Co za wjazd do topowej ligi! Wyśmiewana gwiazda błyszczy, Manchester United rozkłada ręce
Kibice Manchesteru United muszą przecierać oczy, widząc jak Brazylijczyk Antony podbija media społecznościowe kolejnymi bramkami w La Lidze. Znowu wracają hasła o przeklętym klubie, z którego wystarczy odejść i nagle życie układa się w całość. 24-latek od początku lutego już trzy razy został wybrany graczem meczu. Real Betis ma teraz jedno wyzwanie: zrobić wszystko, by latem zatrzymać go u siebie na stałe.
Teoretycznie Manchester United mógłby go ściągnąć z wypożyczenia już zaraz, bo takie transakcje mają zapis minimum 28 dni. Real Betis nie ma podpisanej klauzuli wykupu. Płaci 80 procent pensji zawodnika, co jest sporym zaskoczeniem, bo akurat tygodniówka Brazylijczyka do najlżejszych nie należy. Antony od początku jednak mówił, że trafił w idealne środowisko. Dookoła ma przecież m.im. Giovanniego Lo Celso, świetnie rozwijającego się Jesúsa Rodrígueza i Isco. Trenerem jest stary wyga Manuel Pellegrini, a wszystkiemu przyświeca andaluzyjskie słońce. To miła odmiana po ponad dwóch latach deszczów i mroków Manchesteru.
Telefon od Inżyniera
Betis to drużyna, która lubi posiadać piłkę. Jest czwarta w lidze pod względem liczby oddanych strzałów, a wyprzedzają ją tylko Villarreal, Real Madryt i Barcelona. W ostatnim meczu z Realem Sociedad (3:0) imponowała kontrolą i spokojem. Poza tym Pellegrini lubi grać na dwóch wysoko ustawionych skrzydłowych, którzy często grają wyżej niż napastnicy. Antony błyskawicznie odnalazł się na prawej stronie. Zaufał chilijskiemu trenerowi, który wywiązał się z obietnic, gdy jeszcze przed wypożyczeniem dzwonił do niego i przedstawiał zalety szatni Betisu. Opowiadał o kreatywnych piłkarzach i stylu gry, który stara się ich nie ograniczać. Antony miał też ofertę z Villarrealu, ale siła perswazji Pellegriniego odegrała tutaj ogromną rolę.
Antony na razie w Betisie rozegrał cztery spotkania i strzelił trzy gole. Złośliwi od razu przywołują statystyki Manchesteru United, który w tym czasie jako zespół uzbierał ledwie dwa trafienia, czyli mniej od Brazylijczyka. To stały refren, bo ostatnio podobne wyliczenia dotyczyły Scotta McTominaya. Szkot też odszedł z Old Trafford i świetnie odnalazł się w Napoli (szerzej o nim pisaliśmy TUTAJ). Mnóstwo jest graczy, którzy pokazują, że na Manchesterze świat się nie kończy, bo nawet Anthony Martial nagle stał się gwiazdą ligi greckiej. “Czerwone Diabły” same muszą poszukać odpowiedzi, dlaczego przepalają tyle pieniędzy. Nie potrafią wydobyć potencjału z zawodników, którzy za moment jakimś cudem rozkwitają w innych miejscach.
Promyki słońca
Istnieją różne teorie. Jedna mówi, że tacy zawodnicy jak Antony potrzebują nieco więcej “ciepła”. Tego za oknem, ale też tego w szatni ze strony kolegów i trenera. - Bycie szczęśliwym jest dla mnie podstawą. A tutaj ja i moja rodzina jesteśmy szczęśliwi - powiedział piłkarz zaraz po tym, jak strzelił gola w Lidze Konferencji.
Cztery gole w ciągu połowy miesiąca w Betisie wyglądają kosmicznie, gdy zestawi się jego dorobek w Anglii. W pierwszym sezonie miał osiem goli, licząc cztery różne rozgrywki. W drugim ta liczba zmalała do trzech, a jesienią trafił raz. W sumie daje to 12 bramek w ciągu dwóch i pół roku. Dorobek asyst (pięć) też nie powala. A przecież mówimy o graczu, za którego zapłacono 95 mln euro.
Antony stał się symbolem rozrzutności Manchesteru, choć takich symboli jest więcej. Dzisiaj grupa INEOS, która przejęła kontrolę nad klubem, musi sprzątać ten finansowy bajzel - stąd co chwilę informacje o absurdalnych cięciach. Dawny gigant roztapia się na naszych oczach. Jest coraz bardziej zagubiony sportowo i coraz mniej stabilny w finansach. Antony to do dziś drugi najdroższy gracz w historii Manchesteru, po Paulu Pogbie. Co ciekawe, dopiero teraz wypływają różne anonimowe wypowiedzi z klubu o dziwnych negocjacjach, kiedy kupowano Brazylijczyka. Już wtedy panowało przekonanie, że klub przepłaca. Skrzydłowy przed Manchesterem rozegrał dwa niezłe sezony w lidze holenderskiej. Mimo to został 18. najdroższym piłkarzem w historii futbolu.
Biznes Holendrów
W tamtym czasie Manchester United mocno myślał o Raphinhi, który był piłkarzem Leeds. Dopiero Erik ten Hag przekonał władze klubu, że lepszym rozwiązaniem będzie Antony. Znał go przecież z Ajaxu. Inną opcją był Cody Gakpo, który ostatecznie powędrował do Liverpoolu i jest w dobrym momencie swojej kariery. Raphinha też zyskał po transferze do Barcelony, a Antony jako jedyny z tej trójki został na bocznicy. W pewnym momencie grał tak mało, że można było o nim zapomnieć. Przypominany był raczej jako mem - zawodnik od kiwania w miejscu i filmików, w których obraca się na piłce, ale nic z tego nie wynika.
Wśród kibiców Manchesteru rosła tylko irytacja. W tym czasie śmiał się Ajax, który zrobił biznes życia. Dyrektor generalny, Edwin van der Sar, w rozmowie z The Athletic opowiadał, że latem 2022 roku Holendrzy nie chcieli sprzedawać Antony’ego, ale propozycja Manchesteru był tak wysoka, że po prostu musieli się zgodzić.
Spirala beznadziei
Antony w ciągu dwóch i pół roku wiele razy mówił, że będzie walczył o swoją karierę. Zatrudniał prywatnych trenerów. Wrzucał do Internetu fotki, że trenuje nawet w trakcie wakacji. Ale potem dalej tupał w miejscu, a jego pozycji nie polepszyło zatrudnienie Rubena Amorima. Portugalczyk na początku zapowiadał, że “”pomożę Antony’emu stać się graczem, jakim był w przeszłości”. Szybko się jednak z tej deklaracji wycofał - zresztą do dziś miota się w pomysłach i ciągnie zespół w dół. Jego też można podczepić pod tę klątwę: że każdy, kto znajdzie się w tym klubie, wpada w spiralę beznadziei.
Antony na razie korzysta z pozytywnej aury wokół swojej osoby. Świat znowu uwierzył w jego talent, a Betis w tym momencie zajmuje ósme miejsce i być może powalczy nawet o puchary. W tym momencie w klubie więcej zarabia tylko Isco. Hiszpanie poważnie myślą, by latem zatrudnić Brazylijczyka na stałe, choć ten musiałby najpierw pokazać, że nie jest zawodnikiem od jednorazowych błysków. Luty rozbudził apetyt na więcej i dopiero regularne liczby pokażą na co naprawdę stać Antony’ego w La Lidze.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.