Co za zjazd! Miała być Złota Piłka, jest dziwny transfer. "Za dużo znaków zapytania"
Miał być jednym z tych wielkich i tyle też kosztował, kiedy przechodził do Manchesteru United. Choć Anthony Martial nie okazał się zupełnym niewypałem w Premier League, jego kariera nie potoczyła się tak, jak mu wróżono. Francuz opuścił Old Trafford tylnymi drzwiami i właśnie obrał zaskakujący kierunek.
Emmanuel Petit, jedna z legend francuskiego futbolu, stwierdził niedawno, że “nie wie, kiedy Anthony Martial był po raz ostatni prawdziwym piłkarzem”. Pewnie podobnie mogliby powiedzieć kibice Manchesteru United, dla którego napastnik występował w sumie - z drobną przerwą na wypożyczenie do Sevilli - przez ostatnich dziewięć lat. Wiele miesięcy z tego znaczącego przecież okresu kariery stracił jednak przez kontuzje. I nigdy nie wskoczył na poziom, który obstawiało wielu kibiców oraz ekspertów.
Ta niemal dekada była prawdziwym rollercoasterem i dla samego piłkarza, i całego klubu. Jak upłynęła ona bez wyraźnego sukcesu “Czerwonych Diabłów”, tak również sam Martial nigdy nie osiągnął indywidualnie tyle, ile przewidywano, kiedy trafił do Premier League. Ostatnie miesiące lepiej pozostawić bez komentarza, ale zjazd formy Francuza rozpoczął się już znacznie wcześniej. Latem długo nie było wiadomo, kto będzie jego nowym pracodawcą. Ostatecznie właśnie wylądował w… AEK Ateny. Mimo wszystko - wybór ten jest trochę zaskakujący.
Łączy ery
Trudno uwierzyć w to, ile czasu Martial spędził na Old Trafford. We współczesnym futbolu nie zdarza się bowiem zbyt często, by dany piłkarz reprezentował barwy jednego zespołu przez tak długi czas. Do tego dla Manchesteru United był i jest to bardzo ciężki okres. Z klubu, który co roku bił się o mistrzostwo Anglii i znajdował się w gronie jednego z faworytów do triumfu w Lidze Mistrzów, przeistoczył się w zespół chimeryczny, a przede wszystkim pozbawiony znaczących sukcesów. I choć tych - w mniejszym wydaniu - przez te dziewięć lat nie zabrakło, nie można powiedzieć, by to był udany rozdział w dziejach MU.
- Aż trudno uwierzyć w to, że Martial spędził w Manchesterze aż tyle czasu, ale faktycznie jest to piłkarz, który łączy różne ery w Manchesterze United. Był przecież sprowadzany jeszcze przez Louisa van Gaala, później pracował z Jose Mourinho, Ole Gunnarem Solskjaerem, Ralfem Rangnickiem oraz Erikiem Ten Hagiem. I trzeba przyznać, że biorąc pod uwagę ten pierwszy okres Francuza na Old Trafford, na pewno bardzo się rozwinął, bo w gruncie rzeczy trafiał tam przecież tylko po jednym, pełnym sezonie w AS Monaco - mówi nam Maciej Łaszkiewicz z Angielskiego Espresso.
Kiedy Martial zamienił słoneczne Księstwo na nieco bardziej pochmurną Anglię, wielu kibiców miało wątpliwości głównie co do jego ceny. Francuz kosztował “Czerwone Diabły” ok. 45 milionów euro (a wraz z klauzulami ta kwota mogła urosnąć nawet do ponad 70 milionów!), co uczyniło go wówczas najdroższym nastolatkiem w historii futbolu. W 2015 roku to była jeszcze wciąż wysoka kwota, choć obrońcy tego transferu słusznie zauważali, że United pozyskali wtedy piłkarza o ogromnym talencie i potencjale. Gdyby tak nie było, w grudniu tego samego roku do jego rąk na pewno by nie powędrowała nagroda “Golden Boy” dla najbardziej perspektywicznego zawodnika U-21.
- Kiedy Martial przeszedł do United, nie znał angielskiego i wielu uważało, że może się odbić od ligi angielskiej, ale już od momentu debiutu było widać, że spokojnie może dać radę i... moim zdaniem tak właśnie było. 63 gole na poziomie Premier League to jest wciąż dość solidny dorobek. Tym bardziej, że te bogate transfery United na ogół kompletnie nie wypalają. Jeśli zestawimy Martiala ze sprowadzonymi później Romelu Lukaku, Jadonem Sancho czy Antonym, to kariera Francuza była relatywnie udana. Oczekiwania i skala talentu mogły oczywiście zapowiadać większe sukcesy, ale kosztował przynajmniej odrobinę mniej od wspomnianej trójki - dodaje Łaszkiewicz.
Problem nie tylko w klubie
Choć być może całościowa opinia na temat Martiala na Old Trafford rzeczywiście nie jest aż tak negatywna, nie możemy zapominać o tym, jaka atmosfera panowała w momencie jego transferu do United. Wówczas wielu Francuzów liczyło, że to będzie wreszcie ich pierwszy zawodnik od czasów Zinedine'a Zidane’a i 1998 roku, który sięgnie po Złotą Piłkę. Zresztą nawet w umowie między “Czerwonymi Diabłami” i Monaco znalazł się zapis, który zagwarantowałby drużynie z Ligue 1 dodatkowe miliony euro w razie takiego wyróżnienia dla Martiala. Ten jednak nigdy nie znalazł się nawet w pierwszej piątce tego zestawienia i nie do końca sprostał oczekiwaniom.
- Powody były trzy: kontuzje, podejście samego piłkarza i ogólna degrengolada Manchesteru United. Za każdym razem gdy Martial się rozkręcał, to doznawał jakiegoś urazu - nawet niegroźnego - takiego, który wykluczał go na kilka meczów. To wybijało go z rytmu i dawało poczucie, że nie można zbudować drużyny na takim zawodniku. Oczywiście sam Manchester przestał się dobrze prezentować i drużyna zaczęła zaliczać powolny regres, ale dużo do myślenia dało nieudane wypożyczenie Martiala do Sevilli. Tylko jeden gol przez pół roku potwierdził nam niejako tezę, że problem tkwi też w samym piłkarzu, a nie w klubie, który go wypożycza - zauważa Łaszkiewicz.
Choć już Jose Mourinho myślał nad pozbyciem się go z Old Trafford, później Martial zdołał jeszcze wrócić do wielkiej formy za kadencji Ole Gunnara Solskjaera. Po przejęciu zespołu przez Ralfa Rangnicka to właśnie Francuz stał się jedną z pierwszych ofiar despotycznego Austriaka. Wydawało się jednak, że wypożyczenie do Sevilli akurat może być dla niego ogromną szansą. Julen Lopetegui usilnie szukał tamtej zimy piłkarza, który wzmocni rywalizację w ataku, a Sevilla szykowała się do wiosennej walki na dwóch frontach, w tym w tak uwielbianej na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan Lidze Europy.
- Martial był jednak nieudanym transferem Sevilli. Zaraz po wylądowaniu musiał zmierzyć się z problemami osobistymi. Rozstał się z żoną, co mocno odbiło się na jego psychice i postawie na boisku. Kiedy wreszcie zaczął wchodzić w rytm meczowy, doznał kontuzji w meczu z Realem Madryt, co zbiegło się z kryzysem całej drużyny. Nie jestem w stanie powiedzieć, co musiało się stać, by ta przygoda potoczyła się inaczej, bo wokół Francuza działo się wtedy chyba za wiele wydarzeń, które były dla niego nie do przezwyciężenia - dodaje z kolei w rozmowie z nami Jose Maria Lopez, korespondent Diario AS w Sewilli.
Spodziewany kierunek
Po nieudanym epizodzie w stolicy Andaluzji Martiala uratowały kolejne przetasowania na Old Trafford. Latem 2022 roku zespół przejął Erik ten Hag, który przed podjęciem decyzji ws. przyszłości Francuza, najpierw chciał mu się przyjrzeć w treningu. W dodatku problemy kadrowe United, szczególnie w obsadzeniu środka pola, również sprzyjały koniunkturze Martiala. Tyle tylko, że wtedy znów na poważnie odezwały się problemy zdrowotne, które już wcześniej przeszkadzały mu w rozwinięciu w pełni skrzydeł w Premier League.
- Takich momentów, kiedy wydawało się, że Anthony może się jeszcze przydać na Old Trafford, było kilka. W gruncie rzeczy Manchester United mocno cierpiał na brak typowego napastnika w ostatnich latach, więc ta rola ciągle czekała na Martiala. Ostatnią szansą na przebicie się był początek sezonu 2022/2023. Do klubu przyszedł wtedy Erik Ten Hag i każdy mógł liczyć na nowe rozdanie. Po nieudanym wypożyczeniu do Sevilli, Martial zaliczył nawet bardzo udany okres przygotowawczy w MU, ale przed pierwszą kolejką nabawił się kontuzji. Nawet gdy wskoczył do drużyny na kilka meczów, w których strzelił trzy gole, to zaraz znów był kontuzjowany. To był dla niego już ostatni dzwonek i szansa, której nie wykorzystał - zauważa Łaszkiewicz.
Tamten sezon Martial i tak zakończył jeszcze z jako-takim bilansem dziewięciu goli i trzech asyst we wszystkich rozgrywkach. Ten ubiegły, 2023/24, był już jednak dla niego tragiczny. Zaledwie dwa trafienia (w tym jedno w Pucharze Ligi) i kolejne urazy. Francuz w barwach “Czerwonych Diabłów” po raz ostatni pojawił się na boisku w grudniu ubiegłego roku. Później zdecydował się na operację pachwiny, która wykluczyła go z gry już do końca sezonu. W tym nowym próbuje odbudować się w AEK Ateny. Choć z uwagi na jego CV wybór Grecji w wieku 28 lat na pierwszy rzut oka wygląda zaskakująco, patrząc na ten transfer z nieco innej perspektywy, być może to i słuszna decyzja.
- Grecko-turecki kierunek to było coś, czego można było się spodziewać. Ewentualnie w grę wchodziłaby też pewnie liga saudyjska. Wątpię, żeby Martial mógł wrócić na ten najwyższy poziom, bo zszedł z niego już kilka lat temu. Częstotliwość urazów konsekwentnie wzrastała, a w styczniu tego roku zdecydował się na operację pachwiny. To generuje za dużo znaków zapytania i daje poczucie, że kariera tego piłkarza ma się już ku końcowi - podsumowuje nasz rozmówca.