały objąć cięcia związane z koronawirusem. Stawiał się obok klubu, zespołu, bardziej grał na siebie.
Po kilku miesiącach przymusowej covidowej przerwy, kiedy w Premier League wrócono do rywalizacji, Ozil nie zagrał już ani jednego meczu. Czysto sportowo mogło być to czasem nie na rękę, ale Hiszpan pozostał konsekwentny. Niemiec pożegnał się z klubem w styczniu 2021 roku, zapłacono mu zdecydowaną większość należnej pensji, ale Arteta jak najszybciej chciał doprowadzić do sytuacji, w której problemy z Niemcem, wieczne pytania o niego przestaną wpływać na atmosferę wokół klubu.
Arteta nie zważał na status zawodnika. Kiedy trzeba, był bezwzględny. Przekonał się o tym Guendouzi, który podpadł na początku kadencji na obozie w Dubaju, gdzie nie potrafił dostosować się do narzuconych reguł. Dostał drugą szansę, którą zaprzepaścił w meczu z Brighton, który otwierał rywalizację po przerwie na pandemię. Wdał się w awanturę z Nealem Maupay, miał obrażać i prowokować innych zawodników Brighton. Dla Artety, mimo że Francuz sportowo się bronił, było to już za wiele. Więcej w Arsenalu z niego nie skorzystał. Najpierw został wypożyczony, a potem sprzedany do Olympique Marsylia.
Wspólny kierunek z dyrektorem
Odważna i bezkompromisowa polityka personalna była możliwa dzięki współpracy na linii Arteta - Edu. Brazylijczyk, były piłkarz Arsenalu, został dyrektorem sportowym w połowie 2019 roku. Zaczynał pracę w znaczniej szerszej strukturze, wszystko nadzorował Raul Sanllehi, ale z czasem, m.in. poprzez dziwne i podejrzane kontakty Sanllehiego z agentami, które miały wpływ na transfery do klubu (np. Williana), Edu został człowiekiem w pełni odpowiedzialnym za politykę transferową i kontraktową.
Zmiana struktury kadry, pomoc w pożegnaniu się z niechcianymi zawodnikami - to wszystko zajęło sporo czasu. Nie wszystkie działania były udane, dziwić mogły transfery Pablo Mariego, Cedrika albo właśnie Williana, ale nie na wszystko też w pierwszym okresie pracy miał pełny wpływ. Sam też pewnie musiał nabrać doświadczenia i ogłady w tym, jak należ działać w tak potężnym klubie jak Arsenal. Arteta wielokrotnie podkreślał, że z Edu dobrze się rozumieją, że mają podobną wizję klubu. Kiedy Hiszpan stracił zaufanie do Aubameyanga, to sprawy został tak pokierowane, że kilkanaście tygodni później zawodnik odszedł do Barcelony.
Młodość przodem
To jak wyobrażają sobie Arsenal obaj dżentelmeni najlepiej widać po ostatnich dwóch oknach transferowych. To w nich już tak na serio, po pozbyciu się wielu niechcianych, bądź za słabych piłkarzy, sprowadzono zawodników, którzy docelowo mają w najbliższych latach być kluczowymi postaciami.
Transfery w 2021 roku:
Ben White (24 lata)
Aaron Ramsdale (24 lata)
Martin Odegaard (23 lata)
Takehiro Tomiyasu (23 lata)
Sambi Lokonga (22 lata)
Nuno Tavares (22 lata)
Transfery w 2022 roku:
Gabriel Jesus (25 lat)
Fabio Vieira (22 lata)
Oleksandr Zinczenko (25 lat)
Matt Turner (28 lat)
Marquinhos (19 lat)
Zdecydowaną większość tych transakcji łączy to, że zdecydowano się kupić piłkarzy młodych, na dorobku, a zarazem ze sporym potencjałem. W kilku przypadkach zaryzykowano, obrano nieoczywistą drogę, która okazała się słuszna. Sporo było głosów, że 50 mln funtów za Bena White’a to znacznie za dużo, ale Arteta chciał środkowego obrońcę, który dobrze radzi sobie z piłką przy nodze, a w razie potrzeby może też zagrać np. na prawej stronie defensywy. Krytykowano też wybór Ramsdale’a, czyli bramkarza, który w przeciętnym stylu spadł z Sheffield United do Championship
Z kolei w przypadku Jesusa zaufano przede wszystkim Artecie, który współpracował z nim za czasów, kiedy był asystentem Pepa Guardioli w Manchesterze City. Wiedział o Jesusie sporo, to właśnie w nim widział materiał na środkowego napastnika, mimo że w City częściej ostatnio grał na skrzydle. Trudno oczywiście ten transfer oceniać po kilku meczach, ale na razie wszystko wskazuje na to, że Hiszpan się nie pomylił. Do tego należy dodać rozwój młodych zawodników, którzy są dłużej w klubie: Bukayo Saki i Gabriela Martinellego.
Sięgnięcie do kieszeni
Większość z tych ruchów nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie wsparcie finansowe jakie otrzymali Edu i Arteta. W ostatnich dwóch oknach transferowych Arsenal wydał około 250 mln funtów. Nijak nie bilansują tego zyski ze sprzedaży piłkarzy, które oscylują w granicach 50 mln funtów.
Przez lata kibice narzekali na brak zaangażowania finansowego właściciela, czyli Stana Kroenke. Od paru lat we władzach klubu zasiada jego syn, Josh, z którym znakomite relacje ma Arteta. Być może tu leży odpowiedź, dlaczego ostatnio nakłady znacznie się zwiększyły. Szczegolnie, że w końcówce poprzedniego sezonu wydawało się, że powrót do Ligi Mistrzów jest blisko, że to właśnie ponowna gra w elitarnych rozgrywkach pozwoli na kolejne wzmocnienia. Tak się jednak nie stało, Arsenal skończył ligę na piątym miejscu, a mimo tego mocno latem zainwestował. Przeprowadzono trzy duże transfery (Jesus, Vieira i Zinczenko), a niewykluczone, że po odejściu na wypożyczenie Nicolasa Pepe ktoś jeszcze do drużyny dołączy.
Arsenal musi też jednak pilnować zasad Financial Fair Play, ostatnio pojawiły się informacje, że znalazł się na liście klubów, którym władze piłkarskie przyjrzą się bliżej, ale nie zmienia to faktu, iż wreszcie fani mogą być zadowoleni ze środków jakie amerykańscy właściciele przeznaczają na klub.
W Arsenalu wiele rzeczy się zgadza, wiele ruchów można pochwalić, ale trzeba też pamiętać, że na razie ta drużyna od 2020 roku niczego nie osiągnęła. Wówczas Puchar Anglii dal Artecie kredyt zaufania, z którego kilka razy później skorzystał. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że nową umowę parafował chwilę po tym, kiedy drużyna przegrała w lidze trzy mecze z rzędu. Teraz nadchodzi moment, w którym trzeba udowodnić, że wiele w teorii słusznych działań przełoży się na konkretne wyniki. Przyszłoroczna gra w Lidze Mistrzów to już nie tylko mila perspektywa, ale obowiązek.