Cichy lider Realu Madryt. Potrafi wszystko, znów dał koncert. "Niezastąpiony"

Cichy lider Realu Madryt. Potrafi wszystko, znów dał koncert. "Niezastąpiony"
Cordon Press / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski05 Mar · 07:00
Klasowy pomocnik, specjalista od pięknych goli, obrońca nie do przejścia. Każdy zespół chciałby mieć taki zestaw piłkarzy. W Realu Madryt wszystkie te role spełnia jeden człowiek. Fede Valverde.
We wtorek Real Madryt wykonał naprawdę spory krok w kierunku awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. “Królewscy” po raz kolejny na europejskiej scenie pokazali Atletico miejsce w szeregu, wygrywając 2:1. Z kilku powodów wieczór ten musiał być wyjątkowy dla Fede Valverde. Urugwajczyk zanotował 300. spotkanie w barwach “Los Blancos”. I swój jubileusz uczcił w najlepszy możliwy sposób. Rozegrał mecz ocierający się o perfekcję na wielu płaszczyznach. Na początku rywalizacji pięknym podaniem uruchomił Rodrygo, który następnie trafił do siatki. Później wielokrotnie zatrzymywał Samuela Lino czy Antoine’a Griezmanna. Dokładał sporo w kreacji i destrukcji. Zawsze był tam, gdzie akurat najmocniej potrzebował go zespół.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Valverde zrobił akcję bramkową i uchronił przed stratą dwóch. I to jeszcze prosto z przychodni - pisał na gorąco Marcin Gazda z Eleven Sports. - Co za podanie Valverde. Gdyby to był piłkarski golf, to trafiłby idealnie w dołek. Nie dało się tego lepiej wycyrklować - wtórował Tomasz Urban.

Zmęczenie materiału

Valverde od dłuższego czasu pozostaje kluczowym elementem Realu. Przed derbami miał w nogach 40 meczów w tym sezonie, z czego aż 33 w pełnym wymiarze czasowym. Kiedy tylko mógł, Carlo Ancelotti stawiał na zawodnika, który wypełniał dosłownie każdą lukę w składzie. Rozgrywki rozpoczął na swojej nominalnej pozycji, czyli w środku pola. Tam sprawdzał się zarówno jako “ósemka” ustawiona bliżej bramki rywala, jak i “szóstka" odpowiedzialna za rozegranie piłki z głębi pola. Już i tak szeroki wachlarz pozycji wszechstronnego Urugwajczyka musiał jeszcze ulec powiększeniu.
Poważna kontuzja Daniego Carvajala i mierna forma Lucasa Vazqueza sprawiły, że Fede został przesunięty na bok obrony. I tam znów radził sobie bez najmniejszego zarzutu. W dwumeczu z Manchesterem City nie pozwolił na nic Philowi Fodenowi, Savinho czy Omarowi Marmoushowi. Zabetonował prawą flankę, postawił szlaban i zakaz wjazdu. Problem w tym, że regularna gra po 90 minut na najwyższej możliwej intensywności, w końcu odbiła się czkawką. Pod koniec lutego organizm 26-latka odmówił posłuszeństwa, przez co przegapił spotkania z Gironą, Realem Sociedad i Betisem.
Absencja była szczególnie dotkliwa na Estadio Benito Villamarin, gdzie mistrzowie Hiszpanii zasłużenie polegli 1:2. Vazquez zaprezentował się wówczas bardzo mizernie, prawa strona Realu przeciekała, co konsekwentnie wykorzystywali Isco i Jesus Rodriguez. Po ostatnim gwizdku Carlo Ancelotti publicznie stwierdził, że Real nie pokona żadnego rywala, jeśli będzie grał tak, jak z Betisem. Włoch wiedział jednocześnie, że nie ma wielkiego pola manewru pod kątem zmian personalnych w składzie. Dani Ceballos pozostaje kontuzjowany, a Jude Bellingham musiał pauzować za kartki zarówno przeciwko “Verdiblancos”, jak i Atletico. Jedynym wzmocnieniem mógł zostać Valverde, którego występ w derbach stał pod znakiem zapytania.
- W niedzielę Fede trenował indywidualne i miał dobre odczucia. Dziś wróci do zajęć z całą drużyną. Po treningu podejmiemy decyzję, czy zagra - powiedział Ancelotti na poniedziałkowej konferencji.

Koncert

Valverde finalnie znalazł się w wyjściowym składzie na mecz z podopiecznymi Simeone. Dziennikarze stacji Cope informowali jednak, że 26-latek teoretycznie nie jest w pełni gotowy do gry. Nie zdążył bowiem wyleczyć naderwania mięśnia dwugłowego uda. Z “Atleti” mógł wystąpić jedynie dzięki środkom przeciwbólowym. Pół żartem, pół serio, nie wiemy, co konkretnie zażył Urugwajczyk, ale chyba był to specyfik na miarę soku z gumijagód, który dodał magicznych mocy. Efekty okazały się piorunujące.
Nominalny pomocnik zaczął hitowe starcie w Lidze Mistrzów od asysty, a później rósł z każdą kolejną minutą. Kiedy w pierwszej połowie Real chwilowo wyhamował, to wychowanek Penarolu wybił piłkę sprzed linii bramkowej, uniemożliwiając Lino strzelenie gola. Na początku drugiej odsłony kapitalnie zaasekurował Asencio, przerywając dobrze zapowiadającą się akcję Griezmanna. W sumie w ciągu 82 minut zaliczył 64 celne podania, dwie wykreowane szanse, cztery przechwyty, jeden drybling i trzy skuteczne przerzuty. To był prawdziwy recital.
- Fede potrzebował zaledwie kilkudziesięciu sekund, aby dać jasno do zrozumienia, że nie zamierza grać "na blokadzie", nie chce się zatrzymywać. Posłał wspaniałą asystę do Rodrygo, w kolejnych akcjach był szybki i uważny. Jego działania w obronie były równie ważne, co udział przy strzelonym golu - zachwycała się Marca. - Bez przerwy biega i robi różnicę. Odkąd zaczął grać na prawej stronie, robi to jeszcze lepiej. Kapitan i fundamentalna postać - ocenił AS. - Cudowna asysta Valverde. Potwierdził, że jest kluczowym zawodnikiem Realu. Jego obecność w składzie do samego końca była niepewna, ale wrócił i udowodnił, że jest niezastąpiony - dodał Miguel Casado z El Desmarque.

Sokół Millennium

Valverde rozegrał w Realu 300 spotkań, wygrał z zespołem 14 trofeów. Ma dopiero 26 lat, a już w poszczególnych spotkaniach pełni funkcję kapitana. Ewidentnie sprawdza się w roli lidera tak na boisku, jak i poza nim. Gdy tylko dopisuje mu zdrowie, po prostu musi grać. Nieważne, czy w drugiej linii, czy jako prawy obrońca. Znając tego piłkarza, pewnie znakomicie poradziłby sobie nawet jako stoper lub środkowy napastnik. Jeśli Ancelottiemu brakuje piłkarza w jakimś sektorze, wystarczy, że pośle tam “ósemkę”.
Poprzedniego lata Valverde odziedziczył numer po Tonim Kroosie, co jeszcze dodało mu pewności siebie. Wcześniej wielokrotnie podkreślał bowiem, że Niemiec to jego największy piłkarski idol. W trakcie kilku lat wspólnej gry weteran zdążył nauczyć młodszego kolegę kilku sztuczek. Dziś Fede, nawet będąc ustawionym w obronie, umie kreować grę, co potwierdził z Atletico. W derbach posłał siódmą asystę w tym sezonie, wyrównując swój najlepszy wynik od momentu przeniesienia się na Bernabeu. A podkreślmy, że większy udział w rozegraniu w żaden sposób nie ograniczył jego smykałki do zdobywania bramek i to tych wyjątkowej urody. Kiedy pojawia się okazja, wciąż potrafi sam wziąć sprawy w swoje nogi. Strzela, asystuje, broni, rozgrywa. Po prostu robi wszystko.
Wracasz po kontuzji. Musisz grać na środkach przeciwbólowych. Zostajesz wystawiony na nienaturalnej dla siebie pozycji. Ilu piłkarzy mogłoby poradzić sobie z takim zestawem niedogodności? I to nie w meczu ligowym, których jest 38 w sezonie. W prestiżowych derbach, mając na względzie ogromną stawkę w postaci awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Przy maksymalnej presji i spektakularnej jakości po stronie konkurentów.
Fede Valverde nie przejął się okolicznościami, ponieważ zdaje się być do tego przyzwyczajony. Niezależnie od skali trudności, on po prostu robi swoje. Gra na topowym poziomie, łata dosłownie każdą dziurę w składzie i prowadzi Real do kolejnych zwycięstw. Nie przez przypadek jego przydomek to “El Halcon”. “Sokół” rozwinął skrzydła i chce wylądować w najlepszej ósemce Champions League.

Przeczytaj również