Popis syna legendy! Złamano mu nogę, wrócił i czaruje jak nigdy

Popis syna legendy! Złamano mu nogę, wrócił i czaruje jak nigdy
Cesar Cebolla / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski06 Nov · 12:00
Przez wiele lat żył w cieniu legendy swojego ojca. W końcu zaczął pracować na własną renomę. Giuliano Simeone kontynuuje piękne tradycje rodziny piłkarskich geniuszy.
Simeone bohaterem Atletico Madryt. W ostatniej dekadzie fani hiszpańskiej piłki przyzwyczaili się do takich nagłówków. W miniony weekend to nie trener “Rojiblancos” wylądował na świeczniku. Bohaterem wygranego starcia z Las Palmas został jego syn, Giuliano zwany pieszczotliwie “Cholito”. W 37. minucie napastnik wykończył znakomitą akcję ekipy z Metropolitano, która łącznie składała się z 27 celnych podań. Po raz pierwszy w karierze Diego Simeone mógł świętować bramkę jako ojciec i trener w jednym.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Każdego dnia budzę się, czując, że spełniam marzenia. Właśnie tym jest dla mnie gra w Atletico Madryt. Jestem bardzo szczęśliwy i wdzięczny za wsparcie. Wiem, że trzeba zrobić naprawdę wiele, aby być wzorem do naśladowania na Metropolitano. Muszę z pokorą kontynuować pracę - ocenił po meczu Giuliano na antenie Movistar.

Długa droga

5 listopada 1993 roku Diego Simeone strzelił pierwszego ligowego gola w barwach Atletico. Zabrakło dwóch dni, aby utalentowana latorośl powtórzyła ten wyczyn dokładnie 30 lat później. Zwieńczenie piłkarskiej kariery “Cholo” zbiegło się w czasie z narodzinami syna. W 2004 roku defensywny pomocnik żegnał się z kibicami na Vicente Calderon przed zamianą “Atleti” na Racing Club. Miał wtedy na rękach niespełna rocznego Giuliano. Pewnie już wtedy wyobrażał sobie, jak mały strzela gola w barwach ukochanego zespołu ze stolicy Hiszpanii. Na ten wyjątkowy moment musiał poczekać dwie dekady.
- Odkąd się urodziłem, chciałem zostać piłkarzem. Zawsze miałem futbolówkę pod stopami, jeśli akurat żadnej nie było w pobliżu, to zwijałem skarpetki w kulkę i też je kopałem. W Argentynie wraz z kolegami ze wszystkiego robiliśmy bramki. Jakie rady daje mi ojciec? Dużo z nim rozmawiam, ale stosunkowo mało o futbolu. Zwykle daje mi rady, jakie ojciec dałby synowi, a nie trener zawodnikowi - ujawnił w programie Ser Deportivos Aragon.
Giuliano praktycznie wychował się na stadionie Atletico. W 2015 roku sprawdzał się tam jako chłopiec od podawania piłek. Do historii przeszedł moment, w którym “Los Colchoneros” wyeliminowali Real Madryt z Pucharu Króla. Po bramce Raula Garcii nestor rodu Simeone utonął w objęciach syna. To był ich pierwszy wspólny sukces w klubie.
We wrześniu 2020 roku Simeone formalnie rozpoczął karierę w młodzieżówkach Atletico. “Cholo” na każdym kroku podkreślał, że nie zamierza go faworyzować. Traktował napastnika w kategorii piłkarza, a nie syna. Junior miał sam zapracować sobie na miejsce w pierwszym zespole. I trzeba oddać, że mu się to udało. Błyskawicznie pokazał, że nie chce wykonywać wpisać sobie w CV “Zawód: syn”. W sezonie 2021/22 potwierdził talent, strzelając 25 goli w 36 spotkaniach rezerw “Los Colchoneros”. Następnie tymczasowo odesłano go do Realu Zaragoza, gdzie po raz pierwszy został sprawdzony na seniorskim poziomie. I znów dźwignął ten ciężar. W trakcie wypożyczenia rozegrał 37 meczów, notując dziewięć bramek i trzy asysty. Jedno z jego trafień w Saragossie było prawdziwym dziełem sztuki.
- Noszenie nazwiska Simeone nie jest dla mnie ciężarem. To powód do dumy. Wiem, że ludzie często skupiają się na porównaniach, ale każdy odbywa swoją własną podróż, z lepszym lub gorszym skutkiem. Staram się skupić na sobie, na tym, co mogę poprawić, jak być jeszcze lepszym piłkarzem - zaznaczył wówczas na łamach Diario Ole.

W bólu i cierpieniu

Rok temu Giuliano wciąż był zbyt niedoświadczony, aby pozostać w pierwszym zespole Atletico. Podjęto rozsądną decyzję o wypożyczeniu do Deportivo Alaves. Tam po raz pierwszy mógł sprawdzić się na poziomie La Liga. Problem w tym, że jego pobyt na Estadio Mendizorrotza rozpoczął się w najgorszy możliwy sposób. W sierpniu ubiegłego roku Simeone doznał bardzo poważnej kontuzji w sparingu z ekipą Burgos. Jose Matos bandyckim wślizgiem zaatakował Argentyńczyka, który nie miał w tym starciu żadnych szans. Murawę opuścił ze złamanymi kośćmi piszczelową i strzałkową.
- Nie jestem mordercą, nikogo nie zabiłem. Nigdy wcześniej nie zdarzyła mi się taka sytuacja, w całej karierze zostałem trzy razy wyrzucony z boiska i zawsze za drugie żółte kartki, nigdy bezpośrednio. Niestety teraz zdarzyło się coś takiego, futbol to sport kontaktowy, byłem w szoku, widząc, co się stało. Ale nikogo nie chciałem skrzywdzić. Bardzo mi przykro z powodu Giuliano - tłumaczył Matos w wywiadzie dla Relevo. - Nie żywię urazy do Matosa. Co się stało, to się stało. Nie żyję przeszłością. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, teraz czuję się dobrze pod względem fizycznym i psychicznym. To, przez co przeszedłem, jeszcze mnie wzmocniło. Cieszę się, że teraz gram w La Liga, pomagam drużynie osiągać cele, chcę kontynuować tę dynamikę. Wiem, że nie mogę osiąść, tylko nadal ciężko pracować i twardo stąpać po ziemi - zaznaczył kilka miesięcy później "Cholito" w rozmowie z dziennikiem AS.
Z powodu kontuzji oficjalny debiut Simeone w Alaves nastąpił dopiero w styczniu. Napastnik potrzebował kilku tygodni na dojście do formy, ale kiedy już to zrobił, stał się prawdziwym odkryciem. Trener Luis Garcia przesunął go na lewe skrzydło, co okazało się znakomitym posunięciem. Argentyńczyk potrafił imponować dryblingiem, szybkością, nie bał się wchodzić w kolejne pojedynki. W kwietniu udowodnił swoją jakość na tle Atletico. Madrytczycy przegrali z Deportivo 0:2, a po ostatnim gwizdku Nahuel Molina mógł mieć zawroty głowy. Giuliano wrzucił mistrza świata na prawdziwą karuzelę.
- Cieszę się z powodu Giuliano. Zagrał dobrze, pokazał osobowość, siłę, etykę pracy, intensywność. Mam nadzieję, że udanie zakończy sezon w Alaves. Widać, że potrafi wnieść swój wkład do drużyny, uważnie śledzimy jego rozwój - przyznał Diego Simeone po wspomnianym meczu z Alaves.

Niezłomny charakter

Giuliano zanotował niezwykle udaną końcówkę sezonu. Przeciwko Celcie Vigo strzelił premierowego gola w hiszpańskiej ekstraklasie. Do tego dołożył asysty z Gironą i Las Palmas. Dotkliwa kontuzja jedynie wzmocniła zawodnika, który zebrał niezbędne doświadczenie. Madryt opuszczał jako chłopiec, ale wrócił, będąc mężczyzną i gotowym piłkarzem.
Latem włodarze “Atleti” mieli spory dylemat. Simeone wrócił do klubu, ale wydawało się, że nie na długo. Hiszpańskie media informowały, że zainteresowanie jego usługami wykazują m.in. Valencia, Betis, Las Palmas czy Getafe. Kolejne wypożyczenie wydawało się rozsądnym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę gigantyczną konkurencję w linii ataku. Sprowadzono przecież Juliana Alvareza i Alexandra Sorlotha, a w klubie pozostali Antoine Griezmann czy Angel Correa.
Giuliano postanowił jednak walczyć o swoje. Najpierw pokazał się z dobrej strony na igrzyskach w Paryżu, kiedy trafił do siatki w rywalizacji z Marokiem. Tym samym znów nawiązał do wyczynów ojca, który 28 lat wcześniej strzelił gola podczas zmagań olimpijskich Atlancie. W tym roku Argentyna dotarła jedynie do ćwierćfinału imprezy, ale napastnikowi wyszło to na dobre. Dzięki temu mógł szybciej dołączyć do pozostałych zawodników Atletico szykujących się do sezonu. W trakcie okresu przygotowawczego wywalczył sobie miejsce w kadrze. I podkreślmy jeszcze raz, nie dlatego, że jest synem trenera.
- Giuliano to człowiek Atletico. Jest tu od 16. roku życia, nikt nie ściągnął go tu, dlatego, że jest moim synem. Był w akademii, grał w drużynach młodzieżowych, ostatnio pojechał na igrzyska i szło mu bardzo dobrze. W trakcie meczów postrzegam Giuliano jako piłkarza, a nie jako syna. Zdecydowaliśmy, że zostanie w klubie, ponieważ może nam realnie pomóc. Myślę tylko o drużynie. Na boisku robi to, co potrafi najlepiej, umie wziąć na siebie odpowiedzialność, bardzo ciężko pracuje i zbiera tego owoce - pochwalił “Cholo”, cytowany przez dziennik Marca.

Duch walki

Na początku sezonu Simeone sporadycznie podnosił się z ławki. W końcu zaczął jednak gwarantować konkrety. 20 października zanotował asystę przy arcyważnym golu Antoine’a Griezmanna na 2:1 z Leganes. Giuliano powalczył o piłkę przy linii końcowej, po czym dograł ją na nos do Francuza. Co warte uwagi, nominalny napastnik przez ponad dwa kwadranse sprawdził się jako prawy wahadłowy. Pokazał, że w razie potrzeby wypełni każde zadanie powierzone przez trenera.
- Gra na prawej obronie? Mogę wystąpić na dowolnej pozycji, nawet na bramce. Podoba mi się gra na "dziewiątce", ale to nie ma większego znaczenia. W ostatnich tygodniach sporo pracowaliśmy nad ustawieniem bliżej prawej strony. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zanotować asystę do Antoine'a. Nadal będę pracował, aby doskonalić się w grze na tej pozycji. Najbardziej cieszę się z tego, że mogę grać w Atletico - przyznał na antenie DAZN.
- To ironia losu, że DNA "Cholismo" zaszczepia teraz inny Simeone. Do Atletico trafiło wielu dobrych piłkarzy, ale na razie nie widać tam DNA drużyny, brakuje determinacji, walki, intensywności, odwagi. I to się ciągnie od kilku tygodni, Diego Simeone ma z tym problem. Jednak to właśnie syn jest teraz przedstawicielem cech charakterystycznych dla drużyny "Cholo" - ocenił Carlos Carpio, dziennikarz Radio Marca.
Atletico jako całość faktycznie zawodzi oczekiwania. Na krajowym podwórku traci już 10 punktów do Barcelony, a w Lidze Mistrzów przegrało 0:4 z Benfiką i 1:3 z Lille. Przy ogólnie panującej mizerii trzeba zatem szukać pojedynczych pozytywów. A takim jest postawa "Cholito". Choćby w ostatnim meczu z Las Palmas pokazał się ze znakomitej strony i to nie tylko za sprawą zdobytej bramki. Do tego dołożył jedną wykreowaną sytuację, dwa dryblingi, pięć pojedynków, 38 celnych podań. Naprawdę udowodnił, że prezentuje poziom godny gry w ekipie “Los Colchoneros”.
Oczywiście, że 21-latek nigdy nie ucieknie od porównań do ojca. Dopóki obaj będą w jednym zespole, zawsze znajdą się krytycy sugerujący nepotyzm i faworyzowanie potomka. Fakty są jednak zupełnie inne. Giuliano musiał przejść długą drogę, aby zasłużyć na miejsce w składzie “Rojiblancos”. Walczył na wypożyczeniach, zmagał się z problemami zdrowotnymi, wykazał gotowość do zmiany pozycji. Zrobił wszystko, aby madrycka saga rodu Simeone wciąż nie zbliżała się do epilogu. Właśnie jesteśmy świadkami rozpoczęcia nowego rozdziału tej pięknej historii.

Przeczytaj również