Cichy lider Realu Madryt. "Carlo Ancelotti potrzebowałby trzech takich piłkarzy"
Nie strzela goli, nie notuje asyst i nie zawsze jest wystarczająco chwalony. Jednak to właśnie od jego nazwiska Carlo Ancelotti często zaczyna komponowanie składu. W rzeczywistości włoski trener potrzebowałby trzech piłkarzy o identycznej charakterystyce. Tak dobry jest Eduardo Camavinga.
Stare porzekadło mówi, że jeśli coś (ktoś) jest do wszystkiego, to tak naprawdę jest do niczego. W futbolu też znajdziemy przypadki tzw. zapchajdziur, czyli zawodników, którzy na żadnej pozycji nie są szczególnie wybitni, jednak w każdym sektorze prezentują wymagane minimum. Zupełnie innym przypadkiem jest Eduardo Camavinga. Francuz nie tylko potrafi wystąpić w różnych rolach, ale w dodatku robi to na spektakularnie wysokim poziomie. Kiedy trzeba, jest rasową “ósemką”, innym razem sprawdza się jako defensywny pomocnik, a w awaryjnych przypadkach bryluje w bloku obronnym. Gdyby biotechnologia pozwoliła klonować ludzi, “Królewscy” mogliby oprzeć na tym piłkarzu 1/3 swojego składu.
Eksperyment, który poszedł za daleko
Jeszcze rok temu właściwie nikt nie mógł przeczuwać, że Eduardo Camavinga odnajdzie się jako lewy obrońca. Jedynie dość niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że miał on okazję zadebiutować w tym sektorze boiska. Stało się to w ostatniej kolejce fazy grupowej mistrzostw świata. Francja miała już zapewniony awans, zatem Didier Deschamps chciał dać odpocząć Theo Hernandezowi. Sęk w tym, że zawodnik AC Milanu nie miał już nominalnego zmiennika, ponieważ wcześniej jego brat, Lucas, doznał poważnej kontuzji. Selekcjoner “Trójkolorowych” zdecydował się na eksperymentalne ustawienie z “Camą” na boku obrony. Pomysł ten początkowo nie przypadł do gustu gronu ekspertów.
- Camavinga na lewej obronie? A dlaczego nie wystawić tam fizjoterapeuty? On nie może grać na tej pozycji w meczu mistrzostw świata. To niepoważne - grzmiał wówczas były piłkarz Rolland Courbis na antenie "RMC Sport".
Przywoływany mecz z Tunezją zakończył się zaskakującą porażką Francji 0:1. O dziwo, jednym z niewielu pozytywów tego spotkania był właśnie występ Camavingi na nietypowej dla siebie pozycji. Wychowanek Rennes grał uważnie w obronie, wygrał wiele pojedynków i wywiązał się ze swoich obowiązków bez większych zarzutów. W fazie pucharowej mundialu Deschamps już nie majstrował przy defensywie, ale jego decyzja prawdopodobnie naznaczyła dalsze losy 20-latka w Realu Madryt.
Po powrocie do klubu Camavinga zaczął być regularnie wystawiany na lewej obronie. Carlo Ancelotti musiał znaleźć nowe rozwiązanie, ponieważ Ferland Mendy zmagał się wówczas z problemami zdrowotnymi, a uniwersalny Nacho Fernandez musiał łatać inne luki w składzie. O ile wspomniany występ z Tunezją był dobry, o tyle kolejne mecze Francuza w nowej roli zasługiwały na jeszcze okazalsze epitety. Prezentował on się tak, jakby był wręcz stworzony do rywalizacji przy linii bocznej. Jego współpraca z Viniciusem Juniorem owocowała kolejnymi zwycięstwami Realu Madryt. W pewnym momencie już nikt nie pamiętał o tym, że Mendy ma w ogóle wrócić do gry. “Cama” w kilka tygodni dokonał więcej niż jego starszy rodak przez parę sezonów. Apogeum stanowił perfekcyjny popis w El Clasico na Camp Nou. 20-latek kompletnie wyłączył z gry Raphinhę, zabetonował dostęp do bramki Thibaut Courtois i pomógł swojej drużynie odnieść efektowne zwycięstwo 4:0. Barcelona zatańczyła wtedy tak, jak zagrał zawodnik Realu z numerem 12.
- Eduardo Camavinga rozwija się, grając na lewej obronie, przesuwa swoje limity. Jest bardzo młody, więc wciąż musi dojrzeć, jeśli chodzi o pewne taktyczne aspekty, ale pod kątem technicznym nie ma już nic więcej do nauczenia, a fizycznie wygląda tak, jakby miał silnik Ferrari, nie Cinquecento - stwierdził Ancelotti w trakcie poprzedniego sezonu.
Oczywiście Camavinga nie zawsze był perfekcyjny jako LO. Skupiając się na negatywach, można odkurzyć w zakamarkach pamięci choćby jego słabiutki mecz z Manchesterem City w półfinale Ligi Mistrzów. Wtedy Bernardo Silva udzielił młodszemu rywalowi poważnej lekcji futbolu. Na tle skrzydłowego "Obywateli" widać było, że Francuz ma przed sobą wiele do nauki. To jednak normalne, że gracz w tym wieku miewa wahania formy. Patrząc holistycznie, liczba dobrych występów "Camy" mimo wszystko przewyższa momenty słabości.
Nie chcę, ale muszę?
Zmiana pozycji pozwoliła Camavindze ugruntować swoją pozycję w pierwszym składzie Realu. W drugiej linii bardzo często jego minuty były ograniczone ze względu na konieczność rywalizacji z Tonim Kroosem, Luką Modriciem czy Fede Valverde. W rundzie jesiennej poprzedniego sezonu Francuz ani razu nie zagrał pełnych 90 minut w meczu ligowym. Z kolei na wiosnę aż dziesięć razy występował od deski do deski. Jedyny problem polega na tym, że sam zawodnik niezbyt chętnie podchodził do tematu definitywnej transformacji w bocznego obrońcę.
- Najważniejszą rzeczą jest pomoc drużynie. Wystąpię tam, gdzie oczekuje tego trener. Ale nie, lewa obrona to wciąż nie moja pozycja. Nie będę ukrywał, że wolę grać jako pomocnik - przyznał kilka miesięcy temu Camavinga na antenie "CANAL+". - Wszyscy wiedzą, że nie lubię grać jako lewy obrońca. Myślę jednak przede wszystkim o drużynie. Jeśli trzeba, to wystąpię tam, gdzie najbardziej mogę pomóc zespołowi - to już jego słowa z niedawnej konferencji prasowej przed starciem z Unionem Berlin.
W trakcie letniego okienka wydawało się, że włodarze “Królewskich” przychylą się do woli wicemistrza świata. Do klubu ponownie trafił Fran Garcia, który w Rayo Vallecano wyrósł na jednego z czołowych piłkarzy na swojej pozycji. Dodatkowo w znaczny sposób ograniczono liczbę minut Luki Modricia i Toniego Kroosa. Na początku sezonu obaj weterani musieli z wysokości ławki przyglądać się poczynaniom młodszych kolegów. Trzon drugiej linii mieli stanowić Aurelien Tchouameni, Fede Valverde, Jude Bellingham i właśnie Camavinga.
- Eduardo jest pomocnikiem z ogromną jakością. Naszym planem jest wystawiać go w roli defensywnego pomocnika lub "ósemki", ale nie bocznego obrońcy. Grał jako lewy defensor ze względu na kontuzję Ferlanda Mendy'ego. Skoro teraz mamy Ferlanda i Frana Garcię, to "Cama" nie będzie tam grał - tłumaczył przed sezonem Ancelotti cytowany przez dziennik "AS".
Pierwotny plan Włocha zdawał się funkcjonować bez zarzutu. Powtórne przesunięcie Camavingi do środka pola nie wpłynęło negatywnie na prezentowany przez niego poziom. Z Athletikiem zagrał dobrze, z Celtą bardzo dobrze, a na tle Las Palmas wyglądał jak gracz z innej planety. Teoretycznie Francuz nie dał żadnego powodu, aby ponownie rzucać go w inny sektor boiska. Znów kluczowe okazały się jednak potrzeby zespołu, które górują nad indywidualnym ambicjami poszczególnych zawodników.
Todocampista
W ostatniej kolejce Camavinga ponownie stał się częścią czwórki obrońców. Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że spisał się wprost perfekcyjnie. Z Gironą wygrał aż 15 pojedynków, wywalczył cztery rzuty wolne i podawał ze średnią skutecznością 98%. Był to zdecydowanie najlepszy występ bocznego defensora Realu w tym sezonie. I właśnie dlatego Francuz najprawdopodobniej będzie musiał nadal grać na niepreferowanej przez siebie pozycji. Nie chodzi bowiem o to, jak prezentuje się jako pomocnik. Problem stanowi postawa Ferlanda Mendy’ego i Frana Garcii, czyli nominalnych lewych obrońców. Nie są oni filarami, na których można zbudować coś trwałego. Ten pierwszy od wielu sezonów więcej czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na murawie. Z kolei zawodnik ściągnięty z Rayo nie potrafi ustabilizować formy. Często z nim na murawie jest więcej wiatru i chaosu niż realnego pożytku. Początek rozgrywek niestety uwidocznił wiele braków wychowanka “Los Blancos”. Nic dziwnego, że Ancelotti w końcu powrócił do sprawdzonego rozwiązania.
- Camavinga znowu na lewej obronie? Wystawiliśmy go tam, ponieważ Ferland Mendy nie grał od prawie miesiąca. Myśleliśmy o Franie Garcii, ale woleliśmy Camavingę, który ze względu na swoją charakterystykę może lepiej pomóc w pressingu po stracie piłki. Dziś spisał się bardzo dobrze - powiedział Ancelotti po sobotnim zwycięstwie z Gironą.
W najbliższych tygodniach trener madrytczyków wielokrotnie stanie przed trudnym wyborem dotyczącym Camavingi. W idealnym świecie Włoch mógłby wystawić jednego Francuza na lewej obronie, drugiego w środku pola, a trzeci byłby pierwszym rezerwowym do wniesienia impulsu. Jako że jest to niemożliwe, wicemistrz świata będzie musiał operować tam, gdzie akurat przyda się największa pomoc.
Real Madryt może jedynie cieszyć się, że ma w swoich szeregach takiego piłkarza. W wieku 20 lat Camavinga zebrał już 108 występów dla “Los Blancos” i można być pewnym, że ta liczba ulegnie zwielokrotnieniu. Przy czym nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeśli Francuz w pewnym momencie będzie miał po 100 meczów jako lewy obrońca, defensywny pomocnik i wyżej ustawiony rozgrywający. Zawsze pojawi się tam, gdzie “Królewscy” najbardziej go potrzebują. Właśnie dlatego jest zawodnikiem tak unikatowym w skali świata.