Czarna lista Barcelony. Z tymi piłkarzami powinna się pożegnać
FC Barcelona potrzebuje kolejnej małej rewolucji. Przed startem kolejnego sezonu Katalończycy powinni pozbyć się zawodników, którzy nie są niezbędnymi elementami zespołu. Oto oni.
Mamy dopiero kwiecień, ale FC Barcelona właściwie już zakończyła rywalizację w tym sezonie. Podopiecznym Xaviego pozostało do rozegrania sześć meczów, w których jedynym celem będzie utrzymanie drugiego miejsca w lidze, gwarantującego awans do Superpucharu Hiszpanii. Wypadnięcie ze wszystkich rozgrywek sprawia, że włodarze mają więcej czasu na dokładne rozplanowanie działań w letnim okienku transferowym. I większość z nich powinna dotyczyć ruchów z klubu, a nie do niego. Jest bowiem kilku zawodników, którzy zawodzą, nie spełniają oczekiwań i po prostu nie powinni dłużej występować w barwach “Blaugrany”. To właśnie ta grupa może w pierwszej kolejności opuścić stolicę Katalonii.
Inaki Pena
Zaczynamy od bramki, gdzie Barcelona ma spory problem. Marc-Andre ter Stegen przez wiele sezonów właściwie nie potrzebował zmiennika, ponieważ grał wszystko od deski. Kiedy pod koniec poprzedniego roku Niemiec doznał urazu, okazało się, że Katalończycy są zgubieni. Inaki Pena dostał jedną szansę od losu i zupełnie jej nie wykorzystał. Zdążył rozegrać 17 spotkań, wpuszczając aż 32 gole, średnio 1,88 na mecz. Przez pewien czas zajmował zaszczytne ostatnie miejsce w lidze hiszpańskiej pod względem średniej obronionych strzałów czy skutecznych wyjść do dośrodkowań rywali. W trakcie całej seniorskiej kariery zachował on pięć czystych kont. Dla porównania, Ter Stegen od 24 lutego do 13 kwietnia miał sześć ligowych meczów na zero z tyłu. “Barca” nie może rozpocząć kolejnych rozgrywek w kadrze z bramkarzem, który osiąga tak mierne wyniki, jak Hiszpan.
Ostatnie miesiące pokazały, że rezerwowy golkiper może niespodziewanie stać się bohaterem. Wystarczy spojrzeć na Real Madryt, który już nie musi tęsknić za Thibaut Courtois. Andrij Łunin wielokrotnie ratował “Królewskich” w Lidze Mistrzów i na krajowym podwórku. Barcelonie oczywiście trudno będzie znaleźć zawodnika, który dorówna poziomem Ukraińcowi. Pewnym jest natomiast, że trzeba poszukać nowego rozwiązania. Może szansę powinien otrzymać Ander Astralaga, który dotychczas występował jedynie w rezerwach. Jeśli nie wypali, można szukać dalej. Ale raczej nie należy już pokładać wiary w 25-letniego Penę.
Marcos Alonso
Dziwna historia, która powinna dobiegnąć końca. Samo sprowadzenie lewego obrońcy wzbudzało zaskoczenie, biorąc pod uwagę, że w poprzednim sezonie klub miał na tej pozycji Jordiego Albę i Alejandro Balde. Ubiegłego lata starszy z Hiszpanów odszedł, a młodszy niedługo potem doznał poważnej kontuzji. Xavi nie mógł jednak liczyć na Alonso, którego również zaczęły prześladować poważne problemy zdrowotne. Od listopada zdołał wystąpić w zaledwie dwóch spotkaniach, z czego jednym była wstydliwa porażka z Szachtarem Donieck. 30 czerwca wygaśnie umowa 33-latka i raczej nie ma żadnych argumentów za tym, żeby miała zostać przedłużona. Balde wróci do gry, a na lewej stronie defensywy może też występować Hector Fort. Dla Alonso po prostu nie ma miejsca.
Eric Garcia, Clement Lenglet, Sergino Dest
Przechodzimy do pakietu wypożyczonych obrońców. Zmiana barw zdecydowanie najbardziej przysłużyła się Erikowi Garcii. Stoper błyskawicznie stał się filarem rewelacyjnie grającej Girony. Oczywiście, że ekipa Michela w pewnym momencie sezonu złapała zadyszkę i straciła szansę na walkę o mistrzostwo. Wciąż mówimy jednak o zespole, który po raz pierwszy w swojej historii awansował do europejskich pucharów. I najprawdopodobniej od razu będzie to występ w elicie, czyli Champions League. “Barca” powinna skorzystać na tym, jak solidnie prezentuje się jej zawodnik na Estadi Montilivi. Obecność Ronalda Araujo, Julesa Kounde, Pau Cubarsiego i Andreasa Christensena sprawia, że ewentualny powrót Garcii prawdopodobnie nie wchodzi w grę. Lepszym rozwiązaniem wydaje się znalezienie potencjalnego kupca, który wyłożyłby na stół kilkanaście milionów euro.
Gorzej wygląda sytuacja Clementa Lengleta, który po raz kolejny może stać się sporym obciążeniem. Przypomnijmy, że jego lukratywna umowa z Barceloną obowiązuje aż do połowy 2026 roku. W ostatnim czasie Katalończycy regularnie próbują go spieniężyć, ale Francuz odchodzi jedynie na zasadzie kolejnych wypożyczeń. Teraz przebywa w Aston Villi, gdzie jego gra nie powala na kolana. Jesienią grzał ławkę w Premier League, a w ostatnich tygodniach zbierał minuty głównie z powodu urazu Pau Torresa. Pewnie “The Villans” nie będą zabijać się o to, aby zatrzymać 28-latka na stałe.
“Barca” do pewnego momentu mogła za to wierzyć w zarobienie 10 mln euro na Sergino Deście. Dokładnie tyle wynosi opcja wykupu, którą PSV uzgodniło w momencie wypożyczenia Amerykanina. Przez większą część sezonu wydawało się, że Holendrzy z radością skorzystają z klauzuli, aby zatrzymać swojego podstawowego zawodnika. Niedawno prawy obrońca doznał jednak poważnej kontuzji kolana, która nieco komplikuje sprawy. Według dziennika Sport wychowanek Ajaksu wróci do gry dopiero na początku 2025 roku. Włodarze z Eindhoven publicznie wyrażają chęć zatrzymania tego zawodnika, ale pewnie spróbują wynegocjować korzystniejsze warunki. Barcelona znów straci kilka milionów.
- Operacja zatrzymania Desta zmierza we właściwym kierunku. Jego kontuzja nie wygląda dobrze, musimy poczekać i zobaczyć, co się wydarzy. Ale wierzymy, że Sergino wróci do zdrowia, wróci do formy i chcielibyśmy, żeby z nami został - przyznał Marcel Brands, dyrektor PSV, w rozmowie z Voetbal International.
Frenkie de Jong
Umówmy się, Inaki Pena czy Clement Lenglet nie są najbardziej ekscytującymi piłkarzami świata. Jedną z gwiazd letniego okienka może za to zostać Frenkie de Jong. W ostatnim El Clasico doznał on kontuzji, która sprawia, że już nie wróci do gry w tym sezonie. Minął zatem piąty rok jego gry w Barcelonie i nadal nie da się jednoznacznie uznać, że klub wykonał dobry krok, sprowadzając go z Ajaksu za 86 mln euro. Holender ma papiery na bycie topowym pomocnikiem, ale jego grę nieustannie cechują niestabilność, kruchość w defensywie i brak dodania czegoś ekstra w najważniejszych momentach. Po pięciu latach trudno znaleźć kilka naprawdę znakomitych występów przeciwko topowym rywalom. Obserwując ostatni dwumecz z PSG, znacznie lepsze wrażenie zrobił Vitinha. W niedawnym Klasyku solidniej zaprezentował się 38-letni Luka Modrić. A “Barca” wciąż czeka i czeka na najlepszą wersję De Jonga, który swój peak osiągnął w sezonie 2018/19, brylując w Amsterdamie.
- Frenkie de Jong gra w piłkę, jakby był listonoszem. Zbyt długo zwleka z podawaniem piłki do partnerów. On biegnie z nią i wręcza ją kolegom. Kiedy uwolnisz się spod pressingu rywala, musisz utrzymać piłkę w ruchu i podać ją - podkreślał w lutym Rafael van der Vaart na antenie Ziggo Sport.
Pewnie latem powtórzy się sytuacja z 2022 roku. “Blaugrana” może chcieć sprzedać Frenkiego, ponieważ nie jest on elementem, którego nie dałoby się zastąpić. Jednocześnie jego transfer stanowiłby ogromne odciążenie dla drabinki płacowej przy jednoczesnym dołożeniu kilkudziesięciu milionów do klubowej kasy. Ale kluczowa okaże się wola samego zawodnika, który ma prawo zablokować jakikolwiek ruch. Przecież żyje w pięknym miejscu, kupił już dom w Barcelonie, niedawno urodziło mu się dziecko, inkasuje ponad 35 mln euro brutto. Nie musi tego zamieniać na Manchester, Londyn czy Monachium. Joanowi Laporcie i spółce powinno jednak zależeć na tym, aby znaleźć korzystne rozwiązanie. A z perspektywy klubu takim wydaje się sprzedaż. De Jong potrafi być świetnym zawodnikiem, ma unikalny styl gry, ale jego wpływ na zespół jest po prostu zbyt mały względem oczekiwań i zainwestowanych środków.
Oriol Romeu
Ubiegłego lata Barcelona miała do wydania zaledwie parę milionów euro. Przy tak śmiesznie niskim budżecie nie dało się zastąpić Sergio Busquetsa. Oriol Romeu nie miał prawa wejść w buty legendy, ale liczono, że wniesie do drużyny inne walory. Miał być agresywną ścianą, “ochroniarzem” dla bardziej technicznych partnerów pokroju Frenkiego, Pedriego czy Ilkaya Guendogana. Były gracz Girony nie dał jednak rady.
- To nie był dla mnie łatwy okres. Były momenty w tym sezonie, kiedy miałem zły okres i czułem, że gra nie sprawia mi przyjemności. Nie pokazałem też Xaviemu, że może mi zaufać w każdym meczu. Moja przyszłość w Barcelonie? Wszystko będzie zależało od tego, czy będę czerpał radość z gry - przyznał niedawno na antenie RAC 1.
“Barca” pomyliła się, ale wygląda na to, że niedługo naprawi swój błąd. Oriol Romeu wydaje się bowiem świadomy położenia i wymagań, których nie dał rady spełnić. Trudno w tej sytuacji winić którąkolwiek ze stron, biorąc pod uwagę pełne spektrum okoliczności. Katalończyków nie stać było na żadnego defensywnego pomocnika z wyższej półki. Z kolei 32-latek stanął przed jedyną szansą na sprawdzenie się w klubie z czołówki. Nie wyszło? A zatem czas podać sobie ręce i rozejść się w przeciwnych kierunkach. Lepiej utopić trzy miliony euro niż 50 lub 100, a przecież nie takie rzeczy działy się na Camp Nou.
Sergi Roberto
Ktoś mógłby spojrzeć w liczby i pomyśleć, że Barcelona powinna zatrzymać swojego kapitana. Roberto zarabia niewiele, akceptuje rolę zmiennika, w tym sezonie strzelił trzy gole i dorzucił dwie asysty. To nie wygląda źle. A jednak czuć, że powinno się postawić definitywną kreskę i pożegnać ostatniego przedstawiciele starej gwardii. 32-latek jest bowiem uosobieniem zespołu, który od kilku sezonów zawodzi w najważniejszych momentach.
- Gol strzelony pod koniec pierwszej połowy nas zabił. Nie zasłużyliśmy na to, sami stworzyliśmy więcej okazji. Po drugiej bramce Realu nie potrafiliśmy już grać na swoim poziomie - tak Roberto rok temu podsumował porażkę 0:4 w pucharowym El Clasico.
Tamte słowa pokazały, że “Barca” ma ogromny problem z warstwą mentalną. Kapitan zespołu nie może mówić, że jedna stracona bramka “zabiła” zespół. Szczególnie, że wspomniane trafienie doprowadziło jedynie do remisu w całym dwumeczu. Ale to pokazuje właśnie różnicę między Katalończykami i Realem Madryt. Jedni w trudnym momencie załamują się, pękają, nie są w stanie przetrwać. Z kolei drudzy wyspecjalizowali się w cierpieniu prowadzącym do ciągłych sukcesów. Cytując klasyka, można ich zniszczyć, ale nie pokonać.
Czy samo pożegnanie Sergiego Roberto wpłynie na zmianę mentalności? Pewnie nie. Ale będzie to krok w kierunku rozpoczęcia nowego rozdziału, odcięcia się od minionych lat naznaczonych bólem i kolejnymi sportowymi kompromitacjami. Wszechstronny zawodnik może być solidny, ale to wciąż za mało. Barcelona musi przestać akceptować średni poziom, jeśli chce dołączyć do walki o wyższe cele. Chociaż katalońskie media przekonują, że umowa 32-latka i tak zostanie przedłużona, więc sam klub widocznie inaczej podchodzi do sprawy. Zwłaszcza, że gorącym zwolennikiem talentu tego gracza pozostaje Xavi, który pozostaje na stanowisku. Trener już rok temu miał przekonać klub do zatrzymania kapitana i teraz może zrobić to ponownie.
Ansu Fati
W linii ataku nie należy spodziewać się gruntownej rewolucji. Robert Lewandowski ogłosił, że zostanie na kolejny sezon, a jego potencjalny następca, Vitor Roque, dopiero przechodzi przez proces aklimatyzacji. Raphinha odżył po takim sobie starcie sezonu, Lamine Yamal to materiał na lidera, a Ferran Torres przed kontuzją gwarantował liczby. W takiej sytuacji jedyną opcją będzie próba zarobienia na sprzedaży Ansu Fatiego. Przy czym raczej będzie to walka o przekonanie kontrahentów do kupna nadziei niż faktycznej jakości. 21-latek miał odbić się na wypożyczeniu w Brighton, ale wpadł w jeszcze większy dołek.
Jego łatka wonderkida została brutalnie zdarta, co stawia Barcelonę w bardzo niekorzystnym położeniu. Czy znajdzie się zespół, który zechce zapłacić np. 30 mln euro za niedoszłego nowego Messiego? Wątpliwe. A przecież kiedyś w mediach królowały doniesienia o tym, że Manchester United byłby gotów wydać na Ansu ponad 100 milionów. Jak ten czas leci. Szerzej o problemach napastnika w Brighton pisaliśmy TUTAJ.
Joao Cancelo, Joao Felix?
Na koniec kącik ze stajni Jorge Mendesa. Fatalna sytuacja finansowa sprawiła, że poprzedniego lata “Barca” przede wszystkim wzmocniła skład, wypożyczając duet Joaos. I po pierwszej połowie sezonu można było uznać, że bliżej pozostania jest Cancelo, który zanotował udany start. W ostatnich dniach boczny obrońca zawalił jednak najważniejsze mecze, co szeroko opisaliśmy TUTAJ. 29-latek wciąż popełnia błędy, które sprawiają, że regularnie musi szukać nowych drużyn. A ostatnie, czego Barcelona potrzebuje w defensywie, to brak stabilizacji.
Pod znakiem zapytania stoi też przyszłość Joao Felixa. Barcelona powinna starać się o zatrzymanie napastnika jedynie na zasadzie kolejnego wypożyczenia. Wówczas wciąż mógłby być uzupełnieniem ataku i solidnym jokerem z ławki. W tym sezonie jedynie Robert Lewandowski i Raphinha wykręcili lepsze liczby w klubowej klasyfikacji kanadyjskiej. Portugalczyk jednocześnie nie oczarował na tyle, aby ryzykować transferem definitywnym. Jeśli Atletico znów zgodzi się go oddać, “Blaugrana” powinna w to pójść. W przeciwnym razie trzeba powiedzieć sobie “Obrigado” i “Adios”.