Co Lech Poznań zyskał po pięknej przygodzie w Europie? Oto 5 ważnych punktów. "Ogromny kapitał"

Co Lech Poznań zyskał po pięknej przygodzie w Europie? Oto 5 ważnych punktów. "Ogromny kapitał"
Massimo Paolone/LaPresse/SIPA USA/PressFocus
20 meczów w europejskich pucharach w jednym sezonie to niczym dodatkowa runda do rozgrywek ligowych. Bardzo często przy występach polskich drużyn w pucharach nawet zmniejszona dawka tych spotkań o połowę powodowała w klubach turbulencje, mające skutki na kilka kolejnych miesięcy. Teraz Lech dzięki tak długiej europejskiej przygodzie zyskał naprawdę dużo.
Wszystko wskazuje na to, że Lech Poznań sezon PKO Ekstraklasy 2022/23 zakończy w pierwszej czwórce, która gwarantuje start w europejskich pucharach w następnych rozgrywkach. Przy tak świetnym sezonie Rakowa Częstochowa, który pewnym krokiem idzie po mistrzostwo Polski, brak obrony tytułu przez kibiców "Kolejorza" może zostać wybaczony. Oczywiście ze względu na udaną europejską przygodą, gdzie najważniejszym jej końcowym etapem jest słowo: kontynuacja, czyli ponowny awans - w tym wypadku - do Ligi Konferencji Europy.
Dalsza część tekstu pod wideo
W Ekstraklasie tylko mistrz Polski może spróbować gry w Lidze Mistrzów lub Lidze Europy. Kluczem do tego jest przejście I rundy eliminacji Ligi Mistrzów, gdzie zaczyna swoją europejską przygodę najlepszy zespół w naszym kraju. Brak awansu - jak w przypadku Lecha w tym sezonie - powoduje zamknięcie się definitywnie bram i LM i LE. Jednak gra w Lidze Konferencji dla polskich klubów nie jest zła, bo trafia się tam na potencjalnie słabszych rywali niż w Lidze Europy, a pieniądze i możliwość nabicia współczynnika klubowego oraz krajowego UEFA są bardzo podobne.

1. Zbudowany europejski współczynnik

To oprócz pieniędzy jest jednym z największych kapitałów "zarobionych" przez Lecha w Europie. "Kolejorz" do rozgrywek w Lidze Mistrzów przystępował z bardzo słabym współczynnikiem na poziomie 6.0 pkt. Nie pozwolił on na rozstawienie w pierwszej rundzie, stąd - pechowo - lechici trafili na zespół z najwyższym współczynnikiem, czyli Karabach. Rozstrzygnięcie tego dwumeczu każdy pamięta. A przy rozstawieniu można było trafić na mistrzów Macedonii, Gibraltaru czy Islandii (co i tak potem nastąpiło w LKE). Wtedy zabrakło tylko 1 punktu.
Teraz Lech wygraną we Florencji dołożył 2.0 pkt do swojego współczynnika i za cały sezon wynosi on już 19.0 pkt. Na dzisiaj taki współczynnik przy grze Lecha w następnej edycji europejskich pucharów ("Kolejorz" rozpocznie zmagania od II rundy) daje pewne rozstawienie w II i III rundzie LKE, a przy ewentualnym awansie do play-off sprawa będzie się ważyć do ostatnich kolejek w poszczególnych ligach. Aby Lech był rozstawiony również w IV rundzie, to dwie drużyny rozstawione z wyższym współczynnikiem na ten moment musiałby nie zakwalifikować się do europejskich pucharów.
2 zwycięstwa w fazie grupowej LKE - 4,0 pkt

3 remisy w fazie grupowej LKE - 3,0 pkt

awans z grupy z 2. miejsca w LKE - 1,0 pkt

3 zwycięstwa w fazie pucharowej LKE - 6,0 pkt (do rankingu nie wliczały się wyniki meczów w 1/16 finału LKE z norweskim FK Bodø/Glimt)
Łącznie: 14,0 pkt. "Kolejorz" zaczynał rozgrywki z 6,0 pkt. Odchodzi 1 punkt za sezon 2017/18 (ranking tworzony jest na podstawie pięciu ostatnich lat). W tym sezonie Lech zdobył 14,0 pkt, dlatego łącznie wychodzi 19,0.
Przy rozstawieniu Lecha Poznań w IV rundzie i awansie do fazy grupowej "Kolejorz" mógłby liczyć nawet na II koszyk w losowaniu, co teoretycznie zwiększa szansę na wyjście z grupy i trafienie słabszych rywali.

2. Pieniądze

Wracając do poprzedniego akapitu, to jeśli chodzi o finanse to między LM (15,64 mln za awans do grupy) i LE (3,63 mln) jest kolosalna różnica, ale między LE i LKE (2,94 mln euro za awans do grupy) takiej już nie ma. Dzięki sukcesom Lecha - wygranym, remisom i awansom do kolejnych rund - łącznie tylko z samego boiska Lech podniósł 7,67 mln euro, czyli 36 mln zł (dane podane na Twitterze przez Jakuba Szlendaka). To praktycznie 1/3 całego budżetu Lecha. A do tego jeszcze należy doliczyć dni meczowe, szczególnie te na wiosnę, gdzie na dwóch meczach z Djurgardens i Fiorentiną były komplety publiczności i Lech z samego dnia meczowego zarobił ok. 2,5 mln złotych.
To pieniądze pozwalające klubowi nie tylko na spokój i inwestycje, ale i na funkcjonowanie na wysokim poziomie w polskich warunkach. Wielokrotnie się mówiło, że gdy nie ma pieniędzy z Europy, trzeba sprzedawać zawodników, a to powoduje utratę na jakości kadry. W tym wypadku mówimy o sukcesie w Europie i zarobieniu np. na najdroższy kontrakt w ekstraklasie, jaki od władz Lecha otrzymał Mikael Ishak.
Do wcześniejszej kwoty 7,67 mln euro dojdzie tzw. market pool. To pula pieniędzy za wartość rynku telewizyjnego kreowaną przez uczestniczące kluby. Znany jest tylko zarys podziału tych środków (za rankinguefa.pl). Konkretna kwota będzie znana na koniec sezonu Ligi Konferencji Europy, ale tutaj Lech zyska kolejne setki tysięcy euro.

3. Doświadczenie

To mityczne doświadczenie akurat w europejskich pucharach naprawdę ma znaczenie. Szczególnie w fazach play-off przy odrabianiu strat, rotacjach w składzie czy podejściu taktycznym do pierwszego meczu w domu lub na wyjeździe. W końcu do Lecha przyszedł trener, jakiego w Polsce nie ma i pokazał to doświadczenie właśnie na tym polu. I nie mamy tu na myśli tylko umiejętności, ale właśnie liczbę meczów w Europie.
John van den Brom sześć razy kwalifikował się do faz grupowych. Dwa razy z rzędu to była Liga Mistrzów z Anderlechtem (sezony 12/13 i 13/14). Mecz z Fiorentiną był dla niego 69. grą w Europie. Pracując tylko sezon, Holender stał się trenerem, który Lecha prowadził w Europie najczęściej ze wszystkich szkoleniowców w historii klubu. Sam mówi, że to dla niego najlepsza europejska przygoda w jego trenerskiej karierze.
Patrząc po piłkarzach, to przed startem tegorocznych europejskich pucharów tego doświadczenia mogło nieco brakować szczególnie na tak długim dystansie (Lech w czwartek rozegrał 50 mecz w tym sezonie). Mogło się pochwalić tym kilku piłkarzy pamiętających Ligę Europy w wykonaniu Lecha w sezonie 2020/21 (Bednarek, Czerwiński, Satka, Marchwiński, Skóraś, Ishak czy Douglas kilka lat wcześniej). Inni mieli tylko epizody jak Rebocho (6 meczów w Lidze Europy w sezonie 19/20), Karlstrom (piec meczów w kwalifikacjach w różnych latach) czy Ba Loua (9 meczów w kwalifikacjach różnych pucharów). Kilku piłkarzy tego doświadczenia nie miało w ogóle jak Murawski, Salamon czy Pereiera.
Bagaż 20 meczów w Europie było widać w rewanżowym meczu z Fiorentiną czy nawet w starciach ligowych z Legią, czy Widzewem. Lech potrafi się dostosować do intensywności gry w Europie i przenieść to potem na ekstraklasę. Objawia się to między innymi wiarą w odwracanie wyników meczów i swoje umiejętności. To także większa wiara we własne możliwości. To też spory bagaż przed kolejnymi europejskimi pucharami.

4. Promocja klubu i zawodników

Piszemy tutaj głównie o rzeczach policzalnych, jak współczynniki, pieniądze czy liczba meczów w Europie. Jednak często tym niemierzalnym aspektem jest promocja klubu w Europie. Pomijając już fakt, jak bardzo Lecha polubił admin oficjalnego konta Ligi Konferencji Europy, który niezwykle chętnie publikował posty związane z obecnym jeszcze mistrzem Polski. Pewnie ze względu na zasięgi generowane przez polskich fanów.
Widać to także po wzrostach w obserwacjach w Social Mediach Lecha Poznań.
Mamy tu na myśli promocję także samych piłkarzy. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Michał Skóraś, którego świetna forma i liczby zostały dostrzeżone przez silniejsze kluby, ale też podbiły cenę za piłkarza. W piątek Sebastian Staszewski i Tomasz Włodarczyk informowali o tym, że negocjacje pomiędzy Lechem a Club Brugge są na ostatniej prostej. Kwota na stole robi wrażenie, bo to praktycznie tyle, ile Lech zarobił w Europie. Gdyby nie postawa Michała na boiskach we Florencji czy Walencji, jesteśmy pewni, że ta kwota byłaby o 2-3 mln euro niższa.
A zyskali też inni zawodnicy, bo w notesach skautów na pewno pojawiły się nazwiska Marchwińskiego (dwa ważne gole w obu meczach z Djurgardens) czy Szymczaka (gol z Hapoelem Beer-Szewa). Takie występy - nie ma się co oszukiwać - ważą więcej niż cotygodniowe kolejki ligowe. Pozostali piłkarze także zanotowali spory wzrost w swojej wartości.
Nie mówiąc już o zainteresowaniu wokół klubu. Cała piłkarska Polska patrzyła na to, jak w czwartki radzi sobie Lech. Dzięki sukcesom w ostatnich dwóch sezonach udało się pozyskać nowego sponsora strategicznego, który musiał zapłacić zdecydowanie więcej niż firma STS, żeby być na przodzie koszulki "Kolejorza" w następnych latach. I głównym powodem takiego stanu rzeczy nie jest inflacja.

5. Nowych... kibiców

Może brzmi to dziwnie, ale niech każdy z Was sobie przypomni, czy pucharowe emocje związane z polskimi drużynami nie zapadają najbardziej w pamięć? Czy nie potrafilibyście wymienić kilku czołowych zawodników ze składów Wisły Kraków walczącej z Parmą, czy Schalke? Groclinu Grodzisk Wlkp. z meczów z City czy Bordeaux? Legii Warszawa w starciach z Realem czy Borussią Dortmund? No i oczywiście Lecha w pojedynkach z Austrią Wiedeń, City Juventusem czy teraz z Villarrealem?
Przy Bułgarskiej podczas 10 meczów w europejskich pucharach łącznie na trybunach pojawiło się ponad 200 tysięcy kibiców. Do Poznania przybywali oni z całej Polski. Mecze domowe Lecha były pokazywane w otwartej telewizji. Te przeżycia - na stadionie czy nawet przed telewizorem - potrafią zapalić w młodych kibicach miłość do danego klubu, a i w starszych wyzwolić sympatię do polskiej drużyny walczącej z rywalem z innego kraju.
Tej roli europejskich pucharów nie można bagatelizować, bo polska piłka nożna potrzebuje sukcesów, żeby był stały dopływ kibiców generujących zainteresowanie, a nie odpływ ze względu na sporą konkurencję w segmencie rozgrywka. A polska piłka nie zawsze ją daje.

Przeczytaj również