Czekali ponad 30 lat. Sensacyjny awans zasłużonego klubu. Kiedyś zakładał Bundesligę
Ich gablota świeci pustkami, ale z punktu widzenia historycznego to jeden z najważniejszych niemieckich klubów poza elitą. Preussen Muenster przez ostatnie dekady biło się na niższych poziomach rozgrywkowych. Teraz, po brawurowej drugiej części sezonu, zupełnie niespodziewanie wraca po 30 latach do 2. Bundesligi.
Kiedy pod koniec maja na ulicach Muenster, jednego z najpopularniejszych ośrodków akademickich w Niemczech, pojawiły się wiwatujące tłumy, wyjątkowo nie chodziło o kolejną studencką imprezę. Tym razem to kibice Preussen, zresztą drugi rok z rzędu, wyszli na miasto, by móc wraz z drużyną świętować kolejny awans. “Orły” na powrót na zaplecze Bundesligi czekały od 1991 roku. Sukces, o którym nawet nikt nie marzył, stał się faktem dzięki niesamowitej wiośnie w wykonaniu podopiecznych Saschy Hildmanna.
Bezgraniczne zaufanie do trenera i jego metod. Szef działu sportu, który swoją pracą zwrócił na siebie uwagę klubów z Bundesligi. Ciekawe podejście do potencjału kibicowskiego tej uniwersyteckiej perełki Nadrenii. I wreszcie obiekt, który choć wymaga zmian, to ma w sobie pewien niepowtarzalny klimat niższych niemieckich lig. Preussen da się łatwo polubić. A przede wszystkim jest to klub, dzięki któremu mamy Bundesligę i od lat możemy ekscytować się czymś takim jak okienko transferowe.
Mówili o tym ojcowie
Na pierwszy rzut oka może to zabrzmieć dość nieprawdopodobnie, bo kiedy szukamy w pamięci historycznych klubów u naszych zachodnich sąsiadów, raczej niewielu kibiców wymieni nazwę “Preussen” jako jedną z pierwszych. Ale tak w istocie jest, klub z Muenster to jeden ze współzałożycieli Bundesligi. Z dzisiejszej perspektywy dość paradoksalne jest na pewno to, że inauguracyjny sezon 1963/64 był zarazem jedynym z udziałem nadreńskiej ekipy. Preussen tamte rozgrywki zakończyło bowiem na przedostatnim miejscu, z punktem starty do Herthy, spadło z Bundesligi i od tego czasu już nigdy nie udało mu się niej powrócić.
A przecież wydawało się, że akurat klub z siedzibą w tym stosunkowo bogatym regionie Niemiec nie powinien mieć problemów z tym, by co jakiś czas zaglądać chociażby na drugi poziom rozgrywkowy. Przecież tuż po II wojnie światowej, dzięki finansowaniu lokalnego biznesmena Josepha Oevermanna, Preussen zostało pierwszym klubem w dziejach niemieckiego futbolu, który dokonał transferu gotówkowego. Reszta zespołów wtedy jeszcze brzydziła się bowiem wydawaniem pieniędzy na pozyskanie nowego piłkarza. Ta agresywna polityka zaowocowała dotarciem do finału mistrzostw Niemiec w 1951 roku, co do dzisiaj uznawane jest za największy sukces w dziejach klubu.
Od czasów spadku z 2. Bundesligi na początku lat 90. Preussen tułało się po niższych ligach - łącznie z grą w Regionallidze, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym. To właśnie od niej zespół zaczął odbudowywać Sascha Hildmann, który objął ekipę tuż przed ostatnim spadkiem w 2020 roku. Wtedy ani on, ani też żaden trzeźwo myślący kibic “Orłów” nawet w najśmielszych snach nie pomyślałby o tym, że klub spotkają dwa awanse i tym samym powróci on na zaplecze niemieckiej elity.
- Przecież czekaliśmy na to w sumie 33 lata i o tamtych czasach opowiadał mi tak naprawdę tylko mój tata. Nie umiem sobie nawet wyobrazić Preussen na tym poziomie. Rozmawiałem z wieloma kibicami na ten temat i nie wszyscy są nawet tak do końca przekonani, czy gra na zapleczu Bundesligi w szerszym kontekście będzie dobra dla klubu. Niektórzy nie są pewni, czy Preussen jest gotowe do gry w 2. Bundeslidze i ma obawy, że ten awans może odbić się rykoszetem od klubu. Jednak po samym awansie wszyscy oczywiście się bardzo ucieszyli - mówi w rozmowie z nami Felix Mischke, wieloletni kibic Preussen Munster.
Szalona pogoń
Historia jest o tyle niecodzienna, że jeszcze na początku tego roku więcej wskazywało na to, że Preussen do końca sezonu raczej będzie drżeć o ligowy byt, niż szykować się na jakąkolwiek fetę. Zimą klub zajmował dopiero 12. miejsce, a jego strata do drugiej lokaty wynosiła aż 18 punktów. Z tym większym szacunkiem należy więc traktować pracę, którą w ciągu ostatnich miesięcy wykonali Hildmann do spółki z menedżerem klubu (czyli de facto dyrektorem sportowym) Peterem Niemeyerem oraz całą drużyną.
- Nikt nie spodziewał się tego, co się wydarzyło. To dla nas wszystkich bardzo wielka niespodzianka. Celem klubu przed startem tego sezonu było, aby jako beniaminek po prostu spokojnie utrzymać się w 3. Lidze. O sukcesie klubu zadecydowała wręcz fenomenalna druga runda. Widać było w niej świetną grę zespołową. Każdy chciał w niej walczyć za drugiego. Niemeyer zbudował ten zespół. O jego postawie niech najlepiej świadczy fakt, że teraz opuści Preussen i rozpocznie pracę na tym samym stanowisku w Werderze Brema. Bardzo dobrą pracę wykonał również trener Sascha Hildmann, który pracuje w Preussen już od 2019 roku - opowiada nam Joachim Schuth, korespondent Bilda w Muenster.
Preussen w 2024 roku rozegrało 19 meczów w 3. Lidze. Spośród nich przegrało tylko trzy, wszystkie już pod koniec sezonu, kiedy przewaga nad resztą czołówki była już stosunkowo bezpieczna. Kluczowe dla ostatecznego układu tabeli okazały się tegoroczne zwycięstwa nad bezpośrednimi rywalami w walce o awans - 2:1 z RW Essen, 3:2 z Aue (w tym meczu swojego jedynego gola, ale za to na wagę zwycięstwa strzelił sprowadzony do klubu zimą z Ruchu Chorzów Dominik Steczyk), 1:0 z Dynamem Drezno i 4:1 z Saarbruecken.
- Kluczem do sukcesu tego zespołu było to, że stworzył się odpowiedni duch drużyny i wszyscy pokazywali to na boisku. Strzeliliśmy aż 19 goli po stałych fragmentach gry, to też znacząco pomogło całemu zespołowi. Jednym z najlepszych zawodników w mijającym sezonie był Marc Lorenz, czyli kapitan drużyny. A to przecież gość, który ma już 35 lat, a i tak rozegrał niesamowity sezon. Do tego oczywiście dochodzą świetni strzelcy, Joel Grodowski i Malik Batmatz, którzy obaj zdobyli po 17 bramek - mówi Mischke.
Rowerem na 2. Bundesligę
Widowiskowa gra duetu super-napastników oraz reszty zespołu sprawiła, że wiosną Muenster zaczęło jeszcze bardziej żyć futbolem. Wcześniej mieszkańcy tego miasta woleli pojechać na mecz Borussii Dortmund czy Schalke 04. Teraz wielu stara się połączyć ich kibicowskie sympatie i obok ulubionego przedstawiciela Bundesligi, wybierają się też na spotkania Preussen - szczególnie jeśli pozwala na to terminarz. Z kolei młodsi kibice preferują udać się na Preussenstadion, na który można z łatwością dostać się choćby rowerem.
- Preussen to klub kochany przez naszych rodziców, który jednak potrafił wokół siebie stworzyć odpowiednią przestrzeń również dla młodszych kibiców. W Muenster żyje mniej więcej 300 tysięcy mieszkańców. Niemal 20% populacji miasta stanowią studenci, którzy przyjeżdżają tu dosłownie z każdego zakątka Niemiec. Dlatego mamy tutaj kibicowską mieszankę. Klub ma świetne relacje właśnie ze studentami, a jako że występował dotąd w niższych ligach, wielu z nich zostawało również jego kibicami. Teraz w 2. Bundeslidze sytuacja się nieco skomplikuje. A nie zapominajmy, że przecież nieopodal Muenster z powodzeniem funkcjonują takie kluby jak Borussia Dortmund, Schalke, Rot-Weiss Essen czy VfL Bochum - wymienia Mischke.
Wraz z awansem do wyższej ligi z pewnością wzrośnie lokalna rywalizacja, choć w Muenster zakładają, że wielu fanów wciąż będzie łączyć swoje kibicowskie pasje. Póki co związana z awansem ekscytacja miesza się z obawą dotyczącą tego, co dalej. DFB wyraziło zgodę na grę na Preussenstadion, ale tylko na najbliższy sezon. Klub musi poprawić infrastrukturę, a ich obiekt będzie poddany modernizacji. Prace w pewnej części już na szczęście się rozpoczęły. By jednak toczyły się w dalszym stopniu, klub potrzebuje pieniędzy. I to dlatego Preussen musi zrobić wszystko, by utrzymać się w 2. Bundeslidze.
- Celem w przyszłym sezonie będzie utrzymać się w 2. Bundeslidze. Obecnie Preussen szyka pięciu lub sześciu zawodników, którzy pomogą zespołowi stać się mocniejszym. Powrót do samej elity po niemal 60 latach na razie wydaje się jednak nieco nierealistycznych. Preussenstadion, nazywany też “Antyczną Areną”, na razie nie jest jeszcze gotowy na Bundesligę. Ale tak jak już widzieliśmy to w obecnym sezonie, nic nie jest niemożliwe - podsumowuje Schuth.