Ich awans do LK był sensacją, w kraju wygrywają wszystko. Polak legendą klubu
W Walii nie mają konkurentów. Wygrywają wszystko jak leci. Ale w sierpniu przydarzyło się coś więcej. Awans do fazy ligowej Ligi Konferencji Europy. Pierwszy taki przypadek w historii klubu z tego kraju. Ta zabawa zaczyna się od dzisiaj i The New Saints są na to gotowi.
Granicę walijsko-angielską opisuje się na mapie jedynie formalnie. Jako fizyczna - nie istnieje w Zjednoczonym Królestwie lub nie ma większego znaczenia, ani geograficznie, ani politycznie, ani też społecznie. Ale sportowo? Jak najbardziej. Na linii oddzielającej dwa kraje Wielkiej Brytanii narodził się klub z dwóch ościennych, przylegających do siebie miasteczek: walijskiego Llansantffraid i angielskiego Oswestry Town. To teren The New Saints, sensacyjnego uczestnika fazy ligowej Ligi Konferencji Europy sezonu 2024/25.
Odwiedzali Polskę
Pierwszym kontaktem 16-krotnych mistrzów Walii w Lidze Konferencji będzie zachęcający wyjazd do Florencji. Starcie z ekipą z Serie A ma stanowić wyraźny kontrast do ligowej szarzyzny i potyczki z ostatniej niedzieli, z Briton Ferry. Ale już wcześniej mieli okazję zebrać lekcję od dużo silniejszych. TNS był pierwszym teamem, który wystąpił na obecnym Etihad Stadium w 2003 roku (jeszcze pod nazwą Total Network Solutions) przeciwko Manchesterowi City, mierzył się również z Liverpoolem, zarówno w kwalifikacjach do Pucharu UEFA, jak i Ligi Mistrzów. Łatwo się domyślić, jakie mogły padać wyniki (podpowiedź: wysokie i nie na korzyść naszych bohaterów).
TNS ścierał się również z polskimi ekipami. W historii istnienia klubu mieliśmy aż cztery dwumecze z Walijczykami. Wyspiarzom udało się nawet raz zremisować, w sezonie 1996/97 z Ruchem Chorzów w eliminacjach do jednej z ostatnich edycji Pucharu Zdobywców Pucharu. Żona prezesa mówiła wtedy, że to największa historia w tym miasteczku od czasu, gdy baran powiesił się na siatce bramki.
Tydzień później, według relacji najstarszych kibiców, cztery samochody z fanami wyjechały na wyprawę swojego życia na Śląsk, ale dojechały tylko trzy, bo jednej grupie “zwędzono” paszporty w szwajcarskim hotelu. Bardziej prawdopodobne, że zgubili je pływając po pijaku w Jeziorze Genewskim. A co do samego meczu, naszych przyjaciół z Cymru, położyły, wybaczcie koszarowy żart, dwa Bąki. Dokładnie Arkadiusz i Mirosław, którzy strzelili cztery z pięciu goli.
Potem zbierali cięgi od Polonii Warszawa i Amiki Wronki, a dziesięć lat temu potrafili postawić się Legii w drugiej rundzie kwalifikacji do Champions League. Ta przegrywała nawet we Wrexham po dwunastu minutach, ale w drugiej połowie zdołała trzy razy pokonać bramkarza TNS . W rewanżu do zwycięstwa wystarczył gol Wladimera Dwaliszwiliego. Piękne czasy.
Wszystkie te spotkania zostały zachowane w formie cennych artefaktów. Zdjęcia piłkarzy ustawiających się przeciwko City zdobią ściany jedynego korytarza budynku The New Saints, a w centralnym miejscu wisi fotografia pokazująca uścisk dłoni ówczesnego kapitana z Jamie Carragherem. Trochę dalej flaga Legii, nie skradziona, a przekazana przez ultrasów “Wojskowych”. Czuć tu historię krótką, ale nie mniej klimatyczną. Futbol jest żywy.
Na pierwszy ogień
Na drugiej przeszkodzie w drodze do Europy Walijczycy potykali się najczęściej, aż do obecnego sezonu. Pewną niespodziankę sprawili już eliminując mistrzów Kosowa, potem planowo odpadli z gry o Ligę Mistrzów, przegrywając z Ferencvarosem Budapeszt, a z Ligi Europy minimalnie ulegając mistrzowi Mołdawii, Petrocubowi Hincesti (0:0 i 0:1). Ale by marzyć o europejskich wieczorach jesienią, trzeba było przejść jeszcze jednego rywala. Udało się. Ich ofiarą stał się znany kibicom Jagiellonii Białystok litewski FK Poniewież. Zadecydowała wyjazdowa wygrana 3:0.
- Nie zdarzyło się wcześniej, by walijska drużyna grała w Europie aż do świąt Bożego Narodzenia - cieszył się po ostatnim gwizdku Mike Harris, entuzjastyczny właściciel The New Saints. I od razu przeszedł do kwestii pieniędzy. - Warto zauważyć, że przepaść w finansach jest tak duża, że pensja zawodnika z Anglii mogłaby prawdopodobnie wystarczyć na utrzymanie całej ligi walijskiej przez jeden sezon. Niech to pokaże, jaki osiągnęliśmy sukces - chełpił się Harris.
The Times, robiąc reportaż o walijskim Kopciuszku, zasięgnął języka u zwykłych pracowników TNS. John Lumley, który pracuje od siedmiu lat jako kierowca klubowego autokaru, uważa, że większa radość niż po ostatnim meczu wybuchła, gdy oglądali losowanie fazy ligowej. I za każdym razem, gdy pokazywano kolejnego rywala Walijczyków, wszyscy skakali jak opętani. - To było absolutnie poje***e - powiedział Lumley z wielkim bananem na twarzy.
A potem sztab sportowy z jednym trenerem i jednym asystentem zaczął analizować zespół Fiorentiny. Robin Gosens - 22 występy w niemieckiej kadrze. David De Gea? Legenda bramki Manchesteru United i reprezentacji Hiszpanii. Moise Kean i Cristiano Biraghi. Również z występami w swoich drużynach narodowych. Po każdym wyczytanym nazwiskiem przez Chrisa Sargeanta w salce konferencyjnej przechodził szmer. W czwartek wyjdą na nich piłkarze bez większej przeszłości. Najlepszy, napastnik Declan McManus, ma na koncie cztery występy w szkockiej młodzieżówce (dziesięć lat temu) i paręnaście w szkockiej Premiership. To wszystko.
Jest też i kolejny mocny polski akcent. Adrian Cieślewicz od dekady reprezentuje TNS, wcześniej strzelał w najlepszym farerskim klubie B36 Torshavn i angielskich teamach niższych lig. Rozmawia z dziennikarzami z zauważalną nutką akcentu scouse, używanym w okolicach Liverpoolu. Kibicuje Manchesterowi United, chociaż… pierwsze piłkarskie kroki stawiał w akademii Manchesteru City. To stamtąd ruszył w objazd po wyspach.
- Czuć tutaj wielkie, potężne podekscytowanie. I to idzie od każdego pracownika drużyny. Jestem tu od tylu lat i zawsze wierzyłem, że uda się dotrzeć do tego punktu gry w Europie. Wreszcie to zrobiliśmy - mówił dla The Times.
Bez czarteru
Fiorentina nie będzie oczywiście ostatnią przygodą Wyspiarzy. Wybiorą się też na wycieczkę do słoweńskiego Celje i do Dublina, a to przecież rzut beretem, aby zmierzyć się z Shamrock Rovers. Z kolei we Wrexham (skromny obiekt Park Hall w Oswestry nie nadaje się do organizacji nawet meczów LKE) Walijczycy będą gościli szwedzkie Djurgardens, Panathinaikos i Astanę. Skromny sztab podzielił się obowiązkami, jeździ po Europie obserwując przeciwników (jest na to budżet!) i obecnie szuka taśm wideo z meczami Kazachów (może powinni zgłosić się do działaczy Legii?).
Skala jakości rywali nie spędza jednak snu z powiek trenera Craiga Harrisona. Europejskie puchary traktuje jak fajną przygodę, teraz nieco dłuższą niż zwykle, gdy kończyli rozgrywki w lipcu, najdalej na początku sierpnia. To dumny klub, hegemon w swoim kraju. O zawodnikach z Llansantffraid i Oswestry było głośno, gdy pobili 44-letni rekord Ajaksu Amsterdam w liczbie ligowych zwycięstw z rzędu. W 2016 roku dobili do 27 wygranych, a wynik ten został poprawiony dopiero w marcu tego roku przez saudyjski Al-Hilal.
Z największym budżetem w lidze (porównywanym mniej więcej do polskiego pierwszoligowca) sukces na krajowym podwórku to coś, co uważa się tutaj za pewnik. Teraz trzeba się wziąć za barki z firmami poza zasięgiem finansowym i sportowym rzecz jasna. Do Włoch polecieli zwykłym komercyjnym samolotem tanich linii najpierw do znanego Polakom lotniska w Bergamo, aby potem przesiąść się do pociągu zmierzającego do Florencji. Powrót w piątek będzie wyglądał tak samo. W jakich nastrojach? Bez względu na wynik powinni być zadowoleni. Do końca roku napiszą najwspanialszą opowieść w historii walijskiego futbolu.