"Czasem wyciągają moje zdjęcie i plują mi w twarz". "Wieśniak" buduje wielkie Napoli wokół Piotra Zielińskiego

"Czasem wyciągają moje zdjęcie i plują mi w twarz". "Wieśniak" buduje wielkie Napoli wokół Piotra Zielińskiego
sbonsi / Shutterstock.com
Raptus. Do tego trener o zbytnio defensywnym podejściu do taktyki. Gennaro Gattuso długo był postrzegany jako ten, który nie pasuje do nowoczesnego, modnego pokolenia włoskich szkoleniowców stawiających na efektowną, ofensywną grę. Dziś widać, jak niesprawiedliwą łatkę mu przyklejono.
Gennaro Gattuso? Powszechnie - choleryk, boiskowy walczak, który nadawał się głównie do biegania i przeszkadzania rywalowi, a grę w piłkę zostawiał bardziej utalentowanym kolegom. Trener myślący przede wszystkim o tym jak bramki nie stracić, a dopiero później w jaki sposób ewentualnie napocząć przeciwnika. Impulsywny, opierający się o waleczność. Czy na pewno? Opinia krążąca o Rino, jak się okazuje, mało ma wspólnego z rzeczywistością.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kalabryjczyk nigdy nie był piłkarzem “pięknym”. Jego styl wręcz wybornie licował z krępą posturą i groźnym, ostrym wyrazem nieogolonej twarzy. Jak uroczo określił go podczas meczu Coppa Italia fizjoterapeuta Lazio - “terrone”. Wieśniak. Na boisku nie dawał rywalom żyć, nieustannie napastował ich przez 90 minut, był namolny i nieustępliwy. Sam mówił, że kiedy patrzył na Andreę Pirlo, to zastanawiał się, czy w ogóle może się nazywać piłkarzem.
Jednak robienie z niego piłkarza drewnianego, potrafiącego tylko kasować rywali, byłoby sporym nadużyciem. Być może nie miał wizji gry takiej jak włoski regista, być może nie posiadał techniki na poziomie Clarence’a Seedorfa. Ale nie był też zwykłym rzemieślnikiem, czy boiskowym rzeźnikiem. Przez całą karierę zaliczył jedynie 3 bezpośrednie czerwone kartki, z czego dwie na początku kariery, w barwach Salernitany. Zresztą, umówmy się - w ówczesnym, wielkim Milanie nie było miejsca na ‘drewniaka’, który potrafiłby tylko przeszkadzać. Był silny, doskonale przygotowany fizycznie, ale przede wszystkim posiadał wysoką inteligencję taktyczną. Wiedział jak i kiedy doskoczyć do rywala. Doskonale wyczuwał, kiedy może przeciąć podanie. Rozumiał toczącą się wokół niego grę.
Taki obraz Rino królował w zbiorowej świadomości i przełożył się też na jego wizerunek jako trenera. Nikt nie oczekiwał, że Włoch będzie celował w grę ofensywną, złożoną taktycznie, opartą o tysiące krótkich podań. Spodziewano się lustrzanego odbicia jego boiskowego obrazu. Walki, skutecznej defensywy, solidności bez fajerwerków. I do pewnego momentu ta wizja się sprawdzała.

Strażak Gattuso

Jego Milan faktycznie nie był piękny. Był brzydki, ostry, defensywny, oparty o kontrataki, choć jednocześnie diabelsko pragmatyczny i efektywny. Nieprzyjemny dla rywali, ale przede wszystkim dla widzów. Jeśli ktoś nie śledził Serie A i oglądał wówczas jedynie Milan dla Krzysztofa Piątka, to z miejsca stawały mu przed oczami nieaktualne stereotypy o lidze defensywnej i trudnej do strawienia dla niedzielnego kibica. Wizualna katorga.
Katorga, ale skuteczna, choć rozpoczęta we wręcz żenującym stylu. W debiucie Gattuso Milan pojechał do Benevento - drużyny wyśmiewanej, szorującej po dnie tabeli, która przed tym spotkaniem przegrała każdy z czternastu rozegranych meczów. I Milan nie dość, że ten mecz zremisował, to jeszcze po bramce bramkarza rywali w 95. minucie. Start na pograniczu groteski i dramatu, dodatkowo podbity porażką w następnym starciu z Rijeką, przeciwko której Rossoneri nie potrafili nawet raz trafić w światło bramki.
Z czasem Kalabryjczyk odcisnął jednak piętno na drużynie z Mediolanu. Zjednoczył piłkarzy. Ogarnął defensywę do tego stopnia, że zaliczyła serię sześciu meczów bez straty bramki. Ulepił najsolidniejszy Milan od czasów Massimiliano Allegriego, który nie tylko dotarł do finału Coppa Italia, ale także do ostatniej chwili walczył o pierwszą czwórkę w Serie A i wymarzony od wielu lat powrót do Ligi Mistrzów. Podczas okresu, w którym trenował Milan, jedynie dwie drużyny punktowały w lidze lepiej - Juventus oraz Napoli. I to mimo regularnie pojawiających się na San Siro problemów z kontuzjami. Np. na mecz z Fiorentiną wśród pomocników dostępni byli tylko Jose Mauri, Marco Brescianini oraz odstawiony od gry Riccardo Montolivo. W środku pola musiał zagrać prawy obrońca Davide Calabria, a jego kolega po fachu, Ignazio Abate, w związku z problemami defensywy (trzech najlepszych stoperów wypadło w pewnym momencie na miesiąc) musiał nauczyć się gry na środku obrony.
Atmosfera? Wyborna. Piłkarze poszliby za nim w ogień. Po wygranym meczu z Lazio doszło do absurdalnej sytuacji. Gattuso stanął w środku utworzonego przez zawodników okręgu i dawał się im... policzkować. - Chciałem po prostu sprawić żeby byli szczęśliwi, zwłaszcza ci którzy są na mnie źli, bo siedzą na ławce, więc dałem im okazję żeby mi dali z liścia - tłumaczył Rino.
Mimo świetnych relacji z zawodnikami i obiektywnie niezłych wyników, nie był to Milan marzeń. O ile Gattuso sprawdził się w roli strażaka, o tyle niespecjalnie można było sobie wyobrazić, by zdołał wprowadzić “Rossonerich” na wyższy poziom, adekwatny do gry w Lidze Mistrzów. A poza skuteczną grą zagwarantować także, by tę drużynę dało się oglądać z choć umiarkowaną przyjemnością. I mimo wcześniejszych pochwał Massimiliano Mirabellego, który twierdził, że Rino może trenować ekipę z Mediolanu nawet przez dekadę, podziękowano mu za współpracę. A sam Gattuso rozwiązał dwuletni kontrakt i zrzekł się należnych mu wypłat, twierdząc, że w jego relacji z Milanem nigdy nie chodziło o pieniądze.
Kiedy więc przejmował Napoli, oczekiwania były jasne. Carlo Ancelottiego, trenera z wielkim nazwiskiem i osiągnięciami, który miał kontynuować epokę pięknego Napoli Maurizio Sarriego, zastąpiło jego przeciwieństwo. Gattuso, czyli trener na dorobku. Bez wypchanego trofeami CV. Konserwatywny, lubujący się w przeszkadzaniu rywalom. Facet, który w trakcie letnich przygotowań biegał razem z piłkarzami, na samym czele, narzucając odpowiednie tempo.
I tu wydarzył się mały cud. Bo nie dość, że Gattuso naprawił w Neapolu wszystko to, co popsuł Ancelotti, to jeszcze zrobił to z niezłym stylem, zaskakującą elastycznością taktyczną i świetnym podejściem psychologicznym.

Jaskiniowiec pod Wezuwiuszem

Początki w Neapolu okazały się wyjątkowo trudne. Nie było mowy o efekcie nowej miotły. O ile Napoli grało znośnie, o tyle wyniki notowało bardzo słabe. Gattuso przegrał aż cztery z pierwszych pięciu spotkań, choć duży wpływ na to miały indywidualne “popisy” piłkarzy. Z Parmą najpierw Kalidou Koulibaly nie trafił w piłkę i wypuścił Dejana Kulusevskiego sam na sam z bramkarzem, drugą bramkę stracili po tym jak Piotr Zieliński się poślizgnął i poszła kontra. Z Lazio David Ospina postanowił kiwać się z Immobile i dał sobie odebrać piłkę, a porażka z Interem to była serią niefortunnych zdarzeń. Pierwszą bramkę “Nerazzurrim” sprezentował ślizgający się Giovanni Di Lorenzo. Drugą Alex Meret, który wbił sobie między nogami lecący prosto w niego strzał. A trzecią Kostas Manolas - Grek idealnie wystawił piłkę Lautaro Martinezowi. Komedia pomyłek.
Jednak Napoli szybko się ogarnęło. W 21. kolejce pokonało Juventus i zdołało wygrać 9 na 11 meczów. Do tego w stylu, który zupełnie nie przypominał tego z Milanu. Gattuso ewidentnie zdołał dopasować własną wizję gry do dostępnych w Neapolu piłkarzy. Zresztą, jak sam przyznał, dotarło do niego, że piłka we Włoszech uległa transformacji. Zobaczył jak wiele drużyn bazuje na krótkich podaniach i sam też zaczął postrzegać piłkę inaczej, niż w czasach kiedy był piłkarzem. Przywrócił nie tylko ustawienie 4-3-3 Maurizio Sarriego, z którego zrezygnował Ancelotti, ale też namiastkę stylu, którym wówczas zachwycało Napoli. Jak wspomina, już podczas kariery piłkarskiej imponował mu “hiszpański” styl futbolu.
- Pierwsze mecze z hiszpańskimi drużynami grającymi z nastawieniem na posiadanie piłki sprawiły, że kręciło mi się w głowie. Ruszałem na nich, próbowałem pressować, ganiałem za piłką, a oni brali mnie do środka i podawali naokoło. Cierpiałem w tych meczach, po ich zakończeniu miałem wrażenie, że we Włoszech gramy w inny sport.
W obecnym sezonie Rino poszedł o krok dalej. Do jednego dobrze funkcjonującego systemu, dołożył jeszcze równie udane 4-2-3-1, dzięki czemu Napoli jest znacznie bardziej elastyczne i trudne do rozczytania. Nawet po podaniu składów nie wiadomo w jakiej wyjdzie formacji, potrafi płynnie zmieniać ustawienie w trakcie meczu. Włoskie media zwracają uwagę, że z tego powodu Zieliński jest dla Gattuso piłkarzem fundamentalnym, ponieważ z akcji na akcję bez najmniejszego problemu może zmieniać swoją rolę i raz być ‘dziesiątką’ a raz ósemką.
Zresztą wystarczy rzut oka na statystyki, by zobaczyć, że nie jest to Napoli grające prostą piłkę nieokiełznanego jaskiniowca. Zaledwie 22.8% akcji bramkarz rozpoczyna długim podaniem. Pod tym kątem lepiej wygląda to tylko w Interze i Juventusie. Co jeszcze? Najwięcej strzałów i celnych strzałów w lidze - Napoli. Najwięcej akcji kreujących strzały - również Napoli. W podaniach progresywnych lepsze jest tylko “Juve”.
Co ciekawe, neapolitańczycy są jedną z najmniej pressujących drużyn w lidze (rzadziej robi to tylko Benevento), za to są w czołówce ligi, jeśli chodzi o pressing w ofensywnej tercji boiska. Naciskają obrońców rywali, jednak jeśli w tej fazie nie uda się odzyskać piłki, to cofają się, odbudowują ustawienie i spokojnie bronią bramki. A propos bronienia - są najbardziej czysto grającą drużyną ligi. Zanotowali zaledwie 99 fauli przy aż 187 Interu, 199 Hellasu czy 204 Spezii.
Oczywiście nie znaczy to, że Kalabryjczyk porzucił wrodzoną “grintę” i znaczenie ma dla niego już tylko piękna gra i klepanie piłką od lewej do prawej strony.
- Jak mamy grać w piłkę? Chciałbym, żebyśmy byli tak piękni jak Brad Pitt, kiedy ją mamy i tak brzydcy jak ja, kiedy bronimy i musimy ją odzyskać - mawia.
I takie właśnie jest Napoli Gattuso. Posiada różne oblicza, zależne od rywala, zależne od fazy meczu. Potrafi się adaptować, zmieniać swój obraz niczym kameleon, raz imponując świetną defensywą, by w kolejnym meczu wgnieść rywala w ziemię. Tak jak to było chociażby z Romą i Atalantą, którym Napoli zaaplikowało cztery bramki, czy Genoą, której siatka w bramce szeleściła aż sześć razy.

Nosorożec, który został psychologiem

- Czasem mnie kochają, ale jestem pewien, że czasem też wyciągają rano moje zdjęcie i plują mi w twarz - Gattuso o trudnej miłości piłkarzy do trenera.
Za pracę w Milanie Rino był chwalony przez Allegriego, który docenił między innymi fakt, że Włoch zdołał przełożyć swój charakter i waleczność na drużynę. Na to samo zwracał uwagę Leonardo Bonucci, według którego Gattuso ma niesamowitą zdolność do sprawiania, by każdy piłkarz - od gwiazdy drużyny po ostatniego do gry - czuł się w obowiązku mocno trenować i walczyć na boisku.
A jeśli ktoś odpuszcza? Krótka piłka, wylot. - Jeśli ktoś nie potrafi się zaangażować na 100%, jedzie do domu. Nic nowego. Dziś jednak jest nowy dzień, a nowy dzień to nowa szansa - tak Gattuso wytłumaczył wyrzucenie Hirvinga Lozano z treningu. Mario Rui i Faouzi Ghoulam spędzili jedno ze spotkań na trybunach w nagrodę za to, że podczas treningu “świetnie spacerowali”, a trener Napoli uznał, że spędzenie weekendu na kanapie przed TV byłoby dla nich zbyt przyjemne.
U Gattuso panują proste, klarowne zasady - kto się nie stara, ten nie gra.
- Jestem w tej kwestii trochę staromodny. Mówię wprost co myślę, nie obrażam się, nie kłamię, nie hamuję - czysta prawda - oto kolejny cytat z Włocha.
I widać po kilku przypadkach, że ze swoją wizją i podejściem potrafi trafić do piłkarzy. Matteo Politano ewidentnie odżył po nieudanym okresie w Interze, a Lozano - który do niedawna zapowiadał się na największą wtopę transferową Napoli - dzisiaj jest pewnym punktem drużyny. Być może miał dość pewnego narwanego Kalabryjczyka, którzy przez 90 minut krzyczał średnio co 15 sekund “CZUKI!” (Chucky - pseudonim Hirvinga).
Najciekawiej wygląda jednak przemiana, jaką wywołał u Zielińskiego. Przed sezonem mówiło się, że może być jego “Pavlem Nedvedem”, czyli piłkarzem o wielkich umiejętnościach, który jeszcze z różnych powodów nie w pełni je wykorzystuje, tak jak Czech na początku w Turynie.
Można się było spodziewać, że trener ostry i bezpośredni może “Zielka” stłamsić, tymczasem efekt jest odwrotny. Polak stał się na boisku bardziej pewny siebie (najwięcej założonych kanałków w lidze, czołówka Serie A w skuteczności dryblingów), wręcz szuka gry 1 na 1, częściej strzela, potrafi krzyknąć na kolegów, jak w meczu z Romą, kiedy Lozano uderzał na bramkę, zamiast oddać mu piłkę.
Zieliński jest regularnie “pompowany” mentalnie przez Gattuso, który ostatnio stwierdził, że nie widział jeszcze piłkarza z taką łatwością mijającego rywali. Rino regularnie wystawia też polskiego pomocnika do wywiadów telewizyjnych podczas meczów. Być może po to, żeby zbudować mu pewność siebie, lub uświadomić, że ma być ważnym ogniwem drużyny, a nie tylko jednym z jej trybików.
Metody Gattuso póki co ewidentnie przynoszą efekty. Napoli wygrało Puchar Włoch, a w obecnym sezonie, mimo walkowera i ujemnego punktu, jest w ścisłej czołówce ligi. Sam Włoch jednak nie zadowala się małymi zwycięstwami. Wyznaje filozofię, że są to tylko małe kroki prowadzące do celu, niezależnie od rywala. W poprzednim sezonie, po wygranej z Juventusem, który wcześniej w dwudziestu meczach przegrał zaledwie raz, zamiast puszyć się oraz pławić w glorii i chwale pogromcy Maurizio Sarriego, stwierdził, że po powrocie do domu nadal będzie myślał o wcześniejszej wpadce przeciwko Fiorentinie.
- Niczego jeszcze nie dokonaliśmy. Śmiano się z Napoli, ale często śmiano się słusznie - dlatego nie zadzieramy nosa.

Przeczytaj również