Cudotwórca w bramce. Do niego należy występ turnieju. Realizują legendarną zasadę
Wskazywana jako outsider EURO 2024 reprezentacja Gruzji sensacyjnie awansowała do 1/8 finału. Pierwszym meczem, przeciwko Turcji, zdobyli serca wielu kibiców, ostatnim w grupie, z Portugalią, zapewnili sobie grę wśród 16 najlepszych zespołów Starego Kontynentu.
Ta historia nie byłaby możliwa, gdyby nie zmiana zasad eliminacji i dodanie możliwości awansu na bazie miejsca w dywizji C Ligi Narodów. To właśnie tę furtkę wykorzystała reprezentacja Willy’ego Sagnola. Najpierw wygrali dywizję C Ligi Narodów, a następnie w półfinale baraży pokonała Luksemburg, a w decydującym spotkaniu po rzutach karnych okazała się lepsza od Greków.
Słabe eliminacje
W samej grupie eliminacji zajęli dopiero czwarte miejsce. Zaliczyli w niej blamaż z niedzielnym rywalem, reprezentacją Hiszpanii, z którą przegrali aż 1:7. Łącznie stracili najwięcej goli spośród zespołów, które awansowały na EURO 2024. Byli też najrzadziej przy piłce, wymienili najmniej podań, a w statystyce aktywnej obrony bardziej bierni byli jedynie Maltańczycy i Cypryjczycy.
Wszystko zatem wskazywało na to, że w Niemczech będą chłopcem do bicia, drużyną, która błyskawicznie pożegna się z turniejem. Jednak już pierwszy mecz z Turcją udowodnił, że Gruzini nie przyjechali się tylko położyć i czekać na wyrok. Co prawda przegrali 1:3, ale rozegrali ciekawe, jakościowe spotkanie. Zdobyli bramkę na 1:1 po świetnej kombinacyjnej akcji, w samej końcówce mieli dwie znakomite szanse na wyrównanie, a trzeciego gola stracili w doliczonym czasie gry, gdy większość piłkarzy pobiegła w pole karne przeciwników.
Mecz w Dortmundzie obfitował w strzały, łącznie oddano ich 38, z czego 14 naliczono Gruzinom. Nie mieli większych problemów ze stwarzaniem okazji, tych "dużych", jak to określa Opta, wykreowali aż pięć, tyle samo co przeciwnicy.
Nie ma co jednak ukrywać, że po porażce na dzień dobry scenariusz z szybkim odpadnięciem stal się jeszcze bardziej realny. W końcu zdarzały się już takie historie, że ze strony outsidera oglądaliśmy jedno ciekawe spotkanie, ale później już wychodziła różnica jakości.
I przeciwko Czechom sprawy długo układały się w ten sposób. Drużyna Ivana Haska stwarzała mnóstwo okazji, oddawała wiele strzałów, ale niespodziewanie z rzutu karnego to Gruzini objęli prowadzenie. W drugiej połowie przewaga była jeszcze większa, w strzałach wyniosła 14-3 (łącznie 27-5), a jedynym celnym strzałem zespołu Sagnola był wykorzystany rzut karny Mikautadze.
Bohater w bramce
Cuda w bramce wyczyniał jednak Giorgi Mamardaszwili, który statystycznie uchronił zespół od utraty aż trzech goli, co jest zdecydowanie najlepszym wynikiem na tym turnieju i raczej trudno będzie to przebić. Wybitna robota w bramce mogła zostać jeszcze nagrodzona w samej końcówce, gdy rewelacyjną okazję po kontrataku miał Lobzhanidze.
Wydawało się, że to była piłka na potencjalne trzecie miejsce w grupie i ewentualny awans do 1/8 finału. Przecież ostatni mecz Gruzini grali z Portugalią więc trudno było oczekiwać, że go wygrają, a tylko trzy punkty dawały pozostanie w rywalizacji. Chociaż może nasze spojrzenie, dość mocno realistycznie, niekoniecznie było podzielane w Gruzji. - Nigdy nie graliśmy na dużym turnieju, a dzień po awansie ludzie zaczęli rozmawiać o wyjściu z grupy, takie tu jest podejście - powiedział jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w Niemczech Sagnol.
Po brawurowym spotkaniu, kolejnych cudach w bramce Mamardaszwiliego, wybitnych momentach Kwarackelii, który jako 12-latek brał udział w otwarciu akademii Cristiano Ronaldo w Tbilisi, reprezentacja Gruzji odniosła największy sukces w historii - pokonała Portugalię 2:0. "Znamy już wszystkich uczestników fazy pucharowej, ona z Gruzją będzie piękniejsza" - tak skomentował ich wyczyn komentator angielskiej ITV.
Król strzelców fazy grupowej
Po fazie grupowej najwięcej goli w EURO 2024 ma Mikautadze. Najczęściej faulowanym zawodnikiem jest Kwarackelia, a najwięcej interwencji i uchronionych goli ma Mamardaszwili. Może zbyt często nie mają piłki, średnio trzecie najniższe posiadanie, ale już we współczynniku goli oczekiwanych są na 11. miejscu. Wyróżniają się odwagą w kontratakach, bezkompromisowością i ogromnym zaangażowaniem. Trochę jak kiedyś nauczał Felix Stamm: doskocz, przy…. i odskocz. Gruzini tę zasadę realizują fenomenalnie.
Drużyna Sagnola gra ustawieniem 1-3-5-2. Kapitanem jest jeden ze środkowych obrońców - Guram Kashia. Nie jest może najbardziej mobilny, ale ma ogromne doświadczenie, 36 lat, a na cztery miesiące przed barażami przestał jeść słodycze. Chciał zadbać o każdy detal, jak wspominał w rozmowie z Guardianem drugiej porażki w barażach by nie przeżył. Właśnie w nich Gruzini przegrali szansę na EURO 2020.
Mikautadze to agresywnie grający, energiczny napastnik, który nie przebił się w Ajaksie, ale swietnie czuje się we Francji. Niemal w pojedynkę utrzymał Metz, a wcześniej był królem strzelców na zapleczu. Warto na pewno zwrócić też uwagę na Giorgiego Czakwatadze, który w drugiej części sezonu nieźle prezentował się w Watfordzie, a w eliminacjach często asystował do Kwarackelii.
Pan selekcjoner
Awans do 1/8 finału to też ogromny sukces dla Sagnola. Byłego reprezentanta Francji, który gruzińską kadrę przejął w 2021 roku. Wielkiego doświadczenia w samodzielnej pracy nie miał. W ośmiu meczach poprowadził francuską młodzieżówkę, później na niemal dwa lata objął Bordeaux i to by było na tyle. W 2017 roku został asystentem Carlo Ancelottiego w Bayernie Monachium, a po zwolnieniu Włocha w jednym spotkaniu samodzielnie poprowadził drużynę.
Pracę w stolicy Bawarii zakończył w 2017 roku, a kolejną była dopiero od lutego 2021 reprezentacja Gruzji. - Myślałem, że sam awans był już czymś maksymalnym, co mogliśmy osiągnąć - powiedział na konferencji po spotkaniu z Portugalią. Przed meczem powiedział swoim zawodnikom żeby wyszli i zagrali swój futbol, tak jakby mieli 16 albo 17 lat, bez żadnego strachu.
W Niemczech i tak osiągnieli już znacznie więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, ale w 1/8 finału czeka ogromne wyzwanie. Wspomniana wcześniej Hiszpania, która w eliminacjach wygrała aż 7:1. Hat-tricka zaliczył wtedy Alvaro Morata, już do przerwy było 4:0. Spotkanie rozegrano we wrześniu 2023 roku i nikt by wtedy nie wpadł na to, że dziesięć miesięcy później te zespoły spotkają się w meczu o ćwierćfinał mistrzostw Europy. - Nie jedziemy do Niemiec na zakupy, nie jedziemy jako turyści. Lecimy tam z dużymi ambicjami - zapowiadał Sagnol. Czasem takie deklaracje źle się starzeją, ale w tym przypadku okazały się początkiem pięknej historii.